Znów zaryzykuję

 

 

Moja kariera rozkwitła. Występowałam w reklamach, teledyskach i pracowałam z najlepszymi fotografami mody. Czułam się jak w niebie.

Powiedziałam mamie, że nie znalazłam odpowiedniego mężczyzny. Jednak pewnego jesiennego wieczoru w 1995 roku odkryłam go w maleńkim klubie jazzowym w Nowym Jorku. Był nieśmiałym perkusistą, nosił fryzurę afro w stylu lat 70. i ekscentryczny strój. Nazywał się Dana Murray i od razu wiedziałam, że jest dla mnie stworzony.

Następnego dnia przy kolacji powiedziałam mu ze śmiechem, że kiedyś urodzę mu dziecko. Po raz pierwszy w życiu pragnęłam mężczyzny. Szybko dotarło do nas, że się kochamy i razem chcemy spędzić resztę życia. Moja szalona przepowiednia sprawdziła się 13 czerwca 1997 roku, kiedy urodziłam syna. Aleeke jest piękny, ma jedwabiste, czarne włosy i długie palce.

Jego narodziny zmieniły mnie. Teraz najważniejsze jest szczęście, które mi daje. Liczy się tylko życie - dar życia - to właśnie uświadomiły mi narodziny syna.

Przeszłam pełny cykl kobiecości, który rozpoczął się przedwcześnie - obrzezaniem 5-latki - i zatoczył krąg wraz z urodzeniem dziecka, gdy miałam koło 30. Teraz czuję jeszcze większy szacunek dla mojej matki. Rozumiem też, jak niewiarygodną siłę mają somalijskie kobiety.

Myślałam o dziewczynie z pustkowia, która kilometrami idzie z kozami do wodopoju, choć tak cierpi z powodu miesiączki, że ledwo trzyma się na nogach. O kobiecie w9 miesiącu ciąży, która poluje na pustyni, by nakarmić głodujące dzieci. O żonie, którą po urodzeniu dziecka znowu zaszyją kolcami akacji i nitką, by miała ciasną pochwę, bo dogadza to jej mężowi. I o młodej mężatce, która nadal jest ciasno zaszyta, choć zbliża się czas porodu. Co się z nią stanie, gdy wyruszy sama na pustynię, tak jak moja matka?

Przybywa mi lat i wiedzy. Teraz wiem, że cierpią tak miliony kobiet na kontynencie afrykańskim.

Ktoś musi przemówić w imieniu dziewczynki bez praw. Ja też urodziłam się w rodzinie koczowników i los przeznaczył mi rolę jej obrońcy.

Kiedyś umówiła się ze mną na wywiad Laura Ziv z czasopisma Marie Claire. Z miejsca ją polubiłam.
- Nie wiem, co spodziewa się pani ode mnie usłyszeć, ale o modelkach pisano miliony razy. Ja opowiem coś z prawdziwego życia, ale pod warunkiem, że pani to wydrukuje.
- Postaram się - odparła.

Zaczęłam opowiadać, jak zostałam obrzezana. W połowie wywiadu Laura rozpłakała się.
- Straszne. Przerażające - powiedziała wyłączając magnetofon. - Nie miałam pojęcia, że takie rzeczy jeszcze się zdarzają.
- O to właśnie chodzi, że ludzie w Europie i Stanach nie wiedzą.

Następnego dnia czułam się wytrącona z równowagi i zażenowana. Teraz wszyscy poznają mój naj intymniejszy sekret. Nawet najbliżsi przyjaciele go nie znali, a teraz wyznałam go milionom obcych ludzi. Jednak po namyśle doszłam do wniosku, że opowiedzenie o moim okaleczeniu jest mi potrzebne.

Po pierwsze, ono nadal wywołuje ból. Borykam się z kłopotami zdrowotnymi i nigdy nie poznani rozkoszy seksu. Czuję się niepełna, ułomna, najbardziej beznadziejne jest poczucie, że nic i nigdy tego nie zmieni.

Po drugie, chcę uświadomić ludziom, że nadal praktykuje się takie obrzędy. Muszę mówić nie tylko o sobie, lecz i o milionach dziewcząt, które z tym żyją. I o tych, które z tego powodu umierają.

Wywiad wy wołał niezwykle gwałtowną reakcję. Do Marie Claire nadeszło mnóstwo listów. Udzielałam więcej wywiadów, miałam pogadanki w szkołach, różnych stowarzyszeniach i klubach - wszędzie, gdzie mogłam nadać rozgłos sprawie. W 1997 roku Fundusz Ludnościowy ONZ poprosił, bym pomogła mu walczyć z praktyką obrzezania kobiet czy też, jak to trafniej nazwano, okaleczania żeńskich narządów płciowych. Światowa Organizacja Zdrowia zebrała przerażające dane ukazujące zasięg tego zjawiska.

Dziewczęta okalecza się głównie w Afryce - w 28 krajach. Odnotowano też takie praktyki w USA i w Europie, tam gdzie mieszka wielu emigrantów z Afryki. Na całym świecie poddano temu okrutnemu zabiegowi 130 milionów dziewczynek i kobiet. Co roku grozi on dwu milionom nowych ofiar. To znaczy co dzień 6 tysięcy.

Operacje przeważnie odbywają się w prymitywnych warunkach, dokonują ich wiejskie kobiety nożem, nożyczkami, a nawet ostrym kamieniem. Bez środków przeciwbólowych. Stopień okaleczania jest różny. Najmniejszy to wycięcie łechtaczki. Największy to infibulacja, której poddawanych jest 80 procent kobiet w Somalii. Gdy wyobrażam sobie, jak ciągle nowe dziewczynki przechodzą przez to, co ja, serce mi pęka i ogarnia mnie wściekłość.

Z prawdziwą dumą przyjęłam propozycję Funduszu Ludnościowego ONZ zostania ambasadorem dobrej woli. Wrócę do Afryki, by opowiadać o swoim losie i występować przeciw zbrodni okaleczeń.

