HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY (23) - Dobra mina do złej gry

 

   Święta. Wszystko jak ma być, tylko Andiego nie ma. Dzwonię do klubu, bo zapomniałam kupić świeczki na choinkę. Nie ma sprawy, przyniosę. Cóż z tego, skoro Andi nie przychodzi, mija druga, mija trzecia, zaczynam się porządnie denerwować.

   Dzieci co chwilę pytają, kiedy przyjdzie aniołek, a ja nie mam jak zapakować prezentów, bo do tego potrzebny mi Andi. Więc dzwonię jeszcze raz, portier mi mówi, że mąż już wyszedł. Od klubu do nas jest piętnaście minut, powinien zaraz być. Dzwoni telefon, jakaś pani, która nie chce się przedstawić, informuje mnie, że Andi bawi się w najlepsze i nic na to nie wskazuje, żeby się wybierał do domu. Nie ma rady, nie chcę niepokoić teścia, więc mówię, że muszę wyskoczyć po świeczki, i gnam do klubu. Zabawa w toku, patrzą na mnie zaskoczeni.

   - O, jak miło, pani Głowacz, niech pani siada - mam wrażenie, że zaraz się z wściekłości uduszę. Mężuś czule obejmuje swoją pracownicę, rozwiedzioną panią, co ona wyprawia - nie moja sprawa.

   BIORĘ Andiego na bok i uśmiechając się do towarzystwa, mówię po angielsku, żeby nie zrozumieli.

   - Jak natychmiast ze mną nie wyjdziesz, to najpierw pofrunie choinka stojąca malowniczo na barku, a potem rozwalę ci wszystko, co tylko mi wpadnie do ręki w tym pomieszczeniu.

   Andi przeprasza towarzystwo i idzie po płaszcz. Pani Basia, już dobrze na gazie, namawia mnie, żebym jeszcze posiedziała. Przepraszam ich najuprzejmiej jak tylko w tym momencie mogę.

   - Bardzo was przepraszam, ale mam dzieci w domu, które obchodzą święta, najchętniej z rodzicami - ale nikt już mnie nie słucha, Andi ciągnie mnie za rękaw.

   - No chodź już.

   W domu ratują mnie ogryzki świeczek z poprzedniego roku. Nie chcę robić grandy, więc robię dobrą minę do złej gry. Dzieci idą spać, zostawiam Andiego i idę na mały spacer. Patrzę w okna i widzę szczęśliwe rodziny - dlaczego nie może tak być u nas? Z ciocią Manią coraz gorzej, od dwóch miesięcy krzyczy po nocach, sąsiedzi się skarżą, lekarz daje coś na uspokojenie, ale niewiele to pomaga, w końcu sama łykam tabletki przeznaczone dla Mani. Jestem na granicy wytrzymałości nerwowej.


   NIE pamiętam, kiedy ostatnio przespałam całą noc. Idę spać o drugiej, wstaję o szóstej. Do pokoju cioci wchodzę z dwoma wiadrami, w jednym ciepła woda do mycia, drugie dla mnie, mój żołądek nie wytrzymuje zapachu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio zjadłam coś na siedząco, łykam coś w locie albo przy gotowaniu. Modlę się o jedną spokojną noc i nadchodzi. Rano zdziwiona patrzę na zegarek - siódma.

   Spałam jak zabita, biegnę do piwnicy po węgiel, trzeba napalić w piecach, w całym mieszkaniu zimno jak w psiarni! Wchodzę do Mani, śpi. Zapalam w piecu, nagle przeraża mnie cisza!

   Mania nie żyje. Biegnę do Dziadzia.

   - Co ci się stało, Selma, wyglądasz jak upiór. Mania umarła? No uspokój się, przecież wiedzieliśmy, że ten dzień nadejdzie. Dla niej lepiej, przecież męczyła się potwornie. Usiądź, zapal.

   Siedzę i palę, ręce mi się trzęsą. Dziadzio wyjmuje karafkę.

   - Napij się.

   Siódma rano, patrzę na teścia z niedowierzaniem.

   - Napij się, jednego na nerwy, tym się nie upijesz.

   Pomaga. Wstaję, idę umyć i ubrać Manię, teść dzwoni po lekarza, potrzebujemy świadectwo zgonu. Chcę zapalić świecę, ale ręce mi odmawiają posłuszeństwa, na szczęście przychodzi Marynia.

   Przez noc Mania zostaje w domu, cała przestraszona idę do Dziadzia.

