Serdeczności bez jelenia na rykowisku

 

Co roku wysyłam sto kartek świątecznych i wiele mejli do przyjaciół. Kiedy w esemesach zaczyna się wyszczególnianie, że ktoś mi życzy zdrowia, szczęścia..., to - językowo - nie jestem zachwycony. Z profesorem Janem Miodkiem rozmawia Jacek Antczak

Czy, podobnie jak u wielu z nas, w okolicach 24 grudnia Pana komórka zapchana jest świątecznymi życzeniami?
Tak, i ja takie życzenia esemesowe chętnie przyjmuję. Ale sam nie wysyłam.

Ależ Profesorze, cóż złego jest w esemesach?
Nic złego, tyle że ja potrafię tylko przyjmować wiadomości, a nie umiem esemesować.

Jak to, nikt od Pana esemesa świątecznego nie dostał?
Moja żona potrafi je wysyłać, więc kiedy bardzo potrzebuję, wtedy proszę ją lub syna. W tym miejscu widzę granicę generacyjną. Moje dzieci - syn i synowa - nie ukrywają przede mną, że większość życzeń świątecznych „załatwiają" esemesowo. Ja do najbliższych telefonuję, a jeśli nie znam numerów czy adresów mejlowych, piszę tradycyjne kartki...

Zaraz, zaraz, „adresów mejlowych"? Mówi Pan o granicy pokoleniowej, a wysyła Pan życzenia mejlami?
Tak, kilkadziesiąt życzeń wysyłam przez internet. Esemesować nie umiem, ale uwielbiani mejlować.

Zastąpiły Panu tradycyjne kartki?
Absolutnie nie. Przed każdym Bożym Narodzeniem wysyłam około stu kartek świątecznych do przyjaciół z Polski i z zagranicy.

Pewnie życzenia formułuje Pan godzinami?
Nie bardzo. Natomiast są ludzie, od których dostaję takie listy z wielozdaniowymi formułami świątecznymi. Jedną z nich jest moja serdeczna koleżanka ze studiów, długoletnia pracownica Biblioteki Uniwersyteckiej, Ewa Głodowska z Bielawy. Drugą moja dawna studentka, dziś koleżanka, Maria Lubieniecka, która pracuje we Wrocławskim Teatrze Lalek. Przypomina mi się też profesor Roman Kaleta, którego dedykacje na książkach wypełniały całą stronę. Do tego połowę formułował po łacinie. To są ludzie niezwykle uzdolnieni. Moje dedykacje sprowadzają się do formuł: „Jackowi Antczakowi z bardzo ciepłym słowem".

Z życzeniami jest tak samo?
Moje wspomniane koleżanki potrafią to robić wspaniale. Natomiast, jak się zaczyna wyszczególnianie, że mi ktoś „życzy zdrowia, pieniędzy, radości, pociechy z żony, syna, wnuka...", to - językowo - nie jestem zachwycony. Takie detale są miłe dla odbiorcy, ale wydają mi się stereotypowe. Powtarzam więc od lat swoim studentom: Jeśli ci nic nie przychodzi do głowy, jeśli nie jesteś talentem epistolarnym, to może najlepiej napisać po prostu „Życzę Ci wszystkiego najlepszego". Ale, żeby już całkiem się nie pognębiać, że jestem takim zupełnym beztalenciem, przyznam się, że niemal przy okazji każdego Bożego Narodzenia przychodzi mi do głowy jakaś niebrzydka formuła i powielam ją na stu kartkach.

Pan próbuje, a można sobie życie ułatwić - są przecież „gotowe" katalogi życzeń.
Jeśli chodzi o gotowe formuły, zdradzę Panu, że powiedziałem swoim bliskim: „Słuchajcie, jeśliby się zdarzyło, że Pan Bóg mnie powoła na drugą stronę, to proszę, nie piszcie mi na nekrologu »Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą«". To oczywiście jest piękny poetycki tekst księdza Twardowskiego, ale na pewno Pan widzi w swojej gazecie, że umieszcza się go na co drugim nekrologu. I ta głęboka, filozoficznie i egzystencjalnie, formuła zaczyna troszkę jelenieć na rykowisku, stawać się stereotypem. A każdy estetyk powie, że stereotyp jest kategorią pojęciową graniczącą o wąską miedzę z kiczem.

To może dobrze jest wejść sobie na stronę z gotowcami i wybrać coś niestereotypowego z dostępnych tam kategorii: „poważne", „niecenzuralne", „śmieszne". Co Pan sądzi na temat: Szczęścia, zdrowia, powodzenia w dniu Bożego Narodzenia. Beczkę piwa, wiadra wódki, by odgonić wszystkie smutki. 100 całusów na dodatek, by smaczniejszy był opłatek". Żartobliwe i dowcipne. Czyli takie, za jakimi... nie przepadam. „Beczka wódki", „całusy" - nie lubię po prostu takich życzeń.

A takie: „Śniegu po nerki, wesołej pasterki, prezentów moc, seksu co noc, pysznego bigosu, gwiazdki z kosmosu i udanego skoku do Nowego Roku"?
Chylę czoła przed ludźmi, którzy to wymyślają, jeśli chodzi o kreatywny stosunek do języka, ale przyzna Pan, że te rymy są strasznie naiwne, a skojarzenia nieciekawe.

„Procentów bez liku i choinki do sufitu... czyli świąt na 102 życzę - ja".
Te życzenia przypominają mi wpisy do pamiętników. Jestem dzieckiem nauczycielskim, więc pamiętam, jak moi rodzice przynosili do domu pamiętniki uczniów, zwłaszcza dziewczynek. Przecież to jest to samo: „Ucz się dziecko pilnie, bo Mickiewicz w Wilnie, też się uczył pilnie. Fiku, miku na patyku, wpisałam się w Twoim pamiętniku".

Może warto czerpać z literatury? Albo użyć jakiegoś staropolskiego sformułowania?
Można z literatury, zachęcam. A jeśli chodzi o ładne słowa, to ludzie głęboko wierzący preferują formułę: „Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia". Sam ją stosuję w życzeniach, jeśli wiem, że kieruję je do osoby wierzącej, dla której Boże Narodzenie jest jednocześnie głębokim przeżyciem religijnym. Imiesłów przymiotnikowy bierny, przydawkę: „Błogosławionych" stosuję szczególnie, gdy piszę do znajomych księży. To zresztą bardzo uniwersalna formuła, na przykład Niemcy piszą „Gesegnete Weihnachten".

 

POLSKA GŁOS WIELKOPOLSKI, 24-27 grudnia 2009

 

  • /ciekawostki/442-obyczaje/2845-obyczaje-ycie-seksualne-gocia-kpielowegog
  • /ciekawostki/442-obyczaje/2739-yczenia-od-niechcenia