Koszmarny rajd

 

Rose zauważyła na parkingu czarny samochód z dwójką ludzi w środku.


 



James Boule przeskoczył przez mur więzienia o złagodzonym reżimie w okręgu Smith w Teksasie; ten 23-letni muskularny. mężczyzna oczekiwał tu na proces za włamanie. Pognał do samochodu, w którym czekała na niego przyjaciółka, Darla Rouse. Para uzbrojona w dwa rewolwery i strzelbę zaczę|a uciekać na północ.

Dwa tygodnie później, 10 sierpnia 1996 roku po południu zatrzymali się m na parkingu przy szosie nr 90, 11 km na zachód od miejscowości Gillette w stanie Wyoming. Boule siedział skulony w samochodzie, prawie niewidoczny z zewnątrz. W lusterku wstecznym obserwował, co się dzieje. Obok niego skuliła się 19-letnia Rouse.

Chcieli dotrzeć w górzyste tereny Montany, ale skończyły się im pieniądze, jedzenie i benzyna. Teraz czekali w napięciu, aż trafi się im samochód, który umożliwi im dalszą ucieczkę.


*********************************************************

- Może zrobimy sobie przerwę i coś przekąsimy? - zaproponował żonie 64-letni Jerry Rockne.

Drobniutka, rezolutna Rose skinęła gtową. Jerry zwolnił i wjechał pikapem z 10-metrową przyczepą kempingową na parking.

Państwo Rockne byli w drodze do Wyoming po wizycie u swoich trzech synów, którzy mieszkali w Nebrasce. Jerry pracował wiele lat jako programista w firmie ubezpieczeniowej w mieście Omaha. Cztery lata temu przeszedł na emeryturę i od tego czasu wraz z 69-letnią żoną podróżował po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, odwiedzając starych przyjaciół, nawiązując nowe znajomości. Był to najpiękniejszy okres w ich życiu.

Rose zauważyła na parkingu czarny samochód z dwójką ludzi w środku.
- Chyba śpią - powiedział Jerry i nie chcąc im przeszkadzać, zaparkował pikapa w znacznej odległości.

Gdy siedząc w przyczepie, jedli kanapki, usłyszeli kroki na zewnątrz. Jerry wstał. Zanim jednak zdążył sięgnąć klamki, drzwi otwarły się gwałtownie. Jerry ujrzał wycelowany prosto w swoją twarz rewolwer kalibru 38.
- Cofnij się! - wrzasnął mężczyzna z rewolwerem w dłoni i wepchnął Jer-ry'ego w róg przyczepy.

Boule zachowywał się bardzo pewnie, co przeraziło Rose niemal tak samo, jak widok rewolweru wycelowanego w jej męża. Zdała sobie sprawę, że musi coś zrobić.
- Może ma pan ochotę na kanapkę z pieczenią? - spytała niby nigdy nic. - To żaden kłopot.

Napastnik wyraźnie zdębiał.
- Nie, nie mam ochoty - wymamrotał po chwili.

Był najwyraźniej zbity z tropu. Nie oczekiwał tak uprzejmej reakcji ze strony starszej pani, może dlatego nie pociągnął od razu za spust. Pomyślał, że zajmie się tym później.
- W czym możemy panu pomóc? - spytała Rose.
- Musicie nam pomóc przejechać kilka stanów - odpowiedział Boule. Zapytał Jerry'ego, czy ma dość paliwa i zadał kilka pytań na temat przyczepy. Nie było wątpliwości, że chce posłużyć się ich wozem.

Za plecami Boule'a otwarły się drzwi i stanęła w nich Darla Rouse. Boułe rozkazał Rockne'om usiąść.

Jerry rozstawił krzesła turystyczne złożone na czas podróży. Rose zauważyła na podłodze śrubę, która wypadła z jej krzesła. Siadając, schyliła się po nią ukradkiem i zacisnęła w dłoni.
- Darla! Sprawdzę wóz, ty ich popilnuj - polecił. - Masz rewolwer?
- Jasne! - odpowiedziała dziewczyna i z szyderczym uśmiechem wyciągnęła broń zza paska dżinsów.

Gdy Boule wyszedł na zewnątrz. Darla stanęła nad zakładnikami, trzymając palec na spuście.

