Noc wilka

 

Ukoronowaniem wyprawy przez jeziora i rzeki miał być dla dzieciaków sen pod gołym niebem. Nikt nie zauważył w zaroślach pary czujnych ślepi



 



Ostatniego, dziewiątego dnia wyprawy przez jeziora i rzeki parku Algonquin w Ontario w Kanadzie rozbili obóz na brzegu jeziora Tom Thomson. 11-letni Zachariah Delventhal rzucił kamień do wody. Po tafli rozeszły się kręgi, a odbicie lasu zafalowało. Po chwili młodszy o rok Elijah przyłączył się do zabawy brata. Zach tymczasem spojrzał w niebo mieniące się kolorami purpury. Nad wzgórzami zaczynało zachodzić słońce. - Tato - zawołał Zach - wypłyńmy na jezioro popatrzeć na zachód słońca. Mogę wiosłować razem z Elim.

Zmordowany po całym dniu podróży w kanu Delventhal uśmiechnął się do żony. Tracy siedziała z 3-letnim Willem na kolanach i bawiła się z malcem plastikowymi ludzikami.
- Niech będzie - odkrzyknął - ale nie zamierzam nawet tknąć wioseł!

Zach, Elijah i Thom powoli pływali po tafli jeziora. A kiedy już się ściemniło, skierowali się ku wąskiej zatoczce, przy której rozbili obóz. Po drodze spotkali skautów, którzy ustawili swoje łodzie kołem. Wcześniej tego dnia harcerze zauważyli w okolicy wilka. Teraz szykowali się, aby "wywoływać go z lasu". Zabawa polega na naśladowaniu rzewnego wycia z nadzieją, że drapieżnik odpowie. Delventhalowie podpłynęli i przyłączyli się do kręgu. Nocną ciszę wypełniło wycie. Po chwili gdzieś zza wody zabrzmiał echem pojedynczy głos wilka.

Opodal czaił się zwierz

BYŁ 17 SIERPNIA 1996 roku, Tracy i Thom żałowali, że wycieczka dobiega końca. Niebawem trzeba będzie wrócić do licznych zajęć w Pittsburghu, gdzie Thom wykłada teatrologię na Uniwersytecie Carnegie Mellon, a Tracy jest dyrektorem teatru.

Ostatnią noc postanowili spędzić wszyscy pod gołym niebem. Ziemia usłana była igliwiem, a do obozowiska można się było dostać tylko od strony wody. Otuleni w śpiwory, prędko zapadli w sen. Noc była bezksiężycowa i ciemna. 

Dziesięć metrów dalej, z gęstych zarośli na skraju lasu para ślepi bacznie obserwowała, co się dzieje w obozie.

Zach był pogrążony we śnie, kiedy nagle poczuł potworny ból twarzy -natychmiast oprzytomniał. Widział drzewa przemykające mu przed oczami, kiedy coś wyciągnęło go ze śpiwora i powlokło dwa metry dalej. Zach wrzasnął, a bestia zwolniła chwyt.
- Coś mnie ugryzło! - krzyczał chłopiec.

Tracy zerwała się na równe nogi. Błądząc wzrokiem w ciemnościach, pobiegła w kierunku Zacha i chwyciła syna w ramiona. Przerażony chłopiec zaczął się jej wyrywać.
- Już dobrze, dobrze - powtarzała w kółko, żeby uspokoić syna.

Opodal czaił się zwierz i przyglądał ludziom.

Tracy spostrzegła ranę pod okiem dziecka, jednak ciemności skryły ogrom innych obrażeń. Ręką odgarnęła włosy z twarzy i zauważyła, że jej bluza z polaru przesiąknięta jest krwią. Zach się wykrwawiał Chwyciła jego śpiwór i przycisnęła do twarzy syna.
- Thom, pomóż mi! - krzyknęła.

