Żegnaj szkoło?
Rodzina z Ponieca przez lata uczyła swoje dzieci
Paweł ma 18 lat, Emilia jest o rok starsza. Mówią po włosku i angielsku, z pasją i znawstwem dyskutują o literaturze, historii sztuki, religioznawstwie. Brakuje im tylko jednego - świadectw. 10 lat temu rodzice zabrali ich ze szkoły i zaczęli uczyć w domu. W świetle prawa nauka dzieci zatrzymała się na poziomie wiedzy kilkulatków.
- Mało kto wie, czym naprawdę miała być szkoła - Marek Budajczak mówi szybko i dobitnie, od czasu do czasu gestykuluje, mimo to jego wywód ani na chwilę nie traci jasności i precyzji. - Publiczną edukację wprowadzili Prusacy. Nie zamierzali oni jednak oświecać mas. Chodziło przede wszystkim o ujarzmienie umysłów obywateli. Pisał o tym Fichte. Żołnierz musi być posłuszny dowódcy, robotnik nadzorcy, nadzorca elitom. Wszyscy - królowi. Właśnie z takiego wzorca biorą rodowód współczesne systemy oświatowe - podkreśla, zaraz jednak dodaje: - Nasz eksperyment wypływał jednak wyłącznie z pozytywnej motywacji.
Dziesięć lat temu Budajczakowie zdecydowali, że ich dzieci do szkoły chodzić nie będą. - Nie zamierzaliśmy podważać kompetencji nauczycieli, nie chcieliśmy nikogo obrażać. Doszliśmy po prostu do wniosku, że sami jesteśmy w stanie uczyć nasze dzieci przynajmniej tak samo dobrze - przekonuje Budajczak. Wkrótce miało się okazać, że tradycyjny system to zwarty mur, którego przebić niemal nie sposób.
Nie pozwolimy skrzywdzić dzieci
Marek Budajczak jest adiunktem na Wydziale Studiów Edukacyjnych poznańskiego Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza. Jak przyznaje, alternatywnymi rozwiązaniami edukacyjnymi zajmuje się od dawna. - Wiele nad nimi pracowałem - mówi. Przez długi czas były to jednak eksperymenty wyłącznie na papierze. Budajczakowie ukończyli tradycyjne szkoły, do miejscowej podstawówki poszły też ich dzieci. Wkrótce ojciec powiedział jednak: "spróbujemy". - Postanowiłem przekonać żonę i dzieci do innej formy nauczania, a oni na to przystali - wspomina. Paweł był wówczas w pierwszej, a Emilia w drugiej klasie. - Pojechałem do Leszna do kuratorium i powiedziałem: "Zamierzam sam uczyć swoje dzieci". W odpowiedzi po raz pierwszy usłyszałem: "Nie możemy przyzwolić na skrzywdzenie dzieci. Ale jeśli znajdzie pan precedens w prawie, ustąpimy" - wspomina. Budajczak postawił na swoim. - Ustawa przecież już od 1991 roku mówiła o tak zwanej możliwości spełniania obowiązku szkolnego poza szkołą - zaznacza. Paweł i Emilia do szkoły więc już nie wrócili.
Dość egzaminów
Dzieci zaczęły się uczyć w domu, pod okiem rodziców, bez ocen, klasówek i połajanek. Nie oznaczało to jednak pełnego luzu. - Zajęcia odbywały się każdego dnia, rozpoczynały się rano. Przez cały czas w pokoju, w którym się uczyliśmy, wisiał plan lekcji - wspomina Izabela Budajczak. Nauka prowadzona była na bazie minimum programowego. - Sięgaliśmy rzecz jasna po szkolne podręczniki, stosowaliśmy jednak dużą dowolność. Jeśli któryś zbyt mętnie przedstawiał interesujące nas zagadnienia, po prostu odstawialiśmy go na półkę - wyjaśnia Marek Budajczak. Zakres przekazywanej wiedzy wykraczał poza tradycyjne programy edukacyjne. Dziś Paweł pytany o swoje zainteresowania, wymienia informatykę, ale i filozofię, religioznawstwo. Emilia mówi o historii sztuki.
Tymczasem tradycyjny system nie dawał się tak łatwo obejść. Dyrektor szkoły zgodził się na eksperyment tylko pod warunkiem, że dzieci co roku będą zaliczać materiał z kolejnych klas. Budajczakowie o egzaminach mówią z niechęcią.
- Traktowano nas tak, jakbyśmy swoją decyzją bezpośrednio uderzali w nauczycieli. Słyszałam opinie typu: "Jak ona może dobrze uczyć dzieci, skoro ma tylko średnie wykształcenie?". W szkole panowała opinia, że swoimi decyzjami krzywdzimy dzieci - wspomina Izabela Budajczak. Do tego dochodziła jeszcze sama formuła egzaminów. - Paweł i Emilia zaliczali materiał dzień po dniu. Było to ogromnie wyczerpujące. Coraz częściej zadawaliśmy sobie pytanie, dlaczego tylko nasze dzieci muszą być narażone na taki stres. Choć Paweł i Emilia uczyli się w domu, reguły nadal dyktowała szkoła, bo dyrektor narzucał nam przymus, formę i terminy egzaminów. Tymczasem żaden przepis nie dawał mu do tego prawa - przekonuje Marek Budajczak. Wreszcie rodzice po raz kolejny powiedzieli "dość". Paweł i Emilia na egzaminach się więcej nie pojawili. Chłopak miał w tym momencie zaliczone trzy klasy podstawówki, dziewczyna cztery.