Przyjaciele ostrzegają, że jakiś fanatyk może próbować mnie zabić, bo wielu fundamentalistów uważa obrzezanie kobiet za święty rytuał, którego wymaga Koran. Jednak ani w Koranie, ani w Biblii nie ma o tym nawet słowa.

Modlę się, by nadszedł taki dzień, w którym żadna kobieta nie będzie musiała znosić tego bólu. By ten zwyczaj odszedł w przeszłość. Taki jest mój cel. Od chwili, gdy Bóg ocalił mnie przed lwem czuję, że On ma dla mnie zadanie, że nie bez powodu darował mi życie. Moja wiara mówi mi, że Bóg powierzył mi misję.

Moja praca będzie niebezpieczna. Przyznaję, że się boję. Jednak postanowiłam zaryzykować. W końcu robię to całe życie.





Tłumaczenie: GRAŻYNA CENDROWSKA-WERNER Przegląd Reader's Digest 2000

Z powrotem w Somali

 

 

W 1995 roku telewizyjna stacja BBC zaproponowała nakręcenie filmu dokumentalnego o moim życiu supermodelki. Zgodziłam się pod warunkiem, że pojadę do Somalii i pomogą mi odnaleźć matkę.

Personel BBC w Afryce wszczął gorliwe poszukiwania. Próbowałam pokazać im na mapach, przez jakie okolice zwykle wędrowała moja rodzina. Musiałam też sobie przypomnieć nazwy spokrewnionych ze mną plemion i klanów.

Nagle pustynia zaroiła się od kobiet twierdzących, że są moimi matkami, ale żadna z nich nie była prawdziwa. Reżyser Gerry Pomeroy znalazł na to sposób.
- Przypomnij sobie coś, o czym możecie wiedzieć tylko ty i twoja matka.
- Nazywała mnie Pyszczkiem.
- Będzie o tym pamiętać?
- Na pewno.

To czułe imię stało się tajnym hasłem. Ludzie z BBC przepytywali wiele kobiet, ale gdy nawet odpowiadały na parę pytań, potykały się na "pyszczku". W końcu telefon zadzwonił.
- Chyba j ą znaleźliśmy. Ta kobieta nie pamięta "pyszczka", ale twierdzi, że jej córka Waris pracowała dla ambasadora w Londynie.

Po paru dniach wylądowaliśmy w Addis Abebie stolicy Etiopii, gdzie wynajęliśmy mały, dwusilnikowy samolot, którym polecieliśmy do Galadi - wsi na granicy somalijsko-etiop-skiej. Przebywali tu uchodźcy z Somalii wygnani przez wojnę domową. Poczułam zapach rozżarzonego powietrza i piasku, nagle wróciło utracone dzieciństwo. Opadły mnie wspomnienia, pamiętałam nawet najdrobniejsze wydarzenia.

Dotknęłam ziemi i przesypywałam ją między palcami. Dotykałam drzew. Były suche i pokryte kurzem, ale wiedziałam, że nadejdzie pora deszczowa i wszystko rozkwitnie.

Ta odnaleziona kobieta nie była moją matką. Na wszelki wypadek pytaliśmy w całej wiosce, czy ktoś nie słyszał o mojej rodzinie. Podszedł do mnie starszy mężczyzna.
- Pamiętasz mnie? - zapytał.
-Nie.
- Nazywam się Ismail, należę do twojego plemienia, jestem dobrym przyjacielem twego ojca.

Przypomniałam go sobie i było mi wstyd, że go nie poznałam, ale ostatni raz widziałam go, gdy byłam mała.
- Chyba wiem, gdzie znajduje się twoja rodzina. Postaram się odnaleźć ci matkę, ale potrzebuję pieniędzy na benzynę.

Ekipa BBC dała mu trochę gotówki. Wskoczył do swej ciężarówki i odjechał, wzbijając kłąb kurzu. Minęły trzy dni. Gerry się niecierpliwił.
- Przyrzekam, że moja matka zjawi się tu jutro o szóstej wieczorem -oświadczyłam mu.

Nie wiem, skąd to wiedziałam, po prostu byłam pewna, że przyjedzie. Następnego dnia Gerry wpadł do mnie za dziesięć szósta.
- Nie do wiary. Ten człowiek wrócił i przywiózł jakąś kobietę. Twierdzi, że to twoja matka.

Przed nami stała furgonetka, wychodziła z niej kobieta. Nie widziałam jej twarzy, ale po sposobie, w jaki miała zawiązaną chustę rozpoznałam mamę. Podbiegłam do niej.
- Och, mamo!

Z początku rozmawiałyśmy tylko o drobiazgach. Jednak byłam tak szczęśliwa, że szybko wróciło uczucie bliskości.

Tato nie zjawił się, bo kiedy przyjechała ciężarówka, szukał wody. Mama powiedziała, że się starzeje. Nadal szuka deszczowych chmur, ale potrzebuje okularów, bo ma słaby wzrok.

Przyjechał też mój braciszek Ali i jeden z moich kuzynów. Ciągle chciałam przytulać Alego.
- Daj spokój! - bronił się przed czułościami. - Nie jestem dzieckiem. Żenię się.
- Żenisz się? Ile masz lat?
- Nie wiem, dość do ślubu.

Położyłam się z Alim pod gołym niebem, jak za dawnych czasów. Przepełniało mnie poczucie niesłychanego szczęścia i spokoju.

Ali wypytywał mnie co sądzę o tym, a co o tamtym. - Nie znam się na wszystkim, ale po opuszczeniu pustyni wiele widziałam i nauczyłam się mnóstwa nowych rzeczy.

Wyraźnie nie mieściło im się to w głowach, ale byli pewni, że przynajmniej na jednej sprawie znają się lepiej ode mnie.

Zaczęła moja matka.
- Dlaczego nie wyszłaś za mąż?
- Mamo, czy muszę? Nie widzisz, jak mi się powiodło, że jestem silna i niezależna?
-- Chcę mieć wnuki.

Rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się, gdy tylko to było możliwe.

Operator dopytywał się, co nas tak bawi.
- Och, bo to wszystko wydaje się tak nieprawdopodobne - odparłam.

