HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY (22) - Mój Andi awansuje

 

   Wigilia. Stoimy przy stole, talerzyk z opłatkiem podaję Dziadziowi. W pierwszy dzień świąt idziemy na grób Buni. Po świętach przychodzi paczka od mojej siostry, płacimy wprawdzie niesamowite cło, ale co za radość!

   Masa rzeczy do ubrania, buty, torebka i przede wszystkim ubrania dla dzieci, i co za luksus: szminka i perfumy! Wyję z zachwytu! Sortuję rzeczy - chowam to, co na prezenty. Dziadziowi podarowuję gruby sweter, ma łzy w oczach, szukał po sklepach od tygodni. Dziadzio chodzi co tydzień na cmentarz, teraz jestem spokojna, przynajmniej jest ciepło ubrany.


   W marcu Andi zostaje dyrektorem Klubu Dziennikarzy (15.03.1957-30.04.1959). Nareszcie może wykorzystać swoją znajomość języków. Coraz częściej przyjeżdżają dziennikarze z zagranicy zobaczyć, co się dzieje za żelazną kurtyną. Andi poznaje w Klubie masę ciekawych ludzi, dziennikarzy, pisarzy, aktorów, artystów. Krąg naszych znajomych powiększa się z dnia na dzień. Między innymi poznajemy Marthę Gelhorn, drugą byłą żonę Ernesta Hemingwaya, jedyną, której się udało być porzucającą, a nie porzuconą żoną. Martha załatwia Andiemu kontakt z „Time'em" i „Newsweekiem" i Andi pisze artykuł o Krakowie, który później ukazuje się w książce wydawnictwa Time.

   Zaczyna się gonienie za pozwoleniami. Bez nich nie wolno publikować za granicą. Największą przyjemnością było założenie konta dolarowego. Od szczęścia szumi nam w głowach. Andi czasami zabiera mnie ze sobą, poznaję Piwnicę pod Baranami, cudownego Piotra Skrzyneckiego, Mietka Święcickiego i wielu innych interesujących ludzi. Często po programie przychodzą na strzemiennego, nad ranem wychodzą. Andiego nareszcie cieszy praca, czuje się jak ryba w wodzie. Zyskujemy na tym wszyscy. Mąż wieczorami chętnie opowiada o pracy, kogo spotkał, co się dzieje na świecie. Całe dni, a czasami i większość nocy spędzał w Klubie. Martwiło mnie, że zaczął palić i coraz częściej przychodził podchmielony, ale tłumaczył, że nie może inaczej, w Polsce wszyscy piją, nie wypada odmówić. Coraz częściej zdarzały się „dziwne" telefony. Ktoś dzwonił i się nie odzywał. Po jakimś czasie zauważyłam pewną prawidłowość. Telefon dzwonił po pięciu minutach jeszcze raz, Andi odbierał. Wzbudziło to moją ciekawość, zaczęłam podsłuchiwać. Umawiał się na spotkanie, nigdy nie podawał konkretnie gdzie. Posługiwał się zawsze kodem, spotkamy się pod piątką, będę w siódemce. Nie pytałam, wolałam nie wiedzieć. Listy Marthy.

   1 maja - w Warszawie powstał pierwszy w Polsce ośrodek telewizyjny. Program nadawany był przez 5 dni w tygodniu;

   15 maja - Stanisław Królakjako pierwszy Polak wygrywa Wyścig Pokoju;

   28 czerwca dochodzi do robotniczej demonstracji w Poznaniu; 1957 - premiera filmu „Kanał" (list od Marthy)  Wajdy,  strajk tramwajarzy w Łodzi, zlikwidowanie tygodnika „Po prostu" (opowiadał się za kontynuowaniem reform).

   - Andi - Gosię trzeba ochrzcić!

   - Selma, zajmij się tym, ja nie mam czasu.

   Idę do kościoła św. Szczepana, ustalam termin i cieszę się, że wypada na wiosnę, przy odrobinie szczęścia będziemy mieli ładną pogodę. Wieczorem opowiadam o tym Andiemu, ale zamiast się cieszyć, wpada w panikę. Dokładnie w tym czaste przyjeżdżają dziennikarze z Ameryki, oba terminy są nie do przesunięcia.

   - Zaproś ich - mówię po prostu.

   - Ty chyba kompletnie zwariowałaś!

   Trzaska drzwiami i ucieka do Klubu. Ponieważ stosunki Kościół - państwo bez przerwy ulegały jakimś zmianom, sama już nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle - z tym chrztem. Ale najwyraźniej nie całkiem zwariowałam, bo późnym wieczorem Andi wraca do domu cały uśmiechnięty.

   - Masz rację, czemu nie, to może być całkiem fajna sprawa.

