Módl się za mnie, tato (1)

 

 

FALE UPAŁU MIGOTAŁY i tańczyły nad polami dojrzałego jęczmienia w kanadyjskiej prowincji Manitoba. W gorące bezwietrzne popołudnie 12 sierpnia 1997 roku Paul Hofer szedł do ogromnego garażu należącego do całej osady Willow Greek. Ten wysoki, brodaty ojciec sześciorga dzieci całe popołudnie miał spędzić na polach, by sprawdzić, gdzie można rozpocząć żniwa.

Osada Willow Greek należy do wspólnoty hutterytów działającej od 460 lat sekty niemieckich anabaptystów. Jest nowoczesnym, sprawnie działającym gospodarstwem rolnym. Wspólnota uprawia ponad 2 tysiące hektarów jęczmienia, pszenicy i rzepaku. 110 członków gminy mówiących po niemiecku gwarą tyrolską wiodło proste i pracowite życie. W domach nie mieli telewizorów ani radia, posiłki spożywali we wspólnej jadalni. Każdy przyczyniał się do pomnażania dobra gminy: mężczyźni uprawiali ziemię, kobiety zajmowały się ogrodem, robiły przetwory i mroziły warzywa, przygotowywały posiłki i prały. Nastolatki pomagały obsługiwać maszyny rolnicze, starsze dzieci pilnowały młodszych, doiły krowy, kosiły trawniki.

Do sąsiadów i przybyszów byli nastawieni przyjaźnie, jednak starali się być samowystarczalni.

Właśnie minęła godzina 13.30. Idąc do ciężarówki, Paul zauważył przed warsztatem ślusarskim grupę rozbawionej młodzieży, a w niej syna. 10-letni Jonas był bystrym, dociekliwym piegusem ze strzechą niesfornych ciemnoblond włosów.
- Chcesz pojechać ze mną w pole? - zapytał go Paul.
- Zostanę tutaj - bosonogi chłopak w spodniach na szelkach i koszuli zapinanej pod szyję pokręcił głową.

Paul się zastanowił. Jego starszy syn 11-letni Justin miał wymiatać resztki zboża z silosu.
- To może pomóż Justinowi? - spytał.

Paul nigdy nie pozwoliłby chłopcom wejść do silosa, gdy pracował przenośnik ziarna. Obracający się niczym wiertło przenośnik wygarniał ziarno z podłogi silosa, był przy tym bardzo niebezpieczny - mógł urwać rękę lub nogę. Wystarczy chwila nieuwagi i w ułamku sekundy łapał za ubranie lub wciągał kończynę w zwoje zgarniaka.

SILOS BYŁ PUSTY, a przenośnik ziarna wyłączony, więc Paul był spokojny o bezpieczeństwo synów. Wskoczył do półciężarówki i ruszył w kierunku rozległych pól jęczmienia. Skupił się na pracy.

Do braci dołączył ich 16-letni kuzyn Robert, razem wymiatali podłogę. Potem Roberta odwołano do drugiego silosa; miał wrzucać jęczmień. Bracia pobiegli za nim.

Cała trójka wgramoliła się do pełnego jęczmienia silosa i brodziła w nim po kolana. Pokrzykując i śmiejąc, zabrali się żwawo do pracy szuflując ziarno do wlotu przenośnika.

Przenośnik ślimakowy obracał się nad podłogą jak wiatrak, którego skrzydło też się kręci jak korkociąg. Ten ruch powodował, że jęczmień wpadał w 20-centymetrowy prostokątny wlot stalowej rury umieszczonej pod przekładnią i dalej pod podłogę do przenośnika rozładowującego.

Nagle oczy Justina zabłysły. Z dachu silosu zwieszał się 15-metrowy kabel czujnika temperatury. To jest to! Chłopak skoczył do kabla i z radosnym okrzykiem przefrunął nad jęczmieniem.

Następny był Jonas. Wyrwał kabel Justinowi i wahadłowym ruchem przeleciał w powietrzu uszczęśliwiony prędkością i wiatrem. Puścił kabel i wylądował z głuchym odgłosem obok pryzmy jęczmienia. Teraz Justin znów chciał przefrunąć nad zbożem.

Robert śmiał się z błazeństw kuzynów, patrząc jak na zmianę przelatują nad ziarnem. Chichotał z radości. Sięgnął do kabla, by również się zabawić, ale Jonas zaprotestował.
- Teraz moja kolej!

Skoczył do huśtającego się kabla, ale Robert był szybszy. Niesiony siłą bezwładności Jonas ześlizgnął się stopami po gładkim ziarnie, poniosło ją na środek. Ściskając kurczowo kabel, Robert zamarł z przerażenia, bo Jonas wpadł lewą stopą do wlotu. Wirujące ostre zwoje złapały nogę i gwałtownie wciągnęły w stalową rurę pod podłogę.
- O Boże! - krzyknął Robert. Wyskoczył z silosu i rzucił się do głównego wyłącznika.

LEDWIE PAUL HOFER wjechał na pole jęczmienia, odezwała się jego samochodowa radiostacja. Usłyszał głos swego brata.
- Paul, wracaj szybko - powiedział poważnie Raymond.

Paul pędził z powrotem, przez głowę przelatywały mu przerażające myśli. Czy coś się stało w silosie? Przenośnik?

Wyskoczył z ciężarówki i znalazł się wśród przerażonej gromady sąsiadów. Sprawdziły się jego najstraszniejsze obawy.
- Twój syn miał wypadek - usłyszał koszmarną wiadomość.

Pogotowie już wezwano. W silosie kilku mężczyzn gorączkowo odgarniało łopatami ziarno. Ojciec rzucił się do syna. Zakopany do bioder w jęczmieniu chłopiec był zaklinowany w skrzyni przekładniowej.
- Trzymam się, tato. Módl się za mnie - powiedział zapłakany Jonas.

Paul ukląkł i przytulił policzek do twarzy syna. Tuląc go do siebie, zaczął się modlić.

ODDALONY o 13 kilometrów Laurence Klassen z ochotniczego pogotowia pracował na farmie brata. W pewnym momencie zabrzęczał przywoływacz. Klassen porozumiał się z dyspozytorem, powiedział, że wyrusza do Willow Greek i poprosił o wezwanie sanitarki z ochotnikami.

Serce zamarło mu w piersi, kiedy wspiął się do silosu i zobaczył, jak trudno będzie wydostać Jonasa.' Twarz chłopca błyszczała od potu. Noga tkwiła w rurze, nie było jej widać, więc nie mógł ocenić jak głęboko się wkręciła. Klassen sprawdził tętno i serce Jonasa, ku swemu zdziwieniu stwierdził, że biją równomiernie. Podejrzewał, że zwój przenośnika zadział jak gigantyczna opaska zaciskająca naczynia krwionośne.
- Nie ruszajcie go! I nie włączajcie wstecznego biegu - ostrzegł.

Gdyby ucisk zmniejszył się choć odrobinę, Jonas wykrwawiłby się na ich oczach.






Przegląd Reader's Digest 1999;
Tłumaczenie: EWA BUDREWICZ


  • /pisane-noc/153-modl-si-za-mnie-tato/632-modlsi-za-mnie-tato-2