Przyczyna śmierci to też zagadka

 

W tej sprawie nic nie jest pewne ani jasne. Być może Dariusza J. zabił Krystian B. l być może niektóre szczegóły tej zbrodni opisał potem w książce. To tylko jedna z wielu poszlak w tym procesie. Pewne jest natomiast to, że "Amok", który kilka lat temu napisał oskarżony, jest dzisiaj jedną z najbardziej poszukiwanych książek.

Coraz więcej pytań rodzi się w procesie Krystiana B. A kolejne rozprawy jak na razie nie dają na nie odpowiedzi. Przewód sądowy ze względu na charakter poszlakowy jest ciekawy dla młodych prawników, których zawsze przynajmniej kilku można spotkać wśród publiczności. Tym razem sala dosłownie pęka w szwach. Mimo że jest naprawdę ogromna, trudno znaleźć miejsce siedzące. Studenci tym razem przyszli obejrzeć swoisty - można powiedzieć pojedynek między biegłymi medykami sądowymi. Każdy z nich bowiem ma inną teorię na temat przyczyn śmierci Dariusza J. Nawet w tej kwestii, jak widać, nic nie jest pewne ani jasne.

Utonięcie czy uduszenie?

Nawet pierwszy dzień procesu Krystiana B. nie wzbudził takiego zainteresowania. Kiedy oskarżony pojawia się na sali, studenci z rzadka na niego zerkają. Wertują raczej notatki i analizy biegłych dołączone do akt sądowych. Tłum nie peszy Krystiana B. Ten raczej z ciekawością rozgląda się po publiczności. Wydaje się nawet, że ta niesamowita frekwencja budzi jego zadowolenie. Nie ma pewnie pojęcia, że dla tej rzeszy młodych ludzi, to nie on jest główną atrakcją. Szelest kartek i szepty milkną natychmiast po wejściu na salę składu orzekającego.

- Nie można wykluczyć zadzierzgnięcia jako przyczyny zgonu. Jednak bardziej prawdopodobne wydaje się, że przyczyną zgonu było utonięcie - stwierdza pierwszy z biegłych lekarzy.

- Zatem ofiara żyła, zanim została wrzucona do wody? - upewnia się sędzia Lidia Hojeńska.

- Tak - lekarz nie ma wątpliwości.

- Ale przed wrzuceniem została ogłuszona. Rana na głowie została zadana za życia. Cios padł w momencie, gdy ofiara stała lub siedziała wyprostowana na krześle, świadczą o tym plamy krwi na ubraniu.

- Jak długo ciało przebywało w wodzie?

- Nie da się tego jednoznacznie ustalić. Nie mniej niż dwa, trzy tygodnie. Nie więcej niż trzy miesiące.

Warto tu przypomnieć, że Dariusz J. zaginął 13 listopada 2000 roku. Jego zwłoki niemal miesiąc później - 10 grudnia - znaleźli w Odrze dwaj wędkarze.

- Czy ofiara była głodzona przed śmiercią?

-W dolnym odcinku przewodu pokarmowego stwierdzono tylko śladowe ilości treści kałowej, co oznacza, że mniej więcej trzy dni przed śmiercią zmarły już nie jadł. Ale nie można wykluczyć, że sam odmawiał przyjmowania pokarmów - zaznacza biegły.

- Czy zmarły bronił się, kiedy był bity? Czy obrażenia świadczą o tym, że przez kilka dni mógł być maltretowany? - tym razem pytanie zadaje prokurator Bogumiła Fiuto.

- Nie stwierdzono śladów obrażeń tak zwanych obronnych. Ilość obrażeń nie świadczy też o dręczeniu. Wszystkie rany na ciele denata wyglądały na świeże, a nie takie, które się goiły.

Teraz czas na opinię drugiego z biegłych. Ten lekarz w przeciwieństwie do pierwszego zeznającego przeprowadzał sekcję zwłok Dariusza J.

- Podtrzymuję swoją opinię złożoną na piśmie. Dariusz J. zmarł przed wrzuceniem do wody - stwierdza medyk i natychmiast uzasadnia swój pogląd. - Nie stwierdziłem u zmarłego cech topielca. Nie było wody w żołądku ani drzewie oskrzelowym. Klasycznym objawem utonięcia są rozdęte płuca, a w tym przypadku były małe.

Sędzia uśmiecha się niepewnie. Patrzy w stronę pierwszego z biegłych.

- I co pan na to? - pyta lekarza.

