Dom duchów

 

 

Oprócz dobrodusznych, nieszczęśliwych, zagubionych, zdziwionych i innych duchów, które codziennie składają nam wizyty po tej stronie materialnego świata, istnieje także - na szczęście nieliczna - grupa "hałaśliwych duchów". Jest to właśnie o nich opowieść, a zarazem ostatni przykład zjaw, których fenomen będziemy próbowali wyjaśnić w następnych rozdziałach tej książki.

W czasie mojego pobytu w Hollywood spotkałem podczas kręcenia filmu świeżo poślubioną parę Billa i Crystal Monroe. Bili był operatorem zdjęć specjalnych efektów, a Crystal była specjalistką od kopiowania tych właśnie efektów. Właśnie oni opowiedzieli mi, co wydarzyło się na wiosnę w okolicy, gdzie mieszkali.

Natychmiast po ślubie nowożeńcy zdecydowali się, że opuszczą swoje kawalerskie mieszkanka i przeprowadzą się do jakiegoś większego mieszkania w lepszej części Hollywood. Wynajęli nieduży dom na peryferiach Hollywood Hills, eleganckiej dzielnicy. Okolica była prześliczna: czysta, bardzo cicha i pełna starych, pięknych domów i nowych willi w hiszpańskim stylu. Wyróżniała się jedynie wiktoriańska willa - trzypiętrowy pałac - która stała akurat w sąsiedztwie ich domu. Wyrośnięta trawa, zwiędłe kwiaty i powybijane szyby w oknach świadczyły, że prawdopodobnie nikt tu nie mieszka. W Los Angeles pełno jest takich opuszczonych domów, więc Bili i Crystal nie dziwili się temu, ale pewnego dnia spotkali stare małżeństwo, które wychodziło z opuszczonego domu. Grzecznie ich pozdrowili, przywitali i poszli dalej chodnikiem trzymając się pod rękę. Staruszkowie byli ubrani starannie, ale odzież pochodziła przynajmniej sprzed stu lat. Nie zdziwiło to jednak moich młodych przyjaciół. Dziesiątki tysięcy statystów i zwykłych mieszkańców codziennie przychodzi do rozlicznych studiów filmowych i telewizyjnych, wielu z nich wychodzi z domu i chodzi po ulicach w kostiumach i ucharakteryzowanych, aby nie tracić niepotrzebnie czasu na przebieranie podczas kręcenia. Billa i Crystal zaskoczyło to, że w tej, zdawałoby się z zewnątrz, opuszczonej willi mimo wszystko ktoś mieszka.

Wkrótce poznali inną młodą parę, mieszkającą w niedalekim sąsiedztwie i zostali przez nich zaproszeni w gości. Przy ciastkach i piwie rozmawiali o problemach przemysłu filmowego i wysokich cenach domów tej dzielnicy; Bili zapytał gospodarzy:
- Przy okazji, jak mówimy o domach, kim są ci dziwni staruszkowie, którzy mieszkają w tym "pałacu duchów" obok nas?
- Duchy, oczywiście! - krzyknęła z uśmiechem młoda pani domu z części kuchennej.
- Ale poważnie - naciskał Bili. Spotkaliśmy ich już trzy razy. Zawsze, gdy wracamy z pracy, oni gdzieś wychodzą ubrani w stare kostiumy. Jak mogą mieszkać w takiej ruinie?
- To wyście ich też spotkali? - zapytał nagle gospodarz z poważnym wyrazem twarzy. Bili nie wiedział, co odpowiedzieć, krótko spojrzał na Crystal i w tym momencie wróciła z kuchni gospodyni niosąc następną tacę świeżych ciastek.
- No co, dzieciaki, czemu się tak martwicie? Oni wcale nie są takimi złymi duchami, pod warunkiem że nie będziecie próbowali wejść do ich domu! Wtedy potrafią się bardzo zdenerwować, stają się złośliwi i hałaśliwi. Tłuką szyby w oknach, trzaskają drzwiami, huśtają żyrandole i rzucają w niepożądanych przybyszów różnymi przedmiotami!
- Żartujecie? - zapytał zaskoczony Bili.
- Nie, to prawda! - gospodyni usiadła w fotelu. Tych dwoje, których spotkaliście, a z opowiadania widzę, że to oni, nie są żywymi ludźmi. To są duchy byłych właścicieli tego pałacu, którzy umarli przed stu laty. Przepraszam, jeżeli was przestraszyliśmy, ale ktoś powinien was o tym uprzedzić. - Nie wierzę wam! - Bili nie mógł się pogodzić z taką ewentualnością. Mary nie żartuje - wtrącił się gospodarz, stawiając pustą szklankę na małym szklanym blacie. Chodzi o widma byłych właścicieli pałacu. Pierwszy raz usłyszałem o tym od agenta sprzedaży nieruchomości, który żalił mi się, że już tyle lat próbuje sprzedać ten dom bogatym aktorom lub producentom filmowym, ale wszystkich duchy zmarłych właścicieli tak niepokoiły, że dosłownie wygnały ich z domu.
- Nie mogę w coś takiego po prostu uwierzyć! - spoważniał Bili.
- Widziałem dotychczas tysiące specjalnych efektów i chyba umiem odróżnić żywych ludzi od "duchów".

