"Barka" powstała w nocy



Rozmowa z ks. Stanisławem Szmidtem, salezjaninem, autorem polskiego tekstu "Barki".

Wywiad ze strony www.bosko.pl



Czy przypomina Ksiądz sobie czas, w którym powstała "Barka"?

W latach 70. ks. Stanisław Skopiak z Włoch przywiózł masę melodii. Polski tekst do "Barki", o ile pamiętam, mogłem napisać w roku 1974 bądź w 1975. Zawsze pisałem w nocy, bo w ciągu dnia miałem dużo lekcji w naszym seminarium w Lądzie n. Wartą. Pamiętam, że trochę nad tym tekstem się wściekałem, bo zwrotek było sporo, a ja hiszpańskiego nie znałem. Chwytałem jakieś pojedyncze słowa, których znaczenie wyprowadzałem z łaciny. Pamiętam, że byłem zły, bo czułem, że napisałem nie to, co powinienem napisać. Siedziałem do późna w nocy i pisałem. Po jakimś czasie przyjechałem na Wodną do Łodzi i usłyszałem ks. Ireneusza Chmielewskiego śpiewającego właśnie "Barkę". I to właśnie on, jako misjonarz i kaznodzieja, "rozwiózł" ją po Polsce, ucząc tej pieśni ludzi, zwłaszcza młodzież. A bardzo się zdziwiłem, kiedy usłyszałem ją w Gnieźnie w 1979 roku podczas pielgrzymki Ojca Świętego. Moje zdumienie było jeszcze większe, kiedy widziałem, że Ojciec Święty śpiewa ją z pamięci.

Co Ksiądz wtedy odczuwał?

Czułem się sympatycznie. Byłem zadowolony, że to, co się zrobiło, żyje i służy. Cieszyłem się, że to śpiewa Ojciec Święty, ten, którego bardzo kochałem i którego wszyscy kochamy.

A kiedy teraz słyszy Ksiądz Barkę, ma podobne odczucia jak wówczas?

Muszę powiedzieć, że z powodu "Barki" doznałem także sporo przykrości. Był czas, że się denerwowałem, kiedy ją słyszałem. Teraz już to minęło.

Czy Ksiądz spotkał osobiście Jana Pawła II?

Na audiencji osobistej nigdy nie byłem. Natomiast 6 lutego 1980 uczestniczyłem w audiencji ogólnej. Wtedy przebywałem w Rzymie na kursie formacji zakonnej i pod koniec kursu postanowiłem, że muszę mieć zdjęcie z Papieżem. Kilka dni przed powrotem do Polski poszedłem we środę na audiencję. Wyszedłem wiele godzin wcześniej, tak żeby zająć miejsce przy barierce. Wiedziałem, że fotograf papieski robi zdjęcia tylko wtedy, kiedy Ojciec Święty się zatrzymuje. Kiedy więc Jan Paweł II był ode mnie jakieś 3-4 kroki, powiedziałem po polsku: "Ojcze Święty, ja jestem autorem Barki". Zatrzymał się jak sparaliżowany, stanął przy mnie i mówi: "Ale pierwowzór był chyba południowoamerykański". Powiedziałem: "Tak, ale po polsku to ja to napisałem". Papież ucałował mnie w czoło. Wtedy zdjęć zrobiono mi rzeczywiście sporo.

Wróćmy do czasu powstania polskiego tekstu "Barki". Wtedy powstały i inne polskie teksty do owych przywożonych z Włoch śpiewów, jak chociażby "Serce wielkie nam daj".

Tak, było ich wtedy naprawdę dużo. Śpiewnik "Radośni przed Panem", który został wówczas przygotowany, zawiera jedynie jakąś jedną trzecią tego, co wtedy zrobiliśmy.

Skąd się wzięło zainteresowanie śpiewami z innych krajów? Czy stąd, że wówczas niewiele było w Polsce nowych śpiewów kościelnych?

Chyba tak. To były lata 70. Melodie włoskich i hiszpańskich śpiewów liturgicznych bardzo odbiegały od polskich. I nie chodzi tu o specyfikę kulturową, ale o - powiedziałbym - inną muzykę liturgiczną.

A czy napotykał Ksiądz na trudności w dopasowaniu polskiego tekstu do tych włoskich i hiszpańskich melodii?

Tak, pod niektóre melodie było bardzo trudno podłożyć słowa. Czasami musiałem się bardzo łamać, bo akcenty nie pasowały. To się jednak robiło z potrzeby chwili. Ja samych tekstów ani wcześniej, ani potem nie pisałem. Te które powstały były pisane, bo ktoś mnie o to prosił. Również w ten sposób powstał tekst do pieśni "Usłysz Bożej Matki głos". Ks. Zbigniew Malinowski przyniósł mi melodię, a ja dopiero do melodii dopisałem słowa.

Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Wojtek Kułak, bosko.pl

Prawda o "Barce"


 

Witam Pana! ... Nie zdążyłam zwiedzić jeszcze całej witryny, ponieważ zatrzymałam się na historii pieśni "Barka". I tu Pan się zdziwi... zatrzymałam się oburzona do cna. Nie po raz pierwszy zresztą (na ten temat). PRAWDZIWĄ historię powstania tej pieśni i jej inicjatora dołączam Panu. To jest mój wywiad zamieszczony 25 lipca 2000 r. w "Tygodniku Pilskim". Ręczę swoim honorem, że jest to jedynie prawdziwa wersja powstania "Barki"... Proszę przeczytać, ale bardzo dokładnie, przyglądając się faktom i nazwiskom...
...

Argumenty:

Ks. Stanisław Szmidt nie jest muzykiem. Skąd nagle mógł ocenić wartość muzyczną tego utworu??? Przy tym ciągle powtarzany przez niego "jakiś salezjanin" był jego wieloletnim kolegą! Artystą-muzykiem, zresztą. "O tempora, o mores!" - chciałoby się rzec. Po prostu ks. Szmidt jest zazdrosny o swojego kolegę i wziął na siebie cały splendor sławy za tę pieśń. To ks. Stanisław Skopiak z Piły był tym "zaczynem" "Barki". Ks. Szmidt tylko tłumaczył słowa, zresztą przy daleko idącym udziale ks. Skopiaka, który zna kilka języków. Dołączam też skan ze śpiewnika, który wydawał ks. Stanisław Skopiak, gdzie jeszcze "Barka" nosi tytuł "Pójdź za mną". I dziwi mnie bardzo, że ks. Szmidt nie umie nic powiedzieć o tym, jak ta pieśń "rozeszła się" po Polsce. Na pewno nie jest to zasługa ks. Szmidta, tylko jego kolegi...

Nie chcę być zaczepna, ale jestem ciekawa, czy będzie miał Pan odwagę opublikować to - choćby jako "suplement" - na swojej witrynie. We własnej wersji, bo ja, po prostu, jestem wzburzona i zbyt emocjonalnie zaangażowana w ten temat...

Nie omieszkam sprawdzać, bo mam już Pana w "Ulubionych". Miłego weekendu!


Krystyna KRZYŻANOWSKA - DYKO z Piły



KAPŁAŃSTWO i MUZYKA


Z ks. STANISŁAWEM SKOPIAKIEM, proboszczem parafii św. Rodziny w Pile rozmawia Krystyna Krzyżanowska-Dyko

Niedawno obchodził Ksiądz 35-lecie święceń kapłańskich. Mam świadomość, że lista dokonań tak długoletniej służby dla Kościoła i wiernych jest bardzo długa, dlatego pozwolę sobie spytać o jeden tylko jej wątek. Jako dyplomowany artysta - muzyk, jakie dotychczasowe swoje działania na muzycznej niwie wspomina Ksiądz ze szczególnym sentymentem?

- To był rok 1974. Wróciłem do Polski po sześciu latach nauki i pracy we Włoszech. Właściwie największym moim bagażem po tych latach pobytu w Turynie, gdzie skończyłem studia muzyczne, oraz pracy w Rzymie, był olbrzymi zbiór tomików z pieśniami i piosenkami religijnymi z Hiszpanii, Włoch i Francji. Przełożeni w Polsce skierowali mnie do pracy w seminarium w Lądzie nad Wartą, gdzie byłem wychowawcą oraz wykładowcą teologii moralnej, którą skończyłem na Uniwersytecie Laterańskim. W Lądzie miałem kolegę, ks. Stanisława Szmidta, profesora seminarium, który doskonale pisał teksty. Postanowiliśmy wiec współpracować. Podsuwałem mu najpiękniejsze utwory muzyczne, wyszukane w przywiezionych tomikach, a on tworzył teksty. Ja oczywiście, przepisywałem nuty. by móc zapisać pod pięcioliniamii polski tekst. W ten sposób powstał obszerny materiał do śpiewnika. Oprócz 84 utworów zawierał on treści będące poszerzeniem liturgiczno-dogmatycznym piosenek i pieśni. Bardzo chcieliśmy udostępnić ten śpiewnik naszym seminarzystom oraz innym. Ale nie było to łatwe.

Czyżby trudności z poligrafią, czy też z innych względów?

