Makaron groźny jak wódka

Uzależnić może nas wszystko: jedzenie, zakupy, władza, a nawet zakochanie

  • Z Ewą WOYDYŁŁO, psychologiem i specjalistą od terapii uzależnień rozmawia Barbara KASPRZYCKA
BARBARA KASPRZYCKA: - Skłonność do uzależnień jest podobno immanentną cechą ludzkiej natury. Czy istnieją ludzie wolni od nałogów?
EWA WOYDYŁŁO: - Oczywiście Większość z nas jest od nich wolna. Chyba nie należę do większości. Choruję, gdy rano nie wypiję kawy... Uzależnienie to słowo zarezerwowane dla patologii. O skłonności do przyjemności można powiedzieć „upodobanie", przyzwyczajenie", „nawyk" - a to rzadko patologia. Natomiast uzależnienie szkodzi mnie lub innym osobom i tym różni się od przyzwyczajenia. To obsesyjne powtarzanie czynności, od których nie można się uwolnić własną decyzją, l które przynoszą szkodę: zdrowotną, rodzinną, społeczną, finansową, emocjonalną, zawodową...
- Podobno inteligentni uzależniają się najczęściej.
- Ludzie z wyłączoną inteligencją, autystyczni, uszkodzeni umysłowo nie wpadną w nałóg. Dla nich cudowny nastrój po zażyciu narkotyku nie kojarzy się z tym narkotykiem. Uzależnienie nie powstaje. Ale tak naprawdę każdy człowiek, a im mniej dojrzały, tym bardziej, będzie chciał powtarzać to, co sprawiło mu przyjemność lub przyniosło ulgę. A najbardziej narażeni na różnego rodzaju uzależnienia są najmłodsi, bo oni najsilniej kierują się odruchami. Dziecko rozumuje tak: skoro jedno ciastko jest dobre, to dwa będą dwa razy lepsze, a cztery - cztery razy lepsze. To samo jest z alkoholikami: skoro jeden kieliszek rozluźnia, to dwa rozluźnią jeszcze skuteczniej, a po ośmiu będzie mi bosko.
- Alkohol rzeczywiście budzi najczęstsze skojarzenia z uzależnieniem. Ale jest cała masa innych nałogów, z których nie zdajemy sobie sprawy. Od czego więc jeszcze, oprócz wysokoprocentowych trunków, można się uzależnić?
- Tak naprawdę od wszystkiego, co poprawia nastrój - alkohol, narkotyki, papierosy, seks, ale też jedzenie, adrenalina, gry komputerowe czy robienie zakupów, które doprowadzają niekiedy wręcz do bankructwa. Mam zresztą taką pacjentkę: czterdziestolatka z kilkunastoletnią córką. Przez wiele lat świetnie zarabiała w korporacji. Uzależniła się właśnie od zakupów. Potrafiła kilkanaście godzin spędzić w centrum handlowym, potrafiła zrezygnować z dnia z córką, żeby pojechać na zakupy do Berlina. Tylko to ją uszczęśliwiało. Ale straciła stanowisko, przestała tyle zarabiać, wpadła w długi. Dorastająca córka nią pogardza, bo widzi dorosłą kobietę, która wyrzuca pieniądze na kosmetyki i ciuchy. To jest dramat. Do tego samego może też doprowadzić modny teraz clubbing - tylko z pozoru niegroźny. Osoba od niego uzależniona nie może żyć bez wieczornych, a właściwie całonocnych eskapad - bez nich dzień jest zmarnowany, wszystko przestaje się liczyć, nawet rodzina.
- Uzależnienie od jedzenia? Przecież musimy jeść.
- Tak, ale kiedy na przykład płaczącemu dziecku babcia daje czekoladkę, to w jego mózgu powstaje połączenie: jak mi źle, to mam zjeść czekoladkę. A czekoladka to cukier, który działa tak jak alkohol. Dzieci pocieszane słodyczami zostają później alkoholikami. To zostało już naukowo potwierdzone i np. w Kanadzie nie podaje się dzieciom cukru do 12 roku życia. Cukierek, coca-cola, słodzone napoje działają na najmłodszych jak alkohol, wprawiają w dobry nastrój, dają krótkotrwały skok energetyczny - z tego biorą się hiperaktywne dzieci. Tak się rodzi uzależnienie. Tak samo jak cukier rozkładają się inne węglowodany, więc również np.  makaron.  One przez wątrobę płyną do mózgu i tam  wchodzą w ośrodki przyjemności. Jeśli o tym wiemy, możemy zachować kontrolę.
