Oskarżony niejedno ma imię (8)

 

 

Właściwie nie korzysta z pomocy swojego obrońcy. Sam pisze wnioski do sądu, sam przygotowuje listę świadków do przesłuchania. Na rozprawach nieustannie robi notatki, ale z adwokatem zwykle nie zamienia nawet słowa. Nie do końca jednak ufa swojej wiedzy prawnej. Już kilka razy namawiał w listach znajomych, aby zapłacili mu za wynajęcie znanego łódzkiego adwokata. Jak na razie - bez skutku.

Proces Piotra Hellskiego trwa już niemal rok. Przez cały ten czas oskarżony niemal na każdym kroku czymś zaskakuje. Na początku wprawił w zdumienie liczbą imion i nazwisk, jakimi się posługiwał. Sędziowie zadziwieni byli także liczbą kobiet, z którymi mężczyzna utrzymywał kontakty. Czasem towarzyskie, często też seksualne. Wiele razy panie były przez niego wykorzystywane finansowo. Bywało, że pożyczał drobne kwoty, ale zdarzały się także poważne sumy, których oskarżony do dzisiaj nie oddał. Część jego biografii do złudzenia przypomina tę filmowego "Tulipana" czy znanego kilkanaście lat temu żyjącego na koszt kobiet "Kalibabkę". Żaden z nich nie miał jednak takiego zacięcia religijnego jak Piotr Hellski. Jeszcze na wolności kontaktował się z Kościołem protestanckim. Twierdzi też, że uczestniczył w spotkaniach Kościoła zielonoświątkowego oraz studiował teologię. Dzisiaj prawdopodobnie jest związany ze wspólnotą mormonów. Przynajmniej ta właśnie wspólnota przesłała ostatnio oskarżonemu do aresztu "Księgę Mormona". Oskarżony od pierwszego dnia procesu próbuje pokazać się w jak najlepszym świetle. Przekonać sąd, że jest uczciwym i bogobojnym obywatelem.

- Napisałem nawet książkę o człowieku, którego można naprawić - zwierzył się sądowi już na pierwszej rozprawie.

Książka nie została wydana, ale można przypuszczać, że oskarżony jest pierwowzorem bohatera. Czyli kimś, kogo można naprawić.

Elegant z lumpeksu

Pan Grzegorz poznał oskarżonego właśnie na spotkaniach grupy domowej Kościoła protestanckiego. Twierdzi jednak przed sądem, że tę znajomość traktował raczej jako epizod.

- Oskarżony pojawił się na spotkaniach naszej grupy kilka razy. Pamiętam, że przedstawił się jako Piotr Hoffman - wspomina świadek. - Sprawiał wrażenie człowieka grającego, stwarzającego pewne pozory. To jest oczywiście moje subiektywne odczucie, ale nie mieliśmy do niego zaufania. W czasie naszej znajomości oskarżony u mnie pracował, ale nie trwało to dłużej niż dwa tygodnie. Zrobił tylko kawałek bruku i zrezygnowałem z jego usług, bo miał zbyt duże mniemanie o sobie. Szczycił się wieloma rzeczami, a umiejętności posiadał przeciętne. Nigdy nie miał też pieniędzy, choć zawsze był dosyć elegancko ubrany.

Ta cecha pozostała Piotrowi Hellskiemu do dzisiaj. Na każdą rozprawę stawia się w nienagannie odprasowanych wełnianych spodniach i równie dobrze wyprasowanej koszuli. Okazało się jednak, że mężczyzna potrafił się dobrze ubrać za naprawdę niewielkie pieniądze. Gdy na sali sądowej pojawiła się pani Zofia, nie wyglądał na zadowolonego.

- Zna świadek tego mężczyznę? - pytał sędzia Jarosław Bolek, wskazując na oskarżonego.

- Tak - natychmiast odpowiedziała pani Zofia. - Był stałym klientem sklepu z odzieżą używaną, gdzie pracuję. Stale u nas kupował, ewentualnie zostawiał jakieś rzeczy do sprzedania.

Już po minie oskarżonego widać, że tak jak do gustu nie przypadły mu zeznania pani Zofii, tak i z tego, co powiedział pan Grzegorz, też nie jest zadowolony.

- Wysoki sądzie, chciałbym złożyć oświadczenie - stwierdza oskarżony natychmiast po złożeniu zeznań przez świadka Grzegorza D.

- Proszę bardzo - mówi spokojnie sędzia, który niewątpliwie jest do tego przyzwyczajony. Składanie oświadczeń przez Piotra Hellskiego to już niemal rytuał.

- To było szóstego lub siódmego marca. Świadek podjechał wtedy pod mój blok i powiedział, że nie ma dla mnie pracy - mówi pewnie oskarżony.

Mężczyźnie chodzi oczywiście o rok 2004, kiedy to zamordowano w Łodzi Wiesławę K. Przez cały proces próbuje udowodnić, że to nie on był mordercą, bo w czasie, kiedy ofiara zginęła, on przebywał we Wrocławiu.

- Na przełomie lat 2003 i 2004 pracowałem w innym mieście. W tych latach pojawiałem się we Wrocławiu sporadycznie - Grzegorz D. jest kolejnym świadkiem, który nie daje alibi oskarżonemu.

