Obyś bardzo nie cierpiała

 

 

O GODZINIE 23.15 OFICER policji zadzwonił do drzwi domu państwa Portmannów. Otworzył je August Portmann, 48-letni architekt.

- Obawiam się, że mam złe wiadomości - oznajmił policjant.

W kwadrans potem Mina i August wraz z dwójką synów wyruszyli do Zug. Mina Portmann wciąż miała w pamięci wizerunek twarzy swojej matki. Nie wyglądałaby na tak szczęśliwą, gdyby sytuacja była beznadziejna - pomyślała.

O godzinie 23.20 karetka zajechała przed izbę przyjęć Szpitala Kantonalnego, gdzie posmutniali sanitariusze w dalszym ciągu poddawali dziewczynkę wstrząsom elektrycznym. Nagle Andre Deck zauważył na monitorze elektrokardiografu typową linię oscylacyjną.

- Wraca puls! - krzyknął podniecony do pielęgniarzy.

Serce Heidi zaczęło bić, słabo i nieregularnie. Uszczęśliwieni pielęgniarze przenieśli ją na oddział nagłych wypadków.

Ofiary uderzenia pioruna często mają poparzenia pierwszego, drugiego lub trzeciego stopnia. Lekarze badający Heidi stwierdzili u niej mały ślad po oparzeniu w górnej części ciała i dwa inne na podeszwach stóp. Wciąż jeszcze nie było jasne, czy doznała obrażeń tkanek wewnętrznych. Jej ozdrowienie zależało teraz od tego, jak szybko i w jakim stopniu zacznie znów funkcjonować jej mózg.

Gdy Portmannowie przyjechali do szpitala tuż przed północą, młody lekarz zakomunikował im, że Heidi wciąż jest jeszcze w stanie śpiączki.

- Obawiam się, że państwo nie będą mogli jej w tej chwili zobaczyć - rzekł.

Moje biedne dziecko, obyś tylko za bardzo nie cierpiała - powtarzała do siebie w kółko Mina. Gdy w końcu pozwolono jej zobaczyć córkę następnego ranka, widok nie był zachęcający.

W nosie Heidi tkwiła rurka doprowadzająca tlen do płuc; do klatki piersiowej przymocowane były trzy elektrody, które przetwarzały rytm pracy jej serca na migające na monitorze punkciki. Cewnik podłączony do tętnicy przedramienia pomagał w mierzeniu zawartości tlenu we krwi oraz ciśnienia. Heidi, zawsze tak radosna i pełna życia, wydawała się teraz jedynie pozbawioną życia cielesną powłoką; o tym, że żyje, świadczyły tylko migające punkciki na elektrokardioskopie. Mina delikatnie gładziła jej włosy i cicho mówiła, jak bardzo ją kocha. Nie wywoływało to u Heidi najmniejszej reakcji. Wiem, że mnie słyszy - pomyślała matka.

Następnego ranka o tragicznym wypadku Mina poinformowała przyjaciół. Ciotka Heidi, Marie Feliciane Wismer, zakonnica z klasztoru Notre-Dame de Sion w Mery sur Marne we Francji, zaczęła wraz ze wszystkimi siostrami modlić się za Heidi i jej rodzinę. Inna ciotka Heidi, Marta, zawiadomiła o wypadku zakonnice z klasztoru Św. Józefa w kantonie Schwyz; również one postanowiły modlić się w intencji Heidi.

Wiadomość, że tylu ludzi modli się za jej córkę, przyniosła Minie Portmann ogromną ulgę.

Wiedziała, że teraz pomóc może tylko modlitwa. Poddała się losowi i była przygotowana na wszystko, co jej mógł przynieść. Jeśli trzeba, jestem gotowa resztę życia pielęgnować Heidi na wózku inwalidzkim - przyrzekła sobie.

 


 


Przegląd Reader's Digest 1996
Tłumaczenie: Andrzej KOPCZYŃSKI

  • /pisane-noc/285-piorun-i-dziewczyna/1298-wanie-wrociam-z-podroy
  • /pisane-noc/285-piorun-i-dziewczyna/1296-nie-przerywajmy-wysikow