Portret czlowieka optymistycznego

 

   Gdy miał 13 lat, stracił obie ręce. Mimo to wciąż pełen jest nadziei i energii. Założył rodzinę, ma troje dzieci, pracuje jako informatyk, prowadzi samochód i... buduje dom

   Mirek
: - Każdy, kto mnie widzi, wychodzi pewnie z założenia, że taka osoba nie może nic robić, a tym bardziej pracować. A ja dostałem taką szansę w Urzędzie Miejskim w Nowym Mieście Lubawskim, l chociaż nie mam rąk, pracuję tu już sześć lat. Zamieszczam różne informacje w biuletynie. Trochę roboty z tym jest, przynajmniej się nie nudzę.

   Obsługa sprzętu nie sprawia mi problemu. Moje nogi są na tyle sprawne, że zastępują mi dłonie. Prawa noga, to prawa ręka. Wszystkie czynności, które przeciętny człowiek wykonuje prawą ręką, ja po prostu robię nogą. Udowodniłem, że osoba niepełnosprawna może normalnie pracować.

   Samochód

   Mirek: - Samochód jest o tyle niezwykły, że kieruje się nogą, w moim przypadku lewą. Skrzynia automat, przyciski blisko szyby. Gaz, klakson, hamulec - tradycyjnie. Już trzy lata jeżdżę takim autem. Warunkiem, aby podejść do prawa jazdy, było zdobycie takiego cuda. To na nim zdawałem egzamin. Udało mi się za pierwszym razem, choć nie było łatwo. Może niektórzy myślą, że zdałem, bo jestem bez rąk i ktoś się nade mną zlitował. A ja mam satysfakcję i świadomość, że byłem dobrze przygotowany i zdałem, bo potrafiłem  jeździć!

   Oczywiście, że teraz po trzech latach robię to lepiej niż wtedy, ale tak jest przecież z każdym doświadczonym kierowcą. Widzę nieraz, jak ludzie mi się przyglądają. - Idzie facet bez rąk, wsiada do auta nie od strony pasażera, tylko kierowcy, i odjeżdża. Są zaskoczeni. Sam byłbym zaskoczony!

   Jazda samochodem sprawia mi wielką przyjemność. Lubię się szybko przemieszczać. Marzę, by kiedyś przejechać się rajdówką. Miałam trzy kontrole drogowe. Wieczorem policjant nawet nie zwrócił uwagi, że nie mam rąk, bo dokumenty podała mu żona. Samochód niezwykle ułatwia nam życie. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę zabrać żonę i córki na przejażdżkę.

   Rodzina

   Mirek: - To moja żona Grażyna, córka Patrycja i bliźniaczki Olga i Anita.

   W 2006 roku urodziła się Patrycja, a w 2009 roku dziewczynki.

   Grażyna: - A miał być chłopaczek!

   Mirek: - Nasza przygoda zaczęła się dziesięć lat temu na dyskotece. Tam właśnie się poznaliśmy. Chciałem się towarzysko udzielać. Na dyskotece przewijały się kobiety i można było poszukać partnerki na całe życie.

   Grażyna: - Podszedł do mnie i powiedział, że czas najwyższy się poznać, bo kilka razy się widzieliśmy, ale nigdy nie mieliśmy odwagi porozmawiać. Następnego dnia umówiliśmy się, kiedy było widno. Mirek miał koszulkę z krótkimi rękawami i trochę mnie przeraził, gdy zobaczyłam, na czym polega jego niepełnosprawność. Widząc moją minę i słysząc, że jadę do domu, bo nie mam czasu, wygłosił krótkie kazanie na ten temat. Stwierdził, że tak się nie robi. Opowiedziałam o wszystkim mamie, która też była zdania, że tak się nie postępuje. W końcu to zrozumiałam...

   Nie widzieliśmy się przez jakiś czas, bo Mirek pojechał na kurs komputerowy do Konstancina. Pisał do mnie listy. Kiedy wrócił, zaczęliśmy się spotykać już na poważnie. Mirek przychodził po mnie do liceum. Koleżanki nie odradzały mi tych spotkań.

   Mirek: - Grażyna podobała mi się i podoba pod każdym względem, dlatego jesteśmy razem.

   Grażyna: - Romantyczny, dowcipny, wesoły - taki jest Mirek. Ma ogromne poczucie humoru, którym mnie zaraził. Wcześniej miałam chłopaków, ale to były krótkie znajomości.

   Mirek: - Nigdy nie miałem problemów w relacjach damsko-męskich. Zawsze miałem więcej koleżanek niż kolegów. Jednak w pewnych sytuacjach za dziewczyny decydowali rodzice. Kiedy widzieli, że zanosi się na poważniejszy związek, odradzali go swoim córkom. A może to dziewczynom było głupio powiedzieć mi wprost, że nie chcą się wiązać z takim mężczyzną?

