Ja tylko nie widzę

Tłumaczył, że na tym świecie nic nie dzieje się po nic.
Gdy spotyka nas coś złego, to zawsze w jakimś celu.


 


Stanisław Zasada

 





Udało się - lekarz odetchnął po operacji. - To znaczy, że będzie widział? - spytała z nadzieją matka. - Pani syn nie będzie widział. Dziś Krzysztof Galas, masażysta, poeta, mówi, że Bóg i tak obszedł się z nim łaskawie, bo nie stracił wzroku nagle, tylko powoli. Miał czas, żeby się przyzwyczaić.

- Skąd pan wie, jak wyglądają dojrzałe jabłka albo że jarzębina jest czerwona?

- Pamiętam je z czasu, jak jeszcze widziałem. Pamiętam, jak wygląda drzewo, samochód, jakie są barwy. (Stąd Krzysztof wie na przykład, jaką koszulę założyć do niebieskich dżinsów, żeby kolory się nie gryzły).

- Ale żony pan nie widział?

- Nie.

- To skąd pan wie, że jest ładna?

- Inni mi ją opisali.

* * *

Alina poszła kiedyś z Krzysztofem na grób Barbary. Gdy przeczytała na nagrobku, że tamta kobieta zmarła tak młodo, zrobiło się jej żal. - Ty musiałaś umrzeć, żebym ja miała dobrze - powiedziała i przytuliła się do niego.

marmurowa mozaika wody
na skoszonej trawie
po ściernisku świt kaleczy stopy
dojrzałe jabłka pachną ciepłym domem
jarzębina przed chwilą zasnęła
mrużąc czerwone oczy


Wiersz napisał kilka lat temu. Zamieścił go w pierwszym tomiku pt. "Róża przeznaczeń". "Barwa tego kwiatu jest być może jednym z ostatnich wrażeń kolorystycznych, jakie zapamiętał, zanim stracił wzrok" - napisała na okładce książki znajoma poetka Helena Gordziej. Na okładce drugiego tomiku napisała: "Czytelnik, gdyby nie notka informacyjna o braku światła w oczach autora, nie domyśliłby się, że wiersze tworzy człowiek dotknięty utratą wzroku. Pogodzony z losem stworzył dla siebie, dla odbiorców poezji świat mieniący się barwami życia".

- Mam piękną żonę, rodzinę, pracę. Czego chcieć więcej? - pyta Krzysztof Galas, 42 lata, niewidomy od 30 lat. Nieszczęśliwy byłby wtedy, gdyby mówił: "Ja nie widzę".


Dlatego mówi: "Ja tylko nie widzę".
Ślepota nie jest walką
o nieosiągalne
pełną wymyślnych dziwactw
dla mnie to zwykła przypadłość
podobna łamliwości paznokci


- Udało się - po skończonej operacji lekarz odetchnął z ulgą. - To znaczy, że będzie widział? - spytała z nadzieją matka. - Pani syn nie będzie widział.

Jaskra i zaćma, z którymi się urodził, były w tamtym czasie nieuleczalne. Operacje w najlepszych klinikach tylko oddaliły wyrok. To był chyba najtrudniejszy okres w jego życiu. Z pobytów w szpitalach najbardziej zapamiętał tęsknotę za domem.

Gdy lekarz powiedział matce, że nie będzie widział, miał siedem lat. Za mało, żeby samemu się przejąć. - Ale mama długo płakała - to akurat najbardziej wryło mu się w pamięć.

Obrazy coraz bardziej się rozmywały. Kiedy miał 13 lat, przestał odróżniać trawę od asfaltu. Gdy miał 15, nie widział już nic.

Mówi, że Bóg i tak obszedł się z nim łaskawie, bo nie stracił wzroku nagle, ale powoli. Miał czas, żeby się przyzwyczaić.


