Spotkanie oko w oko

 

 

I wtedy ją zobaczyliśmy - zza głazów i chaszczy wyskoczyła lwica. Zatrzymała się tuż przed dziećmi i przywarła do ziemi, podkuliwszy tylne łapy pod rozpłaszczonym ciałem. Wydała głęboki pomruk ostrzegawczy, który się nasilał, aż zagrzmiał jak grom.

Dziewczęta puściły się na łeb, na szyję w dół zbocza, przedzierając się przez chaszcze, przeskakując głazy -wszystkie poza małą Thelmą. Dziewczynka stanęła, odwróciła się, spojrzała prosto w oczy lwicy przyczajonej o 10 metrów od niej i zamarła z przerażenia. Stała tak, sparaliżowana strachem, i patrzyła na warczące zwierzę.

Hettie obejrzała się przez ramię i na widok przerażonej koleżanki zawróciła jej na pomoc. Lwica zauważyła nadbiegającą Hettie i ostrzegła ją nasilającym się pomrukiem, żeby nie podchodziła bliżej. Ale Hettie nie zawahała się. Skoczyła naprzód, chwyciła przerażoną dziewczynkę mocno w ramiona i pchnęła ją w dół po zboczu.

Tymczasem Sandra również obejrzała się za siebie, a widząc, że Hettie ucieka przed lwicą, holując Thelmę, natychmiast wbiegła na zbocze, żeby pomóc siostrze.

Kiedy Sandra wreszcie dobiegła do dwóch dziewcząt i złapała Thelmę za rękę, lwica zawarczała wściekle. Wszystkie trzy zbiegały w popłochu z góry.

Kobus i ja wciąż pędziliśmy w ich stronę, kiedy minęła nas Karin z podrapanymi, zakrwawionymi nogami. Po chwili przebiegły obok Hettie i Sandra, trzymając za ręce bladą jak kreda dziewczynkę. Kilka sekund później Kobus - bez broni - stanął przed lwicą.

Samica wydała gniewny pomruk ostrzegawszy i przysiadła, gotując się do ataku. Chwyciłam kamień wielkości piłki do rugby i zajęłam pozycję kilka metrów za mężem. Drżałam jak liść, serce waliło mi jak oszalałe. Kobus odezwał się spokojnie do przyku-lonej, warczącej lwicy:
- Już dobrze, staruszko... już dobrze. Uspokój się.

To dziwne, że zawsze zapominam, jak duży jest lew, dopóki nie zobaczę go z bliska. Kiedy patrzyłam na tę wielką kocicę, usiłowałam zapomnieć o jej rozmiarach i skupić się na rysach. Płonące żółte oczy nie napawały otuchą, toteż skoncentrowałam się na śmiesznym zmarszczonym nosie.

Lwica ryknęła ponownie, aż podskoczyłam, a ziemia jakby zadrżała. Kobus nadal przemawiał spokojnie i czule:
- Już dobrze, staruszko, już dobrze. Nie bój się, nie zrobimy ci krzywdy...

Powoli obejrzał się przez ramię i dał mi milczący, stanowczy znak, żebym się wycofała. Zrozumiałam, że teraz jego - a także moje - bezpieczeństwo zależy od tego, czy uda mu się udobruchać lwicę. Jeżeli odejdę, zwierzę poczuje się mniej zagrożone. Nieco zawstydzona odłożyłam ostrożnie kamień i zaczęłam się pomału wycofywać.

Schodząc ze zbocza, wstrzymałam oddech i nasłuchiwałam. Lwica nadal warczała, tyle że teraz mniej agresywnie, a Kobus nadal przemawiał spokojnie, kojąco, pacyfikując ją głosem:
- Już dobrze, staruszko, już dobrze. Nie bój się...

Pomruk lwicy stawał się coraz cichszy...

Kiedy odeszłam na bezpieczną odległość, Kobus zaczął się wycofywać. Kryzys minął.

Na dole wzgórza obejrzeliśmy się i zobaczyliśmy wspaniały widok. Sylwetka stojącej na wysokiej skale lwicy rysowała się na tle szaroniebieskiego nieba. Jej futro lśniło złotem w przedwieczornym blasku słońca. Wydała jeszcze jeden ryk przestrogi, żebyśmy nie naruszali jej terytorium.

Kobus zauważył, że jest karmiąca. Zapewne wybrała to wzgórze na legowisko dla swoich małych. Stąd jej agresja. Była matką broniącą swoich dzieci.

Później Sandra tłumaczyła się, że w szoku zawołała "lampart", bo na takim wzgórzu już prędzej można się było spodziewać lamparta niż lwa.

Dziewczynki stały nadal blade ze strachu, a Karin szlochała żałośnie, że bolą ją poranione nogi. Po bliższych oględzinach stwierdziliśmy jednak z ulgą, że to powierzchowne otarcia. Płakała bardziej ze strachu niż z bólu.

Kiedy ją tuliłam, coś mnie dławiło w gardle. Przytuliłam też dwie starsze córki, a Louis i Joan pocieszali Thelmę. Nie miałam słów dla Hettie i Sandry, jaka z nich jestem dumna, że nie zawahały się zawrócić, żeby pomóc młodszej koleżance i... sobie nawzajem.





 



Przegląd Reader's Digest 1998
Tłumaczenie: Anna KOŁYSZKO

  • /pisane-noc/196-krugerowie-z-afrykaskiego-buszu/955-pora-nadziei
  • /pisane-noc/196-krugerowie-z-afrykaskiego-buszu/953-dzieci-z-guszy