Świątynia miłości

Erotyczne rzeźby z indyjskiej świątyni w Khadżuraho do dziś wywołują sensację na całym świecie. Jedni widzą w nich pornografię, inni genialne dzieło
  • Trakt prowadził przez dżunglę, duszną, pełną zatrutych woni, pośród skrzeczenia papug i wrzasków małp w koronach drzew. W pewnym momencie kapitan T.S. Buro zatrzymał konny patrol brytyjskiej armii i wysłał swoich ludzi, aby sprawdzili, czy ścieżka odchodząca w gęstwinę jest bezpieczna. Wezwany przez tropicieli, ruszył za nimi z iście angielską flegmą. Nawet się nie spodziewał, że za chwilę dokona odkrycia, które wstrząśnie zachodnią cywilizacją.
Gdy żołnierze przetrzebili krzaki, kapitan Buro zbladł i omal nie osunął się z konia. Jego oczom ukazały się bowiem sceny, których brytyjski oficer, surowo wychowany syn purytańskiego Albionu, z pewnością nie miał ochoty oglądać. Na ukrytych wśród bujnej roślinności ścianach jakiejś budowli wprost roiło się od obscenicznych płaskorzeźb.
Większość przedstawiała te czynności, o których raczej nie rozmawia się na herbatce u proboszcza. Setki nagich kobiet i mężczyzn splecionych w miłosnych uściskach, w parach, grupach, podgrupach i podpodgrupach. Objęcia, pocałunki i prowokacyjne pozy, miłość francuska, sodomia. A wszystko to pokazane w najdrobniejszych szczegółach - z przodu, z tyłu lub z profilu.
Był rok 1838. Stary Świat dowiedział się wreszcie o istnieniu niezwykłego zespołu świątyń w indyjskiej wiosce Khadżuraho. Hindusi znali tajemnicę tego miejsca od blisko tysiąca lat.
Rozbiegane oczka
Gdy ja po raz pierwszy ujrzałem Khadżuraho, dawno już nie było ono zaszytą głęboko w dżungli wioską, lecz miastem zamieszkanym przez 8 tys. ludzi. Codziennie odwiedzają je setki turystów. Niestety, dla większości z nich przyjazd w to miejsce stanowi okazję do zaspokojenia jedynie tych najbardziej prymitywnych potrzeb. Wystarczy spojrzeć na czerwone policzki i rozbiegane uczka, a także posłuchać chichotów i sprośnych komentarzy, aby pojąć intencje przybyszów. Tylko nieliczni pamiętają, że są na terenie świątyni. I że ta mistyczna galeria została wykuta w kamieniu nie po to, by podniecać, lecz po to, aby opowiedzieć o istocie miłości.
Zacząłem wędrować między budowlami. Sanktuarium obejmuje dziś powierzchnię 21 km2. Na tym niewielkim obszarze jest 25 świątyń, choć kiedyś podobno było ich cztery razy więcej. Wznieśli je między IX a XII wiekiem wojowniczy królowie z dynastii Ćandelów. Swoją stolicę nazwali Khadżuraho, bo - jak wspomina legenda - wejście do miasta ozdabiały dwie złote palmy daktylowe, a słowo khadżur oznacza właśnie ten gatunek drzewa.
Zwykle turyści pierwsze kroki kierują do świątyni Khandarija, wzniesionej w stylu architektonicznym typowym dla północnych Indii, zwanym nagana. Swą sławę zawdzięcza ona niezwykle bogatej dekoracji rzeźbiarskiej ścian zewnętrznych - zdobi je aż 646 postaci kobiet i mężczyzn! Szybko się przekonałem, że wszystkie są warte obejrzenia w najdrobniejszych szczegółach, od fałd ubiorów, kropli wody na skórze, paznokci, do naszyjników i fryzur. Nie były to wprawdzie dzieła sztuki najwyższego lotu: tłustawe ciała, rysy nieco schematyczne, pozbawione wyrazu, i patykowate nogi. Lecz nie o to chodziło!
Historycy sztuki podzielili grupy rzeźbiarskie na pięć kategorii. Pierwsza to wyobrażenia kultowe: postacie Siwy,
Wisznu i najwyższych bogów. Druga to mniejsze bóstwa, boginie i czarujące nimfy nayikas. Do trzeciej należą tancerki, muzycy, myśliwi, żołnierze i nauczyciele z uczniami. W czwartej znalazły się zwierzęta i ludzie z głowami słonia, dzika, małpy czy papugi. Wreszcie do piątej zaliczono rzeźby kobiet i mężczyzn ukazanych w pozycjach, które dokładnie opisują takie traktaty, jak „Kamasutra",   „Rato   Rahsya"   czy „Ananga Ranga".
Zachodni turyści, gdy już ochłoną z pierwszego wrażenia, zastanawiają się, dlaczego tak śmiałe sceny przedstawiono na ścianach świątyni. Jaki kult tego wymagał? Badacze nie dają jednoznacznej odpowiedzi na te pytania.
Czy piękno jest złe?
