Chcę śpiewać, chcę żyć (Jacek Lech)

Wiem, że jestem chory na nieuleczalną chorobę

 

Z JACKIEM LECHEM
rozmawia
Bohdan Gadomski


 



JACEK LECH, lat 59, Baran, zasłynął w latach 60. jako wokalista big-beatowy (solista zespołu Czerwono-Czarni), a od 1974 roku jako samodzielny piosenkarz pop-music. Na koncie ma 4 LP, 6 CD, na nich przeboje do dzisiaj pamiętane ("Latawce porwał wiatr", "Bądź dziewczyną z moich marzeń", "Cygańska wróżba", "Na miłość nigdy nie jest za późno", "20 lat, a może mniej"). Gdy zaczęto wznawiać jego dawne nagrania w serii "Platynowa kolekcja", zauważono, że nadal dobrze się sprzedają. Piosenkarz ma 3 złote płyty, a teraz czeka na wręczenie płyty platynowej.

Od roku Jacek Lech (naprawdę nazywa się Leszek Zerhau) zmaga się z chorobą nowotworową (rak przełyku). Nie poddaje się i nie rezygnuje ze śpiewania. Po latach zamierza poślubić wieloletnią przyjaciółkę, która będzie jego trzecią żoną.


- Kiedy dowiedziałeś się, że masz raka?
- Już w ubiegłym roku podejrzewałem, że coś jest nie w porządku z moim zdrowiem. Ale nie przypuszczałem, że to jest rak. Dokuczało mi coraz bardziej, aż sam zdecydowałem się pójść do szpitala. Zbadano mnie i postawiono diagnozę - rak przełyku.

- Jakie były objawy?
- Nie mogłem przełykać, ale raka przełyku nie należy mylić z rakiem krtani. Wykazała go biopsja.

- Czy natychmiast rzuciłeś palenie?
- Nie od razu, ale gdy rozpoczęło się leczenie, postanowiłem przestać palić.

- I na pewno przestałeś pić alkohol?
- Dlaczego?

- Jak to - dlaczego? Przecież wiadomo, że alkohol niszczy między innymi struny głosowe.
- Alkohol nie ma nic wspólnego z moją chorobą.

- Czyżby...?
- Powtarzam, że to nie ma z tym nic wspólnego.

- Skąd więc wziął się u ciebie rak przełyku?
- Domyślałem się.

- A zatem?
- Nie wiem skąd. Po prostu choroba sama przyszła. Nikt mi konkretnie nie powiedział - skąd to mam, z czego powstał ten rak i jakie były przyczyny. Do dzisiaj lekarze mi o tym nie powiedzieli.

- Myślę, że gdybyś wcześniej przestał pić i palić, to nie byłoby raka przełyku.
- Palić przestałem i z powrotem zacząłem po 4 miesiącach przerwy. Przecież są takie okazje, że przychodzą znajomi, rodzina i nie będę z nimi siedział przy herbacie lub wodzie mineralnej.

- Widzę, że nie ograniczasz się...
- Ograniczam się z paleniem.

- Skąd wziął się u ciebie ten nałóg?
- Miałem 12-13 lat, jak zacząłem palić.

- Nie próbowałeś z nim walczyć?
- Próbowałem, ale to mi szkodziło na struny głosowe, które były przyzwyczajone do tytoniu. Jak przestawałem palić, miewałem coraz większe chrypy, bo struny głosowe były uzależnione od nikotyny.

- Nie pomyślałeś, że może to niekorzystnie odbić się na głosie, który był twoim cennym instrumentem, o który powinieneś szczególnie dbać?
- Jak nie paliłem, to czułem, że właśnie to ma niekorzystny wpływ na mój głos.

- Który był bardzo cenny...
- I w dalszym ciągu jest.

- To dlaczego, do jasnej cholery, nie dbasz o niego!?
- Staram się, ale to nie jest uzależnione wyłącznie od palenia papierosów.

- Ukończyłeś średnią szkołę muzyczną w klasie skrzypiec. Czyżbyś początkowo chciał być instrumentalistą?
- Nie, nie, to był wymysł moich rodziców.

- Ty zapewne chciałeś śpiewać?
- Też nie. Grałem w teatrzykach szkolnych role aktorskie. O śpiewaniu zadecydował przypadek. W szkole średniej założyłem zespół muzyczny i wtedy zacząłem śpiewać. Zacząłem wygrywać rozmaite konkursy. Najważniejszy był Ogólnopolski Przegląd Piosenkarzy Amatorów w Jeleniej Górze. W 1966 roku menedżerowie zespołu Czerwono-Czarni zaproponowali mi współpracę w charakterze solisty. W 1967 roku nagrałem pierwsze piosenki dla Polskiego Radia, a wśród nich: "Bądź dziewczyną moich marzeń". W1970 roku nagrałem pierwszego LP pod takim samym tytułem.