W przeddzień odlotu zapytałam matkę, czy chciałaby zamieszkać ze mną w Anglii albo w USA.
- Co bym tam robiła?
- Właśnie w tym rzecz. Chcę, żebyś nic nie robiła. Dość się w życiu napracowałaś. Pora odpocząć.
- Nie. Ojciec się starzeje i potrzebuje mnie. Poza tym nie potrafię siedzieć z założonymi rękami. Jeśli chcesz mi pomóc, znajdź mi jakieś miejsce w Somalii, gdzie mogłabym odpocząć. Tam jest mój dom. Nie znam niczego innego.

Uścisnełam ją mocno.
- Kocham cię,mamo. Bądź pewna, że po ciebie wrócę.





Tłumaczenie: GRAŻYNA CENDROWSKA-WERNER Przegląd Reader's Digest 2000

Dobroczynna chirurgia

 

 

Jakis czas potem pracownica agencji modelek, która widziała to zdjęcie, posłała mnie na casting. Nie rozumiałam, co to jest, ale dała mi pieniądze na taksówkę, więc pojechałam pod wskazany adres.

Kłębił się tam tłum zawodowych modelek prężących się jak lew do skoku na ofiarę. Przywitałam się z jedną z nich.
- Co to za praca?
- Kalendarz Pirelli.
- Ach tak, dziękuję -- kiwnęłam głową, ale przerażona myślałam: Co to jest?

Fotograf Terence Donovan przyniósł mi herbatę i pokazał swoje prace. Na stole leżał kalendarz. Przekartkował go, na każdej stronie była inna, rewelacyjnie piękna kobieta. - To kalendarz z ubiegłego roku.Na ten mamy inną koncepcję, same Afrykanki - powiedział.

Wyjaśnił mi, na czym polega praca. Wówczas poczułam się swobodnie i od tej chwili stałam się zawodową modelką.

Gdy skończyliśmy sesję, to moje zdjęcie wybrano na okładkę.

Robiłam coraz większą karierę. Pracowałam w Paryżu, Mediolanie, a potem w Nowym Jorku, gdzie byłam rozchwytywana i zarabiałam najwięcej. W białych, afrykańskich szatach występowałam w reklamach biżuterii. Reklamowałam kosmetyki Revlon, a potem wprowadzałam na rynek jego nowe perfumy Ajee.
- Z serca Afryki płynie zapach, który zdobędzie serce każdej kobiety - głosił tekst.

W reklamie Revlon występowałam z Cindy Crawford, Claudią SchifFer i Lauren Hutton. Stawałam się coraz popularniejsza, pojawiłam się w największych pismach poświęconych modzie: Elle, Glamour oraz we włoskiej, angielskiej i amerykańskiej edycji Vogue.

Jednak mimo wszystkich sukcesów i uroków nowego życia dawne rany nie znikneły. Cyganka, która mnie obrzezała, zostawiła mikroskopijny otworek, wiec mocz mogłam oddawać tylko po kropli. Zabierało mi to około 10 minut.

Menstruacje były koszmarem. Co miesiąc przez kilka dni w ogóle nie nadawałam się do życia, wtedy kładłam się do łóżka i chciałam umrzeć, by moje męczarnie wreszcie się skończyły.

Związany z tym piekłem kryzys przeżyłam dawno, gdy mieszkałam u wuja Muhammeda.

Pewnego ranka przenosząc tace z kuchni do jadalni, zemdlałam, a naczynia się potłukły.
- Musisz iść do mojego lekarza. Umówię cię na popołudnie - stwierdziła ciotka, gdy oprzytomniałam.

W gabinecie nie powiedziałam, ze jestem obrzezana, a ponieważ mnie nie zbadał, nie poznał mojej strasznej tajemnicy.
- Mogę dać ci tylko pigułki antykoncepcyjne. One uśmierzą bóle menstruacyjne - powiedział.

Łykałam te pastylki, lecz wywołały one gwałtowne i niepokojące zmiany w moim organizmie. Doszłam do wniosku, że wolę już znosić ból i przestałam brać leki. Cierpienia wróciły z większą siłą. Chodziłam do innych lekarzy, lecz wszyscy radzili pigułki antykoncepcyjne. Wiedziałam jednak, że potrzebuję czegoś innego.
- Może powinnam iść do jakiegoś specjalisty? - spytałam ciotkę. Rzuciła mi ostre spojrzenie.
- Nie. A tak nawiasem, co mówiłaś tym mężczyznom?
- Nic. Tylko, że chcę, by przestało mnie boleć.

Dobrze rozumiałam intencje jej pytania: obrzezanie to nasz rytuał, nie rozmawia się o nim z białymi.

Mimo to docierało do mnie, że muszę porozmawiać albo będę umierać z bólu przez jedną trzecią każdego miesiąca. Poszłam do doktora Michaela Macrae.
- O czymś panu nie powiedziałam. Pochodzę z Somalii i... Nie pozwolił mi dokończyć.
- Przebierz się do badania - poprosił, a widząc moje przerażenie, dorzucił: - Nie bój się.

Zawołał pielęgniarkę, która pokazała mi szatnię i pomogła nałożyć szpitalny kitel. By uniknąć językowych nieporozumień, poszła poszukać kogoś z personelu szpitala, kto zna somalijski. Wróciła z Somalijczykiem. O Boże, co za pech. Mam mówić o takich sprawach za pośrednictwem mężczyzny z mojego kraju! Gorzej nie mogłam trafić - myślałam.
- Wytłumacz jej, że jest za mocno zaszyta. Nie mam pojęcia, jak sobie z tym radziła. Musimy ją jak najszybciej operować - powiedział doktor Macrae.

Widziałam, że Somalijczyk jest zły. Spojrzał z wściekłością na lekarza, po czym zwrócił się do mnie.
- Mogą cię rozszerzyć, jeśli naprawdę tego chcesz. Zdajesz sobie sprawę, że to wbrew twemu pochodzeniu? Czy twoja rodzina wie, co chcesz zrobić?
- Nie.
- Musisz to z nią omówić.

