Przypadkowy bohater

 

Straciła przytomność, ale jej auto mknęło autostradą. Mężczyzna bez namysłu rzucił się w pościg




KARA ROBERTS wyszła z domu i wsunęła swe długie nogi pod kierownicę jeepa. Szczupła 28-latka, ubrana w czarne spodnie i sweter w paski, spojrzała w lusterko wsteczne i włączyła silnik.

Tego dnia nie zjadła śniadania, bo śpieszyła się do rodziców mieszkających 70 km od Birmingham. Miała spędzić dzień na zakupach z mamą. Do świąt zostały tylko dwa tygodnie, a jeszcze trzeba kupić tyle prezentów, tyle osób odwiedzić, tyle spraw załatwić...

Kara i jej mąż Lee bardzo chcieli mieć dziecko. Jak dotychczas im się to nie udało. Tak przynajmniej sądziła Kara. Jeszcze nie wiedziała, że jest w drugim miesiącu ciąży.

Kiedy jechała do rodziców na północ autostradą 65, głód i zmiany hormonalne wywołały niespodziewany skutek w jej organizmie.

JAY WILSON lawirował w sporym ruchu i wystukiwał na kierownicy rytm, który kołatał mu się po głowie. Ten 30-latek skomponował za kółkiem niektóre ze swoich najlepszych piosenek. Teraz nawet nie próbował, z muzyki zrezygnował na zawsze.

Przed godziną zdał egzamin magisterski na uniwersytecie w Tuscaloosie, który miał mu umożliwić pracę w zawodzie prawnika albo handlowca. Teraz wracał do domu w Madison; przeprowadził się tam z żoną Heidi dwa tygodnie temu. Minął już Birmingham, miał więc przed sobą jeszcze ponad godzinę jazdy.

Już jako dziecko oddał serce muzyce, ale wciąż spotykały go rozczarowania. Ostateczną decyzję podjął kilka miesięcy temu w małym zadymionym klubie. Śpiewał w nim swoje rockowe piosenki, ale publiczność stale hałasowała, przeszkadzała, domagała się lżejszych kawałków. I właśnie tam Jay Wilson przy klawiszach i gitarze otoczony głośnikami stracił serce do muzyki. Potem zaczął tracić wiarę w siebie.

Musiał wziąć się w garść. Był żonaty. I Heidi, i on chcieli powiększenia rodziny. Skoro nie mógł się utrzyma z muzyki, musiał poszukać czegoś innego. Postanowił wrócić na studia i potem dostać "porządną" pracę. Innymi słowy, machnął ręką na marzenie swego życia.

JADĄCA NIEZBYT daleko przed nim Kara ścisnęła mocniej kierownicę. Szosa miała trzy pasy ruchu w jedną stronę, z obu stron Kary śmigały samochdy, autobusy, furgonetki i tiry. Za dużo tego wszystkiego.

Raptem poczuła uderzenie gorąca, a potem już nic nie pamiętała. Straciła przytomność.

Nogą ciągle przyciskała pedał gazu, jej szary jeep grand cherokee - teraz praktycznie bez kierowcy - pędził z prędkością 100 km/godz.


JAY WILSON wyostrzył uwagę. Na środkowym pasie, kilka samochodów przed nim, szary jeep nagle się zakołysał. Odbił mocno w lewo - może żeby ominąć jakąś przeszkodę na drodze - i wskoczył na pas Jaya, tuż przed jego nosem. Chwilę potem otarł się bokiem o betonową barierę rozdzielającą obie nitki szosy.

Jay natychmiast zdjął nogę z gazu, zwolnił swą dwudrzwiową toyotą tercel do nieco poniżej 100 km/godz. Pewno kierowca zasnął za kierownicą - pomyślał. - Ale kiedy rąbnął w barierę, powinien się ocknąć...

Jednak jej jeep znów walnął w mur, metal zgrzytnął o beton, posypały się iskry. Potem opony tarły bokiem o podstawę muru, zostawiając długą czarną smugę, po czym auto znów wjechało na pas, waliło tak o barierę co kilka sekund.