- Ja podtrzymuję swoje wcześniejsze stwierdzenia - mężczyzna natychmiast raz jeszcze podchodzi do barierki dla świadków. Teraz obaj medycy stoją obok siebie. - W miejscu, gdzie była pętla, nie stwierdzono przecież obrażeń. Jeżeli ich nie ma, to znaczy, że pętla była luźna. Brak też wybroczyn krwawych w spojówkach, które towarzyszą zadzierzgnieciu. i wreszcie sposób wiązania pętli. On nie mógł doprowadzić do samozadzierzgnięcia nawet po utracie przytomności.

Gdy wyłowiono ciało pana Dariusza z wody, miał na szyi pętlę. Linką z tego samego materiału miał także związane ręce. Lina ta była przecięta. Zdaniem śledczych musiała ona wcześniej stanowić jedną całość, co oznacza, że zamordowany był związany w tzw. kołyskę. Jednak była ona nietypowa, ponieważ łączyła ręce i szyję. Zwykle w "kołyskę" wiązane są ręce i nogi.

Zeznaniom biegłych przez cały czas przysłuchuje się rodzina zamordowanego. Gdy tylko pojawia się możliwość zadania pytania, z miejsca zrywa się ojciec Dariusza J.

- Syn był głodzony, maltretowany, przetrzymywany w zimnym miejscu... Tak? - pan Tadeusz J. mówi podniesionym głosem. Cały drży.

- Nie można tego stwierdzić. Nie da się tego jednoznacznie ustalić. Na pewno nie jadł trzy dni przed śmiercią - mówi pierwszy z biegłych lekarzy. Drugi tylko przytakuje głową. Chyba po raz pierwszy na tej sali medycy zgadzają się z sobą.

Starszy pan siada zrezygnowany. Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewał.

- Tym razem jeszcze raz poproszę pana doktorze - sędzia Lidia Hojeńska zwraca się tym razem do drugiego z biegłych. - Słyszał pan drugą wypowiedź kolegi. Co pan na to?

- To była silnie zaciśnięta pętla. Ja ją widziałem. Dotykałem. Sam ją zdejmowałem - stwierdza medyk i nadal utrzymuje, że Dariusz J. zmarł wskutek uduszenia. Jednocześnie dyskredytuje opinię kolegi. - Pan doktor oglądał tylko zdjęcia zmarłego. Ja na podstawie zdjęć byłbym ostrożny z wydawaniem sądu.

Jednak prokuratura, przygotowując akt oskarżenia, uznała mimo wszystko, że Dariusz J. utonął.

Małżeńskie kłopoty

Po przesłuchaniu biegłych większość publiczności wychodzi. Kilka osób jednak zostaje. Za chwilę ich obecność zacznie krępować nie tyle oskarżonego, ile rodzinę, a przede wszystkim chyba żonę zamordowanego Dariusza J. Dotychczas z zeznań świadków wiadomo już nieco na temat Krystiana B. Opowiadali przed sądem, że nadużywał alkoholu, czasem bywał po nim agresywny. Była też mowa o jego nieudanym małżeństwie, które skończyło się rozwodem, l w końcu o chorobliwej zazdrości o byłą żonę. Właśnie owa zazdrość, zdaniem oskarżenia, miała popchnąć Krystiana B. do zabójstwa Dariusza J. Tym razem przed sądem stają znajomi oskarżonego i szybko okazuje się, że również jego życie prywatne nie było sielanką. Nie jest to zresztą niespodzianka, wcześniej pisały już o tym gazety.

- Rozmawiałam z Darkiem przez telefon w dniu zaginięcia. Mówił, że będzie stawiał banery reklamowe gdzieś koło Legnicy i musi tam jechać tego dnia - opowiada świadek Małgorzata S.

Kobieta była koleżanką Dariusza J. i jego żony Agaty przez wiele lat. W trakcie zeznania jest bardzo spięta, mówi raczej ogólnie. Sędzia co jakiś czas zadaje jej pytania i wtedy kobieta przypomina sobie więcej szczegółów.

- Dostawała pani chyba jakieś telefony? - dopytuje sędzia.

- Ach tak. Po zaginięciu..., nie jak już znaleziono zwłoki Darka dostawałam dziwne telefony z pogróżkami - przypomina sobie świadek.

Sędzia Hojeńska po kilkunastu minutach decyduje, że odczyta jednak zeznania pani Małgorzaty złożone w trakcie śledztwa. Okazuje się, że rano w dniu zaginięcia pana Dariusza świadek rozmawiała z nim trzy razy.

- Między jedną albo drugą rozmową zmienił się jego nastrój - sędzia czyta zeznania kobiety. - Po zaginięciu Darka zadzwoniła do mnie Agata, jego żona. Poprosiłam ją, żeby zadzwoniła później, bo byłam akurat w domu i nie chciałam, aby mąż wiedział o moich kontaktach z Darkiem...

