Pogrążające zeznanie

 


 



Zebrane dowody były przytłaczające. Świadkowie widzieli Walkera z Plattem w barach i hotelach w hrabstwie Devon 10 lipca i wcześniej. Ich zeznania ostro kontrastowały ze słowami Walkera - przecież zapewniał córkę, ze ostatni raz widział Platta w czerwcu, kiedy ten wyjeżdżał do Francji.

Mieli wiele dowodów, a ten ostatni był pogrążający. Potwierdzał bowiem teorię, że Albert Walker działał z premedytacją - planował morderstwo Ronalda Platta.

Potrzebował nowej tożsamości. Nazwisko Davis, pod którym występował, miało niewystarczającą przykrywkę - poza metryką Davisa nie miał innych dokumentów. Ronald Platt był szansą na nowe życie. Gdy wrócił do Anglii, Walkerowi ziemia zaczęła palić się pod nogami.

Teraz największym zagrożeniem były dla niego zeznania Sheeny.

Siedzący samotnie w więziennej celi Walker zdawał sobie sprawę z tego zagrożenia. W niedzielę 2 lutego 1997 roku zadzwonił do córki, która wróciła do Kanady i mieszkała z matką. Prosił, by zmieniła zeznanie i oświadczyła, że wiedziała, iż Ronald jest w Devon.

Niedługo potem Sheena również zadzwoniła za ocean - do policji hrabstwa Devon. Poinformowała o telefonie ojca i namawianiu do zmiany zeznań.

24 marca na wstępnym przesłuchaniu sąd miał ocenić, czy materiał dowodowy wystarcza dla wszczęcia procesu. Walker wszedł na salę, wyglądał jak prawnik w ciemnym garniturze, krawacie i niebieskiej koszuli. Szpakowate włosy miał starannie ostrzyżone. Wyglądał elegancko i gdyby nie kajdanki, czarująco.

Oskarżenie malowało obraz wyrachowanego, ściganego w Kanadzie człowieka, który namówił Platta do wyjazdu za granicę i potem ukradł mu tożsamość. Kiedy Ron Platt wrócił do Anglii, Walker przestraszył się dekonspiracji. Postanowił więc go zamordować. Kupił kotwicę, wypłynął z Plattem w morze, uderzeniem pozbawił go przytomności, przywiązał do paska kotwicę i wyrzucił go za burtę. Ale popełnił dwa kardynalne błędy: zostawił na ręce ofiary zegarek, który pomógł ustalić jej nazwisko, oraz "zapisał" w GPS datę, czas i pozycję łodzi.

Obrona Alberta Walkera wnioskowała o oddalenie sprawy. Jego adwokat twierdził, że oskarżenie nie ma wystarczających dowodów. Podkreślał, że bez naocznego świadka nie można udowodnić, że Platt został zamordowany. Równie dobrze mógł popełnić samobójstwo. Nie ma też dowodu, że kotwica z domu Patricii Johnson to ta sama, którą z morza wyciągnął John Copik. Tak jak nie ma dowodu, że to tę kotwicę Albert Walker kupił 8 lipca 1996 roku. Fabryka wyprodukowała ich tysiące, ta zarekwirowana mogła być jedną z nich.

Dowodził również, że oskarżyciel nie może udowodnić, że Platta zamordowano, a nawet jeżeli tak - to nie ma dowodu, że na łodzi Walkera. A nawet jeśli tak - to nie ma dowodu, że Walker był na niej wtedy.

Adwokat twierdził, że nie można określić dnia i godziny śmierci. Wskazówki zegarka zatrzymały się 22 lipca na godzinie 11.35, ale przed południem czy nocą? Nawet oskarżenie przyznaje, że ostatni raz Platta i Walkera widziano razem 10 lipca. Ronald zginął jakieś 10 dni później.

Jednak sędziego nie przekonała argumentacja adwokata.
- Uważam zebrane dowody za wystarczające do rozpoczęcia procesu - zadecydował.


Rozprawę w sądzie wyznaczono na 22 czerwca 1998 roku. Dowody były przytłaczające.

Albert Walker nie umiał wyjaśnić, co stało się z kotwicą, którą kupił 8 lipca. Nie potrafił też wytłumaczyć, dlaczego system GPS na pokładzie Lady jane zarejestrował taką datę, godzinę i pozycję. A także - dlaczego używał prawa jazdy Platta, jego metryki i kont bankowych. Nie był też w stanie wiarygodnie wytłumaczyć, gdzie był w nocy 20 lipca.

Przytłaczające były zeznania "Noel" - Sheeny Walker, które ukazywały prawdziwe oblicze jej ojca: wyrafinowanego oszusta, gotowego zrobić wszystko dla ratowania własnej skóry.

Rano 6 lipca 1998 roku sędzia Neil Butterfield instruował sędziów przysięgłych. Omówił zasady prawa i przedstawione dowody.
- Pamiętajcie też o zdrowym rozsądku i waszym życiowym doświadczeniu.

Przysięgli wyszli o godzinie 13. Gdy po 2 godzinach wrócili, Walkerowi polecono wstać i odwrócić się w stronę ławy przysięgłych.
- Stwierdzamy, że oskarżony jest winny - ogłoszono.

Walker stał wyprostowany, zamrugał tylko, jakby niewyraźnie widział. Nie pozwolono mu usiąść, musiał jeszcze wysłuchać sędziego.
- Było to morderstwo z premedytacją, popełnione, by usunąć osobę, którą wykorzystał pan wcześniej do własnych egoistycznych celów - po wiedział sędzia Butterfield i pochwalił policję za wzorową pracę.