   - Kiedy przyjdą zabrać zwłoki? Nie chcę być sama w domu.

   Ale mnie uspokaja.

- Oni przed piątą nie przychodzą.

   O drugiej po południu dzwonek do drzwi, Gosia na nocniku, otwieram z nadzieją, że to może Marynia. Panowie stoją z trumną, proszę do środka, przepraszam i biegnę położyć Gosię do łóżeczka. Robię miejsce w pokoju cioci, żeby mogli wejść, jeden z panów trzyma w ręce czarne buty.

   - Ubrać?

   - Myślisz, że ja wiem. Są, to ubrać!

   Wychodzimy z trumną z mieszkania, ja, jako jedyna w tym momencie krewna, z nimi. Ładują trumnę do auta i odjeżdżają. Wracam do mieszkania i padam na krzesło. Teść przychodzi później niż zwykle, jest czerwony na twarzy.

   - Selma, nie czuję się specjalnie.

   Mierzymy temperaturę, 39, dzwonię po lekarza. Dziadzio ma zapalenie płuc, w jego przypadku to bardzo poważna sprawa. Kładę go do łóżka, zabieram papierosy. Boże, co ja zrobię, za cztery dni pogrzeb. Mania miała tylko nas. Nie ma rady, jedziemy z Andim. Na cmentarzu czeka na nas przyjaciel Dziadzia. Jesteśmy mu głęboko wdzięczni.

   1957

   20 marca - rozpoczęcie produkcji syreny, samochodu polskiej konstrukcji;

   1958

   (1958 - ZSRR wystrzelił Sputnika 1, pierwszy sztuczny satelita Ziemi, likwidacja powołanych w 1956 roku rad robotniczych w zakładach przemysłowych).


   Dziadzio pomału dochodzi do siebie, w kość dają mu w dalszym ciągu nerwobóle, ale lekarze są bezradni. Nowe problemy! Przychodzą ludzie z Urzędu Kwaterunkowego, mierzą mieszkanie, kiwają głowami. Niedługo potem dostaniemy nowego lokatora.


   JESTEM lekko przerażona, na szczęście wprowadza się starsza pani, modlę się do Boga, żeby jakoś było i najwyraźniej zostaję wysłuchana. Pani Borowiec organizuje sobie całe „życie" w swoim pokoiku, pomagam jej w organizacji, przeprowadzamy przewody, żeby miała gaz i malutką kuchenkę. Pani Aniela była osobą bardzo religijną, w pokoju miała mały ołtarzyk, większość czasu spędzała na modlitwach w domu albo na mszach w kościele. Krysia lubiła do niej chodzić. Gosia ma już prawie rok, ale ani myśli wstać i -jakżeby inaczej - zaczyna mnie to poważnie niepokoić. Próbuję ją na wszystkie sposoby namówić - nic z tego. Postanawiam spytać lekarza o radę. Lekarka prosi, żeby Gosię postawić, ale dziecko siada od razu na pupie. Lekarka prosi mnie na rozmowę do swojego gabinetu. Próbuję się skoncentrować na tym, co do mnie mówi. Gosia ma ciężką chorobę kości!

   - Jedyne, czego można spróbować, ale niech pani sobie nie obiecuje za dużo, to unieruchomić nogi, wtedy kości będą mogły lepiej się rozwijać.

   Moje dziecko na pół roku do gipsu! Wychodzę zszokowana. Prosto od lekarki gnam do Żuli, najpierw się wypłakuję, potem opowiadam. Żuła uspokaja, pierwszy szok mija. Postanawiam zasięgnąć rady u innego lekarza, popełniam jednak błąd i mówię o diagnozie poprzedniczki, lekarz potwierdza. Trzeba będzie się pogodzić z losem, lecz zanim cokolwiek zrobimy, musimy tak czy inaczej iść do przychodni na obowiązkowe badania kontrolne. Idę jak na ścięcie, boję się, że będą na mnie krzyczeć. Może to ja popełniłam jakiś błąd? Lekarka bada Krysię, ja na wszelki wypadek nic nie mówię.

   - Wszystko w porządku, proszę przyjść za pół roku. Stoję jak żona Lota.

   - Pani Głowacz, źle się pani czuje?

   Wokół mnie wszystko się kręci, siadam. Lekarka podaje mi szklankę wody. Opowiadam jej całą historię. Patrzy na mnie z niedowierzaniem.

   - Gosia jest po prostu za gruba! Nie mogę uwierzyć.

   - Pani musi się mylić!

   Lekarka patrzy na mnie bezradnie.

