List 07 - Szczęśliwe interludium

 

 

Kochana Emmo,

Dziewiątego lipca, mniej więcej dwa miesiące po moim powrocie ze szpitala, obchodziliśmy z Mamą trzynastą rocznicę ślubu. Minęło już szesnaście lat od czasu, kiedy poznaliśmy się w Kalifornii i tyle samo lat od naszej podróży do Meksyku.

Rano, kiedy Mama się obudziła, zobaczyła, jak siedzimy przytuleni do siebie na kanapie.
- Chcę, żeby tatuś mnie ubrał - powiedziałaś Mamie.
- Dobrze, ale ja cię uczeszę - odparła Mama.
- Chcę, żeby tatuś mnie uczesał.
- Emmy... - zaczęła Mama.
- Proszę, proszę, proszę, proszę...

Mama ustąpiła.

Poszedłem z Tobą na górę. Już poprzedniego wieczora naszykowałaś sobie sukienkę. Pomogłem Ci ją włożyć, lecz dopiero kiedy wiązałem Ci buciki uświadomiłem sobie, że nie ubierałem Cię od czasu mojego ataku. Zaplotłem Ci włosy i wpiąłem w nie kokardę ozdobioną pękiem nie nadmuchanych baloników.

Mama miała Cię zawieźć na lekcję pływania, a potem na kolonie dzienne.
- Wszystkiego najlepszego z okazji naszej rocznicy - powiedziała czule, zanim wyszła.
- Wszystkiego najlepszego - szepnąłem i objąłem ją mocno.

Już w drzwiach Mama przypomniała mi, żebym sprawdził, czy nie nadeszły wyniki badań. Była zirytowana brakiem wiadomości z Centrum Sloan-Kettering.
- Gdyby wyniki były złe, nie sądzę, żeby tak długo zwlekali - odparłem. - Pewnie czekają na wydruk.

Jednak Mama nalegała: "Zadzwoń do doktora Partingtona".

Tak też zrobiłem. Powiedziałem mu, że żona się niepokoi. Dodałem, że nie potrzebuję wszystkich wyników, jedynie potwierdzenia, że guz jest rzeczywiście łagodny. To dla niej, powiedziałem. Partington oświadczył, że wkrótce wyjeżdża na dwutygodniowy urlop, ale przed wyjazdem postara się to załatwić.

Kiedy odłożyłem słuchawkę, ogarnął mnie niepokój, A jeśli okaże się, że nowotwór nie jest łagodny? Ależ na pewno jest łagodny, przekonywałem sam siebie, na pewno jest. Takie miałem przeczucie. Trochę mnie zmartwiło, że znów minie tydzień lub dwa, zanim się dowiem, ale uświadomiłem sobie, że jest właśnie dzień naszej rocznicy, a ponieważ wiem, jak bardzo Mama lubi takie uroczystości, chciałem, żeby ten dzień był szczególnie miły.

Zamierzaliśmy zjeść obiad w restauracji i uczcić te wspaniałe lata spędzone razem, zapominając, choć na ten jeden wieczór, o mojej chorobie.

Podczas naszej "randki" Mama i ja rozmawialiśmy, śmialiśmy i całowaliśmy się. Wspominaliśmy nasze cudowne wspólne przeżycia i z jaką radością oczekiwaliśmy na dzień Twojej adopcji. Mówiliśmy o tym, jak wieźliśmy Cię po raz pierwszy do domu. Jechałaś na przednim siedzeniu - nasz trzeci muszkieter.

Nazajutrz, po Waszym wyjściu zadzwonił doktor Partington. Otrzymał wreszcie wstępne wyniki badań.

Specjaliści z Centrum Sloan-Kettering stwierdzili, że mój nowotwór jest złośliwy. Byłem oszołomiony.
- No więc - wydukałem wreszcie - co mamy teraz robić ?

Naturalnie doktor Partington zalecił naświetlania. Uważał, że należy je rozpocząć natychmiast.
- Wie pan przecież, że od początku taka była moja opinia.

Powiedziałem mu, że rozumiem Podjąłem ryzyko i przegrałem. A jednak byłem zły. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy przywykłem do życia z łagodnym nowotworem. Po pierwszych atakach epilepsji miałem wrażenie, jak gdyby ziemia usunęła się mi spod stóp. W końcu wydawało mi się, że odzyskuję równowagę. Teraz nowe wyniki znowu pozbawiły mnie gruntu pod nogami. Spadałem w przepaść.

Nie miałem jednak czasu pogrążać się w depresji. Musiałem zamówić wizyty u lekarzy, a także uporządkować sprawy związane z ubezpieczeniem. W ciągu dwóch godzin ułożyłem grafik wizyt u lekarzy na cały nadchodzący tydzień.

Wkrótce usłyszałem nasz samochód zbliżający się do domu. Wróciłaś do domu z Mamą i ze swoją małą koleżanką, Kate. Cały tydzień cieszyłaś się, że będziesz mogła ją zaprosić.
- Tatusiu ! - zawołałaś wbiegając do domu i tuląc się do mojej nogi.

Mama weszła do jadalni, odłożyła torebkę i swoje rzeczy, po czym przejrzała pocztę. Gdy byłaś już z Kate na dworze, spytała, czy miałem dobry dzień. Stałem w milczeniu i nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Co się stało? - spytała, a w jej oczach pojawiło się przerażenie.
- Wyniki?

Kiedy nadal nie mogłem wydusić z siebie ani słowa, była już pewna. Podszedłem do niej. Staliśmy w pokoju trzymając się w objęciach, podczas gdy Ty z koleżanką bawiłaś się przy huśtawce.





 

Tekst: GREG RAVER LAPMAN
Tłumaczenie: MAŁGORZATA BRENNER
Reader's Digest, 1995


 

  • /pisane-noc/127-listy-do-emmy/443-list-08-zawsze-kochajcy
  • /pisane-noc/127-listy-do-emmy/441-list-06-dugie-oczekiwanie