Kończąc, skierował spojrzenie na mordercę.
- Oskarżony może usiąść.

Usiadł na długo. Posiedzi całe życie. Albert Johnson Walker karę dożywocia odbywa w Long Lartin więzieniu o najostrzejszym rygorze w Anglii.




Tłumaczenie: GRZEGORZ GORTAT
Źródło: Reader's Digest Marzec 2000

 

Kim jest David Davies?

 


 



Sincoca frapowalo jeszcze coś. Był pewny, że David Walliss Davis, chociaż uparcie twierdził, że tak się nazywa, ma inne nazwisko. Policja znalazła tylko jednego Davida Wallissa Davisa. Mężczyzna ten urodził się w Wielkiej Brytanii i w 1949 roku, jeszcze jako dziecko, wyjechał w nieznanym kierunku.

Kim zatem był człowiek, który utrzymywał, że urodził się w Anglii, skończył literaturę angielską na uniwersytecie w Edynburgu, był bankierem w USA, Szwajcarii i Anglii, a wreszcie na emeryturze został psychoterapeutą? Żaden z tych elementów życiorysu nie znajdował potwierdzenia.

Sincock wyznaczył dwóch policjantów do sprawdzenia każdego skrawka dokumentu z Chelmsford.
Z komputerowej bazy danych wyciągnął nazwy państw, które przewijały się w tej sprawie. Następnie przygotował komunikat ze zdjęciem i odciskami palców Davisa. Przekazł go Interpolowi do rozprowadzenia w Kanadzie, Szwajcarii, Włoszech i Francji.

W piątek 22 listopada Krajowe Biuro Kryminalistyczne otrzymało wiadomość ze szwajcarskiego biura Interpolu. Szwajcarzy informowali, że David W Davis jest bardzo podobny do człowieka z listy najbardziej poszukiwanych przez Interpol przestępców - urodzonego w Kanadzie oszusta Alberta Johnsona Walkera.

Wiadomość tę przyjęto w Devon z owacją. Wyglądało na to, że złapali naprawdę grubą rybę.

Śledztwo w sprawie morderstwa się posuwało. Policja ustaliła, że Davis naprawdę nazywa się Walker. Ten finansista przed sześciu laty uciekł z Kanady. Zabrał ze sobą córkę Sheenę - występującą później jako Noel -- oraz pieniądze klientów. To tę gotówkę prała nieświadomie Elaine Boyes.

W sumie Albert Walker naciągnął swoich klientów na ponad 2 min dolarów. 700 tysięcy przeniósł na konta w bankach europejskich, z sumy tej pobrał 475 tysięcy dolarów.

A co z prawdziwym Davidem W. Davisem? Ustalono, że mieszka w Kanadzie i zetknął się z Walke-rem, gdy potrzebował pomocy w uzyskaniu kredytu. To wtedy oszust wyłudził od niego metrykę.

9 grudnia 1996 roku Davis znalazł się w więzieniu pod prawdziwym nazwiskiem - Albert Walker.





Tłumaczenie: GRZEGORZ GORTAT
Źródło: Reader's Digest Marzec 2000


 

Coraz więcej dowodów

 



Sincock ze swoimi ludźmi pracował dzień i noc. Wysłał odciski palców Davisa do USA, aby sprawdzić, czy nie jest tam poszukiwany. Łódź Davisa Lady Jane została zarekwirowana, zajęli się nią specjaliści z laboratorium kryminalistyki.

Policja analizowała zapisy prywatnych rozmów telefonicznych Davisa. Informacje wprowadzano do bazy komputerowej, dzięki temu każdy z pracujących nad sprawą policjantów miał dostęp do wszystkich szczegółów.

Jak podejrzewał Phil Sincock, dom Davisa w Chelmsford zawierał pełno intrygujących rzeczy. Gospodarz był prawdziwym chomikiem. Wyglądało na to, że każdy karteluszek, który trafił kiedykolwiek w jego ręce był pieczołowicie przechowywany. Znaleźli pisma banków, prawników, korespondencję, nawet stare bilety kolejowe.

Najstarsze zapiski miały ledwie 6 lat. Davis wyglądał więc na człowieka, któremu brak przeszłości. Nie brakło mu jednak pieniędzy. W pudełkach, dyplomatkach i walizach znaleźli prawdziwą fortunę w funtach i frankach szwajcarskich.

Wśród papierów leżał długi rachunek z 8 lipca ze sklepu ze sprzętem sportowym. Była na nim wymieniona 4,5-kilogramowa kotwica. Policjanci nie potrafili ocenić, czy ten rachunek okaże się ważny, dołączyli go do pliku innych papierów. Zebrali już tyle dowodów, że 4 listopada Davida Davisa formalnie oskarżono o zamordowanie Ronalda Josepha Platta. Noel zwolniono.

W śledztwie brało już udział prawie 70 policjantów. Nowe poszlaki prowadziły ich w kolejne miejsca. W ośrodku, w którym Davis pracował jako konsultant-terapeuta, odkryli 5 sztabek złota. W pewnym magazynie znaleźli znowu pieniądze, złoto oraz urządzenie do nawigacji satelitarnej GPS - Global Positioning System. Rewizja w drugim magazynie ujawniła komplet waliz z osobistymi rzeczami Platta.

