HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY (1) - Nowe życie po wojnie

   GRAZ - rok 1947

   Próbuję wymyślić nowy koncept na życie. Na tzw. nowe życie po latach wojny. Mam 21 lat i życiorys, którym można byłoby „obsłużyć" co najmniej paru rówieśników. W czasie wojny żyje się szybciej. Partyzantka, wyrok śmierci na Gestapo i w ostatniej chwili wyzwolenie przez Rosjan. Niedaleko naszego domu angielski obóz jeniecki, przechodzimy obok niego codziennie. Mamy szczęście, że jesteśmy w strefie angielskiej, zwłaszcza że już w czasie wojny nawiązaliśmy wiele przyjaźni z Anglikami, które przetrwały lata. W czasie wojny nasz dom był miejscem ich spotkań, kryjówką, punktem organizacyjnym. Po wojnie dostaliśmy podziękowanie od Rządu Wielkiej Brytanii i wiele odznaczeń, ale to było dużo później.

   Należę do tzw. rodzin wielodzietnych i bez względu na czasy przeważnie było wesoło - nic dziwnego. Rej wodzi mama, pod sobą ma dziesięcioro „drobiazgu". Po wojnie zostało nas ośmioro, „za to" doszła trójka dzieci mojej siostry, którą zamordowali Niemcy. U ojca w 1938 roku stwierdzono gruźlicę. Widząc już przed wojną, na co się w Austrii zanosi, przed pójściem do szpitala niszczy całą dokumentację swoich wynalazków z obawy, aby się nie dostały w ręce Niemców. W szpitalu niszczą go Niemcy i nie wróci już nigdy do domu. W przeddzień śmierci odwiedzamy go z mamą, lekarz jest dobrej myśli, na drugi dzień ojciec nie żyje. Mój brat Anselm, podobnie jak inni mężczyźni, musiał w 1937 roku zwrócić broń do jednostki wojskowej. Koszary opuścił „uzbrojony" jedynie w mundur, ostatnią pamiątkę po wolnej Austrii. Mundur, który musiał szybko zamienić na ubranie cywilne, wszystko co austriackie było w tym czasie zabronione, staliśmy się częścią Niemiec. Anselm interesował się polityką i wiedział, na co się w Austrii zanosi. Skupił wokół siebie grupę ludzi gotowych walczyć o wolność dla naszego Kraju, swoje przeżycia opisał później w książce „Turm A ohne Neuigkeit". Nie jest mu dane pożegnać się z ojcem, przebywa w tym czasie w obozie w Dachau.

   Leżę i myślę. Praca w operze niedługo się skończy. Stwierdzono u mnie gruźlicę. Nie mogę złapać oddechu, a o tańcu mogę zapomnieć. Trudno się z tą myślą pogodzić. Szkoła baletowa, konserwatorium - tyle lat pracy nad sobą na nic. Sprzątamy gruz z ulic, próbujemy wrócić do normalności. Życie twarzyskie zaczyna się grupować wokół obozów jenieckich. Wynika to z wielu powodów, przeważnie natury praktycznej. Anglicy, których już w czasie wojny poznaliśmy jako ludzi pełnych humoru, organizują wieczorki taneczne. Wszystko jest trochę dziwne, ale cóż, czasy są dziwne. Jeszcze niedawno nasi wrogowie, teraz partnerzy do walca. Brzmi głupiej, niż naprawdę było. Po pierwsze, w obozach jenieckich, przynajmniej tych, które ja poznałam, byli uwięzieni Niemcy - oczywiście. Trudno było nam ich traktować jako byłych okupantów. Byli to przeważnie młodzi chłopcy, ostatnie rezerwy ludzkie, jakie udało się na siłę zmobilizować w Niemczech. Po drugie, angielski obóz jeniecki + wieczorek taneczny oznaczały jedzenie, czekoladę, papierosy - rzeczy, których nie widzieliśmy od lat. Chodziliśmy tam często.

   W obozie poznałam też moją wielką miłość - Rudiego. Tak samo wielką jak i wielce problematyczną. Rudi był mechanikiem samochodowym i pracował jako szofer jednego z oficerów angielskich. Był bardzo lubiany i bardzo przystojny. Spotykaliśmy się często i związek zaczynał być coraz bardziej konkretny, któregoś dnia Rudi mi się oświadczył. Moja mama była wściekła, jak można pokochać Niemca?! Zaczęliśmy z Rudim snuć konkretne plany weselne wspólnie z moim bratem Willim, który też w tym czasie zamierzał się ożenić. Będzie podwójne wesele, w czwórkę będzie nam łatwiej zorganizować ubranie, jedzenie, muzykę. Zaczęły się przygotowania. Firanki brokatowe zostały poświęcone na suknię ślubną, organizacją jedzenia, jak łatwo się domyślić, został obarczony głównie Rudi i zaprzyjaźnieni Anglicy. Za muzykę był odpowiedzialny mój brat Willi, z zawodu muzyk, więc miał odpowiednie znajomości. Im bliżej ślubu, tym więcej zaczynało powstawać pytań. Co będzie po ślubie? Jak długo będzie Rudi internowany w obozie i co będzie potem? I koniec końców, druzgocząca informacja dla mnie, po poślubieniu obywatela niemieckiego, automatycznie otrzymuję obywatelstwo niemieckie! Wszyscy Niemcy, a w tym przypadku i ja, mają niezwłocznie stawić się w Berlinie w celu odbudowywania miasta. Rudi do wyjaśnienia sprawy pozostaje w obozie. Jak długo? Tego nikt nie był w stanie nam powiedzieć. Moja euforia miłosna zaczęła gwałtownie przygasać, moja wyobraźnia nie bardzo nadążała za faktami. A data ślubu się zbliżała. Nastąpiły niekończące się dyskusje z przyjaciółmi, z rodziną, ze sobą. Złapana niejako w pułapkę uczuć zaczęłam się wahać. Niekończące się rozmowy z Rudim, który nie mógł mi dać odpowiedzi na moje pytania. Wreszcie propozycja, poczekajmy - zmiany polityczne postępują w zawrotnym tempie. Tylko czas może rozwiązać nasze problemy. Zbliżała się data ślubu, siłą faktu nadal braliśmy udział w przygotowaniach do wesela, to co udało nam się zorganizować dla nas, daliśmy Willemu i przyszłej szwagierce. Nie było nam łatwo, ich ślub zdawał się być pogrzebem naszych marzeń. Na ulicach Grazu pojawiły się ogłoszenia - szukani są pracownicy do fabryk włókienniczych w Anglii. Szansa na wyjazd do kraju, w którym jest lepiej. Tuż po wojnie moja siostra Steffi wyszła za jednego z Anglików, których ukrywaliśmy u nas w domu. Z jej relacji wynikało, że w Anglii toczy się w miarę normalne życie. Moje marzenia, jedno za drugim diabli brali, nic z tańca, nic ze ślubu. Wyjazd był dla mnie dobrą alternatywą. Przemilczałam swoją chorobę i zostałam przyjęta. Wyjazd 31 grudnia.

Cdn.

ANSELMA GŁOWACZ. „HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY". Wydawnictwo Poligraf. Brzezia Łąka. Cena 29,90 zł.

Książka do nabycia m.in. w księgarniach sieci Empik lub w wydawnictwie: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3083-historia-koem-si-toczy-2-kierunek-anglia