   Zamieszanie zrobiło się okrutne, co innego chrzest w gronie rodzinnym, ale tu patrzy „cały świat". Przypuszczam, że Andi dostał jakieś wytyczne „z góry", bo raźno zabrał się za przygotowania do chrztu. Jestem nieco zdziwiona, skąd u niego nagle taka energia, ale nie pytam, cieszę się, że nie muszę sama wszystkiego załatwiać. Zaczynam robić listę i planować menu. Wieczorem Andi, o dziwo, jest w domu, wykorzystuję więc okazję, żeby omówić przyjęcie, ale Andi się śmieje.

   - Selma, wszystko załatwione, jedzenie przyniosą na półmiskach z Hotelu Francuskiego, cała twoja robota to nakryć do stołu. Chłop mi zwariował! Patrzę na niego z niedowierzaniem.

 -Jak to?

 - Bardzo prosto, trzeba pokazać, że w Polsce nie jest tak źle, jak myślą kapitaliści.


   NA zebraniu rodzinnym na matkę chrzestną zostaje wybrana Zosia Sulimierska, bardzo ją lubię i cieszę się z wyboru. Dzień chrzcin się zbliża, wszystko jest zaplanowane co do minuty. Gosia ma piękne ubranko, ja w futrze podarowanym przez Dziadzia. Na chrzcie tłumy ludzi i „nasi" dziennikarze. Fotografują, podziwiają. Idziemy do domu, stół się ugina, masa jedzenia, niektóre rzeczy widziałam ostatnio przed wojną. Nie mogę wyjść z podziwu - skąd oni to wytrzasnęli! Owoce, które moje dzieci w najlepszym wypadku, i to nie na pewno, znały z obrazków. Ciasta, torty, wina, likiery, whisky - stoję z otwartą buzią. Do dziś się uśmiecham na wspomnienie komentarzy - a mówią, że w Polsce ludzie nie mają co jeść!

   A niech was diabli wezmą - myślę sobie. Żyjemy z resztek tygodniami, w cichości ducha mam nadzieję, że się dzieci do tego przepychu nie przyzwyczają - bo cóż ja potem zrobię; korzystam z sytuacji i kupuję niektóre rzeczy na zapas.

   Ciocia Mania od czasu śmierci Buni bardzo się postarzała i często zapominała, co - nie wiem dlaczego - najbardziej denerwuje Dziadzia. Zdarzało się, że Mania myliła osoby albo przez cały dzień szukała skarpetek, które przy ścieleniu łóżka znajdowałam pod materacem; niebezpieczniej było, gdy zapominała zakręcić gaz w kuchni.


   KTÓREGOŚ dnia dzwonek do drzwi, nasza sąsiadka z parteru opowiada, że jej woda kapie z sufitu. Nie bardzo rozumiem, co mam z tym wspólnego, nagle wpada mi do głowy, że to dokładnie w tym miejscu, gdzie się znajduje pokój cioci. Otwieram drzwi, wszystko zalane, ciocia śpi - zapomniała zakręcić kran z wodą. Całe popołudnie wynoszę wiadrami wodę. Na wszelki wypadek zamykam dopływ wody u cioci w pokoju. Kiedy indziej wchodzę, a u niej na łóżku leżą żarzące się węgle. Muszę bardziej uważać na ciocię niż na dzieci! Ale są też zabawne momenty. Siedzimy wieczorem przy stole, widzę, że Mania lekko nieobecna, najwyraźniej Dziadzio też to zauważa.

   - Maniu, ile masz rodzeństwa?

   - Nie pamiętam.

   - No przecież masz brata!

   - Mam?

   - Mańka, tuuuuu siedzi twój brat, który o ciebie dba i cię żywi!

   - Teatralnie pokazywał palcem na siebie.

   Tego rodzaju rozmowy nie były złośliwe, tak naprawdę Dziadzio dobrze rozumiał sytuację, ale najwyraźniej musiał sobie od czasu do czasu pofolgować. Mania czasami się uśmiechała, jakby się jej przypomniało, czasami wychodziła smutna. Szłam za nią i przytulałam. Dobrze, już dobrze - to tylko żart.

   Kiedyś Mania przyszła do mnie do pokoju, w ręce ma swój piękny wazon, jedyna pamiątka z przeszłości.

   - Selma, ja chcę, żeby był twój, to ode mnie.

   Jestem wzruszona. Stan Mani pogarsza się z dnia na dzień, zapomina pójść do toalety, pościel zmieniam prawie codziennie. Problemem staje się materac, którego nie można zmienić. Poświęcam swój płaszcz przeciwdeszczowy przywieziony z Anglii. Czasami strasznie krzyczała w nocy, musiało jej się coś śnić. Czasami płakała. Uspokajałam ją, jak mogłam, nacierałam jej ciało oliwką, którą dostałam dla dzieci, ale cierpiała bardzo.