Sincock wysłał także dwóch swoich ludzi do Johna Copika, który wyłowił ciało. Rybak jeszcze raz opowiedział o wydarzeniach z 1996 roku. Tym razem wspomniał o tym, że kolega wziął sobie kotwicę, która wplątała się w sieci. Policjanci spojrzeli po sobie.
- Kotwicę?
- Tak, kotwicę.

Kiedy zabrano już ciało, Copik z synem zaczęli szorować pokład. Wtedy ich znajomy rybak Derek Meredith zauważył, że w sieć zaplątana jest nieduża kotwica. "Potrzebna ci?" - spytał Copika. - "Nie. Chcesz, to bierz".

Zaintrygowani policjanci poszli nowym śladem.
- Kotwicę oddałem swojej dziewczynie. Sądzę, że zaniosła ją na giełdę staroci - powiedział Meredith.

Tego samego dnia w południe policjanci zapukali do domu Patricii Johnson. Owszem, chciała sprzedać kotwicę, lecz się nie udało. Pokazała im ją i okazało się, że kotwica dokładnie odpowiada opisowi tej, którą David Davis kupił 8 lipca w sklepie sportowym.

W tym samym czasie eksperci medycyny sądowej posypywali proszkiem łódź Davisa - szukali odcisków palców. Nie do wiary, nie znaleźli nawet jednego. Przyszło więc im do głowy, by dokładniej obejrzeć firmową torbę sklepu sportowego, która była na łodzi. Znaleźli na niej odciski palców Ronalda Josepha Platta.

Znaleźli coś więcej: krew. Trzy mikroskopijne krople na zwiniętych żaglach, a na poduszkach włos z fragmentem tkanki skóry z głowy. Badania wykazały, że mogły pochodzić z ciała Platta.

Specjaliści badali także GPS - zestaw do nawigacji znaleziony w jednym z magazynów. Od producenta dowiedzieli się, że ten model zachowuje w pamięci ostatnią oznaczoną pozycję geograficzną. Kiedy odczytano dane, okazało się, że ostatni pomiar zrobiono w dniu, w którym mógł umrzeć Platt (datę jego śmierci określono w przybliżeniu) - 20 lipca 1996 roku o godzinie 20.59. Łódź znajdowała się wtedy nieco ponad 6 km od miejsca wyłowienia ciała.

Nadal nie było dowodu, że wtedy na łodzi znajdował się Davis. Dopiero Noel przypomniała sobie, że 20 lipca jej ojciec oznajmił, że dziś sam wypłynie. Noel z dziećmi została w wynajętym letnim domku.

Stwierdziła, że David Davis tylko dwa razy wypływał sam w morze. Za pierwszym razem wrócił przed godziną 18. Jednak 20 lipca zjawił się dużo później. Noel przygotowała kolację, potem oglądała telewizję. Ojciec na pewno nie wrócił przed godziną 21.

O tej godzinie czyjaś ręka wyłączyła GPS na Lady Jane. Było to 4 km od brzegu, kwadrans przed zachodem słońca. Przy tej odległości i oświetleniu żeglarz nie potrzebował już GPS. Doskonale widział drogę do portu.

Noel mówiła, że gdy ojciec wrócił "był brudny i potargany".

Na 25 listopada zaplanowano drugą obdukcję zwłok. Wtedy pojawił się nowy szczegół: siniak na lewej nodze, tuż nad kolanem. Do leżącego na stole ciała, wzdłuż lewego boku przyłożono 4,5-kilogramową ocynkowaną kotwicę, podobną do tej, którą zabrano z domu Patricii Johnson. Oba siniaki -- nowy i wcześniej odkryty na lewym biodrze - odpowiadały kształtom kotwicy.

Phil Sincock wysłał kotwicę i pasek Platta do zakładu medycyny sądowej. U podstawy kotwicy znaleziono fragmenty włókien, podobnych do tych, jakie spotyka się w wyrobach skórzanych.

Zauważono również, że około 27 cm od sprzączki na pasku jest kilka zadrapań ze śladami cynku, takiego, jaki pokrywał kotwicę.

To potwierdzało teorię, że ktoś obciążył pasek Platta kotwicą, żeby ciało nie wypłynęło na powierzchnię.

Liczba dowodów łączących Davisa ze zbrodnią wciąż rosła.





Tłumaczenie: GRZEGORZ GORTAT
Źródło: Reader's Digest Marzec 2000



 

Aresztowanie i rewizja

 



 



Pod koniec października 1996 roku komendant Sincock i jego ludzie mieli już sporo materiału obciążającego Davida Davisa, na przykład dokumenty z autentycznym podpisem Platta.

W porównaniu z nimi niektóre podpisy przedkładane przez Davisa wyglądały podejrzanie. Sincock był przekonany, że to co mają, wystarczy na udowodnienie co najmniej malwersacji. Gdyby tylko mógł dostać się do domu Davisa w Chelmsford... Czuł, że znajdzie tam cenniejszy materiał. Rewizję zaplanował na 31 października.

Dzień wcześniej Clenahan wydobył dokumentację od operatora sieci komórkowej. Wykazywała jednoznacznie, że miedzy 7 a 23 lipca Davis często przeprowadzał rozmowy z hrabstwa Devon. Świadczyło to o obecności Davisa w okolicy, gdzie znaleziono ciało Platta i w przybliżonym czasie jego śmierci.

Policja uznała, że ma podejrzanego o morderstwo. Następny krok to zebranie tak mocnych dowodów, by przekonały sąd.