Jeśli ogrom osobistego cierpienia
pochłania twoją uwagę w całości
policz odpryski lakieru
na poszarzałej bieli mojej laski
dotknij skaleczonego czoła
po zderzeniu z ulicznym słupem
 

Po podstawówce dla dzieci niewidomych w rodzinnym Poznaniu uparł się, że pójdzie do normalnego liceum. Był jedynym niewidomym w szkole. Nie czuł się gorszy od reszty. Sam zasłużył na to, żeby koleżanki i koledzy traktowali go normalnie: dobrze się uczył, był wysportowany (z całej klasy najlepiej podnosił się na drążku).

Nie poszedł na studia, bo chciał się szybko usamodzielnić. Mógł się wyuczyć prostego zawodu. Ale nie wyobrażał sobie, jak całe życie można robić szczotki albo wyplatać koszyki z wikliny. Wybrał szkołę masażu leczniczego dla niewidomych w Krakowie (dla niewidzących to zawód elitarny). Wrócił do Poznania, pracuje w jednej z tutejszych przychodni.

Na czarno-białej fotografii Barbara się uśmiecha. Ma ciemne, krótkie włosy i grube okulary. Poznali się w szkole masażu. Ona była w lepszej sytuacji - widziała na jedno oko. Później całkowicie straciła wzrok. Zakochali się, jeszcze w szkole zaczęli myśleć o wspólnym życiu.

Pobrali się z Basią, gdy miał 20 lat. Po roku urodziła się Agnieszka. Kompletnie zwariowali na jej punkcie, choć dała się im mocno we znaki: nie chciała jeść i całe noce nie spała. Gdy szła do pierwszej klasy, przeżyli to jak wielkie święto. Kilka tygodni później Basia zaczęła mieć silne bóle głowy.

* * * 

Był późny lipcowy wieczór. Po całym dniu pracy w hurtowni Alina była zmęczona i zrezygnowana. To już dwa lata, jak mąż zostawił ją z dwójką dzieci. W myślach przeliczała, na ile starczy jej pensja, którą schowała na dno torebki. Wiedziała, że znów nie pojadą na wakacje.

Zbliżała się do domu. Zobaczyła podpitego mężczyznę, który trzymał jakąś deskę. Widziała jeszcze, jak się zamachnął. Nie pamięta, jak upadła. - Złodziej! - zaczęła krzyczeć, gdy się ocknęła. Oparła się o mur kamienicy i zaczęła płakać. Przechodzący obok patrol policji zauważył napad. Odzyskała torebkę. Następnego dnia po raz pierwszy od długiego czasu poczuła radość. Cieszyła się, że żyje.


Dni co odeszły w zapomnienie
pachną zielonym deszczem
szeleszczą stosem kolorowych
kopert
bywa wracają ukłuciem w mostku


Gdy słyszał, jak ciężkie grudy ziemi bębnią o trumnę jego żony, zacisnął pięści i powiedział sobie w duchu: "Jeszcze szczęście się do mnie uśmiechnie". - Ale przez pierwsze miesiące po pogrzebie chodziłem ze spuszczoną głową i wszystko robiłem mechanicznie - mówi dziś.

Barbara miała guza mózgu, operacja była niemożliwa. Zmarła w ładny listopadowy dzień. Zostawiła go z siedmioletnią Agnieszką. - Wiem, że Bóg krzywdy mi nie zrobi - powiedział wtedy znajomym.

- Pleciesz - odpowiedzieli. - Jeżeli Bóg jest taki dobry, to jak mógł niewidomemu zabrać żonę i zostawić go z małym dzieckiem?

Tłumaczył, że na tym świecie nic nie dzieje się po nic. Gdy spotyka nas coś złego, to zawsze w jakimś celu. Patrzyli na niego jak na wariata.

Alina stała w kościele i wpatrywała się w obraz Jezusa Miłosiernego. Znów była smutna. Do tego wciąż bolał ją kręgosłup. Nic jej nie cieszyło. W domu nie dawała sobie rady ze zwykłymi, codziennymi sprawami. "Boże, gdybym miała odpowiedzialnego mężczyznę" - westchnęła. Wcale się nie modliła, żeby Bóg zesłał jej kogoś takiego. Tak jej się tylko wyrwało. Była pewna, że i tak nic dobrego już jej w życiu nie spotka. Dwa tygodnie później poznała Krzysztofa.


