Teściowa, synowa, paralizator i poduszka (2) - Ona chciala mnie zabić

 

Paralizator raz już widziała. W telewizji dużo mówiono o śmierci Polaka na kanadyjskim lotnisku. Polak zmarł właśnie po użyciu tego urządzenia. Może dlatego, gdy zobaczyła paralizator w ręce swojej synowej, była pewna, że ta chce ją zabić.
I synowa, i teściowa zgodnie podkreślają, że ich dotychczasowe stosunki układały się dobrze. Gdy jednak pani Stanisława zeznaje, na tym niemal idealnym portrecie rodzinnym pojawia się rysa. A nawet kilka rys.

Nie dam się

Stanisława O. ma już 76 lat. Choruje też na serce. Pewnie dlatego sąd proponuje kobiecie, żeby w trakcie zeznań siedziała, ale ta odmawia. Staje pewnie za barierką dla świadków i zaczyna opowiadać o grudniowym wieczorze ubiegłego roku. To wtedy przyszła do niej oskarżona Ewa O. z życzeniami z okazji urodzin.

- No to co może nam pani powiedzieć? - zagaja sędzia Jarosław Papis.

- No to, co już mówiłam. Synowa była u mnie - kobieta mówi głośno i wyraźnie. - Wyszła na autobus i zaraz wróciła. Jak wróciła, zaczęła czegoś szukać w torebce. Pytam, czego tak szuka, a ona na to, że pewnie zgubiła zapalniczkę. Chciałam jej dać zapałki, ale ona stwierdziła, że nie trzeba, że już ma.

Często się zdarza, że osoby, które składają zeznania w sądzie po raz pierwszy, gubią się czy denerwują. Czasem wręcz nie wiedzą, co mają mówić. Stoją przed sądem sztywno, niemal jak sparaliżowane. Tego wszystkiego nie da się powiedzieć o pani Stanisławie. Starsza kobieta mówi płynnie, dla pewności, i pewnie wygody, swobodnie opiera się o barierkę dla świadków.

- Siedziałam na fotelu i ona wtedy do mnie doszła - mówi dalej pokrzywdzona. - Miała w ręku coś czarnego i to iskrzyło. Stała wtedy przede mną.

- I co wtedy robiła synowa? - pyta sędzia.

- Tak mi nad twarzą tym czarnym.

- Może przed twarzą?

- No tak, tak kręciła - Stanisława O. próbuje pomóc sobie rękoma. Zaczyna wykonywać wkoło swojej głowy kuliste ruchy.

- A mówiła coś? - dopytuje sędzia Papis.

- Nie! Ale ja jej po swojemu urągałam.

- Co to znaczy?

- Mogłam mówić: „Ty chcesz mnie zamordować, ale ja ci się nie dam".

- A oprócz tego, co pani jeszcze robiła?

- Kopałam ją, zasłaniałam się rękami.

- A czy synowa miała możliwość dotknięcia pani ciała tym czarnym, jak określiła pani ten przedmiot? - sędzia w tym samym momencie podnosi na wysokość swojej twarzy paralizator.

- No nie wiem, bo miałam zamknięte oczy - stwierdza pewnie Stanisława O.

Sędzia Jarosław Papis ponownie podnosi ze stołu paralizator.

- Przewodniczący okazuje urządzenie - najpierw dyktuje protokólantce standardową formułę. - Czy to jest to „czarne", o którym teraz pani opowiadała? - potem zwraca się z pytaniem do świadka.

- Nie wiem - Stanisława O. wzrusza obojętnie ramionami.

Tylko sprzeczka

Starsza pani zeznaje dość swobodnie. Czasem trudno zorientować się, o czym dokładnie mówi. Skacze między wydarzeniami, często opowiada raczej skrótowo. Sędziemu Papisowi coraz częściej z pomocą przychodzi Dariusz Głowacki, drugi w składzie sędzia zawodowy. Bywa jednak, że obaj są bezradni.

- Krzyczałam: „Ratunku, pomocy, mordują!"

- Kiedy? Dlaczego? - pytają niemal równocześnie obaj sędziowie, gdy pani Stanisława zaczyna dalszą opowieść bez pytania.

- No jak mi poduszką zakryła twarz - starsza pani chyba nie rozumie zdziwienia sędziów.