Wczesnym rankiem 31 października radiowozy zajęły pozycje wokół domu Davisa w Chelmsford. Policja czekała na sygnał do wejścia, gdy o godzinie 10 na wąską uliczkę wjechała taksówka. Na fotelu obok kierowcy siedział David Davis.

Dwa radiowozy ruszyły szybko za taksówką. Błysnęły policyjne koguty, jedno auto wyprzedziło taksówkę, oficer dał znak do zatrzymania.

Kierowca opuścił szybę. Z drugiej strony też podszedł policjant.
- Wysiadaj! - krzyknął do Davisa. Davis wysiadł z rękami podniesionymi do góry.
- Przodem do wozu, nachylić się! polecono mu natychmiast.

Davis z szeroko rozstawionymi nogami, z rozpostartymi rękami, prawie leżał na masce wozu. Dwaj policjanci przeszukali go i założyli mu kajdanki. Podszedł do nich mężczyzna ubrany po cywilnemu.
- Dzień dobry,panie Davis. Pamięta mnie pan?
- Oczywiście. O co tu chodzi?
- Aresztuję pana. Jest pan podejrzany o zamordowanie Ronalda Jo-sepha Platta - powiedział Redman i poinformował Davisa o przysługujących mu prawach.

W komisariacie policjanci znaleźli przy podejrzanym metrykę Davida W. Davisa, wejściówki do klubu sportowego i muzeum na to samo nazwisko, kartę kredytową na nazwisko Platta oraz wizytówki Jamesa J. Hiltona zamieszkałego w Genewie. Zatem nowa tożsamość.

Czy są też i inne? Kim jest czlowiek, którego aresztowałem? - zastanawiał się Sincock. Na przesłuchaniu Davis odmawiał odpowiedzi.
- Chcę rozmawiać z adwokatem - powtarzał.

W tym samym czasie aresztowano w domu Noel Davis. W komisariacie kazano jej opróżnić kieszenie i torebkę. Wyjęła dokumenty wystawione na Elaine Boyes: książeczkę czekową, karty kredytowe, legitymację ubezpieczenia zdrowotnego i rachunek telefoniczny.

Miała też męski portfel, a w nim metrykę Ronalda Platta.

Z początku Noel uparcie powtarzała wersję, która wyglądała na starannie przećwiczoną: jest Amerykanką, męża poznała, bo był przyjacielem jej ojca. Pytano ją raz, drugi, trzeci. Wreszcie wyznała prawdę: David Davis jest jej ojcem.

Opowiadała, jak po wyjeździe Platta i Elaine do Kanady podszywali się pod nich. Przeprowadzili się do hrabstwa Devon i tam urodziła pierwsze z dwojga dzieci. To z tego powodu ojciec zaproponował, by przedstawiali się jako małżeństwo.

Noel twierdziła, że prawdziwego Ronalda Platta ostatni raz widziała podczas kolacji w Boże Narodzenie 1995 roku. Nie miała pojęcia, że w lipcu pojechał do Devon. Dopiero teraz się dowiedziała, że nie żyje.


 




Tłumaczenie: GRZEGORZ GORTAT
Źródło: Reader's Digest Marzec 2000


 

Zimne przyjęcie

 


 



Elaine Boyes większość życia spędziła w łagodnym klimacie zielonej Anglii. Kanada w lutym była cierpką zapowiedzią tego, co czeka ją w nowym kraju. Miasto Calgary nie było wcale tak otwarte i przyjazne, jakie Platt zapamiętał je z dzieciństwa. Wydawało się ciemne i zimne.

Oboje nie mieli pracy, musieli więc szukać taniego mieszkania. W końcu znaleźli małe lokum w suterenie. W nocy budził ich huk ciężarówek, które pędziły pobliską autostradą.

Zadzwonił Davis i pytał, jak się urządzili. Platt przyznał, że nie wiedzie im się najlepiej.
- Dajcie sobie trochę czasu. Kanada to wspaniały kraj - podtrzymywał ich na duchu.

Mijały dni. Ronald coraz częściej zapadał w ponure milczenie. Jego przygnębienie udzieliło się Elaine. Była zadowolona, że ma powrotny bilet do Anglii.

W lipcu jej siostra wychodziła za mąż i postanowiła, że jeżeli do tego czasu sytuacja się nie poprawi, wróci do kraju na stałe.

Nadeszło lato i poleciała do Anglii. Na ślubie siostry spotkała Davisa i oznajmiła mu, że nie wraca do Kanady.
- Dlaczego? - pytał.
- To było okropne. Ronald nie ma pracy. Ja nawet nie rozglądałam się za robotą, bo nie mogłam załatwić dokumentów. Roń wpadł w depresję. Nie mogłam tam wytrzymać. Nie wracam.
- Ale co z Ronem? Elaine, on cię potrzebuje. Z tego, co mówisz, wygląda, że on naprawdę się stara. Kiedyś mu się uda - zapewniał Davis, ale ona milczała. - Myślę, że powinnaś dać mu jeszcze jedną szansę - radził.

Elaine nie zmieniła zdania.

Po przeszło półtora roku, w marcu 1995 roku, Davis otrzymał list z wiadomością, że Ronald Joseph Platt wraca do Anglii. Próbował utrzymywać się z różnych dorywczych prac, ale ma tego dosyć.