 
- Makaron? Znała pani kogoś uzależnionego od makaronu?
- Miałam taką pacjentkę. Chodziła na spotkania anonimowych żarłoków, ale wylądowała w szpitalu na oddziale nerwic. Tylko że w takiej terapii nie chodzi wcale o makaron - ona musiała zajeść inny problem. Czuła się dobrze, dopiero kiedy najadła się prawie do nieprzytomności, kiedy rozsadzało jej brzuch. Wszystko to brało się z samotności i poczucia - jak się okazało trafnego - że była w świecie swoich rodziców niepotrzebna; że i nikt się nie cieszył na jej przyjście. To był kłębek niespełnionych tęsknot i zajadała te tęsknoty makaronem. Potrafiła ugotować kilogram, zjeść polany masłem i nastawić wodę na kolejny kilogram. Potem wymiotowała, bo nie chciała utyć. Następnie bardzo się wstydziła, ale nie mogła przestać. Jednak to było uzależnienie od jedzenia - a że padło na makaron, to nie miało znaczenia.
- A dlaczego akurat jedzenie?
- Na ogół bierze się z tego właśnie, czego nauczyli dorośli: że na frustrację dobrze jest zjeść czekoladkę. Dziecko może jeść bardzo dużo, pod warunkiem że je, kiedy jest głodne, a nie, kiedy jest smutne. Tak samo jest z alkoholem: jeżeli pijemy, bo są urodziny, impreza, sylwester, zamknięty udany projekt, i się nie upijamy - to wszystko gra. Jeżeli pijemy na nieszczęście, to wpadniemy w alkoholizm. Dojrzały człowiek radzi sobie ze stresem, zmęczeniem, chandrą, nudą inaczej - idzie na spacer, czyta książkę, spotyka się z ludźmi.
- Ale od nich też można się uzależnić.
- Oczywiście, i to w dwóch formach. Niektórzy obsesyjnie myślą o tym, co inni o nich pomyślą. Nie robią rzeczy pożytecznych albo takich, na jakie mają ochotę, bo nie pozwala im na to uzależnienie od tego „co inni powiedzą". Albo robią rzeczy niebezpieczne, czekając na aplauz. Można też się uzależnić od jednej osoby - od matki, od dziecka, od męża. Wtedy dobrze czujemy się tylko wówczas, kiedy jej się poświęcamy. Tracimy siebie, obsesyjnie spełniając zachcianki i uszczęśliwiając drugą osobę.
- Miłość może być nałogiem?
- Zwłaszcza zakochanie. Są ludzie, którzy uzależnieni są od tej różowej chmury, która jest wtedy wokół nich. Uwielbiają pierwsze chwile związku, obsesyjnie wracają do nich pamięcią, zaniedbując realny związek taki, jaki jest. Albo po prostu rezygnują z kolejnych związków, żeby znów na nowo się zakochać. Jest też oczywiście uzależnienie od seksu czy od pornografii, ale to już nie miłość.
- To już chyba choroba.
- Tak naprawdę w każdym uzależnieniu tkwi obsesja, a obsesja jest chorobą psychiczną, oczywiście nie zawsze o takim ostrym przebiegu jak np. schizofrenia paranoidalna. Nałóg nie zawsze kończy się chorobą ciała, np. marskością wątroby. Uzależnienie powoduje również, że stajemy się emocjonalnie nieobecni: nawet jeśli zajmujemy się domem, to wciąż z myślą, żeby już wreszcie uciec w nałóg.
- W co najczęściej uciekamy?- Ostatnio we wszelkie sporty ekstremalne, np. bungee, choć skoki te są już zbyt bezpieczne i teraz skacze się na spadochronach. Do Konstancińskiego Stołecznego Centrum Rehabilitacji co tydzień przywożą kolejnych młodych ludzi pokiereszowanych po takich wyczynach. Co innego, jeśli ktoś chce poczuć, jak to jest frunąć w przestworzach - nauczy się skakać, będzie to robić dobrze i bezpiecznie. Ale w uzależnieniu nie o to chodzi, żeby było bezpiecznie. Chodzi o zaznanie tej granicy życia i śmierci. Potem potrzeba coraz silniejszych, bardziej niebezpiecznych doznań. To może wynikać albo z uzależnienia od własnej adrenaliny, bez której życie dla nas traci smak, albo z uzależnienia od cudzego podziwu.
- A pani jest od czegoś uzależniona?
