Drewniany stołeczek

Drewniany stołeczek przypomniał nam o czymś może najważniejszym w życiu
  • DZIAŁO SIĘ TO w okazałej rezydencji z początków XX wieku w Rio de Janeiro. Uroczysty lipcowy wieczór — otwarcie studia tańca. Zima 1993 roku w Rio była przyjemnie chłodna. W ogromnej sali balowej o wielkich oknach zebrało się trochę; ludzi. Grała głośno muzyka, głośne były też rozmowy stojących w grupkach gości.
Nagle gwar przycichł. Wszystkie oczy zwróciły się w kierunku wejścia.
Stanął tam młody mężczyzna. Nie było w nim nic szczególnego, a jednak wyróżniał się w pewien sposób. Po pierwsze — to jego spojrzenie. Był poważny. Nieruchoma twarz nie zdradzała żadnych uczuć, a ciemne oczy świdrowały kolejno zebranych. Po drugie — trzymał w dłoniach drewniany stołeczek. To na pewno nie pasowało do okoliczności.
Wkrótce ruszył naprzód. Pomału, nie spuszczając zebranych z oczu, wszedł do sali. Za nim nadciągnęli inni. Młodzi mężczyźni i kobiety. Wszyscy poważni, o skupionych spojrzeniach — wszyscy ze stołeczkami w dłoniach. Rozproszyli się wśród umilkłych zgromadzonych. Ktoś wyłączył muzykę i wszyscy czekali zaintrygowani, co się stanie.

NAGLE ENERGICZNYM ruchem pierwszy młody człowiek postawił na podłodze stołek i wspiął się na niego. Górując o parę centymetrów nad resztą tłumu, zaczął mówić.
Wygłaszał tekst, połączenie fragmentów różnych utworów, jak się później dowiedzieliśmy. Mówił o ludzkiej potrzebie wyrażania siebie poprzez sztukę, pozostawiania swego śladu na ziemi - zapisanego farbą, wierszem, dźwiękiem, czymkolwiek. Po tym wywodzie młodzieniec zszedł ze stołka i od razu ujął go znowu w dłonie. Natychmiast następny mężczyzna postawił na podłodze swój stołek, stanął na nim i kontynuował wywód kolegi. Po nich zabrała głos dziewczyna. Potem inny młody człowiek.
Wszyscy mówili o nieodpartej potrzebie wyrażania siebie. I o tym, jak zdrowe, bohaterskie i piękne jest to dążenie.
Uderzające, że ta układanka tekstów została przygotowana — jak dowiedzieliśmy się później — przez  reżysera Marcio Viannę, który zmarł 3 la ta później w wieku 47 lat. Jak na ironię dni autora tego pięknego przedstawienia były policzone. Jednak, jeśli się za stanowić, to czyjeż nie są?
I tak się stało, że nas, zebranych, porwał wykład tych młodych ludzi, poruszyło głęboko ich przesłanie i prawda ich słów. Wreszcie na stołek wspiął się ostatni aktor.
— Sztuka potrafi zamieniać ból w światło — powiedział z pałającymi żarem oczami. — I to właśnie poprzez sztukę wielu z nas dotyka boskości. Dlatego każdy musi odkryć w sobie talent, odnaleźć własne środki wyrazu. Musimy wszyscy choćby raz w życiu, jakkolwiek umiemy, zdobyć się na odwagę i wspiąć się na nasz stołek.
W sali zaległa wielka cisza. Wszystkie spojrzenia zwrócone były na młodego mężczyznę, który mówił tak mądrze. Nagle na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
— W imię sztuki zapraszam was teraz do zabawy. Chcę, by każdy poprosił kogoś, kogokolwiek, do tańca! - zawołał. — Uczcijmy dar, jakim jest życie!
Ledwie skończył, a ku zaskoczeniu zebranych, zabrzmiały pierwsze tony muzyki. I my wszyscy zebrani w sali balowej z radością posłuchaliśmy wezwania. Niektórzy z obcymi, inni nawet sami — wszyscy rzuciliśmy się do j tańca.
  • /spojrzenia/2161-spojrzenia-daphne-rosma-ingma-poszerzanie-repertuaru
  • /spojrzenia/1850-przytul-bliniego-swego