W tym momencie Thom spostrzegł ciemny zarys zwierzęcia stojącego metr od żony i dziecka. Wyskoczył ze śpiwora i wrzeszcząc pobiegł do nich. Bestia cofnęła się, ale kilkakrotnie próbowała dopaść do Tracy i Zacha. Thom przeczesywał wzrokiem obóz, starając się przewidzieć, z której strony tym razem wyskoczy zwierzę.
- Co to jest? Co to jest? - wołał Zach.

Wilk jeszcze raz przebiegł przez obóz, ale starał się trzymać z daleka od Thoma.
- To wilk! - odkrzyknął Thom.

Elijah przyczołgał się do Tracy i podał jej latarkę. Kobieta zaczęła świecić w kierunku lasu.

Thom, trzęsąc się z wściekłości, po raz kolejny odgonił wilka do lasu.
- Potrzebuje czegoś do twarzy Zacha - krzyknęła w panującym zamęcie Tracy.

Górna część niebieskiego śpiwora była przesiąknięta krwią. Mąż rzucił im ręcznik. Trący zajęła się Zachem, a Thom wziął od niej latarkę i przeczesywał skraj lasu. Kiedy wrócił do Zacha i Tracy, skierował snop światła na syna.
- O mój Boże - wyszeptał.

Natychmiastowy odwrót

TWARZ DZIECKA była wielką otwartą raną. Nos pogruchotany. Naderwany fragment ust i prawy policzek zwisały luźno. Z miejsc pod oczami, gdzie trafiły zęby, tryskała krew, dolna część prawego ucha była oderwana.
- Musimy natychmiast zabrać go do szpitala - powiedział Thom, starając się za Nicnie wszelką cenę opanować.

Tracy struchlała. Była druga w nocy, minie 5 godzin, zanim zrobi się jasno. Ich samochód stał zaparkowany przy strażnicy. Dzieliły ich od tego miejsca dwie śluzy i 16 kilometrów łódką. Tracy nie miała pojęcia, gdzie jest najbliższy szpital. Zach stracił już mnóstwo krwi, a jego rany nie przysychały. Nie możemy pozwolić mu umrzeć - myślała, patrząc na drżącego w jej ramionach, wykrwawiającego się chłopca. - Musimy natychmiast wyruszyć.

Thom rzucił do lasu zakrwawiony śpiwór Zacha. Miał nadzieję, że to odwróci uwagę wilka. Chwycił mapę parku, odcumował kanu i zapakował całą rodzinę do łódki.

- Nad jeziorem Tepee jest obóz dziecięcy - powiedział. - Na pewno mają telefon.

Trzeba popłynąć na południe przez wąski, bagnisty kanał łączący Jezioro Toma Thomsona z jeziorem Littledoe, skręcić w prawo, przepłynąć przez Littledoe i na południowym zachodzie odszukać kanał do jeziora Tepee. To zajmie około dwóch godzin - myślał Thom. Mocno odepchnął łódź od brzegu i razem z Tracy zaczęli wiosłować co tchu.

Gwiazdy zmieniają położenie

OD RAZU pogrążyli się w egipskich ciemnościach. Drzewa, woda i linia brzegu zlały się w jedno. Thom spojrzał w górę, żeby odnaleźć Gwiazdę Polarną.

Wiosłowali na ślepo przez kanał prowadzący do Littledoe. Wkrótce łódź gwałtownie coś przyhamowało. Tracy z przerażeniem poczuła, że dno wybrzuszyło się pod jej stopami, poświeciła więc latarką i ujrzała zanurzony w wodzie pień napierający na dno łodzi. Kiedy się oswobodzili, Trący zawołała:
- Lepiej, żebym przestała wiosłować i zajęła się obserwacją drogi.

Thom był tego samego zdania. Nie mogli ryzykować wywrotki, z poważnie rannym starszym synem w łodzi i nie potrafiącymi pływać młodszymi.

Tracy wychyliła się przez dziób i trzymając latarkę przed sobą, patrzyła, czy na drodze nie pojawi się skała lub bal drewna. Wyczerpywały się baterie. W nikłym świetle wszystko tonęło w szarej mgle. Wystarczy jeden biedny ruch i łódź się wywróci - myślała.

