Nie ma powodu do trwogi

 

 

W roku 1984, kiedy Damon zdawał egzaminy końcowe po szkole średniej, otrzymaliśmy wezwanie do centrum leczenia hemofilii. Nie byliśmy tym specjalnie zaniepokojeni, ponieważ od czasu do czasu wzywano nas tam, by poinformować o ogólnym stanie zdrowia Damona.

Przez chwilę doktor mówił o dolegliwościach w kolanie małego, aż wreszcie przystąpił do rzeczy.
- U Damona stwierdzono chorobę krwi - powiedział nam - i jest to zakażenie wirusem HIV. Prawdopodobnie zarażono go przetaczaną krwią.
- Co to znaczy? - zaniepokoiła się Benita.
- Nie mamy absolutnej pewności, sądzimy jednak, że ten wirus ma bardzo długi okres inkubacji i właściwie może się nigdy nie rozwinąć.

Spojrzałem na Benitę i oboje doznaliśmy uczucia ulgi. Damon tyle już przeszedł, a łagodny, jak się wydawało, wirus we krwi, to przecież nie koniec świata.

Lekarz uderzał lekko piórem w leżącą przed nim podkładkę do pisania.
- Prawie połowa naszych pacjentów chorych na hemofilię została zarażona tym wirusem, wydaje się jednak, że nie ma to wpływu na ogólny stan zdrowia. Na razie zbyt mało jeszcze o tym wiemy, żeby coś dokładnie powiedzieć.

Nie mieliśmy wtedy pojęcia, co jeszcze może czekać naszego Wspaniałego Damona. Wydawało się, że jest w dobrej formie, wyjąwszy hemofilię i artretyzm, dlatego nie staraliśmy się dowiedzieć niczego więcej na temat HIV. Gdy tylko Benita coś o tym wspominała, natychmiast odpowiadałem, że nic się jeszcze nie stało. Nie było sensu się tym martwić, skoro i tak zbyt mało o tym wiadomo. Czytaliśmy wprawdzie o AIDS, chorobie, która ma związek z infekcją HIV, ale wtedy nikt jeszcze nie wiedział, na ile jest prawdopodobne, że ktoś, kto jest nosicielem wirusa HIV, zachoruje na AIDS. Bardziej martwiliśmy się wtedy czymś innym. Damon związał się z pewną niebieskooką, długonogą blondynką imieniem Celeste. Przedstawił ich sobie Toby, najlepszy przyjaciel Damona, kiedy nasz syn był na pierwszym roku studiów na Uniwersytecie w Sydney.

Dowiedziałem się, że, mówiąc delikatnie, Celeste nie była oczarowana tym pierwszym spotkaniem. Wkrótce jednak zaczęła dostrzegać w Damonie coś ważniejszego, od jego powierzchowności: silną osobowość i ogromną pewność siebie. Czuła, że chłopak coraz bardziej ją pociąga. Niebawem Damon oświadczył nam, że jest w niej bardzo zakochany.

Zarówno Benita jak i ja byliśmy pewni, że ten związek jest z jego strony jedynie próbą zaakcentowania swej niezależności. Jego potrzeby emocjonalne były zrozumiałe. Czuł się zobowiązany wobec swoich rodziców, co oczywiście z biegiem lat stawało się dla niego bardzo trudne. Rzeczywistość jednak wyglądała inaczej.

Później wstydziłem się swego braku wrażliwości. Z czasem zaczęliśmy z Benita uważać Celeste za najwspanialszy dar dla naszego syna, nieomalże za łaskawy dar litościwego Boga.





 

Przegląd Reader's Digest 1995
Tłumaczenie: Małgorzata Brenner

  • /pisane-noc/158-ycie-do-koca/683-zawsze-bdziemy-razem
  • /pisane-noc/158-ycie-do-koca/681-jak-skaa