Oskarżona Ewa O. przez cały czas j uważnie przygląda się teściowej. Do tej pory nie reagowała na żadne jej słowa. Dopiero teraz odwraca się w stronę dwóch kobiet siedzących wśród publiczności i przecząco kiwa głową w ich kierunku.

- Czy oskarżona uderzyła panią?

- Szarpałyśmy się, odpychałam ją, walczyłyśmy - kobieta mówi szybko, bez zająknięcia. - I w tym czasie zsunęłam się na podłogę.

Sędziowie łapią się za głowy.

- Zaraz, chwileczkę - próbują powstrzymać kolejne słowa kobiety. - Jeszcze raz i po kolei.

Przez kolejne pół godziny starają się wydobyć od świadka w miarę chronologiczny ciąg wydarzeń. Z relacji Stanisławy O. wynika, że szarpanina z synową trwała raczej krótko. Przerwali ją sąsiedzi, którzy weszli do mieszkania starszej pani.

- Ja powiedziałam wtedy sąsiadowi, że ona chciała mnie zamordować - wspomina świadek.

- A oskarżona coś mówiła?

- Oczywiście. Powiedziała: „Nie, nie, ja tylko się sprzeczałam z teściową".

Stanisława O. poprosiła też sąsiadów o wezwanie policji.

- Ona prosiła, żeby tego nie robić, mówiła, że jak nie wezwę policji, to zniknie z mojego życia na zawsze - kobieta mówiąc o swojej synowej, nigdy nie wymienia jej imienia. Zawsze mówi „ona".

- A jak ocenia pani swoje dotychczasowe kontakty z synową? - sędzia Głowacki przechodzi do bardziej ogólnych pytań.

- Dobrze, myśmy się nie sprzeczały.

- A długo jest pani jej teściową?

- Przeszło 20 lat.

- Pani syn długo chorował, zanim zmarł?
      
- Ze dwa lata.

- Czy po śmierci syna sytuacja jego rodziny się pogorszyła?

- Nie wiem, ale jakieś półtora roku temu synowa zaczęła narzekać na pieniądze, że nie ma na raty. Zapytałam, czy duże te raty, a ona, że tak. Wnuczka namawiała mnie, żebym sprzedała swoje mieszkanie. To znaczy córka oskarżonej z pierwszego związku prosiła, żebym pomogła synowej. Potem synowa też mnie prosiła, żeby to... - świadek dość nieoczekiwanie kończy swoją wypowiedź.

- Żeby, co?

- Żebym wzięła kredyt. I wzięłam cztery tysiące pożyczki, ale spłacać miała ona.

- A czy były pomysły, żeby sprzedać pani mieszkanie?

- Ona - znów pada odpowiedź, której chyba nikt nie rozumie.     

- To znaczy?

- Synowa miesiąc przed tym zdarzeniem namawiała mnie, żebym sprzedała swoje mieszkanie i przeprowadziła się do niej, do Bełchatowa. Od razu zapowiedziałam, żeby sobie to z głowy wybiła, że ja na starość nie sprzedam mieszkania.

- Czy wcześniej dochodziło między wami do rękoczynów?

- Nigdy.

- Były kłótnie?

- Nigdy. Synowa to mi nawet kiedyś powiedziała, że ma najlepszą teściową na świecie.

Gorzki rosół

Relacje teściowej i synowej z ich wspólnego spotkania w grudniowy wieczór są diametralnie różne. Oskarżona zarzeka się, że między nią a pokrzywdzoną doszło tylko do sprzeczki i szarpaniny. Jednak Stanisława O. jest pewna, że była to próba zabójstwa.

- Synowa chciała pani zrobić krzywdę? - dopytuje sędzia Głowacki.

- Jak najbardziej - w tej odpowiedzi brak cienia wątpliwości.

- Na czym miałaby ona polegać?

- Mi się wydaje, że ona chciała, żebym miała zawał, bo ja się leczę na serce.

- A dlaczego chciała pani śmierci?

- Dziedzicznie - stwierdza krótko starsza pani.

- Sporządziła pani testament?

- Tak. Zapisałam wszystko na wnuka.

- Oskarżona wiedziała o nim?

- Tak.

Tobiasz O. to wnuk, o którym wspomina kobieta. To jej jedyny wnuk i zarazem syn Ewy O. Obecnie mieszka za granicą.

- Pani choruje przewlekle?

- Na serce.

- A cierpienia duszy?