Wiosną zjawił się w Anglii i Davis znalazł mu robotę pod Londynem. Kiedy jednak Ron stracił tę pracę oznajmił, że chce się przenieść do Chelmsford, żeby być bliżej Davisa. Pół roku później nie żył.



Tłumaczenie: GRZEGORZ GORTAT
Źródło: Reader's Digest Marzec 2000


 

Wymarzona Kanada

 


 



Elaine Boyes miała silną motywację, żeby co do joty wypełniać instrukcje Davisa. Hojność pryncypała znacznie przekroczyła obietnice. Nie tylko płacił jej 50 procent więcej niż dostawała w poprzedniej pracy, ale również pomógł jej i Plattowi kupić eleganckie 3-pokojowe mieszkanie. "Pan D", jak nazywał go Platt, pożyczył im na to prawie 100 tysięcy dolarów.

Davis i Platt byli mniej więcej w tym samym wieku i się zaprzyjaźnili. Davis wynajął dla Platta lokal na prowadzenie usług i wprowadził go do swojej firmy naprawy sprzętu rtv. Pożyczył mu nawet 23 tysiące dolarów na rozkręcenie interesu.

W rozmowie z Clenahanem pani Boyes przyznała, że jej praca bynajmniej nie była uciążliwa. David Davis wysyłał ją do Francji, Włoch lub Szwajcarii, by obejrzała aukcję antyków lub jakąś posiadłość. W czasie tych wyjazdów wpłacała także pieniądze na różne konta, które zakładała na swoje nazwisko. To była część sposobów Davisa na unikanie płacenia alimentów.

W 1991 i 1992 roku wszystko szło gładko. Elaine wracała do domu z europejskich wojaży, a tydzień później otrzymywała pocztą potwierdzenie bankowej wpłaty. Potem przelewała część tej sumy na konto firmy.

Raptem pod koniec 1992 roku usłyszała od Davisa, że musi zwrócić pieniądze, które jej pożyczył na kupno mieszkania. Tłumaczył się "trudnościami z przepływem gotówki".
- Ale chyba da się spłatę jakoś rozłożyć? - spytała.
- Niestety, nie widzę takiej możliwości- odparł.

Ton głosu wskazywał, że rozmowa jest skończona. Elaine i Roń wystawili mieszkanie na sprzedaż.

Kilka tygodni później David Davis oznajmił, że nie może już płacić czynszu za punkt napraw. Platt będzie musiał radzić sobie sam.

Niespodziewanie w dzień Bożego Narodzenia 1992 roku pojawiły się widoki na to, wszystko się zmieni. Davis zaprosił oboje na kolację i wręczył im kartę, na której wypisał: "Dwa bilety lotnicze do Kanady. Ważne do końca lutego".
- Czas Roń, żebyś razem z Elaine zrealizował swoje marzenie - oświadczył uroczyście.

Podziękowali mu gorąco, ale Elaine poprosiła Davisa, żeby sprezentował jej również bilet powrotny - tak na wszelki wypadek. W zamian Davis poprosił o ostatnią przysługę. Będzie teraz musiał sam prowadzić firmę i potrzebuje dyskretnego dostępu do pieniędzy. Czy mogliby zrobić dla niego wzory swych podpisów?

Prośba wydała się uzasadniona. Zgodzili się. 11 lutego 1993 roku Elaine Boyes wystawiła Davisowi notarialne pełnomocnictwo, by mógł dokończyć sprzedaży mieszkania. Dokument dawał mu prawo - wyliczała policjantowi Elaine Boyes - do "wpłat i wypłat pieniędzy, podpisywania się zamiast mnie, do odbioru korespondencji i uogólniając - wszelkich działań w moim imieniu".

Używając swego daru przekonywania, Davis nakłonił Platta, by zostawił odpis metryki i prawa jazdy.

22 lutego 1993 roku odbyła się uroczysta kolacja pożegnalna.
- Jutro o tej porze będę już na miejscu. Jadę do domu - powiedział Platt, spoglądając na swego rolexa.


 




Tłumaczenie: GRZEGORZ GORTAT
Źródło: Reader's Digest Marzec 2000



 

Owocna znajomość

 


 



O Jezu! - jęknął Clenahan po wysłuchaniu opowieści aspiranta.

Odłożył słuchawkę i poszedł prosto do pokoju komendanta.
- Chodzi o Davisa, tego gościa z Chelmsford, który nam pomógł przy sprawie Platta. Sąsiedzi znają go pod innym nazwiskiem. Ich zdaniem facet nazywa się Ronald Platt.

Dodał jeszcze jedno: Davis gdzieś tu obok, w hrabstwie Devon, trzyma łódź. Dziwny zbieg okoliczności, czy może?

I wtedy śmierć Platta przestała być prostym wypadkiem. Nazajutrz Sincock zwołał naradę. Nakazał wzięcie pod lupę domu Davida i jego mieszkańców oraz przejrzenie dokumentów w miejscowych urzędach, wyciągów bankowych, a także wykazów rozmów telefonicznych.

Clenahan odszukał Elaine Boyes, dawną dziewczynę Platta. W okularach, skromnie ubrana, wyglądała na ufną i pogodną osobę. Clenahan pokazał jej zdjęcie grzbietu dłoni z tatuażem w kształcie liścia klonu.

Wstrząśnięta Elaine potwierdziła, że to Platt.

Clenahan wspomniał, że policja o wypadku zawiadomiła też Davisa.
- Od kiedy on wie o śmierci Ronalda? - spytała nagle kobieta.
- Od jakichś dwóch miesięcy.