*********************************************************

BOULE WRÓCIŁ po 10 minutach.
- Postawcie krzesła oparciami do siebie - rozkazał, a Jerry i Rose wcisnęli krzesła między zlew a kuchenkę i usiedli.
- Ręce za oparcia! - nakazał Boule i wyciągnął dwie pary kajdanków i linkę.
- Żonę będzie to bolało. Ma kło ty z barkiem - zaprotestował Jerry.

Jerry i Rose pracowali kiedyś w tej samej firmie ubezpieczeniowej. Zaprzyjaźnili się, gdy Rose leżała w szpitalu ze złamanym kręgosłupem po wypadku samochodowym. Jerry odwiedzał ją przez wiele miesięcy bolesnej rekonwalescencji. Podziwiał jej hart ducha i samozaparcie, z jakim ćwiczyła, by znów chodzić o własnych siłach. Zakochali się w sobie i pobrali. Za kilka dni przypadała właśnie 31. rocznica ich ślubu.

Rose skrzywiła się, wsuwając ręce pomiędzy metalowe pręty oparcia. Boule skuł dłonie swoim ofiarom i związał obie pary kajdanków nylonową linką. Przywiązał też Jer-ry'emu do krzesła nogi na wysokości kostek.
- Po co ich związujesz? - spytała Darla. - Myślałam, że ich zabijemy.

Kiedy Boule odparł, że nie potrafi tego zrobić, dziewczyna powiedziała:
- No, dobra. Może sami dostaną zawału.

Przestępcy zamknęli okna, wysiedli z przyczepy i zamknęli ją na klucz.

Gdy tylko ruszyli, Rose powiedziała z przerażeniem:
- Zauważyłeś, że nie starali się chować twarzy?
- Musimy coś zrobić - szepnął Jerry. - Na pewno zdarzy się jakaś okazja. Musimy ją wykorzystać.

Zdawali sobie sprawę, że porywacze nie mają zamiaru puścić ich żywych.

*********************************************************

JECHALI CORAZ szybciej. Rose usiłowała uwolnić dłonie. Przypomniała sobie, że gdy jeden z jej synów był w drużynie zuchów, nauczył ją wiązać węzły. Całe szczęście, że dała się wtedy namówić na tę zabawę. Dzięki temu wiedziała, że jeśli Boule nie zrobił węzła prawidłowo, uda jej się oswobodzić ręce.
- Może zdołamy się uwolnić - powiedziała. - Czy dosięgniesz linki?

Jerry wyciągnął palce tak daleko, jak tylko mógł. Z wysiłkiem złapał koniec linki, którą związane były kajdanki. Walczyli z więzami blisko 15 minut, aż wreszcie Jerry'emu udało się rozluźnić węzeł.
- Nie zdejmuj jeszcze więzów - powiedział żonie. - Poczekajmy na właściwy moment.

Skoncentrowali wysiłki na odczepieniu kajdanków Rose od krzesła.
- W oparciu nie ma jednej śruby -szeptała Rose. - Podniosłam ją z podłogi, kiedy kazał nam usiąść. Jeśli odegniemy oparcie, wyswobodzę się. Zaczęli walczyć z krzesłem. Jerry napierał na pręt, Rose starała się zsunąć z niego zakute w kajdanki dłonie.

*********************************************************

WKRÓTCE OBOJE byli mokrzy z wysiłku. Z ogromnym trudem udało im się odkręcić jeszcze kilka śrub z oparcia krzesła Rose.
- Jeszcze trochę i gotowe - powiedział Jerry.

Odgięli oparcie i wreszcie Rose udało się wyswobodzić z niego dłonie. Wciąż miała je spięte z tylu kajdankami, ale przynajmniej nie była przykuta do krzesła. Wtedy poczuli, że zwalniają. Rose błyskawicznie ułożyła ręce tak, by napastnicy nic nie zauważyli. W dłoni ściskała rozluźnioną linkę.

W chwilę później Boule i Rouse wsiedli do przyczepy.

Boże, żeby tylko nic nie zauważyli - pomyślał Jerry. Serce Rose waliło tak mocno, że bała się, czy to ich nie zdradzi.
- Trzeba was zakneblować - oznajmił Boule. - Musimy podjechać pod sklep, żeby kupić coś do jedzenia i nie chcemy, żebyście narobili hałasu. - Czy to jest konieczne? - spytała Rose, starając się odwrócić ich uwagę.
- Tak - odparł bandyta, oklejając mocno głowę i usta Jerry'ego plastikową taśmą i odcinając jej koniec nożem sprężynowym.