Machina rusza do boju
Sprzeciw Budajczaków uruchomił biurokratyczną machinę. Do Budajczaków zaczęły napływać wezwania, ponaglenia, ostrzeżenia. - Nałożyliśmy na nich nawet karę finansową. Nie poskutkowało - informuje Kazimierz Dużałka, burmistrz Ponieca. - Pan Budajczak jest przekonany, że ma rację i to udowodni. Mówi, że taka metoda nauki doskonale funkcjonuje w Stanach Zjednoczonych - dodaje. Tymczasem sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego. - NSA potwierdził, że Marek Budajczak, nie posy- tając dzieci na egzaminy, unieważnił umowę. Paweł i Emilia powinni wrócić więc do szkoły. Mój poprzednik próbował do tego doprowadzić. Bezskutecznie - podkreśla Ryszard Godziewski, dyrektor Szkoły Podstawowej w Poniecu. Marek Budajczak uparł się i słał do sądów kolejne odwołania.
Gates bez papierka
- Nigdy nie wątpiłem w wiedzę Emilii i Pawła. Rodzice mogą zapewnić im więcej niż szkoła. Podobno pan Budajczak uczył dzieci greki i łaciny. Takiej wiedzy u nas by nie zdobyły - przyznaje Godziewski. Więcej wątpliwości ma kurator oświaty. - Czy nauczając w domu, można przekazać dzieciom wiedzę większą niż ta zdobyta w szkole? Do tego trzeba by człowieka renesansu - przyznaje. W każdej z wypowiedzi niezmiennie przewijają się jednak słowa "prawo", "przepisy", "świadectwa". - Być może dzieci pana Budajczaka mają spory zasób wiadomości, nie posiadają jednak żadnych świadectw. A przecież właśnie o świadectwo zapyta ich przyszły pracodawca - zaznacza Apolinary Koszlajda, wielkopolski kurator oświaty.
- W Europie wszystko przysłonił papier - twierdzi tymczasem Budajczak. - Człowiek nie posiadający papierka po prostu nie istnieje. Tymczasem wiedza i szkoła nie muszą być nierozłączne. Wystarczy przywołać choćby Billa Gatesa, który w tradycyjnym znaczeniu tego słowa wcale nie jest człowiekiem dobrze wykształconym.
Błyszczące oczy dzieciaków
Ostatecznie batalia Budajczaków, jak sami przekonują, pokazując pismo sygnowane przez samego ministra, zakończyła się sukcesem. - Minister, zobligowany przez sąd, uchylił decyzję Wielkopolskiego Kuratorium Oświaty i wszczął procedury, które w rezultacie umożliwiłyby dzieciom zweryfikowanie wiedzy na naszych zasadach. Teraz, po ośmiu latach tolerowania urzędniczego bezprawia, to już jednak musztarda po obiedzie - przekonuje Budajczak. - Poza tym nie będę płaszczył się przed urzędnikami - dodaje.
Paweł i Emilia przygotowują się do amerykańskiej matury. Co dalej? - Jeszcze nie wiemy. Wiele zależy od dzieci. Być może pójdą na tradycyjne studia - zaznacza Budajczak. Czy gra jednak była warta świeczki? Budajczakowie po długotrwałej batalii z urzędniczą machiną odczuwają raczej gorzką satysfakcję.
- Przez lata spotykaliśmy się z ledwie skrywaną niechęcią otoczenia. Ze względu na dzieci nie podjęłam pracy. Istnieje jednak rzecz, dla której warto było przez to wszystko przejść. Kiedy uczyłam Pawła i Emilkę, wiele razy widziałam, jak błyszczą im oczy, jak chłoną każde moje słowo. Nigdy nie przeżyłam niczego piękniejszego - podsumowuje Izabela Budajczak.
Emilia i Paweł Budajczakowie niechętnie rozmawiają z dziennikarzami. - Nie lubią być w centrum uwagi. Przez lato spotkało ich sporo nieprzyjemności - tłumaczą rodzice. Same dzieci przyznają, że wspomnień ze szkoły praktycznie nie mają. Naukę w domu chwalą, choć - jak zaznaczają - wymagała od nich ogromnego samozaparcia. - Rodzice konsekwentnie mobilizowali nas do systematycznej pracy. Samemu byłoby o to trudno - podkreśla Paweł Budajczak. Czy dziś są lepiej wykształceni niż ich rówieśnicy?
- Przede wszystkim jesteśmy ludźmi skromnymi. Dlatego nie chcemy odpowiadać na tak postawione pytanie - uśmiecha się Paweł. Przyznaje jednak, że nauka w domu pomogła im rozwinąć własne zainteresowania. - Dużo czytamy, interesuję się muzyką, historią sztuki. Tego nie poznałabym w szkole - podkreśla Emilia.Gazeta Poznańska 14 października 2005
- /ciekawostki/320-rone/313-czowiek-skadanka
- /ciekawostki/320-rone/311-tajemnica-dotyku