Matka na czacie

 

Ale sąd w Krakowie nie zamknął jeszcze sprawy Aleksandry Lipek. Wszystko wskazuje na to, że skieruje matkę na przymusową terapię.




 


Aleksandra Lipek pokochała komputer z całego serca. Tak żarliwie, że sąd uznał, iż w sercu kobiety zabrakło miejsca dla ludzi. Po raz pierwszy Matce Polce, z powodu chorej namiętności do Internetu, odebrano dzieci.

Może ta historia potoczyłaby się inaczej, gdyby mieszkanka Krakowa Aleksandra Lipek miała dobry zawód, albo przynajmniej szczęście w miłości. Ale nie udało jej się nawet skończyć liceum, a pracy, choć już stuknęła jej trzydziestka, dotąd nie znalazła. Co gorsza, mąż, a potem także i kochanek odeszli w siną dal. Pozostawili po sobie jedynie wspomnienia, brudne skarpetki i w sumie czwórkę dzieci. I długi za mieszkanie, i grzyba na suficie.

Kochanek tokarz odszedł od Aleksandry trzy lata temu. Niedługo po tym, jak sprawiła sobie komputer. Zdarzenie to odnotowała kurator sądowy sprawująca pieczę nad rodziną.

- W domu pani Lipek pojawił się nowy sprzęt techniczny - zapisała kuratorka w swoim kajecie. Wiele miesięcy później kochanek Lipek zeznał przed sądem, że nie mógł dłużej zdzierżyć, że jego baba nic nie robi, tylko czatuje. - Z tego też powodu rozstaliśmy się - zapewniał wymiar sprawiedliwości. - Była dobrą matką, dopóki nie pojawił się komputer.

Za zasłonami

Aleksandra Lipek była innego zdania. Próbowała przekonać sąd, że Internet stał się jej obsesją dopiero wtedy, gdy zostawił ją kochanek. Na czatach spotkała ludzi, którzy jak nikt inny przejmowali się jej kłopotami. Radzili, jak ugotować dobry rosół, jakich używać kosmetyków, ale też jak wyjść z depresji i zapomnieć o niewiernym mężczyźnie. Rady okazały się dość kosztowne. Co miesiąc listonosz przynosił Lipek coraz wyższe rachunki za telefon. Średnio wynosiły trzysta złotych, prawie połowę tego, co bezrobotna matka dostawała na rodzinę z alimentów i od pomocy społecznej.

- Jak relacjonował kurator sądowy, wszystko działo się za zasłoniętymi oknami. Kobieta siedziała przed komputerem, a jej dzieci leżały w łóżkach. Zaniedbane - mówi sędzia Waldemar Żurek, rzecznik Sądu Okręgowego w Krakowie. W kwietniu tego roku krakowski sąd zdecydował umieścić trzy córeczki i synka Aleksandry Lipek w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Wcześniej zalecił kobiecie leczenie odwykowe od komputera. Ona jednak nie leczyła się. Czatowała. Na to nie było żadnego lekarstwa.

- To przypominało zabawę w kotka i myszkę. Kiedy kurator pukał do drzwi, matka, zanim wpuściła go do domu, wyłączała komputer - dodaje sędzia. - Udawała też, że przez Internet szuka pracy. W rzeczywistości, jak ocenił sąd, nie robiła nic, by się zmienić. Nic, co mogłoby realnie poprawić sytuację jej dzieci.

-I trudno się temu dziwić, bo w Krakowie, a przypuszczam, że i w całej Polsce, nie ma jeszcze żadnego państwowego ośrodka, w którym prowadzono by terapię antykomputerową - zauważa Grzegorz Mączka, psycholog z Kliniki Psychiatrii Dorosłych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. - Więcej, takiej jednostki chorobowej dotąd w ogóle nie zdiagnozowano. Możemy jedynie domyślać się, że istnieje.

A jednak, zdaniem psychologa, problem nie jest wydumany.
- Ta pani, jak sądzę, powinna otworzyć oczy lekarzom i prawnikom. Internet staje się powoli nie mniejszym zagrożeniem niż narkotyki i alkohol - dodaje Mączka. - Może nawet większym, bo uzależnienie od alkoholu dość łatwo jest wykryć. Internet to podstępna i wciąż tajemnicza używka.

Ranki i wieczory

Aleksandra Lipek, choć nie ma już dzieci, nadal narkotyzuje się komputerem. Tylko trochę inaczej. Jej własny sprzęt wynieśli, jak sama twierdzi, włamywacze. W dzielnicy, w której mieszka, znają ją, oprócz listonosza i opiekunów społecznych, właściciele kawiarenek interneto-wych. W kafejkach kobieta spędza ranki i wieczory. W domu czuje się zbyt samotna. Nie wiadomo, czy bardziej z powodu braku dzieci, czy komputera. Nie wiadomo także, za co dziś czatuje, bo odbierając matce dzieci, odebrano jej także środki do życia.

Ale sąd w Krakowie nie zamknął jeszcze sprawy Aleksandry Lipek. Wszystko wskazuje na to, że skieruje matkę na przymusową terapię. Pytanie tylko: gdzie i za czyje pieniądze? Wizyta w prywatnym gabinecie, oferującym pomoc internetoholikom, kosztuje co najmniej 30 złotych.

- Skoro służby społeczne mogą dopłacać biednym ludziom do lekarstw, być może mogą też pomóc w finansowaniu tak nietypowej terapii? - zastanawia się Waldemar Żurek.

Dzieci Aleksandry Lipek nie czują się zbył szczęśliwe. Prawdę mówiąc, wolałyby mieszkać z mamą, która choruje na komputer, niż bez mamy. Za to z komputerem, w domu dziecka. Ale jak dotąd nikt nie podjął się rzeczywistej pomocy dla pierwszej Matki Polki, która zbył mocno pokochała Internet. Aleksandra Lipek wciąż może liczyć jedynie na anonimowych znajomych z cyberprzestrzeni, którzy zapewne wciąż chętnie w każdym nowym problemie jej doradzą. Nawet w tym, jak zapomnieć o własnych dzieciach.

ANNA SZULC



Personalia kobiety zostały zmienione





KULISY Nr 45/2004

 

  • /ciekawostki/401-ku-przestrodze/296-tulipan-czyli-zezowate-szczcie