- Co było momentem zwrotnym w twojej piosenkarskiej karierze?
- Po rozpadzie Czerwono-Czarnych, rok 1972, założyłem własny zespół o nazwie Nowa Grupa. Do niego zaangażowałem zespół wokalny Pro Contra z Lucyną Owsińską, z którą się ożeniłem. Po wypadku samochodowym zawiesiłem tę działalność. Na estradę powróciłem w 1974 roku i zacząłem śpiewać na własny rachunek. Koncertowałem m.in. w Jugosławii, Czechosłowacji, Mongolii, na Węgrzech i wielokrotnie w ośrodkach polonijnych w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. W 1993 roku założyłem własną agencję artystyczną. W jej ramach organizowałem koncerty, na których pełniłem funkcję śpiewającego gospodarza.

- Czy wielka popularność i uwielbienie kobiet nie zepsuły cię?
- Chyba nie.

- Miałeś dwie żony, dwa rozwody, a od kilkunastu lat pozostajesz w konkubinacie z Urszulą Kopeć. Te fakty z prywatnego życia mówią same za siebie...
- Już niedługo nie będę w konkubinacie. Żenię się po raz trzeci.

- Co było powodem pierwszego rozwodu?
- Na ten temat nie mam ochoty rozmawiać.

- A co było powodem drugiego rozstania?
- Nie będę o tym mówił.

- Twoja pierwsza żona Lucyna Owsińska była w tamtym okresie znaną piosenkarką. W domu obok siebie żyły dwie gwiazdy. Czy to miało wpływ na domowe pożycie?
- To ja zrobiłem z Lucyny gwiazdę. Nie wiedziałeś o tym? To ja ją wyciągnąłem z Pro Contry. Pierwszą samodzielną piosenkę dla niej napisali moi przyjaciele Piotr Figiel i Janusz Kondratowicz. Fakt, że byliśmy popularni i lubiani, osobno pracując na swoje nazwiska piosenkarskie, nie miał żadnego wpływu na relacje w domu. Byliśmy bardzo zgodnym małżeństwem.

- Gdzie poznałeś Urszulę Kopeć?
- W Bielsku-Białej. Urszula była przyjaciółką mojej mamy. Prowadziła sklep, w którym ją poznałem. Tak mi przypadła do gustu, że jesteśmy razem do dzisiaj.

- Czy to właśnie Urszula jest kobietą twojego życia?
- Chyba tak. Jak tylko się wyleczę, zamierzamy wziąć ślub.

- Dlaczego dopiero teraz?
- Nie miałem rozwodu. Druga żona Zofia przez bardzo długi czas nie chciała mi dać rozwodu.

- Przeczytałem w jednej z gazet bulwarowych, że choroba dodała ci lat i bardzo zmieniła...
- Bardzo złe zdjęcie zamieszczono w tej gazecie. Zostało źle naświetlone, wykonano je pod słońce, ale z fleszem. Wypadło fatalnie.

- Masz na nim rude resztki włosów.
- Nie jestem rudy, to co widać na zdjęciu, to białe włosy. Są to przedostatnie włosy, bo teraz rosną mi nowe. Po chemioterapii, którą przeszedłem, powinienem w ogóle nie mieć włosów.

- Co jeszcze zabrała ci choroba nowotworowa?
- Powiem, czego mi nie zabrała. Nie zabrała mi chęci do życia, której mam coraz więcej.

- Podobno teraz ważysz zaledwie 60 kilogramów?
- Po ostatnim pobycie w szpitalu, gdzie miałem specjalną dietę (otrzymywałem wyłącznie miksowane jedzenie, bo tylko takie jest w stanie przejść przez mój chory przełyk), dostawałem kroplówki z glukozy, bo groziło, że za moment wpadnę w potężną anemię. Gdy chodziłem, to w każdej chwili mogłem się przewrócić, bo słabe nogi nie chciały mnie nosić. W szpitalu doprowadzono mnie do stanu używalności. Gdybym nie zjawił się wtedy w szpitalu, to groziło mi, że umrę na raka albo na anemię. Przed chorobą ważyłem 76 kilogramów.

- Ile miałeś naświetlań i chemioterapii?
- W ciągu dwóch miesięcy miałem 33 naświetlania i 4 chemioterapie, które najbardziej wykańczają człowieka. Każda z nich trwała 24 godziny.

- Z jakimi efektami?
- Komórki rakowe zostały zabite. Pozostała tylko ranka w przełyku, która powoduje, że nie mogę przyjmować pokarmu. Stąd kolejna wizyta w szpitalu. Jutro jadę na piątą terapię, która nazywa się brychoterapia. Jak trzeba będzie zostać w szpitalu, to znowu tam się położę na tydzień.