- Ja chciałbym złożyć jeszcze jedno oświadczenie - Piotr Hellski znowu zrywa się na równe nogi. Sędzia tylko przytakuje głową na znak zgody. Tyle że po wysłuchaniu oświadczenia oskarżonego nie bardzo wiadomo, po co to robił. - Spotkania tej grupy domowej były co najmniej na przestrzeni roku. Spotykaliśmy się w kaplicy albo w domu u jednego z kolegów. Ja wcześniej w więzieniu studiowałem teologię i chodziłem na spotkania Kościoła zielonoświątkowego.

Szlag go trafia

Mężczyzna nie kryje swojego zdziwienia wezwaniem go na sprawę w charakterze świadka.

- Nie znam oskarżonego - wyjaśnia już na wstępie pan Marek Z.

- A może mówią coś panu nazwiska: Hamiga, Hoffman, Holka? - pyta sędzia, wymieniając nazwiska, jakimi najczęściej do tej pory posługiwał się oskarżony Piotr Hellski.

- Nie znam żadnego z tych nazwisk - utrzymuje świadek.

Reakcja oskarżonego jest natychmiastowa. Jak zwykle sygnalizuje, że chce złożyć oświadczenie.

- Byłem u świadka w domu - twierdzi Piotr Hellski i podaje adres zamieszkania pana Marka - oczywiście adres wrocławski. - On dał ogłoszenie w gazecie, że szuka osoby do pracy w ogrodzie. Dzwoniłem do świadka w piątek, ale on powiedział, że nie ma czasu, bo jest w jakiejś szkole i umówiliśmy się na następny dzień w jego domu. Byłem tam około godziny 16. To była sobota 6 marca 2004 roku. Świadek mieszka w piętrowym domu. Jest tam boazeria i ogromny dużv pokój.

- I co pan na to? - zwraca się do świadka sędzia.

- To prawda, że szukałem nieraz kogoś do pracy, ale ja nie daję ogłoszeń do prasy - odpowiada zdziwiony mężczyzna. - Nie mieszkam w domu jednorodzinnym. Mam gospodarstwo i prowadzę usługi związane z zagospodarowaniem terenów zielonych. Do szkoły też już nie chodzę. Nie pamiętam, czy rozmawiałem i czy widziałem oskarżonego. Nie pamiętam, co robiłem pół roku temu, a co dopiero parę lat wstecz.

Wszyscy spoglądają teraz w stronę ławy oskarżonych. Piotr Hellski bardzo denerwuje się zeznaniami Marka Z.

- Świadek ma syna, który chodzi do szkoły - mówi z wściekłością i połyka w tej chwili jakieś tabletki. - Mnie szlag trafia, że siedzę niewinnie dwa lata już.

- Co pan połyka? - pyta sędzia.

- To tabletki uspokajające - tłumaczy oskarżony. - Mam na nie zgodę od lekarza.

Piotr Hellski jest przekonany, że świadkowie, których on zamierza powołać, potwierdzą jego alibi. Liczy również, iż niektórzy z nich rzucą nowe światło na sprawę. Dlatego na liście kilkudziesięciu nazwisk złożonej do sądu przez oskarżonego są też znajomi zmarłej Wiesławy K. Sąd długo szukał wszystkich osób, które Piotr Hellski chciałby przesłuchać jako świadków. Nierzadko bowiem oskarżony nie znał ich adresu.

- Chciał oskarżony wezwać na świadka Marcina W.? - pyta sędzia.

- Tak - potwierdza Piotr Hellski.

- Znaleźliśmy 12 osób o takim imieniu i nazwisku w Polsce. Mamy ich wszystkich wezwać?

- Chyba tak, bo to bardzo ważny świadek. Z zeznań wynika, że bardzo dobrze znał Wiesławę K. Pewnie dużo wie o zamordowanej - upiera się oskarżony.

Sędziowie wyglądają na skonsternowanych. Nie bardzo chyba wiedzą, co robić z wnioskiem oskarżonego.

- Wysoki sądzie, czy mogę? - pyta jeden z braci zamordowanej i oskarżyciel posiłkowy w tym procesie. Sędzia wyraża zgodę i mężczyzna natychmiast przechodzi do rzeczy. - Marcin W., o którym tutaj mowa, według mojej wiedzy kilka lat temu wyemigrował do Anglii.

- I co teraz? - sędzia zwraca się do oskarżonego?

- No, jeżeli wiadomo, gdzie jest ten mężczyzna...

- Znaczy wzywamy Marcina W.? - upewnia się sędzia.

- No tak - słyszy potwierdzenie od Piotra Hellskiego.

- Rozumiem, że proponuje oskarżony telekonferencję z sądem brytyjskim?

Oskarżony tylko przytakuje głową. Nie bardzo już wie, co powiedzieć, kiedy sędzia pyta, jak ma znaleźć świadka w Anglii. Wreszcie kapituluje i zgadza się na skreślenie Marcina W. z listy świadków.

- Dobrze, przechodzimy zatem do następnych pana wniosków - mówi sędzia. - Chce pan powołać na świadka Annę K. W całym kraju znaleźliśmy 155 osób o takich danych. Wzywamy wszystkie?

- No nie... - oskarżony ponownie się poddaje.

Weryfikacja listy świadków trwa niemal dwie godziny. Wreszcie udaje się ustalić dane 17 osób, które niebawem złożą zeznania przed sądem.



KATARZYNA PASTUSZKO


- Imiona świadków i nazwisko oskarżonego zostały zmienione.







Żródło: ANGORA nr 14/2007

  • /czytelnia3/297-gadu-gadu/1503-oskarony-niejedno-ma-imi-9
  • /czytelnia3/297-gadu-gadu/1501-oskarony-niejedno-ma-imi-7