HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY (16) - Jedziemy na wakacje!

 

   Coraz więcej pomagałam w domu, zyskując tym coś w rodzaju aprobaty od teściowej. Prace domowe sprawiały mi przyjemność i dawały okazję do uczenia się nowych słów. Czas mijał szybciej. Czas, który liczyłam od wyjścia do przyjścia męża. Raz na miesiąc, o piątej rano przychodziła Marynia pomóc w praniu. Na tę okazję teściowa przygotowywała jej dwie kromki chleba na śniadanie. Żal mi było tej prostej kobiety, więc czekając już na nią, robiłam herbatę i zapraszałam do nas do pokoju. Marynia w dobrej wierze wygadała się przed teściową i znowu nieszczęście. Nie rozumiałam, o co chodzi. Marynia od dwudziestu lat pracowała dla rodziny, opiekowała się Andim, jak był jeszcze mały. Próbowałam zagadać męża, ale dostałam standardową odpowiedź:

   - Przeproś mamę.

   Zacisnęłam zęby i przeprosiłam.

   Andi mimo tego, że zgodnie z wykształceniem poszedł do pracy do Zakładu Włókienniczego, prawie w ogóle nie miał do czynienia z włókiennictwem, którego zresztą wyjątkowo nie znosił. Coraz częściej i coraz więcej pisywał, nie tylko do zakładowej gazety. Zaczął współpracę z czasopismem „Nasze Sprawy". Nasz pierwszy wielki dorobek w Polsce - motor!

   W lecie wielka niespodzianka - jedziemy na wakacje! Żuła od lat z Tadziem jeździła do Białego Dunajca do górali. Zaczęły się przygotowania, pakowanie. Całe lato w górach! Byłam nieprzytomna ze szczęścia. Andi miał do nas dojechać. Wielkie nieba, co za ulga! Przede wszystkim nareszcie mogłam się nagadać. Górali nie interesowało, jakim językiem się porozumiewamy. Piękny drewniany dom, malutkie, przytulne pokoje, ogród i pięć minut do rzeki. Nie wierzyłam swojemu szczęściu. Andi spędził z nami dwa tygodnie, potem przyjeżdżał na sobotę i w niedzielę po południu wracał do Krakowa. Byliśmy znowu rodziną, miałam czas dla Andiego, Krysia znikała z Tadziem i z dziećmi z sąsiedztwa. Czasami wyjeżdżaliśmy z góralami wozem drabiniastym w pola. Dzieci szalały. Świeże mleko, świeże masło, spokój, cisza - istny raj. Robiliśmy wycieczki do Poronina, do Zakopanego.

   Po powrocie zauważyłam, że Krysia coraz więcej mówi po polsku, a coraz mniej po angielsku. Któregoś dnia, cała dumna przyniosła książkę.

   - Mamo, przeczytaj mi bajkę. Próbuję, utykam na pierwszych słowach:

   - Prczy szy...

   Krysia niecierpliwi się coraz bardziej, zaczyna płakać.

   - Kiedy się wreszcie nauczysz mówić po polsku?

   Dobre pytanie. Postanawiam spróbować czytać gazety, ale mi to najwyraźniej nie wychodzi, przełamuję wstyd i zaczynam pytać. Mania, Żuła, Marynia - wszyscy wokół wbijają we mnie trudne słowa, które ani rusz nie chcą utkwić w mojej pamięci. Mało tego, wymawiane przeze mnie brzmią zupełnie inaczej. Praca nad językiem nie jest jednak całkiem bezowocna, bo zauważam, że coraz więcej rozumiem. Biorę do ręki książkę Krysi i próbuję, jest lepiej niż z gazetą, zwłaszcza że znam treść i łatwiej mi odgadnąć znaczenie wyrazów. Zbliżają się imieniny mojego męża. Teściowa jest w swoim żywiole i organizuje, jakżeby inaczej, przyjęcie. Skład gości ten sam jak zawsze. Tym razem nie wpadam w panikę, znam już tych ludzi i jakby nie było, rozumiem już co nieco. Ze zdziwieniem stwierdzam, że nawet się cieszę, zawsze to lepiej, niż cały wieczór dziergać. Wiem już, co należy przygotować i zabieram się do roboty. Teściowa coraz części&j zapada na zdrowiu i jej rola sprowadza się do dowodzenia sztabem składającym się z cioci Mani, Maryni i mojej mniejszości. Podział prac jest w tym wypadku dość jednostajny. Marynia sprząta, a Mania i ja robimy zakupy i bierzemy się za przygotowywanie posiłków pod bacznym okiem Buni. Z czasem tworzymy zgraną drużynę i prace przebiegają coraz sprawniej. Dzień przed przyjęciem musi być wszystko przygotowane, oprócz paru „nieprzechowy-walnych" drobiazgów. Wieczorem kąpiel, włosy na wałki i jesteśmy przygotowane na wszystko.

   Goście zaczynają się schodzić. Jako pierwsi zawsze państwo Biernaccy. Pan Biernacki jak zwykle z olbrzymim bukietem róż. Bunia się rozpływa, żona pana Biernackiego maleje. Potem przychodzą państwo Sidorowie, na których cieszę się szczególnie, bo sama obecność Żuli dodaje mi sił, no i panie Sulimierskie. Po raz pierwszy goście próbują nawiązać konwersację ze mną.

   - Selma, jak ci się podoba w Polsce?

   - Bardzo (no, nie jest źle, ale nie dają za wygraną).

   - Twoi rodzice żyją w Austrii?

   - Tak-no, idzie...

   - Mama żyje w Austrii, a ojciec, ojciec umarł.

   - Na co?

   Szukam w głowie odpowiedzi, patrzę na męża, nagle wpada mi do głowy.

   - Umarł na buca (płuca).

   Konsternacja, panowie czerwoni na twarzach, panie opuszczają głowy, czuję, że coś nie tak. Andi, w przeciwieństwie do reszty panów, biały na twarzy, zrywa się i wyciąga mnie z pokoju.

   - Czy ty wiesz, co ty powiedziałaś? Boże, co za wstyd!

   Stoję i nie wiem, co za przestępstwo popełniłam. Wreszcie Andi mi tłumaczy.

   - Wystarczy!

   Ja tam nie wracam, ale Andi ciągnie mnie z powrotem do pokoju. Towarzystwo zachowuje się jak gdyby nigdy nic, teść rozbawiony mruga do mnie, Żuła uśmiecha się pod nosem, ale nic nie pomaga, jest mi głupio, jest mi wstyd, najchętniej bym sobie nakleiła plaster na usta. Resztę wieczoru na wszelki wypadek się nie odzywam, zresztą nie ma potrzeby, bo towarzystwu najwyraźniej przeszła ochota do rozmów ze mną.

 

Cdn.

 

   ANSELMA GŁOWACZ. „HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY'. Wydawnictwo Poligraf. Brzezia Łąka.
   Książka do nabycia m.in. w księgarniach sieci Empik lub w wydawnictwie: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

 

  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3204-historia-koem-si-toczy-18-andi-z-bukietem-kwiatow
  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3179-historia-koem-si-toczy-15-chrzest-naszej-krysi