Ani słowa bez zmrużenia oka (10) - Nowo narodzony

 

Nowo narodzony

WIECZORY SĄ CORAZ chłodniejsze. Wrzesień oznacza koniec wakacji, oznacza powrót do szkoły i do pracy. Zatem i w szpitalu pora rozpocząć nowy sezon. Początek jesieni jasno mi uzmysłowił, że naprawdę zacząłem nowe życie i że to moje życie jest tutaj - w szpitalu, na tym wózku, na tych korytarzach. Nigdzie indziej.
Poczyniłem małe postępy. Umiem wymruczeć króciutką piosenkę o kangurze, muzyczne świadectwo postępów w rehabilitacji mowy. Raz pewien kangur pokonał mur.

- Żegnaj, zoo - zawołał.
Przesadził jednym susem płot,
i spadł na wolność jak młot...


Tutaj w Berck słyszę jedynie nikłe echo świata wracającego do pracy i obowiązków. Wkrótce usłyszę więcej, kiedy moi przyjaciele zaczną przyjeżdżać z wakacyjnymi informacjami.



MŁODA KOBIETA, której dyktuję tę książkę, oparła łokcie na stoliku służącym jej za biurko. Claude czyta głośno strony, które cierpliwie dzień w dzień wydzieraliśmy pustce przez ostatnie dwa miesiące. Niektóre chętnie znów widzę. Inne rozczarowują. Czy złożą się na książkę?

Słuchając Claude, oglądam uważnie jej ciemne włosy, blade policzki ledwie zaróżowione przez słońce i wiatr, długie niebieskawe żyły na dłoniach, jej rzeczy porozrzucane po pokoju. Zachowam je w brulionie pamięci jako pamiątki ciężkiej pracy w ciągu lata.

Torebka Claude jest otwarta, widzę klucz, bilet do metra, banknot stufrankowy złożony we czworo. Są jak przedmioty przywiezione przez sondę kosmiczną, którą wysłano na Ziemię, by zbadać życie jej mieszkańców. Wpadam w smętną zadumę.

Czy w kosmosie istnieje klucz do otwarcia mojego kokonu? Linia metra bez stacji końcowej? Waluta na tyle silna, bym mógł odkupić moją dawną wolność? Musimy uparcie szukać.

Sam tam polecę.


JEAN-DOMINIQUE BAUBY napisał tę książkę, stał się również współzatożycielem pisma i stowarzyszenia na rzecz ofiar "zespołu zamknięcia". Zgodził się, by francuski reżyser nakręcił film o jego życiu, aby pokazać światu, że nawet z tak ciężko chorym porozumienie jest możliwe. Cały nakład pierwszego wydania - 25 tysięcy egzemplarzy - sprzedano w kilka dni.

Kilkanaście dni potem, 9 marca 1997 roku Jean-Dominique zmarł. Na pogrzebie płakali nie tylko jego przyjaciele, lecz również obcy ludzie, wzruszeni jego siłą ducha i uporu
.


  • /pisane-noc/542-ani-sowa-bez-zmruenia-oka/4173-ani-sowa-bez-zmruenia-oka-9-w-zwolnionym-tempie