Elaine Boyes zesztywniała. Stwierdziła, że rozmawiała z Davisem ledwie tydzień temu. Gdy spytała go o Platta, powiedział, że ostatnie wiadomości ma z czerwca, gdy odprowadzał go na prom do Francji.

Wciąż zszokowana wiadomością o śmierci Ronalda opowiadała o ich wspólnym życiu i o tym, jak zaprzyjaźniła się z Davidem Dayisem.

Było to latem 1990 roku. Miała wtedy 31 lat i pracowała jako recepcjonistka w domu aukcyjnym w Harrogate, 360 km na północ od Londynu. Pewnego dnia wszedł tam klient i w tym samym momencie zadzwonił telefon. Elaine odebrała go, potem przyjęła kilka następnych rozmów, jednocześnie odpowiadając na pytania innych recepcjonistów. Od czasu do czasu spoglądała z przepraszającym uśmiechem na cierpliwie czekającego mężczyznę.
- Czym mogę służyć? - spytała wreszcie.
- Obserwowałem panią. Cały czas ktoś się tu kręci, wciąż ktoś o coś pyta, telefon dzwoni bez przerwy, a pani jest dla wszystkich miła. Potrzebny mi ktoś taki.
- Słucham?
- Chcę otworzyć niewielką galerię, już od jakiegoś czasu rozglądam się po Wielkiej Brytanii. Wkrótce przeniosę się tu z Ameryki na stałe. Dam pani wysoką pensję. Będzie pani mogła podróżować, może nawet wybierzemy się na szkolenie do Londynu do domu aukcyjnego Sotheby's. Na pewno jednak pracując tutaj już dużo pani umie.
- Nie tyle, ile bym chciała - odpowiedziała podekscytowana.
- Mógłbym panią nauczyć prowadzenia biznesu. Dobrze by się nam pracowało, jestem pewny.
- Nawet mnie pan nie zna.
-- David Davis - przedstawił się, wyciągając z uśmiechem rękę.
- Elaine Boyes - odparła, podając mu dłoń. - Miło mi pana poznać, ale nie myślę o zmianie pracy. To by było szaleństwo. Obiecałam chłopakowi, że zgodzę się na przeprowadzkę do Kanady. Tam się wychowywał i mówi tylko o wyjeździe. To jego wielkie marzenie.
- Cóż, trudno winić mężczyznę za to, że ściga swe marzenia. Urodził się w Kanadzie? - David pytał troskliwym ojcowskim tonem.
- Nie. Jego ojciec był tam nauczycielem. Wyjechali z Wielkiej Brytanii, kiedy Ron miał jakieś 10 lat. Ronald wrócił w 1963 roku. Zaciągnął się do wojska i tam zdobył zawód elektronika. Jak tylko zbierzemy pieniądze, jedziemy do Kanady.
- Elaine, mogę ci zaproponować tyle pieniędzy, że po roku oboje będzie mogli polecieć - powiedział Davis, ściszając głos do szeptu.

Nie przekonał jej, ale obiecała, że zastanowi się nad propozycją. Drugi raz spotkali się dopiero w lutym, wtedy Davis poznał jej chłopaka - Ronalda Platta. Elaine zdecydowała się przyjąć ofertę Davida Davisa.

W kwietniu została asystentką i sekretarką w nowej firmie Davisa handlującej współczesnymi dziełami sztuki i antykami. Była jedynym pełnomocnikiem szefa, upoważnił ją do zakładania kont w banku, składania depozytów i wypłat w jego imieniu.

Mniej więcej w tym czasie Davis zwierzył się jej z "tragedii", jaką było jego pierwsze małżeństwo. Była żona w USA ściga go za alimenty, dlatego przeprowadził się do Anglii. Noel, jego córka, postanowiła wyjechać z nim. Dlatego tak ważne jest, żeby jego nazwisko nie pojawiło się na żadnym dokumencie. Zachowanie tajemnicy było najważniejsze.

David Davis poprosił również Platta, by figurował w zarządzie firmy, nie brał pensji, ale miał takie same pełnomocnictwa jak Elaine Boyes. Miało to być zabezpieczenie. Zapewniał:
- Tak na wszelki wypadek, gdyby coś ci się przytrafiło, Elaine. Oczywiście, nic się nie przytrafi. To normalna praktyka w interesach.



Tłumaczenie: GRZEGORZ GORTAT
Źródło: Reader's Digest Marzec 2000


 

Nie to nazwisko

 


 



Sinock cieszył się opinią świetnego oficera dochodzeniowego. Pierwszy raz usłyszała o nim cała Wielka Brytania w 1990 roku. Zajął się wtedy sprawą morderstwa, która przez 10 lat była nierozwiązana i udowodnił, że sprawcą jest przestępca, który siedzi już w więzieniu za porwanie. Policjant wykazał się ogromnym talentem śledczym i zadziwiającą wiedzą, zwłaszcza jak na osobę bez wyższego wykształcenia.

Sincock zrezygnował z nauki i poszedł pracować w kopalni cyny. Później, gdy rodzinie zaczęło się nieco lepiej powodzić i ojciec dostał pracę na cywilnym stanowisku w policji, Phil poszedł w jego ślady. Jako 19-latek włożył mundur, później awansował do wydziału spraw kryminalnych. Szybko wyrobił sobie opinię zdolnego policjanta. Był też znany jako wymagający szef.

