List 09 - Walka się zaczyna

 

 

Kochana Emmo,

Mama i ja byliśmy dziś całkowicie pochłonięci załatwianiem spraw związanych z moją chorobą. Kilkakrotnie jeździliśmy do szpitala, telefonowaliśmy w różne miejsca i w tej bieganinie niemal zapomnieliśmy o Tobie. Z pewnością musiałaś odczuwać nasze napięcie. I pewnie byłaś przestraszona. W pewnej chwili zawołałaś mnie mówiąc: "Tatusiu, mam niespodziankę".

Rozmawiałem właśnie przez telefon, więc z początku nie zwracałem na Ciebie uwagi, a potem dawałem Ci znaki, żebyś była cicho.
- Tatusiu - odezwałaś się ponownie - mam niespodziankę.
- Proszę, Emmy, chwileczkę - powiedziałem zakrywając słuchawkę.

Przez kilka minut czekałaś cierpliwie, ale po chwili znów powiedziałaś:
- Tatusiu, mam niespodziankę.

Gdy tylko skończyłem rozmowę, pobiegłem na górę zobaczyć tę Twoją "niespodziankę".
- Zamknij oczy, tatusiu - nakazałaś mi, gdy stanąłem w drzwiach Twojego pokoju. Wzięłaś mnie za rękę i wprowadziłaś do środka.
- Możesz już otworzyć - powiedziałaś. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że bardzo starannie posprzątałaś swój pokój. Wszystkie szmaciane zwierzątka siedziały rzędem oparte o poduszkę. Poskładałaś wszystkie swoje kredki, co do jednej. Posłałaś nawet łóżeczko, naciągając kołderkę na poduszki. Nigdy przedtem nie sprzątałaś swojego pokoju.
- Emmy - powiedziałem zdumiony i wzruszony. - To wygląda pięknie.

Promieniałaś z dumy. Schyliłem się i z całego serca przytuliłem Cię do siebie. To właśnie było Ci tak bardzo potrzebne.

W szpitalu dowiedziałem się, że ostatnie badanie MR ujawniło w mózgu skrzep wielkości paznokcia kciuka. Zrobiono mi tomografię komputerową w celu określenia gęstości skrzepu i stwierdzenia, czy może "zachodzić potrzeba usunięcia go", co oznaczałoby następną operację mózgu.

W rezultacie lekarze postanowili poczekać z operacją i natychmiast zacząć naświetlania. Ryzyko związane z ich odkładaniem uznano za groźniejsze, niż możliwość powiększenia się skrzepu.

Terapia zaczęła się od wyznaczenia punktu, na który miały padać promienie. Leżałem na twardym, płaskim stole, a na moją głowę padały z różnych stron wiązki promieni laserowych, które przecinały się w jednym punkcie. Pielęgniarka wzięła buteleczkę farby i malując linie, zaznaczyła właściwe miejsce. Leżałem tam, czując zapach tuszu i dotknięcia zimnego pędzla. Zastanawiałem się, jak będę wyglądał.

Gdy wyszedłem z gabinetu z pomalowaną głową, popatrzyłem w stronę recepcjonistki.
- No i jak? - zapytałem.
- Córka pomyśli, że to barwy wojenne - odpowiedziała z uśmiechem. Rozejrzałem się po poczekalni i zauważyłem, że wszyscy się na mnie gapią. Czerwone linie na mojej głowie stwarzały wrażenie, jakbym został członkiem jakiejś dziwnej sekty.

Późnym wieczorem, kiedy kładłem Cię spać, pokazałem Ci te czerwone linie. Podobały Ci się. Potarłaś rączką moją odrastającą szczecinę na czubku głowy, w miejscu, gdzie miałem operację.
- Odrastają ci włosy - zauważyłaś.
- Wiem - powiedziałem - ale niedługo będę zupełnie łysy.

Starałem się, żeby zabrzmiało to jak najpogodniej.
- Nie chcę, żeby ci wyłysiała cała głowa. To będzie śmiesznie wyglądało - powiedziałaś. - Będą się z ciebie śmiać.

Pierwsze naświetlanie nie różniło się wiele od wyznaczania właściwego punktu do napromieniowania. Dwóch techników zaprowadziło mnie do pomieszczenia, w którym znajdował się akcelerator liniowy - ogromne urządzenie wyglądające jak wielki aparat rentgenowski. Wycelowali nim w punkt w pobliżu mojej lewej skroni.

Obaj technicy wyszli przez ogromne metalowe drzwi, a ja usłyszałem po chwili równomierny szum akceleratora wytwarzającego moc. Kilka sekund później maszyna wydała dźwięk przypominający krótki dzwonek. Leżałem zupełnie nieruchomo, zastanawiając się, co może dziać się z moim mózgiem w chwili napromieniowywania lewej skroni. Zgodnie z opinią lekarzy, podczas serii naświetlań mój mózg otrzyma dawkę promieniowania dostatecznie silną, by zniszczyć nowotwór wraz z warstwą przylegających komórek mózgowych.

Kilka dni później poszedłem na lunch z przyjaciółmi z redakcji. Patrząc na nich, widziałem siebie samego sprzed trzech miesięcy. Pamiętam, że kiedy słyszałem syrenę lub widziałem ambulans zastanawiałem się, czy gdzieś nie dzieje się coś, o czym powinienem napisać. Teraz, gdy słyszę syrenę, moją pierwszą reakcją jest współczucie i obawa, że ktoś może cierpieć. Oby nic się nikomu nie stało, myślę sobie.





 

Tekst: GREG RAVER LAPMAN
Tłumaczenie: MAŁGORZATA BRENNER
Reader's Digest, 1995


 

  • /pisane-noc/127-listy-do-emmy/445-list-10-tata-czarodziej
  • /pisane-noc/127-listy-do-emmy/443-list-08-zawsze-kochajcy