Skinęłam głową. Był typowym Afrykańczykiem.

Ponad rok minął, nim mogłam mieć tę operację. Musiałam przezwyciężyć pewne kłopoty natury praktycznej oraz wątpliwości, które naszły mnie w ostatniej chwili. Jednak w końcu doktor Macrae wykonał wspaniałą robotę i zawsze będę mu wdzięczna.
- Nie jesteś jedyna. Z tą sprawą zgłasza się do mnie dużo kobiet z Sudanu, Egiptu i Somalii. Niektóre są w ciąży i bardzo się boją, więc zjawiają się bez pozwolenia męża. Pomagam im, jak umiem - powiedział.

Po trzech tygodniach mogłam usiąść na sedesie - chlust! Cóż za niewypowiedziana ulga.





Tłumaczenie: GRAŻYNA CENDROWSKA-WERNER Przegląd Reader's Digest 2000

Spójrz w lustro

 

 

Tego samego dnia weszłam do sklepu, gdzie natknęłam się na wysoką, przystojną Afrykankę oglądającą swetry. Zaczęłyśmy rozmawiać po somalijsku. Miała na imię Halwu.
- Gdzie mieszkasz, Waris? Czym się zajmujesz? - spytała życzliwie.
- Pomyślisz, że oszalałam, ale nie mam gdzie mieszkać, bo moja rodzina wróciła dziś do Somalii. Wujek był ambasadorem, ale teraz przyjeżdża tu ktoś nowy. Ja idę bez celu przed siebie.

Machnęła ręką, by mnie uciszyć, jakby tym gestem mogła odpędzić wszystkie moje kłopoty.
- Zajmuję pokój w młodzieżowym schronisku. Możesz tam przenocować.

Bardzo zaprzyjaźniłyśmy się z Halwu. Po paru dniach wynajęłam pokój naprzeciwko niej. Wówczas zaczęłam szukać pracy.
- Zapytaj tam - poradziła Halwu, wskazując na McDonald'sa.
- Nie warto. Nie znam angielskiego, nie umiem czytać i nie mam pozwolenia na pracę.

Ale Halwu wiedziała, za jakie sznurki pociągnąć i przyjęto mnie do kuchni. Zmywałam, wycierałam blaty, czyściłam ruszty i szorowałam podłogi. Wracałam do domu śmierdząc tłuszczem. Ale nie narzekałam, bo w końcu mogłam się sama utrzymać. Byłam zadowolona, że mam pracę. Zaczęłam chodzić do bezpłatnej szkoły, gdzie uczyłam się mówić, czytać i pisać po angielsku. Po raz pierwszy od wielu lat w moim zyciu było coś więcej niż praca.

Czasami Halwu zabierała mnie do nocnych klubów, gdzie najwyraźniej znała wszystkich.

Przełamując zasady surowego afrykańskiego wychowania, wdawałam się w towarzyskie pogawędki. Zmuszałam się do rozmów ze wszystkimi: białymi i czarnymi, mężczyznami i kobietami. Musiałam nauczyć się sztuki przetrwania w tym nowym świecie. Żyłam spokojnie. Niebawem wszystko miało się zmienić.

Pewnego popołudnia wróciłam z McDonald'sa i wyciągnęłam wizytówkę fotografa, którą ciągle przechowywałam w portfelu. Poszłam z nią do Halwu.
- Nadal nie wiem, o co mu chodziło -pokazałam jej wizytówkę
- Zadzwoń i spytaj - poradziła.
- Ty zadzwoń. Jeszcze za słabo znam angielski.

Porozmawiali i już następnego dnia weszłam do studia Mike'a Gossa. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale gdy otworzyłam drzwi, znalazłam się w innym świecie. Wszystkie ściany obwieszone były ogromnymi plakatami z pięknymi kobietami. Omal nie dostałam zawrotu głowy. Od razu pomyślałam, że to moja wielka szansa. Wyszedł Mike i powiedział, że od pierwszej chwili, gdy mnie zobaczył, chciał zrobić mi zdjęcia. Wpatrywałam się w niego z otwartymi ustami.
- Zdjęcie? Takie jak te? - wskazałam na plakaty.
- Właśnie, masz przepiękny profil -- przytaknął zdecydowanie.

Dwa dni później znów byłam w studiu. Wzięła się za mnie specjalistka od makijażu. Żonglowała wacikami, pędzlami, gąbkami, kremami, podkładami i pudrami, dźgała mi twarz palcami i masowała skórę. Wreszcie z satysfakcją przyjrzała się swemu dziełu i zadowolona powiedziała:
- No, teraz spójrz w lustro!

Wlepiłam oczy w swoje odbicie. Moja twarz była nie do poznania - delikatna, rozjaśniona makijażem.
- Ojej! Niemożliwe!

Zaprowadziła mnie do Mike'a, który posadził mnie na stołku. Oglądałam przyrządy, których nigdy w życiu nie widziałam: aparat fotograficzny, reflektory, lampy, przewody zwisające niczym węże.
- Dobrze, Waris. Zamknij usta i patrz się prosto przed siebie. Broda do góry. Doskonale. Świetnie!

Usłyszałam pstryknięcie tak głośne, że aż podskoczyłam. Błysnęły flesze, na ułamek sekundy zapłonęły światła. W ich blasku poczułam się inną osobą.

Mikę wyjął kawałek papieru z aparatu i skinął na mnie, bym podeszła. Ściągnął górną warstwę i podał mi zdjęcie. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z karteluszka wyłaniała się kobieta. Na zdjęciu z polaroidu ledwo rozpoznałam siebie. To była oszałamiająca istota, podobna do tych na plakatach.

Zdjecia mnie stworzyły. Z Waris - służącej zrobiły Waris - modelkę.





Tłumaczenie: GRAŻYNA CENDROWSKA-WERNER Przegląd Reader's Digest 2000

Londyńska pokojówka

 

 

Kierowca wyjechał z lotniska i włączył się w poranny ruch. Mnie natomiast przytłaczał smutek i poczucie osamotnienia w tym zupełnie obcym miejscu wypełnionym całkowicie bladymi twarzami.