Istnieje co najmniej kilka teorii na temat znaczenia tych wizerunków. Według jednych uczonych miały one na celu oczyszczenie i pokutę, ponieważ tylko ten, kto w obliczu tak rozpasanej prowokacji oparł się cielesnej pokusie, był godny wejścia do świątyni. Inni twierdzą, że figury, pokazując otwarcie skryte fantazje i dzikie perwersje, symbolizują nędzę duchową człowieka. Ale są też tacy, których zdaniem rzeźby z Khadżuraho ukazują przyjemność cielesną jako jedyny raj dostępny ludziom.
Dla mnie jednak już od pierwszego spojrzenia było jasne, że żadna z tych teorii nie jest prawdziwa. Wygłaszali je ludzie Zachodu, w których kulturze seks już dawno stał się towarem konsumpcyjnym. A tu była potrzebna perspektywa duchowa!
Wędrowałem wokół Khandarii z „Kamasutrą" w plecaku, bo to jej lektura stała się kluczem do rozwiązania zagadki. Ten napisany przez mędrca Vatsyayanę traktat o seksie i zmysłowości mistycznej długo kojarzył mi się - jak innym Europejczykom - z wyliczanką pozycji miłosnych, pocałunków, uścisków i podobnych karesów. Ale w istocie jest to opowieść o tym, jak przemienić namiętność w najdoskonalsze i najczystsze uczucie. Jest to traktat o tantrze.
Słowo „tantra" ma wiele definicji, chociaż jego prawdziwe znaczenie zagubiło się w otchłani czasu. Według niektórych erudytów pochodzi z sanskrytu i oznacza „płótno" lub „tkanie" - w rozumieniu życia jako olbrzymiej tkaniny, w której różne byty krzyżują się i splatają jak nici. Inni są zdania, że pochodzi od sanskryckich słów tanoti i trayati. Pierwsze z nich oznacza „rozszerzanie", a drugie „uwalnianie świadomości".
W najstarszych tekstach hinduskich tantrę nazwano słowem kula. Wedle jednej z legend, Vasishta, syn Brahmy, chcąc ujrzeć oczami duszy Wielką Boginię, ogromną jak wszechświat i piękną jak miłość, medytował 6000 lat w niewyobrażalnej ascezie. W końcu ukazała mu się pod postacią bogini Sarasvati i powiedziała: „Vasishta, jesteś na niewłaściwej drodze i pozostaniesz na niej, jeśli nie poznasz kula. A nie poznasz jej, umartwiając ciało. Moja boskość nie życzy sobie srogości. Ci, co dręczą ciało głodem, pragnieniem i bólem, ci, którzy wzbraniają mu rozkoszy, nie ujrzą nawet moich stóp. Idź do Manacina! Tam nauczysz się, jak należy mnie wielbić".
Vasishta odnalazł miejsce zwane Manacina w Himalajach. Zobaczył tam wielkiego boga Wisznu pod postacią Buddy, w otoczeniu pijanych towarzyszy i nagich kobiet o długich, smukłych nogach, zaokrąglonych biodrach, wydatnych piersiach i okrągłych twarzach. Setki par były splecione w miłosnym uścisku. Wszyscy oddawali się radosnemu spółkowaniu, nie dbając o to, z kim, jak i gdzie. Cała okolica aż huczała od odgłosów rozkoszy. Wino lało się strumieniami.
Stary mędrzec wpadł w szał i chciał rozpędzić rozpustną kompanię. Lecz Wisznu-Budda powstrzymał go: „Mylisz się" - powiedział. „Uwierzyłeś pozorom. To, co widzisz, nie jest tym, co widzisz. Ty nic nie widzisz, ale mógłbyś zobaczyć, gdybyś był wśród nas. My wisimy Wielką Boginię, która jest światłem, pięknem, dobrem, miłością. Jak chcesz się do niej zbliżyć, katując ciało? Spójrz na te kobiety, czyż nie są piękne? Czy piękno jest złe? A czy wiesz, dlaczego kobiety są piękne? Ponieważ mają postać podobną do Wielkiej Bogini, która jest od nich nieskończenie piękniejsza. Jeśli chcesz, aby oczom twej duszy objawiła się Wielka Bogini, patrz na kobietę! Zostań z nami! Naucz się kula".
Każda kobieta to bóstwo
Z biegiem czasu przestano używać słowa kula i zastąpiono je wyrazem „tantra". Tak nazwano ogromny ruch filozoficzny, który wskazywał, jak poprzez zaprzeczenie ascezie można dotrzeć do Prawdy i Oświecenia.
Początki tantry sięgają II wieku, ale prawdziwe znaczenie dla Hindusów zyskała ona dopiero pół tysiąca lat później, gdy ukuto teorię „diamentowego wozu". Głosiła ona, że ten sam cel, do jakiego jogini dążą przez życie pełne wyrzeczeń, można osiągnąć na „diamentowej drodze", poruszając się po niej wehikułem, jakim jest erotyka. Ludzie jadący owym wozem mają szansę osiągnąć zbawienie, poznać Prawdę i naturę człowieka, a nawet zobaczyć Wielką Boginię. Lecz tylko pod warunkiem, że spełnią rytuały medytacyjne wymagające jogicznego treningu.
