Ani słowa bez zmrużenia oka (1) - Tyle mam do zrobienia

 

Tyle mam do zrobienia

BLADE ŚWIATŁO padające przez wysłużoną zasłonę w oknie zwiastuje świt. Bolą mnie pięty, głowa waży tonę, a moje ciało tkwi w czymś w rodzaju gigantycznego, niewidocznego klosza. Nie muszę długo się zastanawiać, gdzie jestem ani przypominać sobie, że przeszło rok temu zdmuchnięto mi sprzed nosa moje dawne życie.

Pokój wyłania się z mroku. Zatrzymuję wzrok na każdej rzeczy - zdjęciach bliskich, rysunkach moich dzieci, plakatach, stojaku kroplówki wiszącej nad łóżkiem, do którego jestem przykuty jak krab pustelnik do swojej muszli.

Nigdy przedtem nie słyszałem o pniu mózgu. Teraz wiem, że to niezbędne ogniwo połączenia mózgu z rdzeniem kręgowym. Poznałem się brutalnie z tą częścią naszej anatomii w piątek 8 grudnia 1995 roku, kiedy to pień przestał działać z powodu udaru mózgu. Jeszcze niedawno nazywano go rozległym wylewem, a po nim zwyczajnie się umierało. Dzisiaj udoskonalone techniki reanimacyjne ratują życie, tyle że czasem zostawiają jakże trafnie nazwany "zespół zamknięcia". Sparaliżowany od stóp do głów pacjent jest uwięziony wewnątrz własnego ciała. Umysł ma w pełni sprawny, ale nie może mówić ani się ruszać. W moim przypadku komunikacja ze światem sprowadza się do mrugania lewą powieką.

20 dni leżałem w głębokiej śpiączce, potem kilka tygodni byłem jak odurzony. Wreszcie wychynąłem na powierzchnię pod koniec stycznia 1996 roku na sali numer 119 Szpitala Morskiego w Berck na francuskim brzegu kanału La Manche. Tę samą salę teraz rozjaśnia brzask.

Po nocnym odpoczynku moje przekrwione oskrzela znów zaczynają hałaśliwie rzęzić. Czuję ból w rękach podkulonych na żółtej pościeli, chociaż nie umiem powiedzieć czy pieką mnie z gorąca, czy z lodowatego zimna. Aby przezwyciężyć odrętwienie przeciągam się od środka, to znaczy przesuwam ręce i nogi o milimetr. Czasem to wystarcza i przynosi ulgę.

Mój umysł zrywa się do lotu jak motyl. Tyle mam do zrobienia. Mogę wędrować swobodnie w czasie i przestrzeni, wyruszyć do Ziemi Ognistej lub na dwór króla Midasa. Mogę odwiedzić ukochaną kobietę, odkryć Atlantydę, zrealizować marzenia, spełnić ambicje.

Dość tej włóczęgi. Muszę się skupić i ułożyć w głowie pierwsze zapiski z moich podróży łóżkiem. Muszę być gotowy do przyjścia Claude Mendibil, wysłanniczki wydawcy, której wszystko, litera po literze, dyktuję. Po 10 razy wałkuję w głowie każde zdanie, wykreślam słowo, dodaję przymiotnik i - akapit po akapicie - uczę się tekstu na pamięć.


Przegląd Reader's Digest 1999; Tłumaczenie: ANNA KOŁYSZKO 



 

W następnym odcinku:

Wózek inwalidzki

  • /pisane-noc/542-ani-sowa-bez-zmruenia-oka/4107-ani-sowa-bez-zmruenia-oka-2-wozek-inwalidzki
  • /pisane-noc/542-ani-sowa-bez-zmruenia-oka/4089-ani-sowa-bez-zmruenia-oka-wstp