Śnieg bielił chodniki, gdy wjeżdżaliśmy do ekskluzywnej dzielnicy z rezydencjami dyplomatów. Auto zaparkowało przed domem wuja, a ja patrzyłam pełna podziwu.

Siedziba ambasadora miała cztery pietra. Weszliśmy drzwiami frontowymi. Ciotka Maruim przywitała mnie chłodno w holu.
- Wejdź. Zamknij drzwi.

Chciałam podbiec i uściskać ją, jednak gdy tak stała ubrana po europejsku, z mocno splecionymi dłońmi, coś w jej postawie zatrzymało mnie w miejscu.- Najpierw oprowadzę cię po domu i zapoznam z obowiązkami.
- Och, ciociu, jestem bardzo zmęczona. Czy mogłabym pójść spać? - czułam, że po długim locie opuszczają mnie siły.

Poszłyśmy do sypialni ciotki. Łóżko z baldachimem było wielkości chaty mego ojca. Wsunęłam się pod kołdrę. Nigdy nie czułam się tak bosko, nie leżałam na niczym tak miękkim. Zasnęłam błyskawicznie, jakbym spadała w głęboką, czarną studnię. Następnego dnia spotkała mnie, gdy włóczyłam się po domu.
- Dobrze, że już wstałaś. Chodźmy do kuchni, pokażę ci, co będziesz robić.

Szłam za nią jak we śnie. Kuchnia lśniła niebieską glazurą i kremowymi szafkami. W środku królowała kuchnia z sześcioma palnikami.
- Tu są sztućce, a tu serwety, tu otwieracze - ciocia z trzaskiem otwierała i zamykała szuflady, a ja nie miałam pojęcia, o czym mówi.
- Rano o wpół do szóstej podasz wujkowi śniadanie: herbatę ziołową i dwa jajka w koszulkach. Ja piję kawę u siebie o godzinie siódmej. Potem usmażysz naleśniki dla dzieci - jedzą punkt o ósmej. Po śniadaniu...
- Ciociu, kto mnie nauczy tego wszystkiego? Jakie koszulki?
- Ja to zrobię za pierwszym razem, Waris, a ty pilnie mi się przypatruj . Słuchaj i ucz się -- westchnęła.

Po tygodniu znałam obowiązki na pamięć. Dziewczyna, która znała tylko pory roku, nauczyła się żyć według zegarka.

Tak było przez 4 lata.

Po śniadaniu sprzątałam kuchnię, pokój ciotki i jej łazienkę. Potem po kolei szłam przez każdy pokój: czyściłam, odkurzałam, myłam podłogi i polerowałam każdy drobiazg. I tak do północy, gdy padałam na łóżko. Nigdy nie miałam wolnego dnia.

W Afryce często zamożne rodziny biorą do siebie dzieci uboższych krewnych, które pracują za utrzymanie. Czasem dają im wykształcenie i traktują jak własne. Czasem nie. Moi krewni najwyraźniej mieli coś ważniejszego na głowie.

Miałam jakieś 16 lat, gdy latem 1983 roku zmarła siostra wuja i zamieszkała z nami jej córeczka Sophie. Zapisano ją do angielskiej szkoły podstawowej i do moich codziennych obowiązków doszło odprowadzanie jej na lekcje.

Prawie od razu zauważyłam, że wpatruje się we mnie pewien mężczyzna. Był biały, koło 40. i miał włosy związane w kucyk. On również odprowadzał córkę do szkoły. Nawet nie starał się ukryć, że się na mnie gapi.

Gdy zostawiłam Sophie na progu, podszedł do mnie i zaczął coś mówić. Nie znałam angielskiego i przerażona uciekłam do domu.

Od tamtej pory uśmiechał się tylko uprzejmie. Pewnego dnia jednak podszedł i wręczył mi wizytówkę. W domu pokazałam ją jednej z córek ciotki Maruim.
- Co tu jest napisane? - spytałam.
- Że ten człowiek jest fotografem - wyjaśniła kuzynka i wróciła do przerwanej lektury książki.

Schowałam wizytówkę w swoim pokoju, ale jakiś wewnętrzny głos nie pozwalał mi zapomnieć o niej .

Kadencja wujka dobiegała końca. Nie cieszyło mnie to. Chciałam wrócić jako osoba bogata, której się powiodło. Jednak z pensji pokojówki niewiele zaoszczędziłam. Marzyłam o pieniądzach pozwalających na kupienie matce domu, lecz aby to osiągnąć, powinnam zostać w Anglii. Nie miałam pojęcia, jak to załatwić, ale wierzyłam w siebie.

Gdy wujek Muhammed kazał nam przynieść paszporty, swój schowałam do plastikowej torebki, zakopałam w ogrodzie i oznajmiłam, że nie mogę go znaleźć.

Plan miałam prosty: bez paszportu nie mogą mnie zabrać. Wuj wyczuł pismo nosem.
- Po prostu zostanę tutaj. Dam sobie radę - przekonywałam.

Do dnia wyjazdu nie wierzyłam, że mnie opuszczą. A jednak to zrobili. Stałam na chodniku, machałam im na pożegnanie aż samochód zniknął mi z oczu.

Bałam się, ale musiałam przezwyciężyć uczucie paniki. Podniosłam torbę z ubraniem, przerzuciłam ją przez ramie i z uśmiechem poszłam ulicą.





Tłumaczenie: GRAŻYNA CENDROWSKA-WERNER Przegląd Reader's Digest 2000


 

W Mogadiszu

 

 

To portowe miasto nad Oceanem Indyjskim było wtedy piękne. Spacerując, zadzierałam głowę, by obejrzeć oszałamiające białe domy, otoczone palmami i jaskrawymi kwiatami. Większość tej architektury stworzyli Włosi, gdy Somalia była włoską kolonią.

