HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY (36) - Nie mamy już pieniędzy

 

Willi prowadzi z żoną gasthaus. Mogę mieszkać w tym samym budynku. No, mieszkać, to może przesada, ale dostałam do własnej dyspozycji małe pomieszczenie przy lokalu, składane łóżko z plastikową szafką i skrzynką po piwie, która elegancko udrapowana serwetką udaje szafkę nocną. Pracuję od dziewiątej rano do dwunastej w nocy, spuchnięte nogi moczę w zimnej wodzie, zasypiam prawie na stojąco. Od czasu do czasu próbuję się dodzwonić do Krakowa. Za każdym razem czekam godzinami na połączenie. Gosia jakoś sobie radzi, ma chłopaka, który o nią dba - to mnie trochę uspokaja, Krysia milczy.

 

Którejś nocy mam okropny sen. Jestem na lotnisku, we mgle jakaś postać, ale nie mogę poznać kto. Nagle kaplica, podchodzę bliżej, otwierają się drzwi, trumna, a na trumnie ślubny bukiet Krysi. Budzę się zlana potem. Coś jest niedobrze, wieczorem gnam na pocztę, muszę się dodzwonić do Gosi, coś się stało, czuję to!

Dzień nie chce minąć, tysiące myśli chodzi mi po głowie. Minęły równo trzy miesiące od daty ślubu. Nie dostaję połączenia z Polską, za to na drugi dzień telegram od męża:

„Nie denerwuj się, Krysia w Polsce".

Dobrze ci mówić, myślałam, że umrę.

Co się stało? Jest maj, ja chcę zostać w Austrii do września. Nieco później przychodzi list od Andiego, bardzo ogólnikowy. Jestem wściekła na córkę, nie mogę jej zrozumieć. Pracuję z podwójnym zapałem, próbując się skoncentrować wyłącznie na zarabianiu pieniędzy. Finansowo nastał czas suszy. Andi ostatnio ma mało zamówień i wszystkim opowiada, że będzie pracował w konsulacie amerykańskim - tak sobie wymyślił. Diabli mnie biorą, bo mąż nie robi nic, czeka. Nikt w Krakowie nic nie wie, żeby miał powstać konsulat, jest w końcu ambasada w Warszawie. Od czasu do czasu Andi wyjeżdża do Warszawy zbadać sytuację, nie biorę poważnie jego opowieści. Faktem jest, że nie mamy pieniędzy, moje oszczędności są zużyte, Andi udaje Greka.

Willi był akurat w trakcie rozwodu i żona, która do tej pory pracowała w lokalu, z dnia na dzień nie przyszła do pracy. We dwójkę uwijaliśmy się jak w ukropie, czekając na nową kelnerkę jak na wybawienie. Szef topił swoje zmartwienia po pracy w winie, a tymczasem zakres moich obowiązków automatycznie się powiększył, ale nie narzekałam. W przeciwieństwie do poprzednich pracodawców Willi był fair w stosunku do mnie. Poniedziałek był dniem wolnym, przeznaczałam go na pranie i inne czynności, na które nie miałam czasu w ciągu tygodnia. Czasami jechałam odwiedzić mamę, jednak z rodzeństwem jakoś nie mogłam znaleźć wspólnego języka. Póki byli trzeźwi, nie było problemu, ale po paru kieliszkach wina zaczynali się ze mnie nabijać, nie używali mojego imienia, nazywali mnie - o ironio losu - po prostu „die Polin".

Tak naprawdę byliśmy sobie obcy. Wyjeżdżając z Austrii, miałam 21 lat, oni byli jeszcze dziećmi, wróciłam jako 50-letnia kobieta, przez lata nie mieliśmy kontaktu. Zbliżał się termin termin powrotu do domu. Andi przyjechał do Grazu, spędziliśmy parę niespodziewanie miłych dni z równie niespodziewanym emocjonalnym fiaskiem, ale nic nie było mnie w stanie zdziwić. Od niego dowiedziałam się, że Krystyna, o dziwo, jest w Wiedniu - przyjechała niby na parę dni spotkać się z Januszem, który był w drodze powrotnej z Afryki, dalsze plany niejasne. Andi był z nimi na kolacji, ale niewiele się dowiedział. Za część zarobionych pieniędzy odkupiłam od mojego serdecznego przyjaciela starego fiata. Zabrałam się za upychanie rzeczy, które zbierałam przez cały okres mojego pobytu w Austrii. Cieszyłam się na powrót do domu. Nie miałam odwagi myśleć o tym, co będzie dalej. Byłam strasznie dumna z Gosi, która zdana wyłącznie na siebie zdała maturę. Na pewno nie było jej łatwo, dobrze, że miała Wojtusia.

Droga do Krakowa ciągnęła się w nieskończoność, nie rozmawialiśmy ze sobą, w Grazu wszystko zostało powiedziane. Jedyne, co wiem o obecnej sytuacji to, że Gosia wybiera się na studia, Krysia jest w Austrii, Andi jako attache kulturalny Ambasady Amerykańskiej jest znaną osobistością w Krakowie, gdzie organizuje wizyty prezydentów, jest zapraszany do Białego Domu - co będzie dalej? Nie mam planu. Po przyjeździe okazuje się, że Gosia przeprowadza się do wspólnego mieszkania z Wojtkiem.