Ale i wizualizacja Wielkiej Bogini, choć jest bardzo trudna do osiągnięcia, nie stanowi celu ostatecznego. Po niej powinno nastąpić utożsamienie się z samym bóstwem. Dopiero wtedy praktyki tantry (picie wina, jedzenie mięsa, miłosne spełnienie) ożywią boskie siły tkwiące w człowieku.
Niestety, dziś już niewiele wiemy o kultywowaniu sztuki rozkoszy, której celem jest przekraczanie materialnych granic zmysłów. Przepadła znajomość tej alchemicznej formuły zdolnej przekształcać energię seksualną w stan komunii z niebem. Seksualność, która niegdyś była rytuałem prowadzącym do najbardziej wysublimowanego aktu życia - do poczęcia nowej istoty - dzisiaj nie dość, że jest ograniczona do niewyszukanych igraszek łóżkowych, w dodatku została obarczona strachem, winą, odrzuceniem. Kiedyś seks był święty. Teraz jest grzechem, występkiem przeciw Bogu.
Gdy patrzyłem na setki kochających się par ukazanych na ścianach świątyni, niełatwo mi było skupić uwagę i snuć rozważania. Jednak już zaczynałem rozumieć. W dawnych czasach tantra - uduchowiona sztuka seksualności - służyła właśnie osiąganiu harmonii z innymi ludźmi i ze wszechświatem. Kobieta stanowiła wizualizację Wielkiej Bogini i kosmicznej energii, której pobudzenie umożliwiał stosunek seksualny - najwyższa forma kontaktu z bóstwem.
Wzrastające podniecenie oznaczało, że ciało napełnia się energią kosmiczną, bez której wszelkie życie obumiera. Pary z Khadżuraho, zespolone w miłosnych objęciach, obrazowały boską ekstazę, której ekstaza ludzka jest dalekim odbiciem.
Seks was wyzwoli
Południowe godziny, gdy słońce niemiłosiernie prażyło spędziłem na pagórku pod drzewem mahua. Spoglądałem na wieśniaka, który niestrudzenie demonstrował turystom kobrę, niby to tańczącą w rytm melodii fletu. Ze złośliwym zadowoleniem myślałem, że przecież węże są jak pień głuche, wiec to fakir wodzi fletem za kołyszącym się łbem gada, a nie na odwrót. Jednak ubrani w kolorowe koszule przybysze z Zachodu łatwo dają się oszukać.
Przyszło mi do głowy, że do moich rozmyślań odpowiednia byłaby pozycja „kwiatu lotosu". Spróbowałem ją przyjąć za przykładem siedzących nieopodal joginów, zamarłych bez ruchu nad miseczkami na datki. Ale kolana nie bardzo chciały się zginać, więc dałem spokój.
Fakir z kobrą, zapewne śmiertelnie już zmęczoną, gdzieś się zawieruszył. Jego miejsce zajął inny przebieraniec - myśliwy z dżungli pod Himalajami. Trzymał na sznurku mangustę z wyleniałym ogonem i spiłowanymi zębami i szczuł nią węża wypuszczonego z koszyka. Zwierzęta ospale udawały walkę, jakby wiedząc, że w ten sposób tylko zarabiają na życie.
Wróciłem myślami do wyzwolonej i światłej Europy, która zdaje się nie baczyć na wysyłane przez joginów ostrzeżenia, że jeśli praktyki tantryczne są używane wyłącznie dla zaspokajania popędu seksualnego, to zamiast ku Oświeceniu, mogą prowadzić ku samozagładzie. Można odnieść wrażenie, że istotnie tak się dzieje. Kultura zachodnia zmierza do świata bez piękna i miłości, a seks coraz powszechniej do neuroz i przemocy.
A przecież mogłoby być inaczej! Jest takie piękne słowo, sanskryckie karna, które oznacza seks i miłość razem, w nierozerwalnej i złączonej postaci. Karna jest także imieniem hinduskiej bogini miłości, l właśnie miłość jest tym, co ożywia tantrę - miłość bezwarunkowa, całkowita, obejmująca umysł, duszę i ciało. Tantra pomaga zmieniać naturę związków i uwalnia kochających się ludzi od wzajemnych zależności, od zazdrości, od poczucia winy. Pary tantryczne zmierzają do większej harmonii, pełni energii i wesela.
Miliony ludzi sięgają dzisiaj po alternatywne formy poprawienia życia, jak medycyna chińska, reiki, różne terapie fizyczne i psychiczne. Jednak niewiele osób, z wyjątkiem taoistów, docenia znaczenie seksu w osiągnięciu szczęścia. Seksu, który w tantrze jest zawsze wyrazem miłości.
MACIEJ KUCZYŃSKI

WRÓŻKA nr3/2006; ANGORA nr 10, luty 2006
  • /poznaj-wiat/299-jest-takie-miejsce-na-ziemi/2857-jest-takie-miejsce-na-ziemi-sacre-coeur
  • /poznaj-wiat/299-jest-takie-miejsce-na-ziemi/131-miasto-bez-soca