Rose zaczęła gwałtownie oblizywać wargi. Uświadomiła sobie, że jeśli stracą możliwość porozumiewania się, będą mieli jeszcze bardziej nikłe szanse na uwolnienie. W chwilę później Boule zakleił jej usta.

Gdy ruszyli, Rose zaczęła poruszać wargami. Miała rację - taśma klejąca nie trzymała się wilgotnych ust. Jerry natomiast pochylił się i zaczął z desperacją trzeć zaklejonymi ustami o blat kuchenny. Po chwili udało mu się ściągnąć taśmę na tyle, by móc mówić.

*********************************************************

DOJECHALI DO BUFFALO. Boule zaparkował. Wysiadając, krzyknął tak, by Rose i Jerry usłyszeli:
- Żadnych sztuczek. Cały czas tu jestem.

Próby odwiązania Jerry'emu nóg od krzesła nie miały sensu. I tak nie było sposobu, by uwolnić jego ręce przytroczone do prętów oparcia. Teraz wszystko zależało od Rose. Tylko ona mogła uciec i wezwać pomoc. Ponownie wysunęła ręce zza odgiętych prętów oparcia.
- Jestem wolna - wyszeptała.

Z rękami wciąż skutymi za plecami podeszła do drzwi przyczepy i zaczęła nasłuchiwać. Nagle z zewnątrz dobiegł ją jakiś odgłos. Ze strachu aż podskoczyła. Wyraźnie czuła niebezpieczeństwo. Szepnęła:
- Jestem pewna, że nas pilnują.
- Nie denerwuj się - uspokoił ją Jerry. - Usiądź z powrotem. Postaramy się wymyślić coś innego.

Rose wróciła na krzesło, ponownie wsunęła ręce za pręty i chwyciła koniec linki. Wszystko wyglądało tak, jakby wciąż byli związani.
- Jest tylko jedno wyjście - Rose powiedziała to i aż zadrżała.

Nie była pewna, czy jest w stanie to zrobić. Musiałaby raz jeszcze zmierzyć się z koszmarem, który prześladował ją przez ostatnie 37 lat.
- Poczekam, aż ruszymy i spróbuję wyskoczyć - powiedziała powoli.

Ten pomysł przeraził Jerry'ego. Wiedział, jak jego żona panicznie boi się ponownego urazu kręgosłupa. Było też inne ryzyko. Może przecież wpaść pod przejeżdżający obok samochód, albo zabić się, uderzając głową o jezdnię. Największe niebezpieczeństwo stanowiły jednak tylne koła samej przyczepy, gdyby pod nie wpadła.
- Wiem, że nie wyjdę z tego bez szwanku - Rose była bliska płaczu.
- Chciałbym to zrobić za ciebie, ale nie mogę - powiedział łagodnie Jerry.

Rose skinęła głową, umacniając się w swojej decyzji. Była przekonana:
- Kiedy tylko ruszymy, idę do drzwi.

Przyczepa ruszyła i Rose, z trudem utrzymując równowagę, doszła do drzwi. Skutymi dłońmi usiłowała dosięgnąć rygli.

Przesunęła jeden, drugi. Udało się. Chwyciła gałkę drzwi i przekręciła ją, ale drzwi ani drgnęły.
- Nie chcą się otworzyć - jęknęła. Jechali coraz szybciej.
- Przekręć w drugą stronę - ponaglił Jerry.

Rose znów spróbowała i drzwi otwarły się na oścież. Rose stanęła przodem do uciekającej w dole jezdni.
- Skaczę! - powiedziała i przykucnęła na progu. Wzięła głęboki oddech i rzuciła się do przodu tak daleko, jak tylko była w stanie, by uniknąć dostania się pod tylne koła przyczepy.

Gdy Rose zniknęła, przerażony Jerry wytężył słuch. Nie nastąpiło silne uderzenie, które świadczyłoby o tym, że jego żona wpadła pod koła Przyczepy. Uniknęła najgorszego, choć na pewno jest ranna. Dobry Boże! Miej ją w opiece - modlił się Jerry.

Rose leżała pomiędzy pasami czteropasmowej autostrady. Od uderzenia głową o jezdnię pociemniało jej w oczach. Słyszała szum opon przejeżdżających obok samochodów. Starała się wziąć w garść. Muszę działać. Muszę uratować Jerry'ego. Zabiją go, jeśli odkryją, że uciekłam.
- Co pani tu robi? - usłyszała nagle męski głos.