Do Mogadiszu dotarłam w parę tygodni po ucieczce. W drodze nocowałam u kuzynów, którzy przekazywali mi wieści o Aman i dawali pieniądze. W mieście spytałam kilka kobiet na bazarze, czy znają Aman.
- Wydawało mi się, że skądś cię znam! - wykrzyknęła jedna z nich i kazała synowi zaprowadzić mnie do domu siostry.

Cichymi uliczkami doszliśmy na miejsce. W domku znalazłam śpiącą siostrę. Obudziłam ją.
- Co ty tu robisz? - zapytała sennie, patrząc na mnie jak na zjawę.

Usiadłam i opowiedziałam jej o wszystkim. Przynajmniej mogłam porozmawiać z kimś, kto mnie rozumie. Aman znalazła dobrego, pracowitego męża. Spodziewali się pierwszego dziecka.

Mieszkali w ciasnym, dwupokojowym domku, lecz - bez wielkiego entuzjazmu - zgodziła się, bym mieszkała u nich, póki nie znajdę czegoś innego. Sprzątałam, czyściłam ubrania i robiłam zakupy na bazarze. A gdy Aman urodziła śliczną córeczkę, pomagałam zajmować się dzieckiem. Jednak coraz bardziej było widać, jak bardzo się obie różnimy. Grała ważniaczkę i traktowała mnie jak małą dziewczynkę.

Mieliśmy też innych krewnych w Mogadiszu, toteż pewnego dnia zapukałam do ciotki Sahru, siostry matki i spytałam, czy mogłabym przez jakiś czas pomieszkać u niej.
- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Zostań u nas - odparła.

Znowu pomagałam zajmować się domem. Było lepiej niż marzyłam. Miałam wyrzuty sumienia, że zostawiłam mamę, że teraz nikt jej nie pomaga. Doszłam do wniosku, że mogłabym jej trochę ulżyć, posyłając pieniądze. Zaczęłam szukać pracy. Poszłam na budowę i przekonałam kierownika, że mogę nosić piasek i mieszać cement tak jak mężczyźni.

Następnego rana rozpoczęłam życie budowlańca. Było straszliwe. Cały dzień dźwigałam potwornie ciężkie worki z piaskiem, na rękach porobiły mi się ogromne pęcherze. Wszyscy byli pewni, że rzucę tę robotę, ale wytrzymałam miesiąc. Oszczędziłam 60 dolarów, które przez znajomego posłałam mamie, ale nigdy do niej nie dotarły. Sprzątałam dom ciotki, gdy odwiedził nas wujek Muhammed Chama Farah, ambasador Somalii w Londynie. Był mężem innej siostry mojej matki Maruim.

Ścierałam kurze w pokoju obok i słyszałam, jak mówił, że wyjeżdża na 4 lata na placówkę do Londynu i szuka pokojówki. To była moja szansa! Odwołałam Sahru na bok.
- Poleć mnie.

Wróciła do szwagra i zaczęła go przekonywać.
- A może przyjmiesz Waris? Naprawdę porządnie sprząta.

Gdy mnie zawołała, wskoczyłam do pokoju ze ścierką do kurzu, żując gumę. Ambasador zmarszczył brwi.
- Powiedz mu, że jestem najlepsza - poprosiłam ciotkę.
- Cicho, Waris... Jest młoda, nada się - rzekła do wujka.

Muhammed przez chwilę wpatrywał się we mnie z niesmakiem.
- No dobrze - powiedział w końcu. - Czekaj na mnie jutro po południu. Jedziemy do Londynu.

Londyn! Nie miałam pojęcia, gdzie to jest, tylko że bardzo daleko stąd, a ja chciałam uciec jak najdalej. Cała aż drżałam z emocji.

Następnego dnia wujek Muhammed dał mi paszport. Ze zdziwieniem oglądałam pierwszy dokument z moim nazwiskiem, Uściskałam ciotkę Sahru na pożegnanie.





Tłumaczenie: GRAŻYNA CENDROWSKA-WERNER Przegląd Reader's Digest 2000

Małżeństwo

 

 

Miałam chyba ze 13 lat, gdy któregoś wieczoru ojciec, surowy zazwyczaj, przywołał mnie łagodnym głosem. Podeszłam podejrzliwie. Posadził mnie na kolanach i przemówił: - Jesteś naprawdę bardzo miłą dziewczynką...

Byłam już pewna, że sprawa jest poważna.
- Pracujesz ciężko jak mężczyzna, umiesz obchodzić się ze zwierzętami. Uwierz, że będzie mi ciebie bardzo brakowało.

Boi się, że spróbuję uciec, tak jak Aman, gdy chciał ją wydać za mąż - pomyślałam.
- Och, tato, nigdzie nie wyjeżdżam - objęłam go za szyję.
- Ależ owszem, kochanie. Znalazłem ci męża - odsunął się i patrzył mi w oczy.
- Nie, tato, nie. Nie chcę wychodzić za mąż - potrząsnęłam głową.

Wyrosłam na nieustraszoną, zuchwałą buntowniczkę. Tato musiał znaleźć mi męża, póki jestem jeszcze coś warta, gdyż żaden Afrykanin nie zniesie, by żona skakała mu do oczu. Ze strachu zrobiło mi się niedobrze.

Gdy następnego dnia doiłam kozy, ojciec mnie zawołał.
- Chodź tu, skarbie. To jest ten pan...

Nie dosłyszałam następnego słowa. Wbiłam wzrok w mężczyznę, który siedział, opierając się na lasce. Miał długą, siwą brodę i chyba sześćdziesiątkę na karku.
- Waris, przywitaj się z panem Galoolem.
- Dzień dobry - powiedziałam tak lodowato, jak umiałam.

Staruch tylko siedział i wpatrywał się we mnie z głupkowatym uśmiechem. Ja patrzyłam na niego z przerażeniem.

Kiedy ojciec zauważył moją minę, uznał, że lepiej mnie odesłać, bo wystraszę konkurenta.
- Skończ dojenie - powiedział. Pobiegłam do swoich kóz. Następnego dnia rankiem znowu mnie przywołał.
- Wiesz, że to był twój przyszły mąż?
- Ależ tato, jest strasznie stary!
- To i lepiej. Nie będzie się łajdaczył ani cię nie porzuci. Zaopiekuje się tobą. A poza tym daje mi pięć wielbłądów - tata dumnie się uśmiechnął.

