Przepis na dobre życie






Czy Francuzi potrafią żyć? To pytanie przeczytałem jadąc taksówką ulicami Paryża. Komórka wibrowała w mojej kieszeni, a ja patrzyłem na banalne sceny z paryskiego życia: niecierpliwe odgłosy klaksonów, przerażeni piesi, skutery lawirujące pomiędzy samochodami i mój coraz bardziej zdenerwowany kierowca. Zacząłem się zastanawiać, gdzie faktycznie podziała się "francuska sztuka życia", za którą tak często tęsknią obcokrajowcy, to nieuchwytne coś, co sprawia, że nasz kraj jest jedyny w swoim rodzaju, jest obiektem marzeń.

W Paryżu mieszkam od 1996 roku i jako kucharz często podróżuję po świecie. Odwiedzam kolejne miasta i wszędzie odczuwam ten sam dyskomfort w zetknięciu z szybkością życia, ulotnością kontaktów międzyludzkich, niszczeniem środowiska naturalnego, biedą, zanieczyszczeniem i bezdusznością nowych miast Azji. (...)

Wiedzę o tym, jak żyć, zastąpiła wiedza, jak żyć, by było nam dobrze. Szalony indywidualizm, brak cierpliwości, fascynacja wolnością nawet za cenę nadużyć i przemocy będącej skutkiem przerażającej łatwości posiadania. To, co mnie dzisiaj szokuje, to fakt, że można wszystko zlecić komuś innemu, wszystko kupić i że uciekają nam nasze prawdziwe zobowiązania. W 1976, w roku wielkiej suszy, uświadomiłem sobie, że zasoby wody nie są nieskończone i natychmiast zrobiłem tyle, ile ja sam mogłem zrobić: zakręciłem kran. Od tej pory zawsze pamiętam o oszczędzaniu wody.

Jedną z reguł sztuki życia jest zostawianie po sobie miejsca, w którym byliśmy, w takim samym stanie, w jakim je zastaliśmy. Pochodzę z nie najbogatszej rodziny, ze wsi, gdzie w dziecięcej edukacji liczyły się dobrze wykonana praca, skromność, poszanowanie bliźniego, a zwłaszcza ludzi starszych, grzeczność, duma ze swojej pozycji społecznej i rodziny. W moim środowisku przyjęło się, że dziecko wynosi całą swoją wiedzę z rodzinnego domu, a dopiero potem ze szkoły, a nie odwrotnie! Ojca-nauczyciela obawiano się, ale przede wszystkim go szanowano.

(...) W młodości buja się w obłokach, zasady nie są ważne, krytykuje się je, omija, a dopiero z wiekiem wydają się one coraz cenniejsze, aż w końcu stają się jedyną gwarancją porządku.

Nagle dociera do nas, że sztuka życia to znaczy uśmiechnąć się do sąsiada, pomóc zagubionemu dziecku czy dobrze zaparkować samochód, bo to od codziennych wydarzeń zależy, czy nasze życie będzie miłe i spokojne. Bardzo lubię brzmienie słowa "życzliwość". Pomaga mi iść do przodu, wnosi delikatność do stosunków z innymi ludźmi. Może właśnie w nim tkwi klucz do sztuki życia, która polega na tym, by we wszystko, co robimy, wkładać i duszę, i serce, nadawać temu sens. To sztuka poszanowania naszego otoczenia, umiejętność sprawienia, żeby każdy miał dostęp do opieki medycznej, informacji, edukacji, pracy i kultury. To obrona naszego dziedzictwa.

W moim konkretnym przypadku zaś nie chodzi o to, by kazać gościom restauracji odnieść wierzchnie okrycie do szatni, lecz o to, by pozwolić im dobrze zjeść. Od 40 lat dzięki temu, że jestem kucharzem, mogę oglądać Francuzów w chwilach, gdy cieszą się życiem. Przychodzą do naszej restauracji całymi rodzinami, z przyjaciółmi, świętują zdaną maturę, czyjeś urodziny... Obchodzą wspólnie uroczyste okazje, często te niepowtarzalne, siadając wokół stołu, na którym staram się postawić talerze z najlepszymi daniami.

Sztuka życia to również umiejętność odkrycia piękna i różnorodności naszego kraju. (...) Również dzięki ludziom, którzy wytwarzają nasze dobra dbając o ich najwyższą jakość. Francuskie media, jeśli umie się z nich korzystać, oferują bogactwo i wolność słowa. Kino, muzyka, literatura i francuski teatr są same w sobie sztuką życia. Na naszych władzach zaś ciąży odpowiedzialność za to, by zachować i kultywować francuskie wartości: elegancję, równość, kurtuazję, inteligencję i wyniosłość. (...) Francuzi żyć potrafią, chociaż mogliby żyć jeszcze lepiej.

Podpisane: Kucharz




Tekst: Pierre Gagnaire
Le fIGARO 30 MARCA 2007

  • /spojrzenia/911-mio-jako-powicenie
  • /spojrzenia/909-mio-zmienia-czas