Gadu-Gadu

 

W Łodzi rozpoczyna się (rok 2005 - przyp. M.) proces Łucjana Hellskiego, oskarżonego o zamordowanie kobiety poznanej przez Internet.
Sprawa jest głośna, bo nie chodzi o żadną gąskę, naiwną nastolatkę, ale o znaną postać ze sfery artystyczno-inteligenckiej. Łucjan Hellski, z wykształcenia ogrodnik, z zawodu - przestępca, omotał dziesiątki pań. Zwykle tylko je okradał.

 

 

1

Czerwone słoneczko przy nicku Wika 7 zamieniło się w żółte. Znaczy, że Wiesia ma ochotę pogadać. Lista osób, z którymi utrzymywał kontakt przez gadu-gadu, ledwo mieściła się na monitorze komputera, ale słoneczka przy pseudonimach pozostałych nadal żarzyły się na czerwono sygnalizując, że są w tej chwili niedostępni. A więc Wiesia...

"Darek: cześć Wiesiu, czemu cię tak długo nie było?
Wika 7: dzień dobry, miałam trochę pracy.
D: czym się zajmujesz zawodowo?
W: reklamą, prowadzę swoją firemkę. a ty?
D: ja pracuję u kogoś, ale nie jestem zależny... od nikogo. Masz dzieci?
W: nie mam, jestem wolna jak ptak. lubisz chodzić do kina? a do teatru?
D: tak... kocham sztukę, teatr, film ambitny... komedie też
W: a co z alkoholem?
D: nie palę i nie piję w ogóle... drinka od wielkiego dzwonu... żyję sportowo i zdrowo.
W: super, ja podobnie, pytam, bo z moim partnerem rozstałam się przez wódę.
D: u mnie w rodzinie od pokoleń nikt nie ma nałogów... podaj mi swój numer telefonu.
W: a nie lepiej jednak trochę tak porozmawiać? jesteś strasznie szybki...
D: nie nalegam, a swój tobie podałem.
W: no dobrze, podaję: 467-89-45, zadowolony?
D: chcesz się ze mną spotkać?
W: a nie boisz się ryzyka?
D: nie... jestem odważny...przyjadę do ciebie w weekend dobrze?".

2

Umówili się na sobotę 6 marca 2004 r. w jej rodzinnej Łodzi. Miał przyjechać z Wrocławia autobusem, więc zaproponowała mu, że wyjedzie po niego na Dworzec Fabryczny. Bała się trochę tego spotkania. Nie, nie tego, że Darek zrobi jej krzywdę - nie miała przecież dwunastu lat jak ta Ania z reklamy ostrzegającej przed zawieraniem znajomości przez Internet. Obawiała się raczej kolejnego rozczarowania. Może nie spodoba się Darkowi? Może ten dość przystojny 45-latek uzna, że jest dla niego za stara? W ogłoszeniu zamieszczonym w serwisie towarzyskim Sympatia odjęła sobie przecież sześć lat. Jej przyjaciółka Basia pocieszała ją, że w Internecie wszyscy tak robią: - Jak podałam swój prawdziwy wiek, przez miesiąc pies z kulawą nogą się do mnie nie odezwał - śmiała się.

Na wszelki wypadek Wiesia ogłoszenie w Sympatii opatrzyła jeszcze kilkoma zdjęciami, które Basia zrobiła jej podczas ubiegłorocznej wycieczki do Egiptu. Trzeba przyznać, że były udane, zwłaszcza to na leżance pod palmą. Niech faceci wiedzą, że kobieta po pięćdziesiątce może wyglądać atrakcyjnie!

Możliwości, jakie daje w kontaktach towarzyskich Internet, odkryła jakieś półtora roku wcześniej. - Zapiszcie się do Internetu. Ja się zapisałam i poznałam mnóstwo fantastycznych łudzi - przekonywała przyjaciółki, Basie, Gabrysię i Magdę, wszystkie po czterdziestce, samotne i wiecznie zapracowane. Basia, artystka-plastyk, wsiąknęła w wirtualny świat. Za pośrednictwem jednego z portali poznała Krzysztofa, z którym jest już blisko rok. Gabrysia koresponduje od niedawna z jakimś sympatycznym Szwedem i chyba wybiera się do niego niebawem. Tylko Magda, dziennikarka łódzkiego oddziału TVP, nie podzielała ich zachwytu Internetem.

