HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY (30) - Zaczęłam chomikować dolary

 

Zaczęły się wakacje i postanowiliśmy pojechać do Poronina. Byliśmy bardzo zmęczeni, miniony rok był dla nas wszystkich bardzo ciężki. Dzieci były zachwycone wyjazdem, chodziliśmy nad rzekę, jeździliśmy na wozie drabiniastym na sianokosy. Miałam cichą nadzieję, że może się jakoś wszystko ułoży. Po powrocie do domu zastała nas niemiła niespodzianka, list z Warszawy od siostry teścia. „Słyszałam, że mój brat umarł i pozostawił dla mnie 1000 złotych, kiedy dostanę pieniądze?". Ani jednego słowa, co się stało, na co umarł?

Najchętniej nie odpowiedziałabym w ogóle na te słowa bez serca, ale obiecałam teściowi, więc na następny dzień poszłam na pocztę i pomimo tego, że chwilowo mieliśmy masę wydatków, wysłałam bez słowa pieniądze. Poza tym doszły jeszcze inne, codzienne wydatki, które do tej pory pokrywał teść, jak czynsz za mieszkanie, prąd, gaz itd.

Zaczęła się walka z Urzędem Kwaterunkowym.

Po nocach siedziałam nad planami i kombinowałam, jak by ich wykiwać. Chciałam, żebyśmy nareszcie mieli swoje mieszkanie, bez lokatorów. Rozwiązanie miałam w głowie, ale było pod dużym znakiem zapytania. Do teraz nasze mieszkanie wyglądało tak, że po lewej stronie korytarza były pokoje, po prawej kuchnia i jeden pokój - była służbówka, w której mieszkała pani Borowiec. Gdyby pani Borowiec się zgodziła, można by było z dużej kuchni wyciąć mniejszą, a z reszty zrobić dla niej pokój, który ciągle jeszcze byłby większy od tego, który miała do tej pory.

Wymagało to licznych pertraktacji ze wszystkimi lokatorami i Urzędem Kwaterunkowym.

W naszym życiu nastąpiła masa zmian. Wizyty z zagranicy, które organizował Andi, były na coraz to wyższym szczeblu. Na liście gości były znane osobistości z całego świata. Miałam nadzieję, że teraz może Andi przestanie pić, praca była odpowiedzialna i delikatna, trzeba było bardzo uważać na to, co się pisze. Andi kochał swój kraj i chciał zawsze pokazać to, czym Polska zawsze była. Krajem cudownych ludzi o bogatej kulturze. Cała ta sytuacja, jak wszystko w życiu, miała dobre i złe strony. Bardzo dobre były zarobki, ciemną stroną medalu był fakt, że były nieregularne. Andi zachowywał się jak dziecko, po raz pierwszy od lat mieliśmy naprawdę pieniądze i to jakie - DOLARY Od przelicznika można było dostać zawrotu głowy. I Andi wydawał bez końca, za którymś razem już kapnęłam się, jak to funkcjonuje, i zaczęłam chomikować. Andi był hojny i nigdy nie pytał, ile i na co potrzebuję.

W czasach kiedy nam brakowało, mówiłam, że pożyczę od znajomych i wyciągałam ze „skarbonki". Pertraktacje mieszkaniowe trwały, fakt, że mieliśmy pieniądze, ułatwiał manewrowanie. Udało mi się namówić lokatorkę na zamianę, pozostał jeszcze Urząd Kwaterunkowy, co oznaczało nieustanne wizyty Komisji Mieszkaniowej.

Przychodzili, mierzyli. W czasie moich bezsennych nocy wymyśliłam plan, o którym opowiedziałam Andiemu. Jedyny komentarz:

- Selma, ty kiedyś pójdziesz do ciupy, a ja nie chcę przy tym być, jak cię będą odprowadzać!

Podjęłam męską decyzję i postanowiłam zrobić po swojemu.

Do dzisiaj śmieję się, jak sobie pomyślę, jak mi się udało dwa pokoje „sprzedać" jako jeden.

Mieliśmy między pokojami olbrzymie szklane drzwi. Wiedząc, że przyjdzie Komisja Mieszkaniowa, otworzyłam je na oścież, w pierwszym pokoju, do którego weszli z korytarza, nakryłam stół - kanapeczki, wódeczka. Posadziłam panów i mówię: popatrzcie, dwa pokoje, jeden ten, w którym właśnie siedzimy i drugi malutki po drugiej stronie, ten drugi potrzebuje mój mąż do pracy, jak wiecie, pracuje w domu. Nieuniknione pytanie:

- Ile jest pieców?