   Nadchodzi lato, Andi proponuje, żebym zabrała dzieci i wyjechała. Nie musi mi tego dwa razy powtarzać. Marynia zajmie się przez ten czas domem. Robi to chętnie. Czasami aż się dziwię, ale zawsze to dla niej parę groszy i jedzenie. Chwalę Marynię przed Dziadziem, Dziadzio się śmieje, ale nie chce powiedzieć dlaczego.

   - Jedź, Selma, odpocznijcie, opowiem ci, jak wrócisz.

   Wyjazd tym razem jest komfortowy, ale na raty, Andi kupił skuter - Osę. Przejazd na raty, najpierw Andi ze mną i z Gosią, na drugi dzień Andi z Krysią i resztą bagażu.

   Pobyt w Białym Dunajcu bardzo nam sprzyja, odpoczywamy, bawimy się z dziećmi, zapominamy o wszystkich troskach. Andi wpada na świetny pomysł i przekonuje gaździnę, żeby gotowała obiady dla nas. W sumie nie o gotowanie chodzi, lecz o robienie zakupów. Mąż całkiem logicznie kombinował. Górale, po pierwsze, pomagali sobie nawzajem: jeden miał mięso, drugi jarzyny, inny znowu owoce, krótko mówiąc, handel wymienny; po drugie - turyści tacy jak my przyjeżdżali tylko w lecie, więc górale starali się zarobić na tym interesie jak najwięcej. Byłam zachwycona, bo już widziałam, jak Andi idzie nad rzekę z Krysią, a ja z Gosią na zakupy.

   Pobyt był urozmaicony zalotami młodych chłopców do córki gazdy. Jak pod drzwiami Marysi co ranka zaczęły pojawiać się kwiatki, góral się wściekł i postanowił zorganizować zasadzkę. Marysię wysłał do żony, a sam wskoczył do jej łóżka. Nie czekał długo, rozległo się cichutkie pukanie. Jak wyskoczył, pognał za biednym Jaśkiem po stromych schodach na złamanie karku, już są przed domem, a tu gaździna woła:

   - Józek, chodź, krowa się cieli!

   Obserwowaliśmy z Andim zajście z naszej werandy i pokładaliśmy się ze śmiechu. Tak to krowa uratowała Jaśka.


   CZAS mijał szybko i ani się obejrzeliśmy, jak trzeba było wracać do Krakowa. Ledwo rozpakowałam rzeczy, jak mi się przypomniała rozmowa z Dziadziem przed wyjazdem na wakacje. No, teraz się dowiem, z czego tak się śmiał. Dziadzio zaczyna opowiadać.

   - Wyobraź sobie, Selma, czyszczę właśnie akwarium, a tu do drzwi stuka Marynia. Poprosiłem ją do środka, bo mnie zaskoczyła, w końcu wszystko omawia z tobą i nie bardzo mogłem sobie wyobrazić, czego może ode mnie chcieć. No, nieważne! Nie chcę być nieuprzejmy, więc pytam, czym mogę służyć, a ona ci mówi, że jakby moją emeryturę z jej emeryturą złożyć, to moglibyśmy dobrze żyć, a ona by o mnie dbała. Sytuacja bardzo niezręczna, bo jak ona w ogóle śmie z taką propozycją przychodzić, w końcu kobieta, już nie mówię, że była niańką Andrzeja. Znasz mnie, no, co ci będę mówić. Najpierw opieprzyłem o tę opiekę, zwracając delikatnie uwagę, że mam dzieci i wnuczki, a potem zaproponowałem podwyżkę. No, wiesz, jak się kobieta wścieknie, to nie będzie miał ci kto pomóc. Jak mi pierwsza złość minęła, to strzeliłem z nią jeszcze kieliszek wódeczki, no i mam nadzieję, że udobruchałem. Nie mówiłem ci przed wyjazdem, bo niepotrzebnie byś się martwiła,
a tak widzisz, wszystko w porządku i Marynia też w dobrym humorze.

   No, rzeczywiście, mieszkanie było posprzątane, pranie wyprasowane, obiad zrobiony - żyć nie umierać.

   Andi przepadł jak kamień w wodę, ale rozumiałam go, bardzo cenił sobie wakacje, ale też bardzo lubił swoją pracę. Niestety, coraz częściej przychodził na gazie, ale miałam inne rzeczy na głowie. Ciocia Mania nie opuszczała już łóżka, następne święta zbliżały się nieuchronnie. Miałam wprawdzie już wprawę, ale zaopatrzenie było, jakie było i trzeba było zacząć chomikować.


   ANSELMA GŁOWACZ


Cdn.


   ANSELMA GŁOWACZ. „HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY'. Wydawnictwo Poligraf, Brzezia Łąka.
   Książka do nabycia m.in. w księgarniach sieci Empik lub w wydawnictwie: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


 

  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3282-historia-koem-si-toczy-23-dobra-mina-do-zej-gry
  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3251-historia-koem-si-toczy-21-