HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY (10) - Mieszkamy u teściów

 

   NAD ranem dojeżdżamy do Krakowa. Szaro, zimno, teść organizuje taksówkę, która jest mniej więcej w takim stanie jak pociąg, na każdym wyboju wydaje mi się, że się rozleci, ale szczęśliwie dojeżdżamy do domu. Andi promienieje. Piękna, zadbana kobieta otwiera drzwi, Andi rzuca się jej w ramiona, domyślam się, że to moja teściowa. Chwyta Krysię na ręce, całuje, coś mówi, niestety, nie wiem co. Wita się ze mną serdecznie, ale nie tak wylewnie jak z Andim i Krysią, po raz pierwszy widzi swoją synową. Długim korytarzem prowadzi nas do „naszego" pokoju, który jest duży i słoneczny, mamy nawet swój balkon, jedne drzwi prowadzą na korytarz, drugie do jadalni, którą w przyszłości będziemy używać do spółki z teściami. Jesteśmy na miejscu - teraz naprawdę możemy powiedzieć - koniec podróży. Nieco później Andi oprowadza mnie po mieszkaniu, jest naprawdę duże. Długi korytarz, z którego drzwi prowadzą do kolejnych pokoi. W dwóch połączonych ze sobą pięknymi szklanymi drzwiami mieszkają teściowie. Są jeszcze dwa pokoje, w jednym z nich mieszka starsze małżeństwo, on były pułkownik, ona pianistka, były gabinet teścia zajmuje pan profesor i jeszcze jeden malutki pokoik, tzw. służbówka, którą zajmuje siostra teścia - ciocia Mania. Później dowiedziałam się, że sytuacja mieszkaniowa w Polsce po wojnie była bardzo ciężka i do większych mieszkań dokwaterowy-wano ludzi. Nie bardzo mogłam zrozumieć, o co chodzi, ale z czasem pojęłam. Teść opowiadał Andiemu, że cudem udało mu się uratować pokój dla nas.

   Na końcu korytarza znajdowała się łazienka z piecykiem na węgiel, w którym grzano wodę na kąpiel. Była też olbrzymia ładna kuchnia, ze starym dużym piecem na węgiel, dwie kuchenki gazowe, dwa kredensy, duży stół, ściany wyłożone białymi kafelkami. Duży piec był używany tylko na przygotowania świąteczne i na pranie, na które przeznaczało się cały dzień. Z kuchni wychodziło się na ganek, z okna było widać podwórko, nareszcie zielono! Teściowie przerobili salon na sypialnię dla siebie, jadalnia jest jednocześnie gabinetem teścia. Z balkonu sypialni widok na olbrzymi ogród, właściwie park, który należy do klasztoru, jest ograniczony murem, ale z pierwszego piętra możemy do niego zaglądnąć. Jest bardzo ładny i chyba bardzo stary. Na razie próbujemy się zorganizować.


   CZEKAMY na nasze skrzynie ze statku, które mają dojść za parę dni - i, o dziwo, dochodzą. Rozpakowujemy rzeczy, Krysi łóżeczko, z którego się bardzo cieszy. W naszym pokoju znajduje się szafa, kanapa, stół i trzy krzesła. Później się dowiaduję, że kanapa jest dla Andiego, a łóżko dla mnie (trochę się dziwię, do tej pory spaliśmy w jednym łóżku). Nasze „zapasy" gdzieś znikają - pytam Andiego, ale mnie uspokaja. Mama się nimi zajmie, u nas w pokoju nie ma miejsca, później ci wytłumaczę. Jestem trochę zaniepokojona, przecież to jest nasz cały „dorobek", ale nie jestem u obcych, tłumaczę sobie. Nikogo z lokatorów do tej pory nie widziałam. Ciekawa jestem, jak funkcjonuje życie 9 osób, z tego trzech obcych pod jednym dachem z jedną kuchnią i jedną łazienką, brak mi wyobraźni. Bunia zapowiada, że w sobotę ma się odbyć przyjęcie powitalne na naszą cześć.