Sędzia nagle przerywa czytanie protokołu. Robi to teraz po cichu. Przewraca kolejną stronę. Dalej przegląda zeznanie świadka.

- Reszta zeznania jest już nieistotna dla sprawy, to już kwestie prywatne - stwierdza po kilku minutach sędzia Hojeńska.

- Czy są pytania do świadka? Prokurator oraz oskarżyciele posiłkowi wraz ze swoim pełnomocnikiem są zgodni. Pytań nie będzie. Na ten moment już czeka obrońca oskarżonego.

- Czy mąż był zazdrosny o pani kontakty z Dariuszem J.? - pyta mecenas Karol Węgliński.

- Tak - mówi cicho pani Małgorzata. Jest zdenerwowana i speszona. Nikt się jej pewnie w tym momencie nie dziwi.

- Miał powody? - drąży adwokat.

- Nie - tym razem odpowiedź jest stanowcza.

Niemal natychmiast po tym przesłuchaniu o zabranie głosu prosi mecenas Bogusława Nowakowska, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych. Na procesie w tej roli występują żona i ojciec Dariusza J.

- Wysoki sądzie, proszę o wyłączenie jawności rozprawy na czas przesłuchiwania rodziny Dariusza J. - stwierdza pani adwokat.

Potem długo argumentuje ten wniosek. Wspomina o obecności mediów, sprawach prywatnych, rodzinnych, a także o tragedii, jaką niewątpliwie była strata syna i męża. Sąd przychyla się do tej prośby. W chwilę później na sali pojawia się mąż zeznającej wcześniej Małgorzaty S. Niemal natychmiast pada pytanie o to, co mężczyzna robił w dniu zaginięcia Dariusza J.

- Jestem handlowcem. Moja praca polega na ciągłym jeżdżeniu. Tamtego dnia pracowałem poza Wrocławiem - utrzymuje Michał S.

- Czy pan przekazywał żonie Dariusza J., że spotyka się on z innymi kobietami? - pyta obrońca oskarżonego.

- Nie przypominam sobie - mówi pewnie świadek.

Sędzia odczytuje zeznanie Michała S. Opowiadał w nim jak to któregoś wieczoru był na drinku z Dariuszem J.

- Przy barze stała jakaś kobieta. Wydawało mi się, że się znają. Wyszedłem do toalety. Jak wróciłem, Darek całował ją w usta.

- Była taka sytuacja?

- Powiem szczerze, że dzisiaj nie pamiętam - twierdzi mężczyzna.

Kolejny świadek i przyjaciel rodziny to Grzegorz M. Ciężko opowiada mu się o zmarłym koledze przed obcymi ludźmi, zwłaszcza że musi opowiedzieć o jego sekretach.

- Czy wiedział pan o związkach Dariusza J. z innymi kobietami?

- Opowiadał mi o związku z Gośką, ale bez szczegółów. Ich małżeństwo po prostu przeżywało wzloty i upadki. O tym wiedziała większość znajomych.

Rzeczywiście, następny kolega przypomni o tym, że Dariusz J. nawet wyprowadzał się od żony. Najwięcej zamieszania robi chyba jednak świadek Witold W. O życiu prywatnym zamordowanego nic nie opowiada, bo choć znał go od lat, to spotykali się sporadycznie. Pamięta za to, kiedy widział pana Darka po raz ostatni.

- Spotkaliśmy się w dniu jego zaginięcia między godziną 17 a 18 - sędzia czyta jego zeznanie ze śledztwa.

- Tak było?

- Wtedy moje zeznania były bardziej szczegółowe, więcej pamiętałem, więc tak musiało być - utrzymuje Witold W. - Robiłem wtedy zakupy. Stałem już przy kasie. Kupiłem wino. l Darek powiedział, że też musi coś takiego kupić. W moim odczuciu gdzieś się spieszył.

Dlaczego o tych zeznaniach nie wspomniał wcześniej prokurator? Tego już nie wiadomo. W akcie oskarżenia napisano nawet, że Dariusz J. był po raz ostatni widziany około godziny 15, kiedy wychodził ze swojej firmy z dwoma nieznanymi mężczyznami.


KATARZYNA PASTUSZKO


 


ANGORA nr 13, 01 kwietnia 2007

  • /czytelnia3/198-pisarz-czy-morderca/973-typowa-charakterystyka-studenta-filozofii
  • /czytelnia3/198-pisarz-czy-morderca/971-diaby-tkwi-w-szczegoach