Co robić? - myślał gorączkowo Jay. Wcisnął gaz i pojechał równolegle do jadącego wężykiem jeepa. Ryzyko było ogromne - gdyby zarzuciło na niego tamten wóz, to by go zepchnął.

Wpatrywał się w drogę przed sobą, tylko na chwilę rzucił okiem w lewo. Za kierownicą jeepa zobaczył przypiętą pasem młodą kobietę. Przy każdym uderzeniu w betonową barierę jej długie ciemne włosy podskakiwały do góry. Zemdlała? Nie żyje? - zastanawiał się Jay Wilson. Jeżeli on czegoś nie zrobi, to dziewczyna zaraz zginie, bo mimo ciągłego uderzania w betonowy mur, jej auto nie zwalniało. W każdej chwili mogło znów grzmotnąć w barierę i przewrócić się na bok albo przekoziołkować i zderzyć z pojazdami jadącymi z przeciwka.

Nie myśląc o własnym bezpieczeństwie, Jay wcisnął gaz do dechy i wyprzedził jeepa. Potem ostrożnie wjechał na lewy pas. Barierę miał tuż obok. Jeep był pół metra za nim.

Chciał zrównać prędkość samochodów, a potem pozwolić, by jeep z tyłu lekko go uderzył i gdy "poczuje go na plecach"- zahamuje. Tak zatrzyma oba auta.

Nie miał pojęcia, czy to się uda, ale czuł, że powinien to zrobić. Od małego wpajano mu, żeby postępować tak jak się powinno. Czy starczy mu odwagi? Nie miał czasu na brak wiary w siebie.

Wpatrywał się w lusterko wsteczne. Jeep jechał tuż za jego zderzakiem. Jay usztywnił się, wyprostował ręce, przygotował się na wstrząs. Minimalnie puścił pedał gazu. Jeep się zbliżył. Jeszcze bardziej.

Tylko spokojnie - powtarzał sobie Jay. - Pomaleńku. Ostrożnie dotknął pedału hamulca. Łuuup! Głowa aż mu odskoczyła. Jeep rąbnął w toyotę i pchnął, zarzuciło nim. Uderzenie było mocniejsze niż się spodziewał.

Zacisnął ręce na kierownicy, aż zbielały mu kostki. Z walącym sercem wpatrywał się w lusterko. Pozwalał, by zmniejszała się szpara między nim a nacierającym jeepem. Będzie musiał hamować ostrzej, dużo ostrzej, żeby zatrzymać ten wóz. I znów jeep był kilkanaście centymetrów za jego zderzakiem. Nacisnął hamulec. I wtedy jeep prawie nakrył sobą małą toyotę. Pod naciskiem jej tył "usiadł".

Jay przeżył chwilę grozy, gdy stracił panowanie nad kierownicą.

Serce mu waliło jak młotem. Narażał życie, ale już nie miał odwrotu. Sam zaczął tę ryzykowną grę wpadających na siebie samochodzików i musi doprowadzić ją do końca.

Sczepione razem auta ostro zniosło w prawo, przecięły wszystkie trzy pasy ruchu. Kierownica toyoty skręciła tak mocno, że Jay ją puścił, bo bał się, że przy uderzeniu połamie ręce w nadgarstkach. Chwilę potem jego auto rąbnęło w barierę, a jeep je do niej przygniótł. Bach, bach!

Ciałem Jaya targnął wstrząs. Auta odbiły się od prawej bariery. Kolizja je rozdzieliła. Teraz toyota pędziła sama prawym poboczem, jeep za nią.

Oszołomiony, lecz wciąż zachowujący przytomność, skoncentrowany do granic wytrzymałości Jay Wilson znów chwycił kierownicę. Widział za sobą nacierającego jeepa, który znów uderzył w metalową barierkę. Jak do tej pory udało mu się nieco go spowolnić, ale tylko o jakieś 20 km/godz.

Musi więc znów spróbować. Aż zadrżał na tę myśl.