- Ponieważ jestem specjalistką w tej dziedzinie, to szybko reaguję, zanim wejdę na taką równię pochyłą. Ale mam np. przesadne zamiłowanie do dobrej organizacji czasu, obsesyjnie nie lubię go marnować. Ponieważ o tym wiem, to jak tylko czuję ten „drive" - tu gotuję zupę, tam załatwiam sprawy przez telefon, w międzyczasie odkurzam mieszkanie i chce jeszcze i jeszcze - szybko wyłączam komórke, biorę do ręki kobiece czasopismo, kładę się na leżaku i mówię sobie "tak trzeba, tak jest mądrzej". Żeby nie wpaść w uzależnienie, trzeba o nim pamiętać.
- Dobra organizacja czasu to raczej coś, z czym większość ludzi ma problem. Co więc w niej złego?
- Jeśli jest obsesyjna, tracą na tym moi bliscy, bo w takich momentach przestaję zauważać ich potrzeby. Wiem też na przykład, że nie mogę palić papierosów, bo wpadłabym w nałóg bardzo szybko. Popalałam w latach studenckich i zdałam sobie sprawę, że jest to dla mnie tak pociągające, że bardzo szybko bym się uzależniła. Dlatego nie palę wcale, choć bardzo do tego tęsknię.
- A praca może uzależnić?
- Jak najbardziej. W Polsce dotyczy to jednak bardzo wąskiej grupy społecznej, tych młodych „tygrysów" korporacyjnych, którzy czują, że jeśli w stu procentach nie poświęcą się karierze, to coś ich w życiu ominie. Pracują obsesyjnie, tak jak syn mojej koleżanki. Wraca do domu coraz później, rozstaje się z kolejnymi swoimi dziewczynami, bo żadna nie chce się pogodzić z tym, że praca jest na pierwszym miejscu. Ale pracoholizm długo jeszcze nie będzie narodową chorobą Polaków. Nie może się on rozplenić w społeczeństwie, które kilka razy do roku ma dziewięciodniowe weekendy, a panie w biurze wciąż najpierw robią sobie kawę albo dzwonią do koleżanki, a dopiero potem myślą o pracy.
- Jest jakiś nałóg, który panią zadziwił?
- Bardzo nietypowych uzależnień nie spotykam. Ale w Ameryce zaczyna się traktować wiele patologicznych zachowań właśnie jak uzależnienie. W nauce mówi się już o uzależnieniu od kryminalnego stylu życia albo od agresji, i zaczyna się je zwalczać jak uzależnienie. Są ludzie uzależnieni od stosowania przemocy czy wszczynania kłótni. Oni dopiero gdy kogoś poniżą albo pobiją, czują się lepiej. W taki sposób leczą swoje frustracje. W Polsce wciąż raczej się to karze, nie leczy, ale i u nas już zaczyna się przebijać do świadomości takie nowe podejście. Podobnie jest ze zjawiskiem shopliftingu - okradaniem sklepów dla przyjemności. W sklepach kradną nawet prawdziwi milionerzy - kiedyś głośno było zresztą o pewnej amerykańskiej tenisistce, która prawdopodobnie zarabiała grube miliony, a przyłapano ją na kradzieży zwykłego pierścionka w sklepie. To jest przejaw uzależnienia od pewnej satysfakcji, że „znów się udało".
- To samo uczucie towarzyszy graczom komputerowym. Dla nich zdobycie kolejnego poziomu to prawdziwa wręcz euforia.
- Gry mogą być strasznym uzależnieniem. Ale tu nie chodzi nawet o te gry, w których trzeba strzelać i zabijać. Nowoczesna gra polega na tym, że buduję sobie wirtualny świat i wirtualnego siebie, jakiego chciałbym widzieć. Widziałam ludzi, którzy miesiącami siedzieli przed monitorem, spali przed nim, nie golili się - ich życie się rozpadało; a oni byli gdzie indziej. Mam taką teorię, że najbardziej pociągające jest w tych grach to, że człowiek jest w nich bogiem. W komputerze to jest możliwe i łatwo wpaść w uzależnienie od tego boskiego poczucia władzy.
- A co z samą władzą?
- Z pewnością uzależnia. Jest taki polityk, który ma obsesję kontrolowania świata. Uciekł od normalnego życia w świat władzy i polityki. Kontroluje wielu ludzi, instytucje, wydarzenia, ale wciąż jest margines spraw, nad którymi nie panuje. I to jest jego obsesja.
Rozmawiała: BARBARA KASPRZYCKA
DZIENNIK nr 198/2007
ANGORA nr 36/2007
  • /ciekawostki/322-psychologia/2430-ciekawostki-szcie-jest-zaraliwe
  • /ciekawostki/322-psychologia/1951-pielegnowanie-szczcia