ALE BABA! - Rozpasana ruda szelma!

 

Naiwnych zakochanych pięćdziesięciolatków nie dziwiło, że kobieta rzekomo wycieńczona chorobą wręcz emanuje energią i zadowoleniem i zniewala wyuzdanym seksem

Autorka tekstu: IRMA MARZEC

Patrizia i Edmund Penrose'owie z Maltby opodal Sheffield byli małżeństwem od 1977 roku. Ich związek nie należał do wyjątkowych. Rzadkie chwile uniesień przeplatały się z momentami nieporozumień, stabilizacja mieszała z rutyną.

Pochłoniętemu zarabianiem pieniędzy na utrzymanie rodziny Edmundowi to nie przeszkadzało. Gdy wracał do domu po pracy, czekał na niego ciepły posiłek, miła i wciąż atrakcyjna rudowłosa żona i trójka udanych dzieci. Czegóż mógł chcieć więcej?!

Mijały lata, w poukładanym związku Penrose'ów nic się nie zmieniało. Prawie nic. Mniej więcej od 2002 roku zdarzało się, że po powrocie z pracy Edmund nie zastawał Patrizii w domu. Nie budziło to

jego podejrzeń,

gdyż umiała potem w racjonalny sposób wytłumaczyć powód nieobecności. Częściej niż kiedyś wyjeżdżała też poza Maltby. Nawet na kilka dni. Zawsze jednak o tym uprzedzała. I tłumaczyła, dlaczego musiała to zrobić. A że jej wierzył, nie sprawdzał, czy mówi prawdę.

Poważnie zaniepokoił się dopiero wiosną 2009 roku. Nie dość, że zniknęła bez słowa, to nie dawała znaku życia. Po paru dniach zgłosił policji zaginięcie żony. Zaczął też przeglądać jej rzeczy - w nadziei, że znajdzie w nich jakąś wskazówkę, l znalazł, choć absolutnie nie taką, jakiej się spodziewał: dwa akty ślubu Patrizii - z Jimem Bel-lem i Martinem Wrightem...


Na pomysł, by „coś odmienić" w swoim życiu 51-letnia kura domowa wpadła pewnego dnia 2002 roku. Już od jakiegoś czasu miała nieodparte wrażenie, że nie realizuje się... emocjonalnie. Brakowało jej czegoś, co sprawiłoby, że krew żywiej popłynęłaby w żyłach. Czas mijał bezpowrotnie, jej krągłe kształty mogły w każdej chwili zacząć tracić na ponętności.

„Może to już ostatni moment, ostatnia szansa?" - pomyślała i... zasiadła przed komputerem. Weszła na internetową stronę „samotnych serc".

Jej oferta, podpisana zalotnie „Ruda szelma", zainteresowała rozwiedzionego dostawcę pizzy, 49-letniego Jima Bella. Zaproponował spotkanie - przed centrum handlowym w Sheffield. Już po kilku minutach rozmowy oboje byli pewni, że chcą kontynuować tę znajomość. Patrizia nie kryła, że od razu przeszłaby do „poważnych rzeczy". Jim mieszkał niedaleko, więc zaproponował, by poszli do niego. Nie bawiąc się w konwenanse, wskoczyli do łóżka.

Odpocząwszy po kilkugodzinnym baraszkowaniu, postanowili dowiedzieć się czegoś więcej o sobie. Okazało się, że mają bardzo podobne, smutne doświadczenia życiowe. Oboje rozwiedli się, byli małżonkowie odebrali im dzieci. Rozrzewniona Patrizia wyciągnęła fotografie swoich pociech: „Tak rzadko je widuję" - poskarżyła się, ocierając łzy. Serce Jima kruszało jak dziczyzna na mrozie. Nie miał już najmniejszych wątpliwości: „To jest ta wyśniona, wymarzona". Żegnając się, obiecali sobie, że znów się spotkają.

Przez najbliższych kilka miesięcy czynili to często i regularnie. Potem jednak Patrizia zaczęła studzić seksualne zapały Jima: - Jestem pielęgniarką - tłumaczyła. - Często mam dyżury. Nie mogę ci poświęcać tyle czasu. Rad nierad, zgodził się na rzadsze randki, ale w zamian chciał czegoś więcej - by zalegalizowali związek. Po dłuższym wahaniu zgodziła się i w listopadzie 2004 roku stanęli

na ślubnym kobiercu.