Trudno opowiadać
o jaśniejszej stronie
ludzkiej duszy
kiedy każde słowo wyrasta
cierniem
łzy co zostały na dnie szklanki
po szczęśliwych czasach
usypiają rozum


To było dokładnie cztery miesiące od śmierci Barbary. Powiedział sobie, że od dziś będzie żył z uśmiechem na ustach. I tego dnia (pamięta, że był poniedziałek) przyszła ona.

O tym, że weźmie się w garść, tak naprawdę zdecydował dzień wcześniej. W niedzielne popołudnie siedział przy Jtarym biurku. Mocniej przygrzało słońce. Może to sprawiło, że spojrzał inaczej na życie. Dotarło do niego, że to, jakie ono będzie, zależy tylko od jego nastawienia.

Poprzednie miesiące to był koszmar. Monotonia, zwykłe codzienne obowiązki i ból, czasem nie do zniesienia. Rano wychodził z domu i jechał kilka przystanków autobusem do pracy. W przychodni zawsze był tłok. Może dzięki temu na kilka godzin zapominał o wszystkim. W domu było gorzej. Agnieszka ciągle pytała o mamę. Zaciskał zęby, żeby się nie rozpłakać.

* * *

W tamten poniedziałek recepcjonistka spytała Krzysztofa, czy przyjmie jeszcze jedną pacjentkę. Kończył już pracę, ale kazał jej wejść. Był w takim nastroju, że zgodziłby się na wszystko. Pacjentka była smutna i milcząca. Musiał mówić za nią (rozmowa to ważna część terapii). Opowiadał, jak długo jest niewidomy i jak sobie radzi, że niedawno zmarła mu żona i że sam wychowuje córeczkę. Ale mówił o tym w taki sposób, jakby nic się nie stało.

Alina: - Nie mogłam się nadziwić, jak niewidomy, a do tego wdowiec z małym dzieckiem, może mieć w sobie tyle pogody ducha.

Zaczęła zastanawiać się nad sobą i pytać, czy nie wyolbrzymia swoich nieszczęść.


Przeszkadzam czarnym myślom
co krętymi schodami wchodzą
w umysł
zimne i bezduszne


Jego recepta na życie: nie płakać nad sobą. Zawsze chciał żyć normalnie, a nie narzekać na swój los. Przyjmowania życia takiego, jakim jest, nauczyła go matka. Gdy przez swoje kalectwo nie radził sobie z czymś, powtarzała: "Nie użalaj się". To było jedno z jej ulubionych powiedzeń. Kiedy już dorósł, przyznała mu się, że sama szła wtedy do łazienki, aby się wypłakać.

* * *

Masaży było 20. Rozmawiali coraz więcej. Krzysztof nie pamiętał już, kiedy tak chętnie wstawał rano do pracy. Alina też potrzebowała tych spotkań. Wcześniej nie miała z kim rozmawiać, tkwiła w nieszczęściu sama. Teraz znów chciało jej się żyć. Gdy zabiegi się skończyły, przesiadywali długie godziny w parku na ławce, l rozmawiali o życiu jej i jego.

Któregoś dnia Krzysztof powiedział Alinie, że ją kocha. I że chciałby z nią być. Odpowiedziała: - Nie będę już niczyją żoną.


Skazany na milczenie
z niepokojem otwieram
pocztową skrzynkę
zamek zgrzyta tęsknotą


Czasem myśli o Barbarze. Była zupełnie inna niż on. Nigdy nie pogodziła się z kalectwem. Pamięta, jak się bała, gdy zaczęła tracić wzrok. Wierzy, że tam, gdzie jest teraz, jest jej lepiej.

* * *

Gdy Alina powiedziała, że nie będzie już niczyją żoną, poczuł się odtrącony. W końcu zaczął sobie tłumaczyć: "A czemu normalna kobieta ma wziąć niewidomego?".

Alina: - Byłam świeżo po rozwodzie i nie potrzebowałam kolejnych emocji.