Zobaczyła nad sobą dwoje ludzi. Dostrzegli leżącą na jezdni Rose i zatrzymali się, by jej pomóc.
- Mój mąż jest w rękach porywaczy - powiedziała Rose z wysiłkiem.

Mężczyzna podłożył jej pod głowę złożony koc. Krzyknął, by ktoś zadzwonił po policję.

Pięć minut później, o 15.40, przy Rose ukląkł policjant. Poprosił, by opisała pikapa i przyczepę. Gdy przez radiostację policyjną ogłaszano alarm dla patroli, pogotowie wiozło już Rose do pobliskiego szpitala.

*********************************************************

- ZAUWAŻYŁEM poszukiwany samochód! - krzyknął Carl Clements z Policji Drogowej stanu Wyoming do mikrofonu radiostacji.

Moment wcześniej pikap z przyczepą minął jego radiowóz przy międzystanowej drodze numer 90. Natychmiast ruszył za podejrzanymi na północ, zbliżył się do nich i sprawdził numer rejestracyjny.

Wkrótce za przyczepą pojawiły się dwa inne samochody patrolowe. Clements włączył megafon i powiedział:
- Tu patrol drogowy. Proszę zjechać na pobocze i zatrzymać się.

Jerry usłyszał głos policjanta. To znaczy, że Rose żyje! - pomyślał i w tym samym momencie coś wcisnęło go w oparcie krzesła. To Boule gwałtownie dodał gazu, usiłując uciec policji.

*********************************************************

CLEMENTS skrzywił się, gdy wskazówka jego prędkościomierza doszła do 115 kilometrów na godzinę. - Muszę wyprzedzić go i rozłożyć blokadę - podał wiadomość przez radiostację.

Przyspieszył, minął samochód porywaczy, odjechał na znaczną odległość, po czym gwałtownie zahamował na poboczu. Wyskoczył z samochodu i wyjął z bagażnika zwinięty w rolę, blisko 3-metrowy łańcuch z kolcami. Tylko w ten sposób mógł zatrzymać bandytów. Rozwiniecie zapory w poprzek jezdni zabrało mu niecałą minutę.

Boule przejechał po kolcach. Clements dostrzegł dym dobywający się spod furgonetki, kiedy pękła przednia opona z prawej strony. Pikap zwolnił do 80 kilometrów na godzinę, ale się nie zatrzymał.

Policjanci jeszcze trzy razy rozkładali zapory. Kolejna opona samochodu i jedna przyczepy były w strzępach, lecz Boule nadal uciekał, jadąc na samych obręczach. Spod podwozia dymiło.

W pewnym momencie Boule'a zarzuciło na pas rozdzielający jezdnie. Obręcze kół zaryły się w miękkiej ziemi. Samochód z przyczepą stanął.

Policjanci szybko wyskoczyli z wozów. Wycelowali broń w Boule'a i je go towarzyszkę.
- Ręce do góry! - krzyknęli.
- Nie strzelać! - prosili bandyci.

W chwilę później policjanci wyciągnęli ich z samochodu i zakuli w kajdanki.

Trzech innych policjantów podbiegło do przyczepy. Jednym szarpnięciem otworzyli drzwi, po czym wpadli do środka z bronią gotową do strzału. Na podłodze leżał Jerry, wciąż przykuty do krzesła.
- Jestem tu sam - powiedział. - Co z moją żoną?

Policjanci powiedzieli mu, że Rose została zabrana do szpitala. - Czy możecie przekazać jej, że jestem już bezpieczny? - spytał.

Jeden z policjantów poszedł spełnić prośbę Jerry'ego, a dwaj pozostali rozkuli go i zabrali z przyczepy.

Następnego dnia Jerry odwiedził Rose w szpitalu. Miała złamaną lewą rękę i żebro, pękniętą miednicę i nadwerężone mięśnie karku, lecz na szczęście nie doszło do uszkodzenia kręgosłupa. Jerry delikatnie objął i ucałował żonę.

James Boule przyznał się do winy i został skazany na 59 lat więzienia za porwanie i napaść z bronią w ręku. Darla Rouse, która nie przyznała się do winy, otrzymała wyrok 53 lat więzienia.



Tłumaczenie: PIOTR ART
Przegląd Reader's Digest 1998






 

  • /biblioteka/47-opowiadania/278-w-puapce-ruchomych-piaskow