ZAGADKA KRYMINALNA NR 110 - W obronie własnej

Do zakończenia dyżuru pozostało jeszcze około pół godziny. Inspektor Nerak skończył pisać dzienny raport i już zamierzał zadzwonić do przyjaciela, aby umówić się na piwo, gdy zadzwonił stojący na stole telefon.

- Panie inspektorze, proszę natychmiast pojechać na osiedle Słoneczny Bulwar - usłyszał w słuchawce głos przełożonego. - Właściciel sklepu spożywczego został napadnięty i ponoć broniąc się, zabił napastnika.

Kiedy Nerak z sierżantem Wrzoskiem przyjechali na wskazane miejsce, pod sklepem stał już spory tłum ciekawskich. Inspektor poprosił sierżanta, aby usunął gapiów, a sam wszedł do środka. Tuż obok lady leżały zwłoki młodego mężczyzny, a pod ścianą siedział właściciel sklepu Robert Bochenek. Tuż przy nim leżał kij do gry w baseball, a trochę dalej nóż sprężynowy.
W obronie własnej?

- Zabity to znany na osiedlu ćpun - powiedział Robert Bochenek. - Mieszkał niedaleko i czasami mnie odwiedzał. Nigdzie nie pracował, zadawał się z podejrzanymi typami i, jak mówili ludzie, był uzależniony od narkotyków. Dziś przyszedł do sklepu kilka minut temu. Byliśmy sami. Poprosił o czekoladowy baton, za który zapłacił dziesięciozłotowym banknotem. Pieniądz był bardzo pognieciony i poplamiony chyba krwią. Był tak brudny, że nie włożyłem go nawet do kasy, tylko położyłem obok. Kiedy wydałem resztę, schował ją do kieszeni, a następnie błyskawicznie wyciągnął nóż i krzyknął, abym oddał mu zawartość kasy. Początkowo myślałem, że żartuje. Gdy powiedziałem mu, aby przestał świrować i żadnych pieniędzy nie dostanie, z nożem w ręku rzucił się na mnie. Bojąc się, że oberwę, wyciągnąłem spod lady kij baseballowy i zdzieliłem nim łotra po głowie. Musiałem walnąć jednak zbyt mocno, bo padł martwy. Proszę mi jednak wierzyć, panie inspektorze, że działałem w obronie własnej.

Słuchając Roberta Bochenka, inspektor przyglądał się sierżantowi Wrzoskowi, który przeszukiwał kieszenie denata. Z kieszeni jego kurtki i spodni policjant wyciągnął dowód osobisty, dwa banknoty dziesięciozłotowe - również poplamione krwią, kluczy, paczkę papierosów i plastikową, żółtą zapalniczkę.

- Proszę dokładnie opisać całe zajście w rap i oddać ten nóż do badania daktyloskopowego -powiedział Nerak do sierżanta, podnosząc przez chusteczkę z podłogi sprężynowiec.

Następnie oglądając dokładnie kij baseballowy, oświadczył zaskoczonemu właścicielowi sklepu:

- Jestem pewny, że pan mnie okłamuje. Podejrzewam, że doszło między wami do kłótni, podczas której jako argumentu użył pan kija i uderzył zbyt mocno. Tak więc nie była to obrona konieczna, lecz nieumyślne zabójstwo. Teraz sprawdzimy też, czy nóż był własnością zabitego, czy go pan podrzucił.

Słysząc to, Robert Bochenek ciężko opadł na krzesło i zduszonym głosem wymamrotał:

- Cholera, jak pan na to wpadł?

- Jedna rzecz świadczy o tym, że opowieść o napadzie to tylko bajeczka - oświadczył inspektor Nerak.


Jaka?


WOJCIECH CHĄDZYNSKI

ŹRÓDŁO: Tygodnik ANGORA 2011

  • /quizy-i-testy/437-zagadki/4432-zagadka-kryminalna-nr-111-tragedia-w-firmie-pogrzebowej
  • /quizy-i-testy/437-zagadki/4420-zagadka-kryminalna-nr-109-trup-w-ogrodzie