Niesamowite fotografie

 

Robienie zdjęć w świetle błyskawic jest rzeczą tak łatwą, że można je wykonać najprostszym aparatem fotograficznym. Ale gdy błyskawica sama zaczyna fotografować - to już jest zagadka nawet dla ekspertów. Jak to się dzieje, nikt nie wie, ale czasami błyskawica robi zdjęcia, i to o zaskakującej czystości obrazu.



 



Przy drodze, między Cleveland a Chattanooga, w stanie Tennessee, mieszkała w 1887 roku starsza wdowa, znana w wiosce Ooltewah jako babunia Osborne. Przykuta do łóżka, kurczowo trzymała się życia w skromnej chacie, gdzie ona i jej mąż mieszkali od wielu lat, wydzierając kamienistej ziemi tyle, by starczyło na skromne utrzymanie.

Na kilka godzin przed śmiercią zdołała unieść się na łokciach, chcąc przyjrzeć się gwałtownej burzy z piorunami, szalejącej nad doliną. Nagle potężne uderzenie pioruna roztrzaskało sosnę stojącą po drugiej stronie drogi. Babunia opadła na poduszkę, złożyła ręce i umarła.

Zaskoczenie przyszło później, gdy przybyli sąsiedzi ubrać nieboszczkę do trumny. Ku swemu przerażeniu odkryli, że babunia zdawała się wyglądać na nich z okna - jak zwykle w swoim nocnym czepku i z dobrotliwym uśmiechem. Bliższe oględziny ujawniły, że na szybie utrwalony został niesamowity obraz staruszki, tkwiącej w oknie podczas obserwacji ostatniej w swoim życiu burzy. Jakość wizerunku reporterzy opisali jako porównywalną pod względem szczegółów ze zdjęciem wykonanym aparatem fotograficznym - z tą tylko różnicą, że został on utrwalony na skutek jakiegoś nieznanego procesu na zwyczajnej szybie okiennej, gdzie był widoczny przez całe lata, dopóki nie wyblakł.

Przypadek babuni Osborne pod wieloma względami podobny jest do innego, który zdarzył się w Waszyngtonie w 1903 roku. Wtedy to goście na proszonym obiedzie zauważyli utrwalone na dużej szybie z płaskiego, walcowanego szkła, w oknie wychodzącym na ogród, dwie zadziwiające fotograficzne podobizny: starszego, krzepkiego mężczyzny i bardzo wątłej, wiekowej damy. Gdy poprzedni właściciele tej posiadłości zostali powiadomieni o odkryciu, przyjechali i natychmiast zidentyfikowali te dziwne obrazy jako podobizny, jak żywe, ich ojca i babki, którzy zmarli przed wielu laty. Lubili oni obserwować burze z piorunami stojąc przed szybą z walcowanego szkła, które zapewniało im doskonałą widoczność.

W jaki sposób ich wizerunki zostały utrwalone na grubym, płaskim szkle, było tajemnicą, której nie potrafili wyjaśnić nawet eksperci ze Smithsonian Institute.

Szkło zostało ostrożnie wyjęte i zabrane do instytutu w celu przeprowadzenia badań, ale naukowcy mogli tylko stwierdzić, że w jakiś nie znany im sposób piorun utrwalił wizerunki w szkle wyraźnie niczym fotografia. Szkło zostało skatalogowane i zarejestrowane. Leży gdzieś pośród trzydziestu milionów eksponatów należących do Smithsonian Institute.

W New Albany, w stanie Indiana, pani Sophie Scharf zmarła 2 grudnia 1891 roku w swoim domu przy zbiegu East Fifth i Spring Street. Uroczystości pogrzebowe odbyły się trzy dni później, a następnego dnia po pogrzebie synowa zmarłej kobiety poszła do jej domu, aby zabrać parę rzeczy. Okropnie się przeraziła zobaczywszy twarz zmarłej, wpatrującą się w nią z okna od frontu. Obraz był wyraźny, ale w krótkim czasie zniknął tak nagle i nieoczekiwanie, jak się zjawił.

Po kilku tygodniach pojawił się ponownie - z początku zamazany, z czasem coraz wyraźniejszy. Wszyscy, którzy go oglądali, zgadzali się, że był doskonale wierną podobizną zmarłej, ale nikt nie potrafił wyjaśnić, dlaczego i w jaki sposób na przezroczystej szybie dużego okna pojawił się ów tajemniczy wizerunek. Podejmowano różne próby, żeby obraz usunąć, jednakże bez powodzenia. W końcu syn pani Scharf, który jadąc z Kalifornii spóźnił się na pogrzeb, po prostu wziął chustkę do nosa i przetarł nią wizerunek zmarłej, a ten zniknął na zawsze.

Bardziej trwałą, ale równie intrygującą była "fotografia" w trzyskrzydłowym oknie w domu Josepha Smitha, sędziwego farmera mieszkającego dziesięć kilometrów na zachód od Demossyille w Kentucky. Pojawiła się wczesną wiosną 1865 roku. Wojna domowa dobiegała końca i Smith, jak wszyscy jego sąsiedzi, czekał na wieści z frontu. Pewnego ranka po gwałtownej burzy Smith i jego żona ze zdumieniem dostrzegli wspaniałą tęczę - jednakże nie na niebie, jak można by się spodziewać. Ta wielobarwna wstęga o szerokości około piętnastu centymetrów biegła łukiem przez trzy dolne szyby ich frontowego okna. Była widoczna tylko z zewnątrz, ale nie ulegało wątpliwości, że jest trwałym elementem szyby. Gdy unoszono okno - tęcza unosiła się razem z nim. Jej pojawienie sią wywołało prawie panikę. Setki ludzi przychodziły, żeby ją zobaczyć i spróbować powiązać z jakąś wróżbą dotyczącą wojny. Po kilku dniach wojna się skończyła, jednakże tęcza pozostała - wciąż tak samo wyraźna i kolorowa jak dwadzieścia lat później, gdy sprawę tę badał "Cincinnati Enquirer".

Pojawiające się po burzy obrazy na szybach... Jeszcze jedna udokumentowana zagadka, w obliczu której stajemy zdumieni.





Księga tajemnic, PANDORA BOOKS, Łódz 1992


 

  • /biblioteka/56-tajemnice/261-cie-wa
  • /biblioteka/56-tajemnice/259-strzelec-widmo