   Andi opowiada mi trochę o ludziach, którzy mają przyjść, są to wieloletni przyjaciele rodziny. Rodzina Biernackich, starsi państwo, u których mieszka córka, jak się później dowiaduję wymarzona synowa mojej teściowej, i syn, który nieco później wyjechał do innego miasta, panie Sulimierskie, córka z matką, mąż zginął w czasie wojny i państwo Sidorowie, przesympatyczne małżeństwo z synem. Panuje wielkie zamieszanie, wszyscy się cieszą, a ja się boję, żeby nie popełnić jakiejś gafy. Ponieważ niewiele mogę na razie pomóc, skupiam się na ubieraniu Krysi i siebie w odświętne ubrania. Pod nieobecność męża z teściową i resztą rodziny usiłuję się porozumieć na migi. Wstyd mi, że nie znam języka, próbuję zapamiętać słowa, które w zawrotnym tempie ulatują z mojej pamięci. Andi na razie nie ma czasu się ze mną uczyć, najpierw trzeba pozałatwiać masę spraw.

   Rozglądam się po mojej nowej rodzinie. Teściowa jest bardzo ładną i zadbaną kobietą w średnim wieku, ma ładne niebieskie oczy, ciemne włosy, jest wysoka i zawsze lekko na dystans, jej słowo jest święte, co Julia postanowi, tak się dzieje. Jeśli ktoś chce oponować, Julia wpada w histerię i płacze tak długo, aż postawi na swoim i zawsze się jej to udaje. Teść, niższy od niej, łysawy i starszy, jest bardzo serdeczny i spokojny. Ciocia Mania, jak się później dowiaduję, została garnięta przez teścia po śmierci jej męża. Jest malutką kobietą, która straciła oko po ciężkiej operacji, rzadko wychodzi z pokoju, nawet posiłki przeważnie spożywa u siebie.

   Lokatorzy są spokojnymi ludźmi, pana profesora rzadko widuję, słychać tylko stukot maszyny do pisania z jego pokoju, poza tym często gdzieś wyjeżdża. Pan pułkownik, dużo młodszy od swojej żony, jest na emeryturze i zajmuje się głównie dbaniem o swoją drobniutką żonę, która wygląda jak laleczka, malutka, zawsze zadbana - czasami spotykam ją na korytarzu w szlafroczku z falbankami, pantofelki na obcasikach, no po prostu laleczka. Od czasu do czasu przychodzą do niej uczniowie, którym daje lekcje gry na pianinie. Ma w sobie coś nierealnego, zawsze cicha z miłym uśmiechem, wygląda na bardzo szczęśliwą i zakochaną w swoim mężu.

   SOBOTNIE przyjęcie odbywa się w jadalni, stół uroczyście nakryty, wódka z sokiem malinowym, specjalność teścia, sok dla Krysi. Powitaniom nie ma końca, wszyscy ciekawie przyglądają się Krysi i mnie, niektórzy zapominają, że nie znam języka i próbują ze mną rozmawiać. Andi dwoi się i troi, lecz nie nadąża z tłumaczeniem. Po jakimś czasie zaczynam się nudzić, znajduję rozrywkę w przyglądaniu się nowym twarzom i szukam „odpowiedników" w świecie zwierząt. Biernacki trochę podobny do lisa, jego żona do myszki i tak dalej. Sytuacja męczy mnie i tęsknię do naszego pokoju, do rozmowy z Andim. W przeciwieństwie do mnie Andi jest zachwycony, nie dziwota, nie widział bliskich tyle lat, ma masę do opowiadania, od czasu do czasu ściszają głos, nie mam pojęcia dlaczego, przecież jesteśmy wśród swoich, a poza tym nie mamy żadnych specjalnych tajemnic. Oddycham z ulgą po wyjściu ostatniego gościa, chcę pomóc teściowej sprzątnąć ze stołu, ale odsyła mnie do pokoju. Nareszcie sami, Andi też jest zmęczony, chce jeszcze trochę poczytać gazetę, ale przy jego kanapie nie ma lampki, jest tylko jedna, przy moim łóżku ze względu na Krysię. Nie ma problemu, chodź do mnie pod kołdrę, możesz sobie czytać.

