Przyjaźń do końca życia

 

 

Los nie był dla niej łaskawy. Cóż z tego, że miała dobrze prosperującą firmę. Pieniądze nie pomogły, kiedy jej ukochany mąż ciężko zachorował. Na szczęście żyje, ale praktycznie nie ma z nim kontaktu. Pani Grażyna została więc sama. Na głowie miała firmę i rehabilitację męża. Wtedy zjawił się w jej życiu oskarżony.

Składanie zeznań przed sądem to dla niej niemal tortury. Koszmar. Trudno się dziwić. W końcu przed obcymi ludźmi musi przyznać się do własnej naiwności. Do porażki. Ona, która przez ponad 10 lat sama prowadziła własne przedsiębiorstwo, dała się nabrać na kilka miłych słów. Nie byli kochankami. Krzysztof Misek obiecywał jej przyjaźń. Taką przyjaźń do grobowej deski. Zaklinał się, że ją kocha, ale ze względu na męża uczucie pozostało platoniczne. Po twarzy pani Grażyny widać, że zdradzona przyjaźń boli o wiele bardziej niż niewierny kochanek. Jej matka, która czasem wspiera ją w sądzie, mówi o oskarżonym krótko:
- To oszust! Starsza pani nie przebiera w słowach, bo dobrze wie, ile ta przyjaźń z oskarżonym kosztowała jej córkę. Kiedyś zamożna kobieta, dzisiaj boryka się z długami. Zdrowie też szwankuje. W trakcie przerwy, po kolejnych zeznaniach, pani Grażyna traci przytomność. Potrzebna jest interwencja pogotowia ratunkowego.

Czerwony dywan

Usługi Krzysztofa Miska polecił jej instalator kablówki. Zachwalał go jako świetnego plastyka, zajmującego się aranżacją wnętrz i remontowaniem domu.
- Kiedy montował telewizję, stwierdził, że przydałby się u mnie fachowiec. Dawno nosiłam się z takim zamiarem i szybko się zgodziłam, zwłaszcza że dla mnie remont domu nie był wówczas żadnym problemem finansowym - opowiada przed sądem pani Grażyna.

Dopiero po kilku miesiącach dowiedziała się, iż usłużny instalator za reklamę przyszłego oskarżonego miał od niego zainkasować 1500 złotych.
- Pan Krzysztof zjawił się bardzo szybko. Przyjechał do mnie jeepem. Przywiózł katalog wcześniej wykonanych prac, Twierdził, że poza aranżacją wnętrz budynków projektuje także stoiska firm na targach poznańskich - zeznaje kobieta. - Opowiadał też dużo o sobie, że zwiedził cały świat, że chodził po czerwonym dywanie w Cannes. Pokazywał zdjęcia. Przedstawiał się jako osoba bardzo majętna. Mówił, że skończył studia we Wrocławiu, aż dwa fakultety. Wspominał pobyt we Francji, gdzie malował obrazy.
- Czyli wywarł pozytywne wrażenie? - pyta sędzia Robert Pabin.
- Tak można powiedzieć.
- Nie chciała pani potwierdzić tych umiejętności?
- Oczywiście, chciałam. Zawiózł mnie nawet do domu, który miał remontować. Była tam jakaś ekipa. Znał wszystkich, poruszał się swobodnie. Wykonane tam prace bardzo przypadły mi do gustu.
- I podpisała pani umowę?
- Tego samego dnia. Na początku na projekt łazienki, salonu i pokoju męża. To miało kosztować 4,5 tysiąca złotych.

Pani Grażyna uwierzyła we wszystkie opowieści Krzysztofa Miska. Miała w ręku ponoć jego katalogi i widziała także niemal zakończony przez niego remont. Nie miała pojęcia, że podpisała umowę z absolwentem liceum plastycznego w Zduńskiej Woli.

Rehabilitacja w Konstancinie

Bardzo szybko Krzysztof Misek poznał męża pani Grażyny. Mężczyzna stale przebywa w domu, więc nie było to trudne. Niemal natychmiast zorientował się w sytuacji swojej nowej klientki.
- Wtedy powiedział coś, czym bardzo mnie ujął - mówi pani Grażyna.
- Co takiego? - dopytuje sędzia.
- Stwierdził, że ogromne wrażenie robi na nim sytuacja, w jakiej się znajduję i choroba męża - mówi cicho świadek. - Wtedy się rozkleiłam. Płakałam, bo to, co się stało z moim mężem, to był dla mnie cios.
- Jak na pani łzy zareagował oskarżony?
- Pocieszał mnie i obiecał pomoc w kwestii męża.

W międzyczasie Krzysztof Misek przekonał panią Grażynę, że oprócz projektu prac także cały remont przeprowadzi jego ekipa. Pojawiał się u kobiety bardzo często, zawsze też potrzebował zaliczki.
- Jednocześnie zawiązywała się między nami przyjaźń. Sugerował, że moja sytuacja jest tak tragiczna, że bez niego nie dam sobie rady. Deklarował pomoc i przyjaźń do końca życia - opowiada dalej kobieta. - Mieliśmy razem zawieźć męża do Konstancina. Przekonywał, że ma tam znajomych lekarzy i rehabilitantów, którzy w sześć tygodni postawią męża na nogi. To ostatecznie mnie ujęło, bo przez cały czas szukałam pomocy.

O czym wówczas myślał Krzysztof, nie wiadomo. Teraz natomiast opowieść pani Grażyny budzi w nim śmiech. Ironiczny uśmiech podczas jej zeznań często gości na jego twarzy. Jakby tego było mało, co jakiś czas robi drwiące miny.
- Czy oskarżony zrealizował te obietnice? - pyta zaciekawiony sędzia.
- Dał mi tylko telefon na centralę do Konstancina i powiedział, żebym zadzwoniła.