Gospodarz przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu, potem wstał i wyszedł. Powrócił wkrótce z biało-czarną fotografią jakiegoś starego małżeństwa, którą podał Billowi i Crystal. - Czy to ich spotkaliście?
- Tak, to oni - potwierdził Bili.
- Umarli przed stu laty! - przekonywał go przyjaciel nieco podniesionym tonem. Skoro nam nie wierzysz, zadzwoń do dr. Schaeffera z Uniwersytetu Kalifornijskiego. Jego telefon jest po drugiej stronie zdjęcia. To od niego dostaliśmy w zeszłym roku tę fotografię. On jest członkiem specjalnego "oddziału do łapania duchów".

Billowi i Crystal wydawało się, że śnią. Wizyta wkrótce się zakończyła, a przy wyjściu wzięli fotografię. Następnego dnia Bili zadzwonił do wspomnianego naukowca i stał się jednym, z wielu świadków, którzy spotkali "ludzi z tamtego wymiaru". Jego szczegółowy opis został zarejestrowany przez "trzy" zsynchronizowane detektory prawdy (kłamstwa), nagrany na taśmę magnetofonową i uważnie zaklasyfikowany w specjalnym archiwum Uniwersytetu. Kiedy to wszystko usłyszałem, poprosiłem Billa, aby umówił mnie na rozmowę z dr. Schaefferem wyjaśniając, że bardzo jestem zainteresowany takimi "zjawami" ze względu na nową książkę, którą piszę.



Od tłumacza:

Kanadyjski autor serbskiego pochodzenia, B. D. Benedikt jest znanym autorem powieści science fiction zarówno w Kanadzie, jak i w Stanach Zjednoczonych. O napisaniu przez niego książki, z której pochodzi ten fragment zadecydował, jak sam wyznaje, przypadek. Nie myślący o zjawiskach nadprzyrodzonych, być może nawet niewierzący człowiek nagle dość niespodziewanie zainteresował się parapsychologią, przepowiedniami, jasnowidztwem i różnymi zjawiskami nadprzyrodzonymi, które (choć nie wszystkie) po wnikliwej analizie można jednak wytłumaczyć w sposób logiczny. Oczywiście przy założeniu, że istnieje inny, równoległy do naszego świat, w którym dobro i zło mają swoje miejsce naprawdę, w którym zwycięża właśnie uczciwość i w którym za wszystkie zbrodnie popełnione w życiu wśród żywych trzeba zapłacić.

Nie wiem, kim byłam w swoim poprzednim życiu. Wiem, że musiałam przybyć tu ponownie. To pewnie nie przypadek, że tłumaczyłam tę książkę. Czekała na mnie i mimo przeciwności w końcu doczekała się polskiego wydania. Wszystko, co jest w niej opisane, zdarzyło się naprawdę. Wszystkie wydarzenia są potwierdzone dokumentami. Książka ta rozwieje prawdopodobnie wątpliwości tych, którzy je mają, stanowi dowód, a może i ostrzeżenie, że należy uważać: tu gdzieś obok nas trwa inny świat, z którym należy się liczyć, do którego wszyscy kiedyś przejdziemy, bo taka jest moc przeznaczenia.




ZAŚWIATY - FANTAZJA CZY RZECZYWISTOPĆ; Wiedza Powszechna 1985;
Tłumaczenie: DANUTA HANNA JAKUBOWSKA

  • /biblioteka/53-fantazja/1401-zniknicia-osob
  • /biblioteka/53-fantazja/1399-dziewczyna-z-mostu