- Nooo, dwa, jeden tu i jeden w małym pokoju.

Naprawdę były oczywiście trzy, ale ten w drugim pokoju zakrywały drzwi. Teraz pozostało tylko mieć nadzieję, że panowie się nie wybiorą na spacer po mieszkaniu, wystarczyło wyglądnąć „za róg". Kupa wstydu, ale co robić? W najgorszym wypadku wykręcę się, że nie zrozumiałam pytania, ale wszystko poszło gładko. Panowie najedzeni i lekko podpici nie mieli ochoty na sprawdzanie liczby pieców - co za ulga. Jeszcze parę rozpraw sądowych i po wielu trudach pomyślna decyzja - możemy zacząć przebudowę mieszkania. Z pokoju pani Borowiec powstały, nareszcie własne i wyłącznie do naszego użytku pomieszczenia - kuchnia i łazienka.

Szczytem szczęścia był dla mnie moment rozdzielenia mieszkania. Po tylu latach mieliśmy nareszcie własne mieszkanie. Przedtem wchodziło się z klatki schodowej na korytarz. Teraz „przecięłam" mieszkanie na pół, robiąc po prawej i lewej stronie dwa osobne wejścia. Chyba wszyscy byli zadowoleni, w mieszkaniu vis-a-vis mieszkała rodzina z dwójką dzieci i spokojną panią Borowiec, po drugiej stronie my - SAMI na WŁASNYM!

Andiego przez cały okres remontu, który jakby nie było trwał miesiącami, prawie nie widziałam. Raz próbowałam mu wytłumaczyć niezdarnie namalowane przeze mnie plany, ale nie miał cierpliwości, cały czas tłumaczył, że tego się nie da zrobić i wszystkie rozmowy kończyły się olbrzymią kłótnią i trzaskaniem drzwiami. Andi przesiadywał teraz dniami i nocami w Hotelu Francuskim albo w Klubie Dziennikarzy, niewiele się dla niego zmieniło.

Była zima, dzieciom się nudziło, mieszkanie wyglądało jak wielki plac budowy. Nie ma rady, idziemy na sanki na kopiec Kościuszki, tłumy dzieci, piękny zimowy dzień. Dzieci jeżdżą jak zwariowane, upominam, żeby czekały, aż jedna partia zjedzie, żeby nie doszło do wypadków, ale nikt mnie nie słucha. I jakbym wykrakała, młodzi ludzie wjeżdżają pełnym pędem w nasze sanki, czuję trzask i myślę:

Tego jeszcze brakowało, ręka złamana - koniec zabawy, jedziemy na pogotowie, i faktycznie okazuje się, że ręka jest złamana w dwóch miejscach.

Jakby nie dość nieszczęścia, nerka jest też urażona. Jestem w czarnej rozpaczy, akurat teraz potrzebuję co najmniej trzech par rąk! Jak ja z jedną ręką w tym pieprzniku mam sobie dać radę?

W domu było zimno, wszędzie kręcili się robotnicy i ja z cholerną ręką w gipsie. Remont dobiegał końca, zbliżała się Wielkanoc, z jedną ręką starałam się sprostać zadaniu, ale wychodziło mi coraz gorzej, nie czułam się dobrze, z początku myślałam, że być może uraz nerki daje mi w kość. Cały dzień spędzałam sama, Andi i dzieci przychodzili po południu do domu. Brałam coraz więcej tabletek nasennych, żeby chociaż noc jako tako przeżyć. Jakoś w nawale zajęć rozeszło się po kościach.

Nadeszły pierwsze święta w „nowym mieszkaniu", smutne, bez Dziadzia. Jak co roku zaprosiłam zaprzyjaźnione rodziny, jak co roku nie mogłam się doczekać Andiego. Przyszedł w ostatniej chwili, język mu się plątał. Boże, co za wstyd!

- Andi, ja ciebie bardzo proszę, nie pij już dzisiaj ani kropli.

W duchu proszę Boga, żeby znajomi nie zauważyli, ale wszystkie moje prośby na nic. Znajomi, widząc, co się dzieje, zbierają się do domu, przed nami kolejna bezsenna noc.