- Mam siedem monitorów w pracy. Nie zamierzam w domu wgapiać się w ósmy - mówiła. Denerwowała się: takie stare, a takie naiwne! Śmiały się, że jest o nie zazdrosna. Boi się, że gdy pojawią się faceci, rozpadnie się ich babski czworokąt.

Ile to już się przyjaźnią? Dwadzieścia lat? Tylko dzięki dziewczynom udało się Wiesi jakoś przetrwać najgorsze chwile w życiu: śmierć dwójki dzieci, odejście Pawła, który - jak to reżyser - poznał na planie młodszą. Parę lat później Wiesia poznała Tomka. Studiował reżyserię w łódzkiej szkole filmowej. Wyrzucili go jednak z uczelni za rozróby i napaść na sekretarkę. Miał wybuchowy charakter, zwłaszcza gdy za dużo wypił. Nieraz musiała interweniować, gdy wdał się w jakąś awanturę. Próbowała namówić go na leczenie. Bez skutku. Mieszkali oddzielnie - ona w Łodzi, on w Warszawie. Ale gdy wpadał w dołek, dzwonił do niej w środku nocy i opowiadał, jaki jest nieszczęśliwy.

- Piętnaście lat pałęta się po twoim życiu i wystarczy - powtarzała Baśka. Ale to nie było takie łatwe. Wystarczyło, żeby się gdzieś pokazała z innym mężczyzną, Tomek od razu o tym wiedział. Robił jej sceny. Ostatnio wiodło mu się nawet nieźle - teksty piosenek, które napisał dla jednej z najbardziej znanych polskich piosenkarek, okrzyknięto hitami, a samego Tomka - następcą Agnieszki Osieckiej. Czasami wydawało się jej, że to właśnie historia z Wiesia ułożyła się mu w piosenkę: "Kiedy mi dawałeś w kość/nie krzyczałam: "Paszoł won!"/no bo gdzie mi się znów/trafi taki Bond/James Bond".

Zawsze ciągnęło ją do artystów. Pracowała kiedyś w działach literackich łódzkich teatrów, od kilku lat była wiceprezesem stowarzyszenia, które organizowało Międzynarodowy Konkurs Indywidualności Muzycznych im. Aleksandra Tansmana. Darek pisał, że interesuje się sztuką, lubił teatr, kino.

3

W piątek po pracy Wiesia zadzwoniła do Magdy: - Wreszcie udało mi się pozbyć Tomka! Magda nie miała złudzeń: - Jak się gdzieś napije, na pewno wróci. Tylko go nie wpuść z powrotem.

Na to Wieśka: - Na pewno nie. Jutro o 17.30 odbieram z dworca Darka. Zostanie u mnie na weekend.

Tłumaczyła, że musi sobie kogoś znaleźć. Chce raz na zawsze oderwać się od Tomka. Obiecała, że zadzwoni w niedzielę.

Nie zadzwoniła. Nie przyjechała na umówione spotkanie służbowe. Nie odbierała telefonu. Przyjaciółki początkowo myślały, że może ma fantastyczną randkę, że zapomniała o bożym świecie. We wtorek Magda zadzwoniła do braci Wiesi - czy nie wiedzą, co się z nią dzieje?

Znaleźli ją martwą w mieszkaniu. Leżała przykryta kołdrą na łóżku. Policjanci odnotowali: rany kłute pleców i klatki piersiowej, dwa pierwsze ciosy zadano w plecy. Koro-ner ustalił, że Wiesia zginęła między sobotą 6 marca a wtorkiem 9 marca. Choć, jak zeznały jej przyjaciółki, nie przywiązywała dużej wagi do porządku, mieszkanie było idealnie wysprzątane. Zginął z niego tylko aparat fotograficzny oraz torebka Wiesi z telefonem komórkowym, dowodem rejestracyjnym i kluczykami do Matiza. Samochód stał jednak na parkingu strzeżonym.

