Skok w nieznane

 

 

JESIENIĄ TRAFIŁA MI SIĘ rola w teatrze z Vancouveru. To oznaczało codziennie pracę do północy. I w listopadzie miałem w szkole zawalone już niemal wszystkie przedmioty. Powiedziałem rodzicom, że naprawdę chciałbym skończyć naukę, ale nie kosztem tak obiecującej kariery, jaka się przede mną otwiera. Z początku mama była przeciwna, ale w końcu oboje rodzice poparli moją decyzję. Rzuciłem szkołę. Postanowiłem przeprowadzić się do Hollywood, zrezygnować z dalszych propozycji pracy w Kanadzie.

Do Los Angeles przyjechałem w kwietniu 1979 roku. I poszło mi niewiarygodnie dobrze. Co spotkałem agenta, to chciał mnie reprezentować. Wysyłali mnie na przesłuchania i po każdym, dokładnie po każdym, zaczynały się dalsze rozmowy. Trzy przyniosły konkretne oferty. Wydawało mi się, że w Hollywood będzie mi szło jak po maśle.

Pierwszy film zaczynałem już w czerwcu. Był to fabularny Midnight Madness Disneya. Lepiej o nim zapomnieć, ale to była moja pierwsza rola w USA. Byłem zachwycony, że ją dostałem.

Moje mieszkanie miało 3,5 na 5,2 m razem z mikroskopijną łazienką. Zlew był tak mały, że talerze zmywałem pod prysznicem. Nie raz i nie dwa włosy potraktowałem płynem do naczyń, a talerze szamponem.

Zelówki zdzierałem, byle tylko dostać nowe role. Przez 3 lata pojawiłem się w kilku serialach oraz w filmikach instruktażowych i reklamowych. Dostawałem minimalną stawkę, ledwo starczało mi na utrzymanie - mieszkanie, ubranie, jedzenie - i pokrywało koszty związane z wykonywanym zawodem. Szybko stałem się znany we wszystkich agencjach aktorskich, poznałem też gorycz porażki.

Niektóre niepowodzenia były tak upokarzające, że aż komiczne - jak ten wrzeszczący na mnie producent reklamówki gumy do żucia. Nie złożyłem listka tak jak było na rysunkach w scenariuszu, ale bezceremonialnie wepchnąłem go sobie do ust. Jednym ruchem! I mam czelność nazywać siebie aktorem? Następny, proszę!

Bardzo potrzebowałem kogoś, kto mógłby mi pomóc i wierzyłby w mój talent. Na szczęście znalazłem takie oparcie w Garym Davidzie Goldbergu - scenarzyście i producencie, który przygotowywał pilotowy odcinek serialu komediowego Więzy rodzinne z Meredith Baxter w roli głównej.

Do tego nowego serialu miałem przesłuchania w 1982 roku. Po miesiącu mnie wezwali. Próbowałem udawać pewnego siebie, lecz jestem przekonany, że po moim głosie można było poznać, jak bardzo jestem zdesperowany.

- Mam jedną uwagę - zapowiedziała szefowa obsady Judith Weiner. - Proszę się postarać, by pana bohater był nieco sympatyczniejszy.

Sympatyczniejszy? Ten nastolatek, co pozjadał wszystkie rozumy? Ten sztywniak zawsze pod krawatem, który ceni tylko pieniądze? Powinni o tym pomyśleć wcześniej, pisząc scenariusz.

- Nie ma sprawy - oświadczyłem jednak.

Musiałem dostać tę robotę. Głośno przeczytałem tekst. Od razu wiedziałem, że mam ich w garści. Śmiali się do rozpuku. Nie tylko z dowcipnego tekstu. Śmiali się z postaci, którą stworzyłem.

Gary Goldberg miał kilka uwag, więc powtórzyłem całą scenę od początku. Później ten brodaty, niedźwiedziowaty facet rozparł się w fotelu i próbował ukryć swoje ukontentowanie pod maską oburzenia, głośno krzycząc:

- Dlaczego nikt dotychczas nie pokazał mi tego chłopaka!




Tłumaczenie: MICHAŁ MADALIŃSKI;  Przegląd Reader's Digest, sierpień 2003

  • /pisane-noc/288-ja-i-moj-los/1314-krolewskie-kopoty
  • /pisane-noc/288-ja-i-moj-los/1312-skd-tu-si-wziem