   Grażyna: (pokazując zdjęcia ze ślubu) - Zakładałam Mirkowi obrączkę na szyję, na łańcuszku. Swoją założyłam sobie sama.

   Mirek: - Amputacja odbyła się na wysokości ramion. W tym przypadku zaprojektowanie ułatwiających życie protez jest chyba niemożliwe. Miałem kiedyś protezę, ale nie zdała egzaminu. Spełniała funkcje kosmetyczne, ale nie praktyczne, jeszcze bardziej mnie ograniczała. Nie chodzi mi o to, by udawać, że mam rękę, skoro nic nie mogę nią zrobić.

   Grażyna: - Mirek może nie robi wszystkiego, ale pomaga mi w wielu rzeczach. Chodzi na spacer z dziećmi, pilnuje i daje im obiad.

   Mirek: - Są takie sposoby, że można opiekować się dziećmi, nawet nie mając rąk.

   Grażyna: - Mirek nosi dzieci w nosidełku zapinanym na szelki.

   Mirek: - Gdybym przyjął strategię, że nie wychodzę z domu, bo się wstydzę, to niczego bym nie osiągnął. Ale były takie okresy i zresztą nadal są, że czuję na sobie wzrok ludzi. Wtedy myślę, przecież mają oczy, to patrzą, i nic na to nie poradzę.

   Grażyna: (przeglądając zdjęcia z dzieciństwa Mirka) - Jakaś gwiazdka szkolna, kuzyni, choinka... O! Tu Mirek siedzi przy biurku i trzyma ręce na ławce. To jego klasa I b.

   Mirek: - To był nieszczęśliwy wypadek, w sumie na moje własne życzenie. Miałem 13 lat. Wszedłem tam, gdzie nie trzeba. Ładny widok był z góry. W pewnym momencie odrzuciło mnie z góry i o mały włos nie zabiło. Miałem styczność z transformatorem wysokiego napięcia i... poraził mnie prąd. Straciłem obie ręce. Lekarz, który podjął decyzję o amputacji, chciał jak najlepiej, ale niestety, nie było czego ratować. Od tej chwili wszystko się zmieniło...

   Grażyna: - Na początku podziwiałam, jak Mirek daje sobie radę z myciem zębów specjalną maszynką, jak sam je, goli się. Dziś to już jest normalne. Oczywiście, pomagam mu się ubrać, ale gdy się spieszy do pracy. Robię mu herbatę, kanapki.

   Mirek: - Grażynka jest bardzo pomocna. Opiekuje się mną, choć ciągle powtarza, że to nie jest dla niej żadne wyzwanie czy coś, co ją męczy. Myślę, że robi to wszystko, bo po prostu mnie kocha. Wiem, że żadna kobieta nie byłaby w stanie przetrwać takiego związku bez miłości. Połączyło nas jakieś magiczne uczucie. Od początku wiedzieliśmy, czego chcemy. Grażynka każdego dnia mnie zaskakuje. Mówi, że jest jej ze mną dobrze i jest szczęśliwa.

   Grażynka: - Tak naprawdę, to my nigdy się nie kłóciliśmy.

   Dom marzeń

   Mirek: - Mieszkamy u rodziców i mamy dla siebie tylko jeden pokój. Nie było nas stać na coś większego. Kredyt? Nie mamy zdolności finansowej, żeby go wziąć. Powstał więc pomysł zbudowania domu.

   Mirek: (na budowie) - To, co widać, to nie tylko efekt mojej pracy, ale firm, które zaangażowały się w akcję budowy naszego domu. Dziś mamy stan surowy. Dach jest odeskowany, przykryty papą. Niedawno firma, która podarowała mi okna, również je zamontowała. Byłem zaskoczony, jak wielu ludzi mi pomogło.

   Zainwestowaliśmy z żoną wszystkie oszczędności, najpierw musieliśmy kupić działkę. Zaprzyjaźniłem się z kolegą o imieniu Internet. Powstała strona internetowa - www.miroslawjeznach.pl - od mojego imienia i nazwiska. To na niej zamieszczony jest dziennik budowy i wszystkie informacje dotyczące mnie i mojej rodziny.

   Najbardziej żałuję, że sam niewiele mogę zrobić. Mam jednak nadzieję, że nam się uda i do wymarzonego domu wprowadzimy się jak najszybciej.


   Reportaż MIROSŁAWA SOCHACKIEGO w Polskim Radiu Olsztyn
   Opracowała: Agnieszka Pacho
   ŹRÓDŁO: ANGORA nr 41, 10 października 2010

  • /biblioteka/48-niepokonani/2888-czarne-oczy-czarny-wiat