- Proszę pamiętać, że były to czasy wielkiej wrogości dla wszelkich działań Kościoła. Nie mogliśmy niczego wydrukować, wszystko podlegało cenzurze. Ponieważ w seminarium mieliśmy pracownię fotograficzną, poszczególne kartki z przepisanymi ręcznie zapisami nutowymi i tekstami były fotografowane, a polem sklejaliśmy odbitki klejem z... mąki. Robi-ło się małą "introligatornię". oczywiście bardzo prymitywną, ale dzięki temu klerycy mieli te utwory w całości. Kiedyś powiedziałem mojemu przyjacielowi z Krakowa, ks. Stanisławowi Kucińskiemu, aktualnie dyrektorowi dużego wydawnictwa, że mam ogromny zbiór utworów religijnych, które już są tak spolonizowane, że można by je wydać. Ks. Kuciński prosił, by je przywieźć, a po przejrzeniu zadecydował o ich edycji, "Tylko nie pytaj kto to będzie robił i gdzie". Tak powstało pierwsze, jeszcze powielaczowe, wydanie śpiewnika "Radośni przed Panem". Oczywiście jego kolportaż odbywał się w podziemiu. Śpiewnik sygnowałem swoim nazwiskiem ze świadomością, że mogę za to odpowiadać przed sądem. Ale jakoś nigdy nic wpadł on władzy w ręce... Natomiast spotkał się z bardzo życzliwym przyjęciem. Rozszedł się po Polsce, powielany był w niezliczonych kopiach. Śpiewnik został uznany za najlepszy w Polsce i nie jest to moja ocena. Wydział muzykologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wziął go "na warsztat" i jest to opinia specjalistów tej uczelni, a jeden ze studentów KUL-u pisał o nim pracę magisterską.

Trzymam w ręku egzemplarz tego śpiewnika i podziwiam ogrom ręcznej pracy: precyzyjne klucze wiolinowe i basowe, krągłe nuty. melodie wielu utworów rozpisane na chór, instrumenty, gitarę... I tak na 156 stronach! Szukam piosenki "Barka", tak ulubionej przez Papieża, bo słyszałam, że to Ksiądz właśnie przyczynił się do jej popularyzacji i w Polsce, i w świecie. Ale nie widzę tego utworu...


- Ależ jest. tylko pod innym tytułem. W naszym śpiewniku nosi on tytuł "Pójdź" za mną" i faktycznie, wiąże się z nim odrębna historia. Utwór ten skomponował hiszpański ksiądz Cesareo Gabarain. Ofiarował on mojemu przyjacielowi Oskarowi Maradiaga - dzisiejszemu biskupowi Gwatemali, dopiero co wydaną książeczkę z tą piosenką. Oskar natomiast podarował mi ją krótko przed moim wyjazdem z Rzymu do Polski. Utwór ten nie był jeszcze rozpowszechniony w Hiszpanii. Natomiast mnie spodobał się on bardzo, a ks. Szmidt szybko napisał do niego piękne słowa. Piosenka nawołuje do opuszczenia wszystkiego, pozostawienia swojej "barki" na brzegu i pójścia za Jezusem. Ma taki charakter powołaniowy. I tak się złożyło, że szybko po polskim opracowaniu tej piosenki, głosiłem rekolekcje dla chłopców w Czerwińsku nad Wisłą. Rekolekcje miały właśnie charakter powołaniowy. Powielaliśmy nasze śpiewnikowe odbitki fotograficzne z tym utworem w niezliczonych egzemplarzach. Każda ilość, którą wyłożyliśmy dla uczestników rekolekcji, była rozchwytywana. Chłopcy, a było ich około stu oraz ich opiekunowie - księża, rozjechali się po Polsce. I po krótkim czasie słyszało się jeżdżące grupy oazowe. ministranckie czy rekolekcyjne, jak śpiewają "Barkę", czyli naszą "Pójdź za mną". Nie wiadomo kto zmienił tej piosence tytuł, ale chyba na lepszy, bo krótszy i łatwiejszy do zapamiętania. A kiedy okazało się. że Jan Paweł !I też zna ten utwór i chyba lubi go bardzo? - Podczas pierwszej pielgrzymki Papieża do Polski, czyli w roku 1979. na spotkaniu z młodzieżą w Krakowie, gdy zaintonowano tę piosenkę. Jan Paweł II włączał się w śpiew drugim głosem i znał wszystkie słowa. Zdziwiło mnie to ogromnie i jednocześnie bardzo wzruszyło. Krótko po pielgrzymce Papieża uczestniczyłem w Rzymie, jako delegat w Kapitule Generalnej naszego salezjańskiego zgromadzenia. Kapituła to zjazd prowincjałów i delegatów danego zakonu z całego świata. Odbywa się co 6 lat, a jej obrady trwają 2-3 miesiące. Uczestniczyłem w trzech kapitułach i właśnie na tej, która odbyła się niedługo po pierwszej polskiej pielgrzymce Papieża, podeszli do mnie koledzy Hiszpanie ze słowami: "Słuchaj, ten Gabarain twierdzi, że "Barka" to jego utwór, ale popatrz, Ojciec Święty ją śpiewał, to jest na pewno utwór przywieziony z Polski. Jak Gabarain tak mógł skopiować i nadać swoje nazwisko?". Musiałem publicznie, wobec 250 księży z całego świata, wyjaśniać i tłumaczyć genezę "Barki". Przypominam, że piosenka la w Hiszpanii ciągle nie była jeszcze popularna. Gdy wszystko wyjaśniłem, uczestnicy Kapituły tak się nią zainteresowali, że wzięli tekst i gdzie Papież od tej pory się pojawiał, śpiewano Mu ten utwór. Cieszę się, że "Barka" zdobyła taką popularność, jest śpiewana w każdym kościele na równi z najbardziej znanymi pieśniami religijnymi. Zasługuje na to, bo tekst jej jest doskonały, a melodia prosta, ale bardzo piękna i chwytliwa.

