Straciła pani czerwień

 

 

Czuję w głowie pulsujący ból. Zdejmuję okulary, przecieram oczy.
- Nie podoba ci się, jak czytam, mamusiu? - pyta Kelsey.
- Bardzo mi się podoba. Zamykam oczy i staram się ukoić swój ból melodią jej głosu. Co za radość mieć Kelsey znów zdrową. To nie do wiary. Minęła zaledwie doba od jej operacji na zatoki, a ona jest jak nowo narodzona.

Kiedy odwiedziłam ją na oddziale tak mnie rozbolała głowa, że musiałam wyjść. Ale nawet kiedy ból ustąpił, widziałam wszystko jak przez mgłę. Kiedy wywoziliśmy Kelsey na wózku ze szpitala, ta mgła się utrzymywała. Córka wyciągnęła do mnie rękę, chciałam ją uścisnąć, ale złapałam tylko powietrze i o mało nie upadłam.

Złożyłam to na karb zmęczenia. Teraz, kiedy mam Kelsey w domu, mogę odpocząć. Przy dźwięku jej głosu zapadam w drzemkę.

Nazajutrz, po obudzeniu, przecieram oczy. Strasznie mnie pieką, a na policzkach czuję lepką wilgoć. Musiałam płakać przez sen.

Wstaję, idę do łazienki, przysuwam twarz do lustra. Chyba nic specjalnego się nie dzieje, tyle że prawe oko jest mokre. Wołam męża, Kenny'ego, ale przypominam sobie, że już wyszedł.

Oko boli tak bardzo, że postanawiam sama pojechać samochodem na ostry dyżur. To tylko cztery przecznice stąd. Łapię malutką poduszeczkę - pamiątkową, bo niegdyś należała do mojej mamy - i przytykam ją do prawego oka. To działa jak duży, miękki opatrunek, przynosi ulgę.

Proszę kogoś o popilnowanie Kelsey, biorę kluczyki, ruszam do drzwi. Patrzę przed siebie, trzymając poduszeczkę przy obolałym oku. Jadę bardzo powoli, ostrożnie. Zatrzymuję się na światłach. Biorę głęboki wdech, podnoszę wzrok i widzę, że czerwone już się zmieniło. Ruszam. Słyszę dokoła trąbienie. Gwałtownie hamuję. O mało nie wjechałam pod jadący z prawej strony samochód.
- Czerwone, ty kretynko! - krzyczy ktoś z kabrioletu.

Jestem pewna, że nie było czerwone, ale może pomieszało mi się w głowie. Jeszcze jedna przecznica.

W kalifornijskiej klinice Manhattan Beach recepcjonistka wprowadza mnie prędko do gabinetu.
- Jak, u licha, mogła pani z zakrytym jednym okiem prowadzić samochód? - pyta od progu lekarz.
- Bardzo kiepsko.

Śmieje się i zaczyna badanie, twierdzi, że nie ma oznak poważnego uszkodzenia.
- Chyba mam kłopoty z rozpoznawaniem kolorów - wyznaję.
- Tak? A jakiego koloru jest moja koszula?
- Brązowa.
- Jest jaskrawoczerwona - mówi wyraźnie zaniepokojony. - Straciła pani czerwień.

Wiem, że ludzie mają kłopoty z rozróżnianiem kolorów, ale nie przypuszczałam, że można stracić tylko jeden.
- Sprawdzimy widzenie na odległość.

Wkładam okulary, zasłaniam lewe oko i patrzę przed siebie prawym. Widzę jedynie mętną szarą chmurę. Odrywam dłoń, ponownie zasłaniam lewe oko i patrzę na lekarza. Ginie w szarej mgle. Powtarzam to kilkakrotnie. Za każdym razem lekarz się rozpływa.
- Prawym okiem nic nie widzę. Przygląda mi się przez chwilę.
- Jest pani pewna?
- Tak - mój głos drży. On też ma przerażoną minę, co mnie jeszcze bardziej rozstraja.
- Przykro mi, ale problem wykracza poza moje kompetencje. Czy ma pani stałego internistę?

Jąkam się, usiłując sobie przypomnieć jego nazwisko.
- Bill Lang.
- Miałem razem z Billem praktykę - twarz mu się rozjaśnia. - Skontaktuję się z nim. Tymczasem niech pani do kogoś zadzwoni... może do męża... żeby po panią przyjechał - mówi, pdsuwając mi telefon. - Zaraz wracam.

Po jego wyjściu odkładam słuchawkę. Nie chcę przekazywać Kenny'emu takich wiadomości przez telefon. Biorę okulary, torebkę, poduszeczkę mamy... i wychodzę. Recepcjonistka woła za mną, ale idę dalej.




Przegląd Reader's Digest 1998
Tłumaczenie: Anna Kołyszko

  • /pisane-noc/279-moje-magiczne-szkieko/1265-straszliwy-werdykt