- Na czym polega brychoterapia?
- Do przełyku jest wkładana rurka bezpośrednio na ranę, która mi pozostała. To trwa zaledwie kilka minut.

- A jeżeli brychoterapia nie przyniesie pozytywnego efektu?
- Wtedy trzeba poczekać, aż ranka sama się zagoi. Jest ona trudna do wyleczenia. Zaproponowano mi operację, ale się nie zgodziłem, bo nawet najlepszemu chirurgowi może zadrżeć ręka i wtedy w ogóle nie będzie mowy o śpiewaniu, o mówieniu również. Dlatego zdecydowałem się na tak ostrą, wręcz zabójczą chemioterapię i radioterapię.

- Jedno i drugie równocześnie?
- Tak, i teraz zdajesz sobie sprawę, w jakim ja jestem stanie. Przedwczoraj wyszedłem ze szpitala w Bielsku-Białej, gdzie podtrzymywano mnie glukozą. Jutro jadę do szpitala do Gliwic, gdzie poddam się badaniom, które powiedzą, czy mam poddać się brychoterapii.

- A jeżeli i to się nie powiedzie?
- Dupa blada. Czeka mnie operacja.

- Czy po wyleczeniu przełyku wracasz na estradę?
- Chciałbym. Mimo że mam rentę chorobową (najwyższa grupa) i przy niej nie wolno mi wykonywać żadnej pracy.

- Nawet gdybyś musiał wjeżdżać na estradę na wózku inwalidzkim?
- Tak, bylebym mógł jeszcze śpiewać.

- Tego jeszcze chyba nie odnotowano w Polsce?
- Jeszcze nie i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

- Co pomaga ci w walce z chorobą?
- Urszula, która opiekuje się mną w czasie choroby oraz jej matka. A głównie wiara w to, że uda mi się wyleczyć całkowicie, że będę mógł jeszcze śpiewać, bo ja muszę śpiewać.

- Masz menedżera?
- Moimi sprawami chce zająć się Anna Kryszkiewicz, która przez lata była menedżerką Karin Stanek, a ostatnio Stana Borysa.

- Zauważyłem, że nie wstydzisz się mówić o chorobie?
- Co tu ukrywać? Dopadła mnie choroba śmiertelna, bardzo niebezpieczna. Nie wiem, czy przeżyję kilka najbliższych miesięcy, czy kilka lat, czy będzie nawrót raka, czy będą przerzuty na inne części.

- Czesław Niemen milczał, nie pokazywał się i nie pozwolił się fotografować. Ty - przeciwnie.
- Udało mi się go sprowadzić na dwa koncerty do Frankfurtu i Hanoweru. Nie wyglądał źle. Tylko był bardzo blady. Podziękował mi, że go w końcu namówiłem na występ. Jak się okazało, ostatni. Niebawem zmarł.

- Ty też jesteś bardzo chory, a mimo to tryskasz optymizmem. Czy dlatego, że postanowiłeś być zdrowy?
- Oczywiście, ja muszę być zdrowy. Przecież nie mógłbyś rozmawiać ze zmarłym. Mam nadzieję, że jak umrę, przyjedziesz do Bielska-Białej na mój pogrzeb?

- Jaki pogrzeb?! Przecież twierdzisz, że najważniejsza jest wiara w wyzdrowienie?
- Wierzę w to, że mimo wszystko pokonam chorobę i wrócę do świata ludzi szczęśliwie wyleczonych.

- "Dwadzieścia lat, a może mniej, świat brałem taki, jaki był". Jak bierzesz go teraz, po 20 latach od zaśpiewania tego bodajże największego swojego przeboju?
- Taki, jaki jest. Wiem, że jestem nieuleczalnie chory. Chcę jeszcze trochę pożyć i ponownie spotkać się z tobą w domu, nie na cmentarzu.

- Ja na to również liczę. Życzę dalszej wytrwałości w walce z rakiem. Trzymaj się, Jacku!


PS Podczas badań w gliwickim szpitalu rurka wprowadzona do przełyku nie dostała się do niezagojonej ranki. Przez zwężenie przełyku pożywienie nadal nie przechodzi. Chory piosenkarz nadal je miksowane papki. Normalnego pokarmu nie jest w stanie przełknąć. Bóle uśmierza morfiną.


25 marca 2007 roku w wieku 59 lat zmarł po ciężkiej chorobie wokalista Jacek Lech. Był przedstawicielem pokolenia, które tworzyło muzykę lat 60. (Informacja Onet.pl)




ANGORA nr 50, 10 grudnia 2006

  • /biblioteka/51-ludzie/153-mimo-wszystko
  • /biblioteka/51-ludzie/151-poetka-muzyki-pop