Miejsce ceremonii - niewielkie szkockie miasteczko Gretna Green - wybrała Patrizia. Ona też zadecydowała, że nie zaproszą na uroczystość nikogo z bliskich. Świadków „złowiła", w ostatniej chwili, na ulicy. Jim nie dociekał, dlaczego. Wystarczyło mu to, że kobieta, z którą zaznał prawdziwego szczęścia, chce z nim być do końca życia.

Byłby mniej szczęśliwy, gdyby wiedział, że parę miesięcy wcześniej, w tym samym czasie, gdy zaczynali rozmawiać o ewentualnej przyszłości, jego „Ruda szelma" zamieściła w lokalnej gazecie ogłoszenie: „Rudowłosa ekstrawagantka o bujnych kształtach szuka odważnego, przedsiębiorczego mężczyzny".

Rubrykę „Matrymonialne" przeczytał 54-letni rozwodnik Martin Wright. Zadzwonił. Uzgodnili, że spotkają się w połowie drogi między ich domami - na przystanku na zjeździe nr 28 z autostrady M-1. Randka udała się, więc kontynuowali znajomość, oddając się rozpustnym chwilom. Pierwsza o tym, że „mogliby stanowić fantastyczną parę", wspomniała Patrizia. Słowa padły na podatny grunt. Gdy jakiś czas później, w trakcie wspólnego spaceru po Sheffield, zatrzymała się przed witryną sklepu jubilerskiego i wskazując na piękny pierścionek, powiedziała: „Gdybyś chciał mi go podarować, nie odmówiłabym", Martin bez wahania poprosił ją o rękę.

Ślub, w maju 2005 roku, tak jak poprzedni, odbył się w Gretna Green. Bez gości i z przypadkowymi świadkami. Szalejący ze szczęścia Martin Wright postanowił spełnić marzenie lubej. Zaciągnął kredyt i kupił nieduży, za to urokliwy dom w Ashfield. Miał być ich przytulnym gniazdkiem, ale przez 4 lata Patrizia spędziła w nim ledwie... dwie noce. Na więcej nie pozwolił jej „napięty harmonogram" potrójnych małżeńskich obowiązków. Wiła się jak piskorz, by zadowolić wszystkich, nie wzbudzając przy tym niczyich podejrzeń. Ponieważ bajeczka o zapracowanej pielęgniarce już nie wystarczała, wymyśliła nową: lekarze zdiagnozowali u niej nowotwór.

- Będę się leczyła w szpitalu w Rotherham - oświadczyła Jimowi i Martinowi. Nie chciała, by ją tam odwiedzali. Zaakceptowali ten warunek bez dyskusji. Wystarczyło im, że od czasu do czasu, w przerwach między terapiami, odwiedza ich, by wzmocnić się siłą ich uczucia i... pójść z nimi do łóżka. Naiwnych zakochanych pięćdziesięciolatków nie dziwiło, że - rzekomo wycieńczona chorobą - wręcz emanuje energią i zadowoleniem i zniewala wyuzdanym seksem.

Patrizia miała już dość udawania, wymyślania kłamstw. Nie wyrabiała się „organizacyjnie". Nigdy nie była najlepsza w planowaniu. Jedna noc u Edmunda w Maltby, druga w Sheffield u Jima, trzecia u Martina... Takie nieustanne żonglowanie partnerami groziło popełnieniem błędu. No i wreszcie go popełniła, nie uprzedzając prawowitego męża o przewidywanym dłuższym pobycie poza domem...

20 października 2010 roku bigamistka Patrizia Penrose stanęła przed sądem w Rotherham - oskarżona o oszukanie trzech mężczyzn oraz brytyjskiej administracji, a także - odstępne wyłudzenie

kilkuset euro

od Jima Bella. To nie on jednak czuł się najbardziej poszkodowany.

- Patrizia wywróciła do góry nogami życie wielu osób. Moje zniszczyła całkowicie - skarżył się Martin Wright. Uważał, że za to, co mu zrobiła, powinna spędzić w więzieniu wiele lat. Wyrok bardzo go rozczarował: - 220 godzin pracy społecznej? To niczego jej nie nauczy! - skomentował. Nie tylko on podejrzewa, że wkrótce rozpa-sana seksualnie 55-latka zacznie szukać w internecie kolejnego kandydata na męża.


IRMA MARZEC

Na podst. Daily Maił i Sheffield Telegraph

ANGORA-PERYSKOP nr 5, 2011

  • /ciekawostki/444-damsko-mskie/4569-kobieta-i-mezczyzna-nigdy-sie-nie-dogadaja
  • /ciekawostki/444-damsko-mskie/3324-zielonooki-potwor