   - Wie pani co, jak się pani pośpieszy, do drugiej mają otwarte, zrobimy rentgen.

   Czekam na zdjęcia i już sama nie wiem, co mam myśleć, lekarz wychodzi, ogląda.

   - Wszystko w porządku, do widzenia.

   - Do widzenia! - krzyczę już prawie, w duchu myślę, mam nadzieję, że się nigdy już nie zobaczymy. Mam dosyć lekarzy i szpitali. Po miesiącu Małgosia wstaje - lekarka miała rację. Nie chcę nawet myśleć, jakby się Gosi losy potoczyły dalej, gdybym posłuchała pierwszej rady. Dziadzio teoretycznie jest na emeryturze, praktycznie chodzi codziennie do sądu na parę godzin. Z emerytury nie wyżyje. Po wielu staraniach dostaje dodatek dla zasłużonych.

   Coraz więcej czasu spędza w domu. Lubi gotować. Właściwie ma dwie ulubione potrawy - rosół i placki ziemniaczane. Bardzo chętnie gotuje więcej, częstując potem wnuczki. Patrzę na jego wyczyny w kuchni i strach mnie ogarnia, ziemniaki niedomyte, kura z pazurami w garnku. Nie chcę mu sprawić przykrości. Postanawiam gotować jednocześnie z nim, tuż przed   podaniem  zamieniam  gary i wszyscy są zadowoleni.

   Dotychczas poznałam niewielu przyjaciół Andiego. Najczęściej widujemy się z mieszkającym naprzeciw Dobkiem Walknowskim. Dużo jeździ po świecie, wypróbowuje nowe osiągnięcie techniki polskiej - ciężarówkę marki „Star". W1956 roku wykorzystuje fakt, że ma łatwiejszą możliwość wyjazdu i „przemyca" konserwy z krwią na Węgry - niestety, szczegółów tej akcji nie pamiętam, ale być może utkwiło mi to w pamięci jako wniosek ze strzępków „tajnych rozmów".


   W kraju zachodzą zmiany, nagle dostaję dowód osobisty - mój pierwszy oficjalny dokument, odkąd przyjechałam. Do tej pory posługiwałam się zaświadczeniem z Warszawy. Wieczorem Andi cały podniecony opowiada mi, że prawdopodobnie będę mogła wyjechać do Austrii. Nie wie jeszcze dokładnie, co i jak. Od tego dnia siedzę jak na szpilkach, codziennie czekam na Andiego i nowe wieści. Potrzebne jest zaproszenie od rodziny i pozwolenie męża. Piszę do Grazu i czekam. Po paru tygodniach przychodzi zaproszenie od brata z Wiednia, niesiemy je szybko do tłumacza i składamy papiery na Komendzie Milicji Wojewódzkiej. Zaczyna się czekanie. Od lat nie widziałam nikogo z rodziny, oprócz Steffi, ale to było jeszcze w Anglii. Zaczynam się zajmować stroną praktyczną - przynajmniej w myślach - tak naprawdę, to jeszcze nie wiadomo, czy dostanę paszport. Po nocach nie mogę spać, z jednej strony się cieszę, z drugiej boję. Po tylu latach.

   Wreszcie dostaję pozytywną odpowiedź. Zaczyna się gonienie za jakimiś prezentami - co ja mam im przywieźć? Andi podsuwa myśl z CEPELIĄ, pamiątki ludowe są zawsze dobre, trochę wódki, no i oczywiście wiejska kiełbasa. Jest cała masa przepisów na wywóz rzeczy, tak naprawdę nie mam bladego pojęcia, co mi wolno zabrać ze sobą, jedno jest pewne, żadnych dewiz. Mój majątek składa się z pięciu dolarów. Nie zastanawiam się na razie nad tym, jak sobie dam radę. Zakładam, że rodzina, wysyłając zaproszenie ściśle według nadesłanego przeze mnie wzoru - zapewnienie kompletnego utrzymania i ewentualnej opieki lekarskiej - jest przygotowana. Mimo wszystko głupio mi, ale przeważa radość.


   ANSELMA GŁOWACZ

 

Cdn.


   ANSELMA CŁOWACZ. „HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY". Wydawnictwo Poligraf, Brzezia Łąka. Cena 29,90 zł.
   Książka do nabycia m.in. w księgarniach sieci Empik lub w wydawnictwie: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3293-historia-koem-si-toczy-24-jednak-wol-krakow
  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3275-historia-koem-si-toczy-22-moj-andi-awansuje