Jestem przerażona, tyle lat walczyłam o każdy metr, o mieszkanie dla naszej rodziny, a teraz jedna za drugą się wyprowadzają?! Co ja w ogóle jeszcze tu robię? Z Andim widuję się rzadko, każde „spotkanie" kończy się awanturą. Zaczynam się coraz częściej zastanawiać nad ponownym wyjazdem do Austrii. Stefan z Hanką radzą mi wyjazd. W czasie bezsennych nocy zastanawiam się, po co w ogóle wracałam, czego oczekiwałam?

Jestem w kontakcie listowym z Willim - zaprasza serdecznie i zapewnia, że zawsze będę miała pracę u niego. Dochodzę do wniosku, że wszystko jest lepsze niż siedzenie w pustym „zdobytym" mieszkaniu, które właściwie wszyscy opuścili.

Przeprowadzam krótką rozmowę z Andim, który nie wygląda na specjalnie zmartwionego moimi planami wyjazdowymi - wręcz przeciwnie, przyrzeka pomoc w organizacji papierów paszportowych. Przyjaciele radzą, żebym się rozwiodła, ale jakoś nie mam siły ani ochoty - co za różnica, co jest napisane na kawałku kartki, poza tym oznaczałoby to dłuższy pobyt w Krakowie, a ja czuję, że po prostu nie mam już siły. Telefonuję do Williego, cieszy się bardzo na mój przyjazd - pomału zaczynam się też cieszyć.

Staram się nie oglądać wstecz, co było, to było, nie wszystko w życiu można przewidzieć, chciałam jak najlepiej, nie wszystko wyszło - trzeba iść do przodu.

W Grazu wracam do swojej pracy w gasthausie, Willi jest po rozwodzie - zaczyna trzeźwieć i staje się coraz bardziej normalny. Staram się nie myśleć, co będzie dalej, zarabiam pieniądze i mam spokój - to mi na razie wystarczy. Krystyna mnie odwiedza, na temat Philipa ani słowa - no i co mam zrobić? Siedzi w Wiedniu i czeka na Janusza, który nie może dostać paszportu. Pracuje dorywczo w jakiejś knajpie - nie mam pojęcia jak - przecież nie zna słowa po niemiecku?!

Atmosfera między nami i tak jest już napięta, więc wolę nie zadawać pytań.

Mija parę miesięcy i przyjeżdża Gosia na wakacje, spędza u mnie miesiąc, dużo rozmawiamy, namawia mnie do rozwodu. Zaczynam się gubić w tym wszystkim. Jakoś inaczej sobie wyobrażałam moją „jesień życia".

Dom pod lasem, w oddali kolejka, pies, kot i może koza - sama nie wiem, dlaczego akurat koza. Dzieci się zawsze z moich marzeń śmiały. Ludzie walczą o każdy metr kwadratowy, a ja o domku pod lasem! Knajpa od rana do nocy.

Po pracy często rozmawiam z Willim, wspominamy lata młodzieńcze, opowiadam mu o moich przeżyciach w Polsce. W lecie odwiedzają mnie Stefan z Hanką, sugerują, żeby się rozwieść. Na jesień postanawiam pojechać do Polski i porozmawiać z Andim, jakieś rozwiązanie musimy znaleźć, dzieci z domu, ja w Austrii, mąż sam - najwyższa pora uporządkować życie.

We wrześniu jestem w Krakowie, ale jakoś nie możemy się dogadać. Andi ma nadzieję, że może jakoś się wszystko ułoży, ale jak, też nie bardzo wie i nic w tym kierunku nie robi. Nie ma go w domu dniami i nocami, a jak jest, to przeważnie nietrzeźwy. Willi często do mnie dzwoni, przysyła paczki.

Nigdy bym w to nie uwierzyła, ale zaczynam tęsknić za Grazem i choć ciężkim, ale uregulowanym i spokojnym trybem życia.

Późną jesienią przyjeżdża Willi w odwiedziny do Krakowa. Odbieramy go z Andim z dworca. Willi targa ze sobą dwie olbrzymie torby pełne wędzonych przysmaków z Austrii. Cieszę się, bo bo święta tuż-tuż, więc zaoszczędzę sobie gonienia. Pokazujemy Kraków - Willi jest zachwycony, część czasu spędza z Andim, mam cichą nadzieję, że może mąż będzie trochę zazdrosny o niego, może Willi mu opowie, jak się wyżala-łam, może jakoś zmobilizuje mojego małżonka do ratowania naszego małżeństwa. Panowie bawią się świetnie, ale na tym się kończy.


Cdn.


ANSELMA GŁOWACZ. „HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY". Wydawnictwo Poligraf, Brzezia Łąka.

 

  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3405-historia-koem-si-toczy-37-zostawiam-andiego
  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3398-historia-koem-si-toczy-35-moje-marzenia-szlag-trafia