Thom wiosłował bez wytchnienia, nie zważając na obolałe mięśnie. W głębokim mroku minuty wlokły się w nieskończoność.

Odrętwiały z bólu Zach próbował coś powiedzieć. Na chwilę odsunął ręcznik od twarzy i spytał: - Tatusiu, czy myślisz, że mogę się wykrwawić na śmierć?
- Nie - odparł Thom. - Ale chciałbym, żebyś całą siłą woli starał się zwolnić przepływ krwi.

Thom słyszał o ludziach, którzy są w stanie zwolnić bicie serca. To może pomóc.

Wkrótce Thom spostrzegł, że woda nie jest już tak spokojna.
- Musimy być na jeziorze Littledoe - powiedział.

Popatrzył na mapę, a potem na gwiazdy. Do jeziora Tepee trzeba płynąć tędy - pomyślał. Powiosłował w kierunku, gdzie spodziewał się wejścia do kanału, ale nie znalazł go tam. Roztrzęsiony spojrzał ponownie w niebo. Tracę czas! Nagle doznał olśnienia. Podobnie jak słońce, gwiazdy zmieniają położenie na niebie w zależności od pory dnia. W nerwach zupełnie nie brał tego pod uwagę.

Niebawem tafla wody się wygładziła. Płynęli kanałem południowo-zachodnim prowadzącym do Tepee. Thom od dwóch godzin wiosłował bez wytchnienia. Wreszcie kanał się skończył.
- Chyba już niedaleko! - zawołał Thom.

Wypłynęli zza zakrętu i zobaczyli w oddali nad wodą światła obozu Arowhon.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział Thom.

Kiedy byli na środku jeziora, zaczął wołać:
- Hej tam, w obozie Arowhon! Pomocy!

Obudzony kierownik obozu i pielęgniarka pobiegli na przystań. Wyjęli rannego Zacha z łodzi i zanieśli do doktora Freda Harrisa do punktu opatrunkowego. Harris ostrożnie ułożył Zacha na leżance, obejrzał rany i zadzwonił do szpitala pediatrycznego w odległym o 320 kilometrów Toronto.

Dwóch pracowników z obozu odwiozło Tracy z Zachem do szpitala. Tam chirurg plastyczny operował chłopca przez 4 godziny. Starał się zrekonstruować twarz. Założył 80 szwów, żeby pozszywać rany.


BYĆ MOŻE czas zatrze blizny na twarzy Zacha. Choć do dziś, od czasu do czasu dręczą go w nocy koszmary, wyszedł z tego podobnie, jak wiele innych dzieci, które doznały szoku. Zawsze był wrażliwym dzieckiem, a teraz stał się jeszcze bardziej troskliwy dla swoich braci.

Thom i Trący nabrali większej pewności siebie - mają świadomość, że zdołali wygrać morderczy wyścig z ciemnością. W kwietniu Tracy urodziła dziewczynkę, Anyę Evę, ich czwarte dziecko. Latem rodzina planuje kolejną wyprawę pod namiot.

Zwykle wilki boją się ludzi. Ale z jakiegoś powodu tamten się nie bał. W ciągu dwóch tygodni w czasie, gdy miał miejsce atak na Zacha, pewnemu turyście podczas snu zniknął spod głowy plecak, różne drobiazgi ginęły również na innych obozowiskach. Władze parku zastawiły zasadzkę w miejscu, gdzie zatrzymali się Delventhalowie i po pięciu dniach udało im się zabić wilka - samca ważącego 27 kilogramów. W żołądku zwierzęcia znaleziono marchewkę, groszek, sznurek i etykiety. Od jego śmierci nikt w tamtej okolicy nie miał powodu uskarżać się na wilki.




Przegląd Reader's Digest 1997;

Tłumaczenie: MICHAŁ IGNAR




  • /biblioteka/47-opowiadania/280-dziesi-sekund-od-mierci
  • /biblioteka/47-opowiadania/278-w-puapce-ruchomych-piaskow