Magda i Basia zeznały, że Wiesia nie miała wrogów. Jedyną osobą, która mogła mieć motyw, by ją zabić, był Tomek. Został zatrzymany na 48 godzin. Przyznał, że był w Łodzi, że spędził u Wiesi noc z piątku na sobotę, ale w sobotę o szóstej rano wyjechał do Warszawy zostawiając Wiesię w najlepszym zdrowiu. Na pozostałą część weekendu miał alibi.

4

Żółte słoneczko przy nicku Chanel zamieniło się w czerwone. Rozmowa skończona. Ogłoszenie Chanel znalazł pod koniec marca. "Samotna dziewczyna szukająca oparcia", 51 lat. Właśnie takie kobiety go interesowały. Wszystko wskazywało na to, że i Chanel jest nim zainteresowana. Może wkrótce uda mu się namówić ją na spotkanie?

Trzeba tylko zapisać, czego się dzisiaj o niej dowiedział. Nie sposób przecież zapamiętać, czym się interesują, co lubią jeść i jak wyglądają wszystkie kobiety, z którymi korespondował przez Internet. Była ich blisko setka. Dlatego na odwrotach kuponów totka, biletów kinowych i reklam - słowem tego, co mu wpadło w rękę, zapisywał sobie ich dane: imiona, nazwiska, telefony, upodobania, zawody, czy mieszkają same, czy z kimś (na mapach zaznaczał, gdzie mieszkają), czy mają dzieci. Obok-wnawia-sach - notował jakiego imienia używa w kontaktach z nimi - bo używał kilku. Przyzwyczaił się już do posiadania wielu tożsamości. Od początku lat 80. niemal bez przerwy posługiwał się kradzionymi dowodami osobistymi. Swojego - na nazwisko Łucjan Hellski - używał tylko w wyjątkowych sytuacjach. Od czterech lat był poszukiwany, bo nie stawił się do więzienia. Ale dość już się nasiedział - pierwszy raz został skazany w 1980 r. za kradzież samochodów i części samochodowych. Dostał dwa lata.

Po wyjściu z mamra rodzice - adwokaci -nie chcieli przyjąć go z powrotem do domu. W1983 r. dostał pięć lat za zuchwałą kradzież z włamaniem, a w 1988 r. dziewięć i pół roku za rozbój, włamanie do kilku parafii i kradzież. Odsiedział cały wyrok - z kilkoma przerwami, w czasie których znowu przydarzyło mu się kilka wpadek - jak choćby ta w 1992 r., gdy podając się za policjanta wyciągał od handlujących na bazarze Ruskich pieniądze i alkohol. Straszył ich, że jak nie zapłacą, wstempluje im do paszportów zakaz wjazdu do Polski.

Dostał wtedy trzy i pół roku, bo funkcjonariuszowi, który go przyuważył na rynku, prysnął w twarz gazem łzawiącym. Znaleziono wówczas przy nim kilka kradzionych dowodów osobistych, paszportów i książeczek wojskowych. Udało mu się wmówić policjantom, że nazywa się Grzegorz Mazurkiewicz. Na potrzeby przesłuchań wymyślił sobie życiorys: niekarany, ślusarz, bezrobotny, pochodzenie robotnicze, żonaty, jedno dziecko, cierpi na reumatyzm, arytmię serca, leczony w poradni zdrowia psychicznego. Łyknęli kłamstwo. Może nawet puściliby go wolno, gdyby nie daktyloskopia.

W czasie jednej z przerw w odsiadce - w 1994 r. - ożenił się. Liczył, że dzięki temu uzyska ułaskawienie. W piśmie do prezydenta napisał wówczas, że się ustatko-wał, chce zacząć nowe życie, że żona, która ma dwie córki z poprzedniego małżeństwa, jest ciężko chora i potrzebuje pomocy. Oczywiście, on chciałby jej pomóc - a więc jeszcze raz uprzejmie prosi o ułaskawienie. Nie udało się. Wkrótce potem żona pisała do aresztu śledczego w Bydgoszczy: "Żyjemy w obustronnie zaakceptowanej separacji w związku z moimi staraniami o unieważnienie małżeństwa. Po ślubie okazało się, że Łucjan jest przestępcą, kłamcą i złodziejem. Zataił przede mną ważne fakty ze swojej kryminalnej przeszłości".