Poszłam do kóz, wiedziałam, że pasę stado po raz ostatni. Wyobraziłam sobie życie z tym staruchem na jakimś odludziu. Ja urabiam ręce po łokcie, a on kuśtyka wokół o lasce. Potem on ma zawał, a ja zostaję sama i wychowuję 4 albo i 5 dzieci.

Podjęłam decyzję - to nie jest życie dla mnie.

Tego wieczoru, gdy wszyscy poszli spać, podeszłam do matki, która siedziała przy ogniu.
- Uciekam - wyszeptałam. - Pst, cicho! Dokąd chcesz uciec?
- Do Mogadiszu.

Tam właśnie mieszkała Aman.
- Idź spać - powiedziała surowo.

Spałam, gdy matka uklękła i lekko poklepała moje ramię i szepnęła:
- Idź, idź zanim się obudzi.

Rozpoczynała się moja ucieczka przez pustkowie.

Poczułam mocny uścisk ramion. W słabym świetle próbowałam dojrzeć twarz mamy, zapamiętać jej rysy. Chciałam być silna, lecz dławiąc szloch, wtulałam się w jej ciało.
- Wszystko będzie dobrze, tylko bądź ostrożna. Bardzo się pilnuj. I Waris... obiecaj mi jedno. Nie zapomnij o mnie.
- Będę pamiętać, mamo - wyrwałam się z jej objęć i pomknęłam w mrok.





 

Tłumaczenie: GRAŻYNA CENDROWSKA-WERNER Przegląd Reader's Digest 2000


 

Jak zostałam kobietą?

 

 

W kulturze Nomadów nie ma miejsca dla niezamężnych kobiet, więc matki uważają za swój obowiązek znalezienie córkom jak najlepszej partii.

Ponieważ w Somalii powszechnie pokutuje przekonanie, że między nogami dziewczyny kryje się zło, kobieta uważana jest za nieczystą, nadmiernie pobudzoną seksualnie oraz niezdatną do małżeństwa, póki nie usunie się jej tego zła - łechtaczki, warg sromowych mniejszych i niemal całych większych. Potem ranę ciasno się zaszywa, zostawiając tylko małą szparkę i bliznę po usuniętych narządach płciowych. Nazywa się to obrzezaniem lub infibulacją.

Zapłata, dla Cyganki dokonującej obrzezania jest jednym z największych obciążeń finansowych rodziny, ale uznaje się ją za inwestycję. Bez niej panna nie ma szans na zamążpójście.

Córkom nie wyjaśnia się szczegółów tego rytualnego okaleczenia -- mają być tajemnicą. Wiesz tylko, że gdy nadejdzie właściwa pora, wydarzy się coś niezwykłego. W rezultacie wszystkie dziewczęta w Somalii z niecierpliwością oczekują ceremonii, która uczyni z nich kobiety. Początkowo operacji tej dokonywano, gdy dziewczynka wchodziła w okres dojrzewania, lecz z czasem zaczęto ją przeprowadzać na coraz młodszych dzieciach.

Miałam jakieś pięć lat, gdy pewnego dnia matka powiedziała mi, że ojciec spotkał Cygankę.
- Powinna przybyć tu lada dzień - oznajmiła.

Wieczorem przed obrzezaniem na kolację dostałam więcej jedzenia niż zwykle. Mama przestrzegła, bym nie piła zbyt dużo wody czy mleka. Byłam tak podniecona, że nie mogłam usnąć. Potem zobaczyłam mamę nad sobą, kiwała na mnie ręką. Niebo było nadal czarne. Wzięłam swój kocyk i sennie poczłapałam za nią. Weszłyśmy w zarośla i usiadłyśmy na zimnej ziemi.
- Zaczekamy tu - rzekła mama. Robiło się coraz jaśniej, niebawem usłyszałam stukot sandałów Cyganki. Po chwili już stała obok i pokazała mi płaski kamień.
- Siadaj tu - poleciła.

Nie było żadnej rozmowy, przyszła tu tylko załatwić sprawę. Mama usadowiła mnie na skale. Usiadła za mną, przyciskała mi rękami głowę, a nogami objęła moje ciało. Ramionami ścisnęłam jej uda. Włożyła mi między zęby korzeń starego drzewa i powiedziała:
- Gryź to.

Zesztywniałam ze strachu.
- Będzie bolało - mamrotałam z korzeniem w ustach.
- Bądź dzielną dziewczynką. Bądź dzielna dla mamy, a wszystko szybko pójdzie - mama szeptała, pochylając się nade mną.

Zerknęłam między swoje nogi i ujrzałam Cygankę. Starucha rzuciła mi ponure spojrzenie, po czym zaczęła grzebać w torbie. Długimi palcami wyciągnęła połamaną brzytwę. Na wyszczerbionym ostrzu widziałam zaschniętą krew. Cyganka splunęła na brzytwę i wytarła o swoją sukienkę. Zaczęła ją ostrzyć, a ja przestałam cokolwiek widzieć, gdyż mama przewiązała mi oczy przepaską.

Potem czułam, jak odcina mi kawałki ciała. Ostrze posuwało się tam i z powrotem przez moją skórę. Nie da się tego opisać.

Nie ruszałam się, powtarzałam sobie, że im spokojniej będę siedziała, tym krócej potrwają te tortury. Niestety, nogi zaczęły mi drżeć, dostałam drgawek. Modliłam się --Boże, błagam, niech to się szybko skończy. I tak się stało, bo zemdlałam.

Gdy odzyskałam przytomność, Cyganka ułożyła już obok siebie kolce z rosnącej nieopodal akacji. Przekłuwała nimi moją skórę i przez zrobione otwory przeciągała mocną białą nić, którą mnie zszywała. W nogach zupełnie nie miałam czucia, lecz ból między nimi był tak straszliwy, że chciałam umrzeć.

