Chcę Ci tutaj pokazywać świat widziany MOIMI oczami...

   Mam na imię Marek. Urodziłem się w wojewodztwie lubuskim. Dzieciństwo i i wczesną mlodość spędziłem w Kargowej. Przez całe dorosłe życie związany jestem z Poznaniem. Tutaj urodziły się moje dzieci. Najpierw syn, a po ośmiu latach Asia, ukochana córka. Mam troje wnucząt - 23-letnią Martę i dziewięcioletnią, Zuzankę. W czerwcu 2009 roku urodził się Bartuś, braciszek Zuzanki, mały, wciąż uśmiechnięty chłopczyk, który swoim pogodnym i spojrzeniem przynosi wszystkim wiele radości.

   Przed wielu laty dotknęło mnie, przez długi czas nierozpoznane, a przez to nieleczone ZZSK. Byłem wtedy przekonany, że to w zasadzie koniec normalnego życia. Przez kilka lat nie mogłem normalnie funkcjonować. Środki przeciwbólowe niewiele pomagały. Z powodu nieustannego bólu kręgosłupa i pleców nie mogłem spać - całe noce spędzałem na siedząco. Nie było mowy o pracy, czy jakimkolwiek działaniu. Wkrótce po ukończeniu czterdziestego roku życia byłem już rencistą z usztywnionym i bolącym bez przerwy kręgosłupem. Z wizją, że resztę życia mogę spędzić na inwalidzkim wózku.

   Jednak któregoś dnia postanowiłem, że podejmę walkę ze swoją chorobą. Rozczulanie się nad sobą i załamywanie rąk nie było żadnym rozwiązaniem. Paraliżowało i uniemożliwiało jakiekolwiek działanie. Dlatego tę walkę trzeba było podjąć zaraz i natychmiast. O swoich zmaganiach z postępującą chorobą i rozpoczęciu życia "na nowo" napisałem w 2004 roku (
przeczytaj...), gdy nieśmiało próbowałem ze swoją stronką zaistnieć w Internecie.

   Przez kilkanaście lat prowadziłem zajęcia z języka angielskiego z dziećmi w jednej z poznańskich szkół podstawowych. Dzisiaj to już przeszłość. Trudno było wtedy pracować z wyciskającym łzy bólem, ale nauczyłem się go pokonywać w bardzo prosty sposób. Dzieci nie mogły przecież widzieć, że cierpię. Musiałem się więc uśmiechać.

   Na początku września 2006 roku moja żona, Hania, doznała rozległego udaru mózgu. A po dziesięciu dniach następnego, któremu towarzyszył zator płuc. Przez długi czas znajdowała się w stanie zagrażającym życiu. W jednej chwili stanąłem w obliczu próby, o której w tamtym czasie myślałem, że nie przejdę.

   O tej nieustannej walce Hani ze straszną poudarową chorobą piszę na swojej stronce (zakładka  Ból i nadzieja)
- TYLKO DLA ZALOGOWANYCH).

   Dzisiaj, po dziecięciu latach moja żona wciąż jest niezdolna do samodzielnej egzystencji. I chociaż uczyniliśmy ogromny krok do przodu, to jej być albo nie być wciąż jest niemal całkowicie zależne ode mnie. Na moich barkach spoczęło teraz jej życie. W moje ręce los włożył zadania, z którymi zmagam się nieustannie każdego dnia. 


   A mimo to uśmiecham się teraz do Ciebie. Od kilku lat jestem tutaj i dzielę się sobą z odwiedzającymi moją stronę - także z Tobą; pokazuję, jak postrzegam niegłaskające mnie życie i otaczający mnie świat. Uśmiecham się do Ciebie jak do przyjaciela. Nie ukrywam, że i ja liczę na uśmiech od Ciebie. Nic bowiem tak nie wynagradza wszelkiego mozołu, jak radosne twarze przyjaciół i ludzi o życzliwym dla ciebie sercu.

   Uwierz mi, że umiem cieszyć się ze wszystkiego. Także z tego, że poświęcasz mi teraz czas, czytając te słowa i biegając po moich stronkach.

   Nauczyłem się decydować, iż będę szczęśliwy w każdym szarym dniu. Bez względu na to, jak wiele mam przed sobą zadań i obowiązków. Bez względu na to, czy pada deszcz, czy świeci słońce. Bez względu na to, czy mam rzadką chwilę wolnego czasu, czy przed sobą dzień pełen trudów i wyrzeczeń.

   Raduję się, że na Twoich oczach prowadzę tę stronę, realizując w ten sposób swoje latami skrywane marzenie. Cieszę się, gdyż mogę tutaj opowiadać także o innych swoich marzeniach, pragnieniach i nadziejach, o smutkach i troskach, a także o zwariowanych pomysłach, których we mnie pełno. Tutaj mogę płakać i głośno się śmiać. Mogę przetoczyć się przez ten "pokój" w szalonym tańcu. Tutaj mogę być szczęśliwy i nieszczęśliwy, pewny siebie i zupełnie z siebie niezadowolony. Tutaj nie muszę wkładać maski, lecz mogę być taki, jaki naprawdę jestem i jak w danej chwili się czuję.

   To paradoksalne, ale nie przeraża mnie upływający czas. Cieszę się, że potrafię ocenić wrażenia z przeszłości. Cieszę się zdolnością obserwacji i zadumy, rosnącym doświadczeniem i życiową madrością. Cieszę się, że umiem odetchnąć i uwolnić się trochę od olbrzymich problemów i spraw. Jest to radość człowieka, który w każdym wieku widzi nowy i dobry odcień życia.

   I dlatego właśnie CIEBIE zapraszam serdecznie na moje strony. Bo chcę Ci tutaj pokazać świat widziany MOIMI oczami. Oczami człowieka, który mimo smutków i trosk, bólu i cierpienia, znajduje radość tworzenia, zarażony jest pasją uczenia się, dostrzega piękno w płatkach przywiędniętych nawet kwiatów, znajduje w cieniach otaczającego go świata także blaski i ciepłe promienie. Świat kogoś, kto wierzy, iż w każdym człowieku znaleźć można dobro, choć u niektórych trudno je niekiedy dostrzec.

   Chciałbym, byś i Ty w tym pędzącym w szalonym tempie życiu mógł znaleźć na moich stronach chwilę wytchnienia. Byś zechciał czasem w moim towarzystwie wypić herbatę czy kawę, czytając słowa ludzi, którzy pozostawili myśli, obok których nie można przejść obojętnie. Byś zatrzymał swój wzrok na kwiatach i poczuł ich zapach. Byś spojrzał na twarze ludzi i odczuł ich radość, smutek czy cierpienie. Byś ogarnął wzrokiem góry, lasy i jeziora, słońce i chmury i uzmysłowił sobie ich nieprzemijające piękno.

   Słowem chciałbym, aby chwila spędzona "ze mną" mogła być dla Ciebie odrobinką dżemu na chleb z masłem Twojej codzienności.

   Będę się bardzo cieszył, gdy zostaniesz ze mną na dłużej i zechcesz mnie odwiedzić raz jeszcze i jeszcze. A jeżeli już nie wrócisz, trudno... Chciałbym jednak w tym momencie zawołać za Tobą: "Nie odchodź" - gdyż są to najpiękniejsze słowa w słowniku przyjaźni.


   Marek

   Poznań, czerwiec 2016

  • /pomoz-stronce