W sieci lichwiarzy

 

   Udzielają pożyczek na kilkaset procent rocznie. Biorą mieszkania i domy pod zastaw nawet niewielkiej pożyczki. Na niewypłacalnych nasyłają windykatorów o szerokich karkach

   Kiedyś namiary do lichwiarza rozchodziły się pocztą pantoflową. Teraz szuka się ich w internecie. Można tam znaleźć setki ofert .prywatnych inwestorów".

   Buszując po portalach z ogłoszeniami, poznałam mechanizm ich działania. Firmy pożyczkowe i „prywatni inwestorzy" mają własne sieci naganiaczy. Ci są pierwszym sitem w selekcji klientów.

   Na chybił trafił wybrałam internetową ofertę „Krzycha". Dzwonię. To rzeczywiście naganiacz. Sam nie udziela pożyczek. Robią to jego dwaj znajomi - jeden prowadzi firmę pośrednictwa kredytowego, drugiego „Krzych" nazywa „inwestorem prywatnym". W jednym i drugim przypadku muszę mieć zastaw - nieruchomość. Inaczej nie będą ze mną rozmawiać.
   - Potrzebuję 20 tys. zł. Na jakich warunkach mogłabym je pożyczyć? dopytuję się.

   "Krzych" stara się unikać konkretów. Zapewnia, że jeżeli przekażę mu swoje dane i skany aktu własności mieszkania, działki czy domu, to on e-mailem prześle mi wzory umów i warunki. A mogę wziąć kredyt bez sprawiania wiarygodności w Biurze Informacji Kredytowej? - podpytuję.

   Odpada. Musimy sprawdzić historię kredytową. Robimy to przez SKOK (Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe) - wyjaśnia „Krzych". - Ale spokojnie. Załatwiamy takie sprawy, nawet gdy ma pani na karku komornika.

   Kiedy podaję imię, nazwisko i mówię o 60-metrowym mieszkaniu na Pradze w Warszawie, które mogłoby być zabezpieczeniem, pośrednik staje się rozmowniejszy. Szacuje wartość mieszkania na jakieś 300 tys.
   - Mam jeszcze inną propozycję pożyczkę prywatną, też pod hipotekę na pół roku z możliwością przedłużenia, o ile klient spłaca regularnie raty.  Takie sprawy załatwia mój kolega. On przedstawi pani szczegóły. Ja tylko gromadzę dokumenty. Jeżeli załatwimy kredyt, to bierzemy 5-proc. prowizję.

   Jeszcze chwilę „Krzych" zastanawia się, jak mi pomóc. I nagle pojawia się kolejny kolega pożyczkodawca, tym razem z Łęczycy. Podobno najlepszy.

   Tajemniczym inwestorem jest Grzegorz B. Dostaję e-maila: (...) i numer telefonu.
   - Musi się pani na mnie powołać - przykazuje na zakończenie „Krzych".

8 proc. miesięcznie, bez rat

   W internecie znajduję sporo ogłoszeń dawanych przez Grzegorza B.

   Przez godzinę jego telefon stale jest zajęty. Wreszcie odzywa się męski głos. Interesuje się głównie nieruchomością pod zastaw. Od razu prosi o kopie dokumentów własności. Pyta też o jej wartość,
   - Proszę o zdjęcia kamienicy, w której jest mieszkanie - i to ze wszystkich stron. W dużym formacie. Mieszkania też. Takie, żeby było widać rozkład.
   - Ale po co to wszystko? - pytam.
   - Każdy pożyczkodawca chce wiedzieć, czy mieszkanie da się szybko sprzedać - wyjaśnia      Grzegorz B. z rozbrajającą szczerością.
   Czyżby z góry zakładał, że pożyczki nie spłacę?
   - A warunki pożyczki? Potrzebuję 20 tys. zł na trzy lata - pytam.
   - 8 proc. miesięcznie. Lepsze niż w Warszawie. Kapitał i odsetki płatne na końcu. Nie ma miesięcznych rat.

   Jednak żeby dostać na rękę 20 tys. zł, trzeba wziąć więcej.
   - Mniej więcej 25 tys. zł - precyzuje mój rozmówca.
   - Ale ja mam duże zabezpieczenie. Mieszkanie jest warte prawie 300 tyś. zł! - próbuję negocjować.
   - Bez znaczenia. A jeszcze trzeba zapłacić za notariusza 1200 zł. Nie pobieramy żadnych opłat przed udzieleniem pożyczki. Wszelkie koszty są potrącane z pieniędzy, które pani otrzymuje.

   Odkładam słuchawkę i zaczynam liczyć.

   Pożyczam 25 tys. zł na 36 miesięcy, oddaję Grzegorzowi 99 tys. zł. Muszę jeszcze do tego dodać 1200 zł za notariusza. Razem ponad 100 tys. zł.

   Tu startuje mi wyobraźnia.