Kilka razy wychodził na przepustki i nie wracał z nich. Doprowadzała go policja. Ale w więzieniu zachowywał się wzorowo. Dzięki temu dostawał najlepsze fuchy: pracował w świetlicy, w radiowęźle. Dostawał nagrody - kolejne przepustki. W lutym 1999 r. zatrzymano go, by odsiedział dwa wyroki za przestępstwa popełnione w czasie przepustek. Razem znowu osiem i pół roku. Na wolność wyszedłby we wrześniu 2007 r.

Po pierwszym roku zwrócił się do sądu z wnioskiem o udzielenie przerwy w odbywaniu kary. Argumentował, że chce pomóc swojej konkubinie pokryć dach papą, naprawić komin i wymienić instalację wodną, zapewniał, że ma w stosunku do niej poważne plany. Sąd wyraził zgodę na miesięczną przerwę w odsiadce. Po niej Łucjan do więzienia już nie wrócił. Nie wysłano za nim listu gończego - nie ta kategoria przestępców.

Po wyjściu z mamra musiał rozejrzeć się za jakąś gotówką. Nie pracował w życiu zbyt wiele. Ukończył technikum ogrodnicze, ale zdobyty fach nigdy mu się nie przydał. W przerwach między wyrokami zatrudniał się kilka razy w różnych miejscach - był przez cztery miesiące traktorzystą, w kopalni Wujek wytrzymał miesiąc.

Wreszcie znalazł doskonałe źródło utrzymania: samotne kobiety poznawane przez Internet. Wystarczyło tylko pozwolić im pisać to, czego nie miały komu powiedzieć, i odpowiadać im to, co chciały usłyszeć. Potem, we właściwym momencie, zwierzyć im się, że ma przejściowe kłopoty i potrzebuje małej pożyczki.

A potem zniknąć.

5

O szóstej rano w czwartek 15 kwietnia 2004 r. policjanci z Wydziału Kryminalnego KWP w Łodzi zatrzymali Łucjana Hellskiego. Na jego trop wpadli dzięki przyjaciółce Wiesi - Magdzie, która przypomniała sobie o planowanym spotkaniu z interneto-wym Darkiem. Sprawdzili komputer zamordowanej. Wszystkie dane zostały dokładnie wykasowane. Policyjnym informatykom udało się jednak odzyskać zapisy rozmów na gadu-gadu i korespondencję e-mailową między Wiesławą a Darkiem. Telefon, który jej podał, okazał się aktywowanym specjalnie na tę okazję pre-paidem. Oficerom wydało się to podejrzane.

Wtedy wpadli na pomysł, by zamieścić ogłoszenie w Internecie: 51-letnia Chanel pozna sympatycznego pana. Dostali blisko 300 ofert. Po dwóch tygodniach odezwał się ktoś z tego samego komputera, z którego Darek korespondował z Wiesławą. Przez dwa tygodnie jeden z funkcjonariuszy korespondował z nim, wcielając się w rolę samotnej kobiety.

W końcu policjanci namierzyli, skąd Darek wysyła e-maile. Zatrzymali go w mieszkaniu konkubiny w małej miejscowości niedaleko Cieszyna. Podczas przeszukania znaleźli kilka dokumentów na różne nazwiska. Między innymi na nazwisko Dariusza Fukssa, za którego podawał się Wiesi. Znaleźli też kartki z charakterystykami 90 kobiet, z którymi Łucjan Hellski korespondował.

6

Łucjan Hellski nie przyznaje się do zamordowania Wiesi. Siedzi w łódzkim areszcie. Wkrótce stanie przed sądem. Przyjaciółka Wiesi Gabrysia wyjechała do Sztokholmu na spotkanie z poznanym przez Internet Matiasem. Przed wyjazdem spisała testament. Przekazała go Basi wraz z kluczami do mieszkania i dyspozycją, co robić, jeśli nie wróci. Wróciła szczęśliwa, zakochana.

* Nazwiska i niektóre imiona zostały zmienione.








Źródło: POLITYKA Nr 48/2005, 03 grudnia 2005

 

  • /czytelnia3/297-gadu-gadu/1495-oskarony-niejedno-ma-imi-1