Dziękuję za rozmowę i życzę Księdzu z okazji minionego Jubileuszu wiele zdrowia, energii i dalszych sukcesów w pełnionych funkcjach; proboszcza parafii, przełożonego pilskiego zgromadzenia Salezjanów, dyrektora szkoły podstawowej no i - nade wszystko - muzyka oraz jej popularyzatora.


Jak napisałem "Barkę"?

  Pracowałem ciężko, bo zwrotek było sporo, a nie znałem hiszpańskiego
- wspomina salezjanin ks. Stanisław Szmidt.
"Barka"stała się ulubioną pieśnią Papieża.


 

Historia pieśni, którą słyszeli chyba wszyscy Polacy, jest niezwykła. Polski tekst jest luźnym tłumaczeniem z jęz. hiszpańskiego. Ks. Stanisław Szmidt nie pamięta, czy przekładu dokonał w 1974, czy w 1975 r. Słowa napisał urzeczony południowoamerykańską pieśnią z hiszpańskim tekstem, którą przywiózł jeden z salezjanów. - Pisałem w nocy, bo za dnia miałem dużo lekcji w seminarium w Lądzie nad Wartą. Zwrotek było sporo, a ja nie znałem hiszpańskiego. Chwytałem pojedyncze słowa, a ich znaczenie wyprowadzałem z łaciny - mówi ks. Szmidt.

Po raz pierwszy śpiewaną wersję swojej "Barki" usłyszał w seminarium w Łodzi, kiedy wykonywał ją Jeden z księży. Później rozwiózł ją po Polsce. Przyznaje, że bardzo się zdziwił, kiedy "Barkę" zaśpiewano w Gnieźnie w 1979 r. podczas pielgrzymki Ojca Świętego. Jego zdumienie było jeszcze większe, kiedy usłyszał, że śpiewa ją sam Papież!

W lutym 1980 r. Ks. Szmidt, będąc w Rzymie, zapragnął mieć zdjęcie z Ojcem Świętym. Poszedł więc na audiencję, udało mu się zająć miejsce przy barierce. Kiedy Jan Paweł II był jakieś trzy, cztery kroki od niego, nie wytrzymał i powiedział:
- Ojcze Święty, ja jestem, autorem "Barki". Jan Paweł II zatrzymał się.
- Ale pierwowzór był południowoamerykański - skonstatował po chwili namysłu. - Tak, ale po polsku to ja ją napisałem. Wtedy Papież ucałował mnie w czoło - wspomina Szmidt.

W sierpniu 2002 r. po zakończeniu mszy na krakowskich Błoniach, gdy zgromadzeni zaśpiewali "Barkę", Papież powiedział: -Ta pieśń wyprowadziła mnie z Ojczyzny przed 23 laty. Miałem ją w uszach, kiedy słyszałem wyrok konklawe. Dziękuję ci, pieśni oazowa - dodał.


BUK, PAP


*******************************************************************


07 kwietnia 2005 roku, o 21.45 znalazłem w swojej skrzynce pocztowej list, a w nim jedno tylko zdanie:
Bardzo dziekuję za piękne zdjęcie Ojca Świętego i moją "Barkę" - ks. Stanisław Szmidt.

Marek