   Czy ktoś, kto musi pożyczyć 20 tys. zł, bo ma kłopoty finansowe, jest w stanie co miesiąc odłożyć 2 tys. zł na zapłacenie odsetek, a do tego spłacić jeszcze kapitał? Nie wierzę, że po trzech latach jest w stanie oddać kapitał i odsetki. Czyli zostaje z gigantycznym długiem. Jeżeli pożyczkodawca zgodzi się przedłużyć mu spłatę o dwa lata, a jest taka możliwość, dług wyniesie ponad 289 tys. zł. Klient sprzedaje mieszkanie i zostaje z kilkoma tysiącami w garści. Ale są tacy, którzy ryzykują i biorą. Jak pan Krzysztof.

Pieniądze od ręki, kłopoty nieco później

   - Spłacałem miesięcznie po 2 tys. Wziąłem 20 tys. Oddałem już więcej, niż pożyczyłem, a odsetki wynoszą 10 proc. miesięcznie! Teraz dzwonią do mnie i mówią, że mam zwrócić jeszcze 30 tyś. Zupełnie jak w filmie „Dług" - mówi Krzysztof, drobny przedsiębiorca. - Mam dzieci. Boję się.

   Mieszka na południu Polski. Prowadzi małą firmę. Prosi, by w artykule zmienić wszystkie jego dane.
   - Człowiek, który spisywał ze mną umowę, teraz mówi, że ci, co pożyczyli mi forsę, to mafia. Że znają sposoby, jak odebrać dług. A przecież to on mi ich polecił. To mieli być jego znajomi!
   - Może niepotrzebnie się pan boi- zastanawiam się.
   - Początkowo myślałem, że to on tak sobie dorabia, udzielając pożyczek. Ale teraz z pogróżkami dzwonił do mnie obcy facet z innego miasta.

   Pod koniec zeszłego roku Krzysztof popadł w kłopoty finansowe. Mniej klientów. Droższy towar. Pojawiły się problemy z regularnym płaceniem czynszu. A do tego jeszcze niespłacone kredyty w banku. Nieduże - ale jednak.
   - Miesięcznie muszę zanieść do banku 800 zł. Zacząłem mieć nóż na gardle. Próbowałem wynegocjować kredyt konsolidacyjny. To jednak trochę trwa. Nie mogłem czekać, bo lada moment mógłbym splajtować. Z pomocą pospieszył mi znajomy. Powiedział, że zna kogoś, kto udziela prywatnych pożyczek. Od ręki. Zdecydowałem się. Umowę podpisywaliśmy gdzieś na jakimś podwórku, na masce samochodu. Wpakowałem się tak strasznie. Potrzebowałem 10 tys. zł, z głupoty wziąłem dwa razy więcej.

   Pośrednik przekonywał, że wystarczy dowód osobisty. A resztę on już załatwił. Podpisałem umowę, Pożyczka na 10 proc. miesięcznie. Umowa bardzo prosta, w zasadzie tylko kwota pożyczki. Potem okazało się, że odsetki są płatne z góry, więc dostałem do ręki tylko 18 tys. zł. Już oddałem 24 tyś. Nie wiem, jak z tego wyjść.

   Potem wpada mi w oko kolejne ogłoszenie. Jest zresztą w kilku portalach. Ogłoszeniodawca podpisuje się nickiem „marekmarkiewicz".

   „Pożyczę pieniążki prywatnie na 30 proc. - 1000, 5000, 20 000, 50 000. Nie sprawdzam historii kredytowej, bez zastawu. Urnowa cywilnoprawna od 5000, także większa gotówka - szczegóły podczas rozmowy. Dojeżdżam - cały kraj. Po przesłaniu SMS ARP.CLR3 pod numer 92 568 oddzwaniam pod numer, z którego wysłanowiadomość. Gotówka na twoim koncie w ciągu kilku minut!".

   Wysyłam SMS. Po chwili dostaję wiadomość SMS od operatora, że na koncie mojego telefonu na kartę nie ma już pieniędzy. Niemożliwe, przecież godzinę wcześniej doładowałam go za 30 zł. Dzwonię do biura obsługi klienta. Okazuje się, że ten jeden SMS kosztował prawie 30 zł plus VAT. Wracam do komputera. Sprawdzam na stronie internetowej. W ogłoszeniu „markamarkiewicza" nie ma słowa o opłacie. Dobrze, że nie mam telefonu na abonament. Na pewno zniecierpliwiona brakiem odpowiedzi wysłałabym kilka wiadomości i dopiero na fakturze od operatora zobaczyłabym, ile to kosztowało. Ciekawe, ile osób SMS-owało do oszusta.

