Natia

 

 

W ciągu następnych dwóch tygodni z przerażonego chłopca zmienił się w małego mężczyznę stojącego mocno na ziemi. Opierając się na balkoniku, przesuwał sztywną nogę kilkanaście centymetrów do przodu, potem drugą, jak ołowiany żołnierzyk.

Patrzyliśmy na niego i godziliśmy się z bolesną prawdą. Ze względu na sztywne stawy kolanowe i łokciowe Wowa spędzi większość życia w inwalidzkim wózku. Zawsze ktoś będzie musiał mu pomóc włożyć długopis w dłoń, by mógł pisać, pokroić na talerzu mięso i go ubrać.

Mimo to byliśmy z Dianą ogromnie dumni z synka. W ciągu tych dwóch lat, które Wowa spędził z nami, bezustannie stawiał czoło cierpieniu i strachowi. Zdobył ogromną nagrodę - możliwość poruszania się, choć tak daleką od doskonałości. Brakowało mu tylko jednego.

Przed operacją wciąż mówił o jeździe na rowerze. Sztywne stawy kolanowe nigdy mu na to nie pozwolą. Jednak Wowa wciąż marzył o rowerze.

Zasięgnąłem języka i dowiedziałem się, że istnieją rowerki napędzane rękami. Produkuje się je dla konkretnego klienta, więc są bardzo drogie.

Mielibyśmy nie dać Wowie czegoś, co ułatwiłoby mu poruszanie się? O nie! Zacisnęliśmy więc zęby i po raz kolejny zadłużyliśmy się po uszy.

Zanim przysłano nam rowerek, Wowa miał już kask. Nauka jazdy zabrała trochę czasu, ale wkrótce radził sobie doskonale. Widok jego uśmiechu od ucha do ucha, gdy robił kółka po podwórzu, a potem wyjeżdżał na chodnik, wynagradzał nam wszystko. Nareszcie miał to, o czym zawsze marzył: mamę, tatę, możliwość chodzenia i
rower.

Od czasu do czasu prosił o braciszka lub siostrzyczkę. Jak gdyby w odpowiedzi na jego modlitwy pewnego dnia dostaliśmy list od organizacji adopcyjnej Kołyska Nadziei.

Znaleźliśmy w nim zdjęcie uroczej, ciemnowłosej dziewczynki, nieco młodszej od Wowy. Miała na imię Natia i urodziła się ze zdeformowanymi rękami i stopami.

Postanowiliśmy ją adoptować. Zamieszkała u nas w styczniu 1997 roku. Choć Natia cierpi na inną chorobę niż Wowa, lekarze z organizacji Shrinerów zaproponowali nam identyczną terapię. Córeczka przeszła już pierwsze operacje i - odpukać- czuje się doskonale.

Natia i Wowa wciąż się razem bawią. Od czasu do czasu kłócą - jak to brat z siostrą - ale szybko się godzą.

Nadal uwielbiam słuchać śpiewu Wowy, to jedna z rzeczy, które się nie zmieniły. Codziennie przed położeniem dzieci spać śpiewamy z nimi.

Niestety, nasz syn nie pamięta już słów piosenki, którą kilka lat temu zaśpiewał Brooke Gladstone na drugim krańcu świata. Być może kiedyś mu się przypomną, ale dla Diany i dla mnie nie ma to żadnego znaczenia.

Piosenka Wowy i tak dokonała więcej niż jakakolwiek inna. Na zawsze odmieniła życie czworga ludzi.




Tłumaczenie: PIOTR ART
Źródło: Reader's Digest Listopad 2000


 

  • /pisane-noc/155-piosenka-wowy/655-pierwsze-kroki