Do stałego związku dojrzewała kilka lat. Musiała odpowiedzieć sobie na wiele pytań: Co powie rodzina? Jak zareagują znajomi? Jak wytłumaczy to dzieciom? Czy dzieci zaakceptują nowy dom? O jego kalectwie nie myślała prawie w ogóle. Wiedziała już, że takie rzeczy nie mogą przekreślać człowieka.


Poeta usypia bystrość rozumu
heksametrem sławi kruchość
porcelany
stłuczonej przez nieuwagę
filiżanki


Wiersze zaczął pisać trzy lata temu. Pokazał znajomej poetce. - Powinieneś to wydać - powiedziała. Pierwszy tomik "Róża przeznaczeń" wydał własnym sumptem w 2001 roku. Następne dwa sfinansowało Stowarzyszenie Pomocy Niewidomym i Słabowidzącym "Być potrzebnym".

O czym pisze? O tym, że życie trzeba brać takim, jakie jest. O miłości, cierpieniu, przemijaniu, przywracaniu porwanych związków (o tym wszystkim opowiadają mu pacjenci). O swoim kalectwie nie pisze prawie wcale.

Po co pisze? - Żeby pokazać, że z życiem trzeba i warto się zmagać - mówi. On zmaga się od dziecka, bo zawsze miał trudniej niż inni.

* * *

Mimo że są ze sobą 10 lat, ich związek dla wielu osób jest wciąż nie do pojęcia. Kolega Krzysztofa powiedział mu w przypływie szczerości: - Ona jest za ładna, żeby z tobą być. Prędzej czy później ci się urwie.

Znajoma Krzysztofa powiedziała raz Alinie: - Chyba wyszłaś za niego dla pieniędzy.

Początki nie były łatwe. Agnieszka, córka Krzysztofa, oraz Wojtek i Elena, dzieci Aliny, musieli zaakceptować siebie nawzajem i ich. Agnieszka nie mogła się pogodzić z tym, że nie jest już jedynaczką i że nie wszystko jest dla niej. Wojtek długo był wobec Krzysztofa nieufny. Najszybciej nową sytuację zaakceptowała Elena. Może dlatego, że była najmłodsza. Upłynęło sporo czasu, nim stworzyli rodzinę.

Teraz dzieci już dorosły, wyszły z domu i żyją własnym życiem. - Może to jest nasz czas? - Alina spogląda na Krzysztofa.

* * *

Pukanie do drzwi. On otwiera. Gdy ludzie zauważają, że Krzysztof jest niewidomy, od razu pytają: "A czy jest jeszcze ktoś w domu?". Jakby on był nienormalny.

Niedawno byli z Aliną na dworcu. Wdali się w rozmowę ze starszym małżeństwem. Starszy pan zwrócił się ponad głową Krzysztofa do Aliny: - A mąż od urodzenia jest niewidomy?

W takich chwilach, gdy jest ignorowany, bo nie widzi, czuje się gorszy od innych.


Moje oczy nie mogą ujrzeć
twojej twarzy
zmarszczonego czoła
ruchu powiek
ust wygiętych w uśmiechu.
Oglądam ciebie źrenicami dłoni


Krzysztof wie, że Alina jest ładną, szczupłą blondynką (kiedy się poznali, miała długie włosy). O tym, jak wygląda, opowiedzieli mu przyjaciele i trochę ona sama. Jak to jest nie widzieć ukochanej osoby? Alina bierze do ręki tomik Krzysztofa i czyta:


"Nigdy przedtem
tak silnie nie pragnąłem
przywrócenia wzroku
jak wówczas
kiedy po raz pierwszy
dotknąłem twojej dłoni".


Tak, bodaj wtedy najbardziej żałował, że nie widzi.

Tekst: STANISŁAW ZASADA
Fot.: ŁUKASZ SOKÓŁ


Wiersze pochodzą z tomików Krzysztofa Galasa: "Róża przeznaczeń", "Płoszenie chwil", "Wizerunki godzin".




Zwierciadło nr 8 , ANGORA nr 35 2 września 2007

  • /biblioteka/48-niepokonani/143-afazja
  • /biblioteka/48-niepokonani/141-gupia-sprawa-trafiam-na-kolec-na-drodze-usanej-roami