HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY (13) - Na pastwę losu

 

   Minęły święta i sylwester, zaczął się nowy rok, ale w moim życiu niewiele się zmieniło. Andi nadal znikał, Krysia przeważnie była albo u Dziadzia, albo u cioci Mani, którą też bardzo lubiła, a ja pomagałam w gospodarstwie i czułam się złapana w pułapkę. Andi zjawiał się na posiłki, tej pory nie mogłam wykorzystać na rozmowy, a po kolacji szedł przeważnie do mamy na rozmowy i wracał, jak już spałam. Miałam wrażenie, że dla niego „sprawa" była załatwiona, żona i dziecko u rodziców, więc nic się nie może stać, a on wolny jak ptaszek. Gdy mi się udawało go dorwać, kończył każdą dyskusję, tłumacząc mi, że ja i tak nic nie rozumiem.

   ROZUMIAŁAM jedno, że wszystkie oszczędności ulokowaliśmy we włóczkę i inne rzeczy, które tajemniczo zginęły, że te pieniądze miały być na nasze mieszkanie, że były jakby przepustką na życie niezależne od teściów. Tymczasem mój mężuś na każde pytanie odpowiadał: - Daj spokój, mama się tym zajmuje.

   Dzisiaj myślę czasami, że gdyby mi wtedy uczciwie wytłumaczył, o co chodzi, to nasze całe życie być może ułożyłoby się zupełnie inaczej. Może się wstydził, może nie umiał, może był za młody - nie wiem. Dużo czasu minęło, zanim się zorientowałam, że podróż na Księżyc jest bardziej prawdopodobna niż kupienie mieszkania w tym czasie.

   Zrozumiałam również, że teściowa nie ze złości czy zachłanności rozporządzała naszymi rzeczami. Znała swojego syna, wiedziała, że ja nie mam rozeznania w sytuacji i robiła to, co musiała robić, żeby cała rodzina jakoś ten trudny czas mogła przeżyć.

   Ja czułam się oszukana i pozostawiona na pastwę losu. Byłam wśród ludzi, z którymi nie mogłam nawet porozmawiać, mało tego, za każdym razem, gdy ktoś się śmiał, wydawało mi się, że śmieją się ze mnie.

   Pomału zaczynałam rozumieć niektóre słowa, ale szybko znowu zapominałam, język polski na pewno nie należy do łatwych. Przestałam żyć, zaczęłam funkcjonować. Ciocia Mania zdawała się wyczuwać, co się ze mną dzieje i czasami, jak nikt nie widział, głaskała mnie po twarzy. Nasza sytuacja była trochę podobna. Po śmierci jej męża, który był lekarzem i w czasie wojny zaraził się tyfusem, teść przygarnął ją do siebie. Była samiuteńka na świecie, po wojnie cały jej majątek składał się z zegarka, łańcuszka i pięknego wazonu, rzeczy te dała bratu. Mieszkała w pokoiku, który za dobrych czasów był pokoikiem dla służby. W przeciwieństwie do mnie sprawiała wrażenie człowieka pogodzonego z losem, była bardzo religijna, być może stąd czerpała siłę i spokój, a przede wszystkim była dużo starsza, musiała mieć koło osiemdziesięciu lat. Pomału, bardzo pomału, zaczyna do mnie docierać, że żyję w kraju o ustroju komunistycznym. Na wystawach sklepowych zamiast mięsa - zdjęcia Stalina. Nie mogę się połapać, o co chodzi, bo niby komunizm, ale kościoły pełne, do tej pory nie poznałam żadnego komunisty, no to jak to jest? Moja młodzieńcza logika mówiła mi, że wszyscy są komunistami, a tu komunisty ani śladu. Parę lat później, jak czasami ktoś przyjechał z Zachodu, dowiadywałam się, że jest komunistą, ale po jakimś czasie dotarło do mnie, że byli to goście zagraniczni, przeważnie z NRD. Nie rozumiałam kompletnie, o co chodzi, to znaczy u nas jest ustrój komunistyczny, ale nie ma komunistów, a z Zachodu, gdzie jest ustrój kapitalistyczny, przyjeżdżają komuniści? Z czasem poznałam parę osób, z którymi mogłam się porozumieć po angielsku bądź po niemiecku, które mi cierpliwie i w ścisłej tajemnicy próbowały odpowiedzieć na moje pytania.