Dla desperatów, biednych lub głupich

   - Ile ja takich SMS-ów wysłałam - wzdycha pani Anna. - Ostatnio pożyczkodawca kazał mi przysłać 50 zł na koszty telefonów. A teraz się nie odzywa - opowiada. Ma ponad 40 lat. Jest inwalidką. Porusza się o kulach lub na wózku inwalidzkim. Ma poważną chorobę stawów. Znalazłam jej posty w jednym z pożyczkowych portali internetowych. Widać było, że jest zdesperowana,
   - Ale nie zgłupiałam jeszcze do końca - mówi. Udziela innym porad i informuje o nierzetelnych pożyczkodawcach. Ma spore doświadczenie. 0d półtora roku zmaga się z długami.
   - Prywatnych pożyczek w internecie jest strasznie dużo. Nawet dzisiaj odezwałam się do naganiaczki, która poleca osobę udzielającą prywatnych
   - Podpisuje się „Zocha"? - pytam.
   - Do „Zochy" też dzwoniłam, ale nie odbiera telefonów - wyjaśnia Anna.
   - O, teraz mam odpowiedź od kolejnego lichwiarza.

   Anna wie, z kim ma do czynienia, ale mimo to szuka kontaktu z lichwiarzami, by pozbyć się poprzednich długów.
   - Mam kilka niespłaconych pożyczek w bankach, komornika na głowie. Jestem inwalidką na rencie - 590 zł. Straciłam pracę. Gdy komornik zabierze swoje, zostaje mi niewiele ponad 200 zł na życie. Mam długu już 25 tyś. zł z odsetkami, przestałam go spłacać.
   - To po co pani brała te pożyczki?
   - Pierwszą wzięłam na zakup endoprotezy stawu biodrowego. Mam reumatyzm, który niszczy moje stawy. Wzięłam w 2003 roku w SKOK-u Stef-czyka 4,5 tyś. zł. Nie miałam innego wyjścia. Na operację w ramach NFZ musiałam czekać cztery lata. A ja wyłam z bólu. Potem była pożyczka w AIG, a w grudniu ubiegłego roku bank inter-netowy dał mi kartę kredytową.
   - A składając wniosek o kartę, podawała pani, jaka jest pani sytuacja finansowa? Informowała o komorniku?
   - Tak. Im to nie przeszkadzało. Pod koniec jesieni dostałam kartę na ponad 9 tys. zł. Zwracałam się też do biur pożyczkowych. Bałam się i nadal boję pożyczek prywatnych. Wzięłam 3750 zł. Mam oddać ponad 7 tyś. zł. Nie spłaciłam, bo moja sytuacja się zmieniła. Nie pracuję od lutego. Nasłali mi windykatorów. Spłaciłam dwie raty, ale i tak sprawa trafiła do sądu.

   Potem próbowała negocjować z dwoma biurami z Poznania.
   - Miałam najpierw wpłacić 1 tyś. zł. Potem kredyt. Pani rozmawiająca ze mną, kiedy powiedziałam, że nie mam takich pieniędzy, poradziła mi, żebym pożyczyła od sąsiadki i obiecała, że oddam o 100 zł więcej. Zaproponowałam, żeby to ona mi pożyczyła tę kwotę wpisową, a ja jej oddam nawet 1300 zł. Rozłączyła się.

   Ciągle szuka jakiegoś ratunku.
   - Znalazłam kobietę, która oferuje prywatną pożyczkę pod zastaw mojego mieszkania. Mam małe własnościowe M-2. Chce, bym wzięła ją razem jeszcze z kimś, ale pod moją hipotekę. Ta druga klientka ma zwrócić mi pieniądze. To dopiero pomysł, żeby mnie wkręcić! - mówi ze zgrozą.

Lichwiarze szybko nie odpuszczają

   Moja komórka nie milknie. Dzwonią pożyczkodawcy, z którymi się kontaktowałam. Widać mój zastaw - mieszkanie na warszawskiej Pradze - jest łakomym kąskiem.
   - Zdecydowała się pani? - zagaduje kolejny „prywatny inwestor". Kiedy potwierdzam, ale dodaję, że wybrałam inną ofertę, nie zraża się:
   - Jaką?
   - Na   lepszych   warunkach   niż u pana - mówię, chcąc się go pozbyć.
   - A to możemy negocjować będę koonkurencyjny.
   - Co to znaczy?
  - Możemy porozmawiać o odsetkach. Zejdę do 6 proc., ale pozostałe warunki są takie, jak były
   - Może 5? - negocjuję.
   - Zgoda szybko mięknie. Waham się i nerwowo liczę.
   - Miesięczne  samych odsetek jest 1 tys. Przez trzy lata to36 tys. i do tego prowizji 2 tys. zł. Wraz z pozyczką zwracam panu 58 tys. zł. To przeież lichwa!
   - A co myśiałaś, głupia k... ,ze ktoś ci da pieniądze za darmo?!

 

 MAŁGORZATA KOLIŃSKA-DĄBROWSKA

GAZETA NR 221/209

  • /ciekawostki/401-ku-przestrodze/2495-kupowa-mi-kwiaty-za-moje-pienidze
  • /ciekawostki/401-ku-przestrodze/2449-ku-przestrodze-kosztowna-znajomos-z-telegazety