Tyle tylko pamiętam. Gdy otworzyłam oczy, kobieta już zniknęła. Nogi od kostek do bioder miałam związane paskami materiału, tak że nie mogłam się ruszyć.

Spojrzałam na kamień - cały zalany był krwią, jakby zaszlachtowano na nim jakieś zwierzę. Leżały na nim kawałki mojego ciała, schły w słońcu.

Fale żaru biły mi w twarz, więc matka i starsza siostra Aman zaciągnęły mnie w cień zarośli i przygotowały dla mnie schronienie. To należało do tradycji: pod drzewem stawia się maleńką chatę, w której przez następnych parę tygodni miałam odpoczywać i dochodzić do siebie.

Straszliwie chciało mi się siusiu. Zawołałam siostrę, która przewróciła mnie na bok i wygrzebała dołek w piasku.
- No, dalej - powiedziała.

Pierwsza kropla paliła jak żrący kwas. Cyganka zszywając mnie zostawiła na mocz - a potem na krew miesiączki - dziurkę wielkości główki zapałki.

Dni wlokły się jeden za drugim, a ja leżałam w chatce, dostałam zakażenia i wysokiej gorączki. Co chwila traciłam przytomność. Mama przynosiła mi jedzenie i wodę przez dwa tygodnie.

Leżałam sama z nadal skrępowanymi nogami i mogłam się tylko dziwić. Dlaczego? Po co to wszystko? Jako 5-latka nie miałam pojęcia o seksie. Wiedziałam tylko, że zostałam porżnięta za zgodą mojej matki.

Cierpiałam, ale i tak miałam szczęście. Wiele dziewcząt wykrwawia się na śmierć, umiera z powodu wstrząsu, infekcji bądź tężca. Zważywszy na warunki, w jakich przeprowadza się tę operację, aż dziw, że tyle z nas zdołało to przeżyć.





 

Tłumaczenie: GRAŻYNA CENDROWSKA-WERNER Przegląd Reader's Digest 2000

Dziecko pustyni

 

 

Zanim uciekłam z domu, znałam tylko przyrodę i rodzinę. Jak większość Somalijczyków-nomadów wiedliśmy pasterski żywot, hodowaliśmy bydło, owce i kozy. Żyliśmy dzięki wielbłądom - ich mlekiem karmiono dzieci, ono zaspokajało pragnienie, gdy zaszliśmy daleko od wody. Codzienne pożywienie to właśnie mleko - na śniadanie i kolację.

Wstawaliśmy o wschodzie słońca. Pierwszym obowiązkiem było pójście do zagrody i wydojenie stada. Gdziekolwiek przyszliśmy, wycinaliśmy młode drzewka na ogrodzenie, by zwierzęta nie uciekły w nocy.

Hodowaliśmy je na mleko oraz na wymianę za różne towary. Jako mała dziewczynka byłam odpowiedzialna za wyprowadzenie 60-70 owiec i kóz na wypas. Brałam długi kij i wyruszałam sama na czele stada, śpiewając piosenkę, a bydło szło za moim głosem.

W Somalii nikt nie ma pastwisk na własność, więc sama musiałam znajdować teren pokryty roślinnością. Kiedy zwierzęta się pasły, wypatrywałam drapieżników. Hieny umiały się podkraść i porwać jagnię lub koźlę, które odłączyło się od stada. Musiałam też uważać na lwy. Polowały razem, a ja byłam sama jak palec. Nikt w mojej rodzinie nie wiedział, ile ma lat. Można tylko zgadywać. Żyliśmy wedle pór roku i słońca - planowaliśmy trasę wędrówki w zależności od deszczu, a codzienne zajęcia w zależności od ilości światła słonecznego.

Domem była przypominająca namiot kopulasta chata z patyków oplecionych trawą. Miała ze dwa metry średnicy. Gdy ruszaliśmy w drogę, rozbieraliśmy ją i ładowaliśmy na wielbłądy. Po znalezieniu miejsca, gdzie była woda i rośliny, stawialiśmy ją na nowo. Chata była schronieniem przed południowym słońcem i magazynem na świeże mleko. Spaliśmy pod rozgwieżdżonym niebem, skuleni na matach. Ojciec kładł się z brzegu, na straży.

Tata był bardzo przystojny, miał około 180 cm wzrostu, szczupłą sylwetkę i skórę jaśniejszą od mamy. Matka była pięknością. Jej twarz przypominała rzeźbę Modiglianiego, cera ciemna i gładka, jakby wykuta w czarnym marmurze.

Z usposobienia była bardzo cicha i spokojna. Jednak kiedy zaczynała mówić, była bardzo zabawna, opowiadała żarty i najrozmaitsze głupstewka, aby nas rozśmieszyć. Dorastała w Mogadiszu, w zamożnej i wpływowej rodzinie. Ojciec natomiast od dziecka przemierzał pustkowia. Babcia nie zgadzała się na ich małżeństwo, ale gdy mama miała jakieś 16 lat, uciekła z domu i wyszła za ojca.

Mama z czułością mówiła na mnie Pyszczek, zaś na imię dała mi Waris, co w naszym języku znaczy "kwiat pustyni". W moim kraju deszczu nie ma całymi miesiącami. Niewiele roślin potrafi przetrwać taką suszę. Potem leje jak z cebra i pustynia okrywa się wspaniałym, żółtoczerwonym kwieciem, prawdziwym cudem natury.





Tłumaczenie: GRAŻYNA CENDROWSKA-WERNER Przegląd Reader's Digest 2000

Samotna wędrówka

 

Pochodzę z plemienia pasterzy z pustkowia Somalii. Jako dziecko czułam niezmąconą radość chłonąc widoki, dźwięki i zapachy przyrody. Wraz z rówieśnikami oglądałam lwy wygrzewające się na słońcu, biegaliśmy z żyrafami, zebrami i lisami. Po śladach na piasku tropiliśmy góralki - zwierzątka wielkości królików. Byłam tak szczęśliwa.

Czytaj dalej