Nowe życie

 

 

Kobus i ja poznaliśmy się na Uniwersytecie Pretorii. Spotykaliśmy się na niektórych wykładach. Był wysoki i dobrze zbudowany, ale stronił od ludzi. Kiedy zaprzyjaźniliśmy się bliżej, okazało się, że łączy nas nie tylko wychowanie na farmie, lecz również miłość do muzyki i literatury. Wybraliśmy się razem na Elzę z afrykańskiego buszu. Po tym filmie nasza przyjaźń przerodziła się w coś silniejszego. Zaczęliśmy snuć marzenia.

Po dyplomie wzięliśmy ślub. Potem wyjechaliśmy do Windhuk w Namibii, gdzie Kobus był redaktorem w rozgłośni radiowej, a ja tłumaczem w Biurze Języków Obcych. Trzy lata później przeprowadziliśmy się do Johannesburga. Kobus miał dyplom afrykanisty i antropologa. Zdał też państwowy egzamin po ukończeniu kursu ochrony przyrody. Pod koniec roku 1979 na horyzoncie zamajaczyło spełnienie jego życiowego marzenia, żeby dostać pracę w rezerwacie. Przyszedł list od dyrektora Parku Narodowego Krugera z zaproszeniem do Skukuzy na rozmowę. Skukuza to największa stacja turystyczna parku, a zarazem główna siedziba władz.

W liście postawiono warunek, że "podczas rozmowy wstępnej musi być obecna żona aplikanta". Natychmiast poprosiłam mamę o zaopiekowanie się przez kilka dni naszymi trzema córeczkami, żebym mogła towarzyszyć "aplikantowi".

Rozmowę prowadzili główny strażnik parku i dyrektor. Pytali Kobusa, dlaczego ubiega się o tę pracę i dlaczego chce porzucić dobrą posadę w mieście. Oparł po prostu, że odkąd sięga pamięcią, chciał być strażnikiem rezerwatu. Najwyraźniej to ich zadowoliło.

Potem zwrócili się do mnie i zaczęli mnie zniechęcać. Opisywali trudy i niedogodności, które musi znosić żona strażnika. Straszyli mnie nieznośnym letnim skwarem, stałym zagrożeniem malarią i rozmaitymi niebezpieczeństwami. Podkreślali uciążliwość życia z dala od lekarzy, szkół, centrów handlowych oraz wszystkich innych wygód, do których przywykliśmy w mieście.

Przypominali, że nie ma tam nawet takich podstawowych udogodnień, jak telefon czy regularna dostawa poczty. Opowiadali o samotności na odległej placówce. Przestrzegali, że praca może wymagać od męża dłuższych nieobecności w domu, a wtedy żona zostaje bez sąsiadów, bez telefonu, nie ma do kogo otworzyć ust. Jak sobie z tym poradzę?

Pragnąc udzielić im równie dobrej odpowiedzi jak Kobus, odparłam, że odkąd pamiętam, zawsze chciałam być taką "samotniczką". Mimo to usłyszałam:
- Proszę to dobrze przemyśleć w domu. Co najmniej przez miesiąc. Jeżeli państwo uznają oboje bez zastrzeżeń, że nadal są zainteresowani, proszę dać nam znać.

To dlatego nalegali na obecność żony podczas tej rozmowy. Nie zależało im na pracownikach, których połowice nie zniosą takiego życia.

Wprawdzie jestem strachliwa, ale nie lubię, kiedy ktoś traktuje mnie z góry. Ponure przestrogi rzuciły mi wyzwanie. Skoro żony innych strażników jakoś sobie radzą, to ja też potrafię. A nade wszystko nie chciałam, żeby rozwiało się marzenie życia mojego męża.

Chociaż Kobus i ja za radą egzaminatorów codziennie rozmawialiśmy o tym, co oznacza dla nas planowana przeprowadzka, to oboje wiedzieliśmy, że nie zmienimy zdania.

Na szczęście nie musieliśmy. Kiedy potwierdziliśmy listownie zainteresowanie placówką, wkrótce nadeszła dobra wiadomość. Kobus dostał wymarzoną pracę.

Dwa miesiące później, na początku roku 1980, sprzedaliśmy dom w mieście, spakowaliśmy manatki i dzieci, i tak zaczęło się nasze nowe życie w jednym z największych, a zarazem najpiękniejszych rezerwatów przyrody na świecie.





 



Przegląd Reader's Digest 1998
Tłumaczenie: Anna KOŁYSZKO

  • /pisane-noc/196-krugerowie-z-afrykaskiego-buszu/948-kopoty-na-samotnym-szlaku
  • /pisane-noc/196-krugerowie-z-afrykaskiego-buszu/946-wsrzsajce-powitanie