ZASTĘPCA SZERYFA Phillip Clay, dorabiający jako kierowca w sklepie z wyposażeniem wnętrz, zauważył pędzącego szaleńczo jeepa prawie w tym samym momencie co Jay. Jednak ze swego miejsca nie widział kierowcy. Sądził więc, że auto urwało się komuś z holu.

Potem zobaczył, jak toyota zajeżdża jeepowi drogę. Chciała go zatrzymać. Nie uda mu się, ma za mały samochód -- pomyślał Phillip Clay. I niemal w tej samej chwili, w trosce o bezpieczeństwo innych, półtoratonową ciężarówką zaczął jechać zygzakiem przez trzy pasma. Chciał w ten sposób zablokować ruch.

KIEDY JAY Wilson podchodził do kolejnej próby zatrzymania jeepa, usłyszał klakson. Spojrzał przez lewe ramię -- równo z nim jechała ciężarówka. Kierowca pomachał mu ręką, miał odsunąć się od jeepa.

Jay Wilson z ulgą dodał gazu. Bolało go całe ciało, a auto "jęczało i kulało", tak było poturbowane. Phillip Clay wjechał przed jeepa i mocno wcisnął hamulec. Duża ciężarówka przyhamowała jeepa i oba auta ześlizgnęły się z piskiem opon na pobocze.

NIE BYŁO TAK ŹLE - odetchnął Phillip Clay. Jednak miał wrażenie, że coś jest nie tak. Cały czas czuł napór jeepa. Boże, silnik nie zgasł. Wóz jest na biegu!

Phillip zaciągnął więc hamulec ręczny, wyskoczył z szoferki i rzucił się do jeepa z tyłu. Okna i drzwi były zamknięte. Osłonił oczy, przycisnął twarz do przyciemnianej szyby. Osłupiał na widok kobiety leżącej z głową na siedzeniu pasażera. Oczy miała zamknięte, usta otwarte, twarz trupio bladą.

Podbiegł do ciężarówki, złapał łom, wrócił i roztrzaskał tylne boczne okno jeepa. Szarpnął drzwi od strony kierowcy, wyłączył silnik i ostrożnie wyciągnął Karę Roberts. Ciało miała wilgotne i chłodne.

Roztrzęsiony Jay Wilson wysiadł z toyoty, dowlókł się do barierki, usiadł. Jeepa obstąpiła grupka gapiów, rozprawiali o wypadku i o nieprzytomnej kobiecie w środku.

I w tym momencie kobieta usiadła i krzyknęła wniebogłosy.

KARA NIE WIEDZIAŁA, gdzie jest ani jak się tu dostała. Jay przyglądał się kierowcy ciężarówki, który próbował ją uspokajać.

- Już dobrze, jest pani bezpieczna - zapewniał.

Siedzący na poboczu Jay Wilson czuł, jak traci zimną krew. Młoda kobieta, którą pod wpływem impulsu usiłował ratować, żyła.

Karę Roberts i Jaya Wilsona zabrano do szpitala. O dziwo, Kara wyszła z wypadku bez draśnięcia. Jej zdumienie i radość jeszcze się powiększyły, kiedy okazało się, że jest w ciąży. Lekarze podejrzewali, że głód i ciąża spowodowały utratę przytomności.

Jay Wilson miał uraz kręgosłupa i drobne potłuczenia. Jego auto poszło do kasacji. Jednak on zyskał więcej niż stracił.

- Szacunek do samego siebie to nieoceniona wartość. A właśnie tamtego dnia odzyskałem to uczucie. Zupełnie jakbym się na nowo narodził - opowiada.

Jego muzyka też narodziła się na nowo. Wprawdzie postanowił skończyć studia i postarać się o "porządną" pracę, ale obiecał też sobie, że nie zrezygnuje już z muzyki. Zamierza napisać piosenkę dla Lintona Davisa Robertsa, który urodził się 28 lipca 2000 roku.


TŁUMACZENIE: ANNA KOŁYSZKO

Przegląd Reader's Digest, sierpień 2001

  • /biblioteka/47-opowiadania/290-panna-hardy
  • /biblioteka/47-opowiadania/288-zdarzyo-si-w-syczuanie