- Słucham? - tym razem kobieta nie rozumie wypowiedzi sędziów.

- Depresja. Czy choruje pani na depresję?

- Nie, nie - stanowczo zaprzecza.

- A pamięć?

- Raczej średnia, ale w tym wieku, co ja jestem, to mój lekarz kazał mi nie narzekać...

Pani Stanisława robi krótką pauzę i znowu nieoczekiwanie zaczyna mówić:

- A jeszcze sobie przypomniałam, co jej wtedy powiedziałam. „Ty zołzo" - tak jej powiedziałam. „Chcesz mnie zamordować za moje dobre serce".

- A skąd pani wiedziała, że synowa chciała panią mordować?

- Ja widziałam, co się stało w Kanadzie na lotnisku, jak tego Polaka porazili tym paralizatorem...

- Ta ewentualna sprzedaż pani mieszkania - dopytuje jeszcze sędzia Papis. - To pani zdaniem były luźne pomysły czy naciski?
- Naciski - znowu stanowcza odpowiedź. -1 powiem coś jeszcze, ale proszę nie notować.

Sędziowie nie reagują, uśmiechają się tylko, a starsza kobieta mówi dalej:

- Ona mnie podtruwała. Rosołu sobie nagotowałam z makaronem. Ona była wtedy u mnie z wnukiem. I nagle go próbuję, a ten rosół taki gorzki. Ze trzy razy tak było. Ale nikogo nie obciążam, bo nie mam dowodów.

Protokólantka zapisuje słowa kobiety, ale nikt nie pyta o szczegóły jej podejrzeń. Stanisława O. siada na przygotowanym dla niej wcześniej krześle, gdy jej przesłuchanie rozpoczyna mecenas Marek Dygas, obrońca oskarżonej.

- Krzyczała pani w trakcie tej szamotaniny z synową?

- Tak.

- A poduszka pani nie p^rzeszkadzała? - pytanie adwokata jest jak najbardziej na miejscu, kobieta utrzymuje bowiem, że synowa zamierzała ją udusić za pomocą poduszki.

- Cały czas nie krzyczałam. To był tłumiony krzyk.

- A długo to wszystko trwało?

- Zegarka na ręce nie miałam - ton odpowiedzi Stanisławy O. zmienia się diametralnie. Kiedy kobieta odpowiadała na pytania sądu, przypominało to bardziej rozmowę dwóch znajomych osób. Teraz na pytania adwokata odpowiada z przekąsem, czasem wręcz wydaje się, że jest złośliwa.

- Po tym zajściu przyjechało pogotowie, ale nie zabrano pani do szpitala.

- Nie chciałam jechać, bo nie lubię szpitali.

- Czyli może nie było potrzeby?

- Chcieli mnie zabrać, ale ja nie chciałam.

Po tej szamotaninie obie panie zostały zbadane przez lekarza. Żadna z nich nie odniosła znaczących ran. Miały tylko drobne otarcia naskórka.

- A długi, jakie dzisiaj ma pani synowa, powstały po śmierci pani syna czy jak żył?

- Wiem, że brali pożyczki jakieś, jak jeszcze żył.

- A nie były to pieniądze potrzebne na leczenie pani syna?

- Na pewno nie. Brali na remont kuchni.

- A syn pił alkohol?

- Jak każdy mężczyzna, synowa się nie skarżyła.

- A na co zmarł syn, wie pani?

- Wiem - kobieta odpowiada krótko i stanowczo i widać, że nie zamierza tej odpowiedzi rozwijać.

- To na co? - ale adwokat ciągnie ją za język.

- Trzustka i wątroba - znowu krótka i szybka odpowiedź.

 

KATARZYNA PASTUSZKO


W następnym odcinku: Jeżeli Ewa O. chciała zamordować swoją teściową, to z pewnością życie starszej pani uratowali jej sąsiedzi. Bardzo czujni sąsiedzi.

Źródło: ANGORA nr 46, 14 listopada 2010

 

 

 

 

  • /czytelnia3/476-teciowa-synowa-paralizator-i-poduszka/3292-teciowa-synowa-paralizator-i-poduszka-3-udusi-nie-tak-atwo
  • /czytelnia3/476-teciowa-synowa-paralizator-i-poduszka/3284-teciowa-synowa-paralizator-i-poduszka-1-po-urodzinach-do-aresztu