   Nagle otwierają się drzwi, uśmiech na twarzy teściowej ustępuje oburzeniu, mówi coś do mojego męża i wychodzi, trzaskając drzwiami. Andi wyskakuje z łóżka i kładzie się na swojej kanapie. Co się stało? Andi nie chce mi powiedzieć, ale ja nie daję spokoju. - Mama uważa, że to niezdrowo spać w jednym łóżku, poza tym nie wypada, w pokoju jest dziecko. Zamurowało mnie. Czy ona kompletnie oszalała! Jesteśmy od trzech lat małżeństwem i do tej pory zawsze spaliśmy w jednym łóżku. Nie ma dyskusji. Na drugi dzień dowiaduję się, że teściowa tak strasznie się zdenerwowała, że aż dopadła ją migrena i całe towarzystwo musi chodzić na palcach. Szybko się zorientowałam, że w domu rządzi teściowa, ona mówiła, co będzie jedzone i kiedy, jakich gości się zaprasza, kiedy się idzie spać i kiedy się wstaje. Do tej pory byliśmy z mężem tylko raz w mieście, krótki turystyczny wypad w nieco dziwnej atmosferze. Andi rozmawia ze mną szeptem, podejrzewam, że nie chce, żeby ludzie widzieli, że jestem obcokrajowcem. Nie mogłam tego zrozumieć.

   Minął tydzień od naszego przyjazdu, więc postanowiłam porozmawiać z mężem na temat naszych dalszych planów i znowu zaskoczenie. Do pracy na razie nie idzie - mama powiedziała, że ma odpocząć po przeżyciach. Nie wierzę swoim własnym uszom.

   - Andi, jak ty sobie to wyobrażasz, przecież nie mamy pieniędzy, z czegoś musimy żyć, coś musimy jeść.

   Było mi już wystarczająco głupio, że mieszkamy u teściów bez płacenia, ale nie możemy ich do tego wszystkiego jeszcze objadać. Andi miał jednak tylko jedną odpowiedź:

   - Mama powiedziała - koniec rozmowy. Wszystkie dyskusje kończyły się tak samo - jak miał dość, wychodził z pokoju i szedł do mamy.


   PIERWSZE zaproszenie, dwie ulice dalej do przyjaciela teścia. Przemili ludzie, dowiaduję się, że przed wojną posiadali olbrzymie majątki ziemskie, które, niestety, w wyniku zmian politycznych stracili. Teść pomógł im w znalezieniu mieszkania i pracy w Krakowie. Mieli wtedy około 11-letniego syna Tadka, bardzo miłe dziecko. Wizyta u nich była dla mnie tym większą niespodzianką, bo się okazało, że pani domu mówi po niemiecku. Nareszcie ktoś, z kim mogę porozmawiać. W trakcie rozmowy podszedł do nas jej mąż, popatrzył na mnie i powiedział:

   - Biedna młoda Głowaczowa.

   Pani domu szybko go zbyła, ale mnie te słowa nie dawały spokoju. Po przyjściu do domu opowiedziałam Andiemu, co się stało, ale on wyśmiał mnie i zwalił winę na alkohol. Uwierzyłam mu, ale spokoju nie zaznałam, ciągle miałam w uszach „biedna Głowaczowa" - co chciał mi przez to powiedzieć?


   Cdn.


   ANSELMA GŁOWACZ. „HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY". Wydawnictwo Poligraf. Brzezia Łąka. Cena 29,90 zł.
   Książka do nabycia m.in. w księgarniach sieci Empik lub w wydawnictwie: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3140-historia-koem-si-toczy-dalsze-losy-selmy
  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3114-historia-koem-si-toczy-9-selma-jestemy-w-polsce