Tymczasem remont domu trwał dalej. W trakcie prac Krzysztof Misek miał coraz to inne pomysły. Pani Grażyna posłusznie się godziła. Zwłaszcza kiedy zaproponował zmiany w pokoju męża.
- Przekonywał mnie, że tak urządzi pokój męża, że nie będzie chciał z niego wychodzić - mówi smutno. Remont kosztował ją niemal 50 tysięcy złotych. Mimo tak horrendalnej sumy, Krzysztof M. nie wywiązał się z powierzonych mu zadań. Pani Grażyna długo wylicza urządzenia, za jakie zapłaciła, a nigdy nie zobaczyła ich w swoim domu. Kiedy też ostatecznie zerwała znajomość z oskarżonym, bliżej zaczęła się przyglądać wystrojowi poszczególnych pomieszczeń. Szybko się zorientowała, że cena prawie wszystkich materiałów czy ozdobnych drobiazgów została zawyżona często trzy, a nawet pięć razy.

Bezgraniczne zaufanie

Gdyby straciła tylko pieniądze za remont i zaufanie, jakim go obdarzyła, pewnie nie spotkaliby się dzisiaj w sądzie. Krzysztof Misek postanowił jednak skorzystać z łaskawości i szczodrobliwości swojej przyjaciółki. Namiętnie pożyczał od niej pieniądze.
- Łącznie pożyczyłam mu 200 tysięcy złotych - mówi cicho pani Grażyna.
- Dlaczego? - sędzia kiwa głową z niedowierzaniem.
- Pracował nade mną. Mówił o ciężkiej sytuacji rodziny. Uznałam, że skoro jest moim przyjacielem, to ja mu pomogę.

I pomagała jak mogła. Gdy zabrakło pieniędzy w budżecie domowym oddała mu oszczędności. Potem zlikwidowała polisy. Wreszcie, oddała mu pieniądze z ubezpieczenia, jakie otrzymał mąż. Popełniła jednak straszny błąd.

Przy remoncie domu nie zapominała o pokwitowaniach czy fakturach. Natomiast 200 tysięcy pożyczki w żaden sposób nie udokumentowała.
- Dlaczego nie wzięła pani żadnego pokwitowania na tak ogromne sumy? - sędzia nie może się nadziwić.
- On deklarował mi przyjaźń. W gruncie rzeczy powiedział, że mnie kocha. Przekonywał jednak, iż może być to tylko miłość platoniczna ze względu na mojego męża. Mówił, że gdyby mój mąż był zdrowy, rozbiłby nasze małżeństwo. Powtarzał, że chciałby mieć taką żonę jak ja.
- Ale przecież za remont brała pani faktury? - sędzia Pabin stara się, ale widać, że nie może zrozumieć kobiety.
- Sądzę, że jego rodzice, z którymi mnie poznał, także mieli na mnie wpływ - pani Grażyna nadal usilnie stara się przekonać sąd o swojej beznadziejnej sytuacji. - Osobiście prosili mnie, żebym pomagała Krzysztofowi, bo został oszukany przez kobietę i ma kłopoty alkoholowe.

O nadużywaniu alkoholu przez przyjaciela pani Grażyna szybko przekonała się sama.
- Kiedy pił, często dzwonił do mnie po nocach. Zaczął mnie też szantażować, gdy odmówiłam kolejnej pożyczki. Groził, że popełni samobójstwo - opowiada.

Ulegała jego namowom i dalej dawała mu gotówkę. On od czasu do czasu przekonywał ją, jak bardzo chciałby spłacić dług.
- Twierdził, że odda mi wszystko, jak tylko sprzeda swojego jeepa. Rozkładał jednak ręce i mówił, że niestety musiał oddać go do naprawy.
- I co pani zrobiła?
- Pożyczyłam mu swój samochód i zapłaciłam jeszcze za naprawę jeepa.

Tymczasem Krzysztof Misek dalej przekonywał panią Grażynę. Jedyna pamiątka, jaka jej po nim została, to katalog z monetami. To miało być zabezpieczenie jego długów. Obiecywał też zapisanie na jej nazwisko domu, który niebawem miał zakupić. Domu nigdy nie zobaczyła, a katalog z monetami numizmatyk wycenił na 500 złotych.
- Na czym pani oparła przekonanie, że oskarżony się rozliczy?
- O każdej porze dnia i nocy jechałam i pomagałam mu. Pędziłam do niego, ile razy o to poprosił - pani Grażyna próbuje tłumaczyć sędziemu swoje zachowanie.

Długo opowiada, jak zaczęła odmawiać pożyczek. Im dłużej odmawiała, tym bardziej przyjaciel był wierny.
- Czy pani była zakochana?
- Tak - mówi. - Bezgranicznie mu ufałam.
- Dlatego dawała mu pani pożyczki bez pokwitowań?

Kobieta zwiesza głowę i milczy. Aparaty fotoreporterów koncentrują się na oskarżonym. W takich chwilach zachowuje się jak wytrawny model. Z jego twarzy znikają dziwne uśmiechy, nie robi już żadnych min. Właściwie pozuje do każdego zdjęcia.





- Nazwisko oskarżonego i imiona pokrzywdzonych kobiet na ich prośbę zostały zmienione.









Źródło: ANGORA 2005/2006

  • /czytelnia3/296-kalibabka-czy-tulipan/1491-zostay-tylko-gsi
  • /czytelnia3/296-kalibabka-czy-tulipan/1489-lek-na-cae-zo