Na razie nie wyglądało na to, by jego detektywistyczny talent był potrzebny do sprawy Platta. Zakwalifikowano ją do wypadków, a dzięki informacjom od Davida Davisa była bliska zamknięcia. Wojskowa karta stomatologiczna rozwiała wszelkie wątpliwości - topielcem jest Platt. Potem policja skontaktowała się z bratem ofiary.
- To na pewno Ronald - potwierdził i wyjaśnił, że tatuaż na prawej dłoni nie przedstawia gwiazdy, lecz liść klonu - symbol Kanady. Ronald Platt wychował się w Kanadzie i kochał ten kraj.

Brat dostarczył też kilku innych przydatnych informacji: Ron miał dziewczynę - Elaine Boyes. Byli ze sobą, rozstawali się i znów schodzili. Trwało to ponad 12 lat. Przed trzema laty rozstali się ostatecznie.

Był już październik 1996 roku - od czasu znalezienia topielca upłynęło dwa i pół miesiąca. Najwyższy czas, żeby teczka Platta spoczęła w archiwum, a jego ciało w grobie.

Zostało więc tylko jedno pytanie: w jaki sposób Platt znalazł się na dnie morza?

Wydawało się, że jedynym przyjacielem zmarłego jest David Davis. Clenahan chciał z nim porozmawiać, ale jakoś nie mógł go złapać pod numerem komórkowego telefonu. Zatelefonował więc do Chelmsford do aspiranta Redmana i spytał go, czy mógłby pójść do domu Davisa i poprosić go o skontaktowanie się z nim?

14 października - ubrany po cywilnemu Redman pojechał pod wskazany adres. Stały tam cztery domy: dwa miały na furtkach tabliczki z nazwą. Jednak żaden nie nazywał się Little London Farm. Zostały mu więc dwa budynki.

Szansę trafienia mam pół na pół - myślał Redman, pukając do drzwi. Otworzył mu starszy jegomość.
- Przepraszam, że pana niepokoję. Czy to może Little London Farm? - Nie, mój dom nazywa się inaczej - odpowiedział gospodarz, wyszedł na ganek i wskazał sąsiedni budynek. - Tam jest dom, którego pan szuka.
- Dziękuję bardzo - powiedział Redman i zaczął iść we wskazanym kierunku.
Jednak tknęło go, że nie zaszkodzi się upewnić. Odwrócił się więc.
- Tam mieszka David Davis, tak?
- Drogi chłopcze, znowu jesteś w błędzie. Nie znam żadnego Davisa. Tam mieszka Ronald Platt - odparł starszy pan.
- Ronald Platt? -- powtórzył osłupiały Redman.
- No właśnie. Z żoną Noel i dwójką dzieci.
- Może mi pan opisać, j ak pan Platt wygląda? Chyba dano mi zły adres.
- Amerykanin, tak około 50 lat. Towarzyski, sympatyczny, ciemne włosy, broda. To emerytowany bankier z Nowego Jorku. Platt spędza dużo czasu w hrabstwie Devon na swojej łodzi.

To dokładny rysopis Davisa, uznał Redman, ale ukrył zdziwienie.
- No tak, najwyraźniej pomyliłem adres - powiedział, podziękował starszemu panu i szybko wrócił do samochodu.

Musiał pojechać do swojego biura i natychmiast zadzwonić do komisariatu w Devon.
- Coś tu śmierdzi - oznajmił bez zbytnich wstępów, kiedy Clenahan podniósł słuchawkę.




Tłumaczenie: GRZEGORZ GORTAT
Źródło: Reader's Digest Marzec 2000


 

Znane numery

 


 



Mijały dni, a śledztwo nie posunęło się nawet o krok. 31 lipca ktoś wpadł na pomysł, że przecież każdy zegarek marki Rolex ma wybity numer seryjny, więc warto zapytać producenta.

Robin Little zatelefonował do brytyjskiej filii Rolexa.

Pracownica biura Carol Hyland potwierdziła, że od 1905 roku każdy zegarek Rolexa ma na kopercie swój numer. Dzięki niemu informacje o wszystkich naprawach trafiają do centralnego rejestru i firma ma dodatkową kontrolę jakości całej produkcji.

Little wysunął zegarek z plastikowej torebki i obejrzał: nie było żadnego numeru. Sądził więc, że ma podróbkę.
- Nie. Numer jest na boku koperty, tam, gdzie styka się z nią bransoleta. Żeby go zobaczyć, musi pan wyjąć teleskopy, te maleńkie bolce przytrzymujące pasek - tłumaczyła Carol Hyland.

Małą igłą Little ostrożnie zdjął bransoletę. Zobaczył z boku numer: 1544402.

By odtworzyć historię napraw tego zegarka, eksperci Rolexa musieli go zobaczyć. Little otrzymał zgodę i wysłał im zegarek. Po kilku dniach Carol Hyland oddzwoniła. Według zapisów archiwum zegarek dwa razy był oddawany do przeglądu, było to w latach 80. Zajmował się nim wtedy autoryzowany punkt sprzedaży w Harrogate.

Clenahan zadzwonił do Harrogate i poprosił tamtejszą policję o sprawdzenie danych: Ronald Joseph Platt urodzony 22 marca 1945 roku. Okazało się, że przeprowadził się pod Londyn do Chelmsford.