Przebudowa mieszkania pochłonęła masę pieniędzy, zaczęłam udzielać korepetycji i konwersacji w języku niemieckim i angielskim. Moim stałym „uczniem" był Stefan, który pisał prace naukowe. Nie było to dla mnie proste, wszyscy myśleli, że jestem Angielką, ale tak naprawdę to moja znajomość angielskiego wystarczała na co dzień, ale do prac naukowych było mi daleko, usiłowałam robić mądrą minę. Stefan płacił, jak mógł, jak nie miał pieniędzy, przynosił kiełbasę czy szynkę, które dostawał od wdzięcznych pacjentów. Mąż się ze mnie śmiał, jako jeden z nielicznych zdawał sobie sprawę, że niejeden z moich „uczniów" znał lepiej angielski niż ja. Ze słownikami było krucho, nadrabiałam mądrą miną. Dzięki Stefanowi miałam coraz więcej chętnych do nauki, Andiemu odpadł jeszcze jeden „problem". Nie były to wielkie pieniądze, ale zawsze coś, no i paru znajomych lekarzy - to się zawsze przydaje. Z innym „uczniem" przygotowywaliśmy materiał na konares.

Tym razem poprosiłam Andiego, żeby mi pomógł, pan był inżynierem, określenia techniczne nic mi nie mówiły. Pan inżynier był dziwnym człowiekiem, któregoś dnia się uparł, żeby go nauczyć przekleństw po angielsku, nie bardzo wiedziałam, jak się zachować, jakie „delikatne" przekleństwo mu przekazać, ale nie dawał spokoju, w końcu zaczął dawać mi do zrozumienia, że najwyraźniej moja znajomość języka jest niewystarczająca i dlatego nie mogę mu mojej cennej wiedzy przekazać. Raz kozie śmierć, więc mówię, a on, a co to znaczy, no? Skurwysyn. Zakończył prędko lekcję i uciekł. Wieczorem opowiadam Andiemu.

- Selma, jak możesz być tak ordynarna! Trzeba było jakoś delikatnie powiedzieć.

- Jak, do cholery?!

Jestem właśnie przy prasowaniu, dzwonek do drzwi, telegram. Patrzę i oczom nie wierzę, od mojej mamy: „Komme am Dienstag um neun Uhr - Mama". Patrzę na zegarek, dziesięć po dziewiątej, wpadam w panikę. Dzwonie DO taksówkę i gnam na dworzec. Na peronie pusto, biegnę do informacji i dowiaduję się, że mama miała przesiadkę w Katowicach, może się pogubiła. Jestem okropnie podenerwowana, mama ma siedemdziesiąt pięć lat i nie mówi słowa po polsku! Następny pociąg z Katowic przyjeżdża za godzinę, nie pozostaje nic innego, jak czekać. Tysiące myśli goni mi po głowie. Dlaczego nie dała mi wcześniej znać, może list nie doszedł? Dziękuję Bogu, że mieszkanie posprzątane.

Na peron wjeżdża pociąg z Katowic, już z daleka widzę, jak wysiada. Boże, co za radość, nie widziałyśmy się od pięciu lat! Padamy sobie w objęcia, płaczemy z radości. Mama nieufnie rozgląda się po dworcu, wsiadamy w taksówkę i jedziemy do domu.

Jak to dobrze, że mamy już nasze własne mieszkanie.

Mamie bardzo się podoba, dzwonię do Andiego z nowiną, cieszy się bardzo. Mamy z mamą parę godzin wyłącznie dla siebie, dzieci są w szkole, Andi przyjdzie koło czwartej. Miałam rację, pisała, że przyjedzie, ale list nie doszedł.

- Źle wyglądasz, Selma, taka wychudzona!

Co mam na to odpowiedzieć? Opowiadam o mojej no'wej rodzinie, o chorobach, o pogrzebach. Mama rozumie, kiwa głową. Nie może się doczekać, kiedy wreszcie zobaczy wnuczki. Po południu jesteśmy w komplecie, dzieci są trochę zmieszane, babcia wyjmuje prezenty, olbrzymi miś i chodząca lalka. Co chwilę któraś z dziewczynek zagląda ciekawie do pokoju, ale nudzi im się przy nas, rozmawiamy po niemiecku, nie rozumieją.

 

Cdn.

 

ANSELMA GŁOWACZ. „HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY". Wydawnictwo Poligraf, Brzezia Łąka.

Książka do nabycia m.in. w księgarniach sieci Empik

lub w wydawnictwie: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


 

  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3373-historia-koem-si-toczy-31-komunia-naszej-magosi
  • /pisane-noc/462-historia-koem-si-toczy/3342-historia-koem-si-toczy-25