   CZĘSTO odwiedzaliśmy państwa Sidorów. Przy którejś okazji Żuła wzięła mnie na stronę i bardzo delikatnie próbowała mi wytłumaczyć, że jestem Angielką, a nie Austriaczką. Dzięki Bogu mówiła bardzo dobrze po niemiecku, ostrożnie dobierała słowa, żeby mnie nie obrazić, zrozumiałam. Było jasne, że nie mogę każdemu tłumaczyć, że nie jestem Niemką, zresztą Austriacy też nie cieszyli się wtedy najlepszą opinią i tak zostałam Angielką. Pozostał jeszcze jeden problem do pokonania -jak wytłumaczyć moją świetną znajomość niemieckiego. Wymyśliłyśmy więc całą historyjkę: ojciec Anglik, mama Austriaczka, stąd też moje kontakty z Austrią i tu już można było opowiadać przeróżne rzeczy. Nawet jak się gdzieś wygadałam, to zwalałam wszystko na moje podróże do Austrii do rodziny mamy i sprawa była załatwiona. Mogłam już bez żenady opowiadać o pięknym Grazu czy Wiedniu, nie budząc podejrzeń. Bardzo mi się ten pomysł spodobał.

   Zima tego roku była mroźna, moja odzież przywieziona z Anglii zupełnie nie odpowiadała tutejszym warunkom, z zazdrością patrzyłam na ludzi w kożuchach i marzłam potwornie. Efekty nie dały długo na siebie czekać, dostałam zapalenia jajników, cała sytuacja była dla mnie bardzo niezręczna, ale w którymś momencie teściowa zauważyła, że się zwijam z bólu i nie było dyskusji, trzeba było pójść do lekarza.

   ANDI usiłował mi wytłumaczyć, że to jest lekarz, który należy do partii i żebym trzymała język za zębami i ograniczyła się do rozmowy tylko na temat dolegliwości, ale miałam potworne bóle i słuchałam go „jednym uchem". Przyznam się, że na początku mojego pobytu w Polsce wydawało mi się, że rodzina przesadza z tą ostrożnością. Myślałam, że być może chcą mnie specjalnie trochę nastraszyć, z drugiej strony musiałam im wierzyć, bo innych informacji nie miałam. Lekarz był przesympatyczny i muszę przyznać, bardzo przystojny. Byłam zażenowana, pielęgniarka patrzyła na mnie „spode łba", porozumiewaliśmy się na migi, co prowadziło do śmiesznych nieporozumień. Tym większe było moje zdumienie, gdy po badaniu pielęgniarka opuściła gabinet i lekarz cichutko, do ucha, piękną angielszczyzną spytał mnie, dlaczego przyjechałam do Polski. Nie wiem, co mnie bardziej zaskoczyło, pytanie, czy fakt, że mówił po angielsku, czy też, że się do tego bał przy-. znać w obecności innych osób. Cała sytuacja przypominała mi czas wojny. Na gestapo też czekaliśmy na moment nieuwagi, żeby szybko\ wymienić między sobą parę zdań, ale przecież byłam w teoretycznie wolnym kraju. Lekarstw nie dostałam żadnych, bo i tak nie było, za to parę dobrych rad: trzymać ciepło, leżeć i tę jedną, która najbardziej mi pomogła - wpadnę zobaczyć, jak si% czujesz. Nareszcie ktoś spoza kręgu rodziny, z kim mogę się porozumieć. W przypływie szczęścia na chwilę zapomniałam o bólach, jednocześnie pojawił się strach, czy naprawdę mogę z tym człowiekiem „normalnie" rozmawiać? Ostrzegano mnie, że czasami podstawiają „przyjaciół".


Cdn.


   ANSELMA GŁOWACZ. „HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY". Wydawnictwo Poligraf. Brzezia Łąka.
   Książka do nabycia m.in. w księgarniach sieci Empik lub w wydawnictwie:Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3177-historia-koem-si-toczy-14-kopoty-z-teciow
  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3168-historia-koem-si-toczy-12-wigilia-w-krakowie