Clenahan zadzwonił więc na policję w Chelmsford. Zebraniem informacji zajął się aspirant Peter Redman, który zdobył istotną wiadomość: właściciel domu nadal ma kartkę z nazwiskiem i numerem telefonu komórkowego osoby, która wystawiała referencje Plattowi. Był to David Davis.

Clenahan od razu tam zadzwonił.
- Pan David Davis?
- Zgadza się.
- Czy to pan dał referencje Ronaldowi Plattowi, gdy on wynajmował mieszkanie?
- Tak, ale kto mówi?
- Policjant Ian Clenahan z okręgu Devon. Był jakiś wypadek na morzu, znaleziono ciało mężczyzny. Sądzimy, że to pański przyjaciel Ronald Platt.
- O, Boże! Jesteście pewni?
- Raczej tak, ale to nie jest sprawa na telefon. Czy mógłby pan pójść na najbliższy komisariat? Tam spiszą protokół z tego, co pan wie.
- Naturalnie.

22 sierpnia elegancki mężczyzna z ciemną brodą wszedł do komisariatu w Chelmsford. Miał 185 cm wzrostu, pociągłą twarz z mocno zarysowanym podbródkiem i błyszczące piwne oczy. Zachowywał się swobodnie. Przedstawił się jako David Davis. Przyjął go sympatyczny, pucołowaty aspirant Redman.
- Pan znał Josepha Platta? - zapytał na wstępie.
- Tak, od kilku lat. To mój przyjaciel. Pokrewna dusza, naprawdę. Z tego, co wiem, wyjechał do Francji, chciał tam założyć firmę - mówił Davis, skubiąc w zamyśleniu brodę.
- Kiedy widział go pan po raz ostatni?
- Chyba w czerwcu.
- Zostawił adres ?
- Nie, czekałem na wiadomość od niego - wyjaśnił i dodał, że Platt przed wyjazdem załatwił, by cała korespondencja przychodziła na adres Davisa w Chelmsford.

Davis opowiadał, że Platt miał dwóch braci. Nie znał ich adresu. Powiedział również, że Platt służył kiedyś w wojsku.

Nareszcie wiemy coś konkretnego - pomyślał Clenahan. Dobrze się złożyło, że trafili na Davisa. Przy odrobinie szczęścia można będzie szybko zamknąć sprawę. Zależało mu na tym zwłaszcza teraz, kiedy komendantem policji w Devon został Phil Sincock.




Tłumaczenie: GRZEGORZ GORTAT
Źródło: Reader's Digest Marzec 2000


 

Przerażająca zawartość sieci

 

 


 



Wczesnym niedzielnym porankiem 28 lipca 1996 roku John Copik i jego syn Craig wypłynęli trawlerem z Brixham w południowej Anglii. Na morzu zarzucili sieć i holowali ją za sobą.

Po dwóch godzinach wciągnęli ją na pokład. Połów był mizerny, znów zarzucili sieć. Po kilku godzinach wyciągnęli - znów prawie nic. Uznali, że do trzech razy sztuka. Około godziny 15 byli niecałe 10 kilometrów od brzegu i po raz ostatni wyciągali sieć.

Ledwo wynurzyła się z wody, wiedzieli, że tym razem los się do nich uśmiechnął. Była pękata od ryb, w środku tkwił jakiś wyjątkowo duży okaz. Pewnie morswin - pomyślał Copik.

Gdy podciągnęli sznury wyżej, John zobaczył coś, co sprawiło, że ciarki przeszły mu po plecach. Miał przed sobą twarz człowieka; jego usta były lekko otwarte.

Ojciec i syn wciągnęli sieć na pokład i rozwiązali od spodu. Z lawiną ryb na pokład spłynęło ciało mężczyzny. Copik przez radio zawiadomił straż przybrzeżną. Kiedy zawijał do portu, już z daleka widział policyjne auto. Wśród czekających funkcjonariuszy był oficer dochodzeniowy Ian Clenahan.

Młody policjant, który pracował tutaj od niedawna, nachylił się i obejrzał ciało. Topielec był ubrany. Clenahan zobaczył dużą ciętą ranę w tyle głowy, a na prawej ręce ofiary zegarek marki Rolex z nierdzewnej stali.

Następnego dnia Robin Little z biura koronera patrzył, jak patolog rozbiera zwłoki. Każdą część ubrania chowano do osobnej plastikowej torby: brązowe skórzane półbuty, zielone sztruksowe spodnie, zegarek wskazujący dzień i godzinę -- 22 lipca, 11.35. Przy ciele nie znaleziono niczego, co pomogłoby je zidentyfikować. Jedyny ślad to tatuaż na grzbiecie prawej dłoni. Wyglądał jak pięcioramienna gwiazda.

Nazajutrz przeprowadzono sekcję. Każdy organ wyjęto z ciała, zważono, rozcięto i zbadano. Opisano wszystkie obrażenia: rozcięcie z tyłu głowy, wyraźny siniak na lewym biodrze, drobne skaleczenia na klatce piersiowej i plecach, które mogły powstać od toczenia się ciała po dnie morza. Żadne z tych obrażeń nie mogło spowodować śmierci mężczyzny, stwierdził patolog. Rana na głowie mogła powstać przypadkowo, choćby w czasie upadku do wody. W płucach znajdowała się woda, więc lekarz orzekł, że śmierć nastąpiła w wyniku utonięcia.

Wciąż nie znano odpowiedzi na pytanie: Kim był ten człowiek?






Tłumaczenie: GRZEGORZ GOTRAT
Źródło: Reader's Digest Marzec 2000