Jedyne wyjście

 

 

TRZASK PĘKAJĄCEGO w czasie uderzenia w ziemię metalu był ogłuszający. Kevin Bubier nawet w pracy w stoczni tak głośnego nie słyszał. Czuł, jak walą się na niego kawałki wyposażenia, a samolot przetacza na bok Gdy otworzył oczy, leżał przyciśnięty do okna prawym policzkiem. Z przerażeniem obserwował, jak tuż pod nim samolot ryje bruzdę w trawie i ziemi.

- Nie pęknij, proszę, nie pęknij! - błagał szybę w oknie.

Gdy wrak się zatrzymał, Kevin Bubier uwolnił się z rumowiska i spróbował wstać. Dopiero teraz uświadomił sobie, że prawa ściana stała się podłogą części ogonowej. Kilka rzędów przed sobą zobaczył światło - tam, gdzie w poszyciu był otwór, Bubier dostrzegł trawę i drzewa.

- Niech mi ktoś pomoże! - usłyszał gdzieś nad sobą. Mężczyzna zablokowany w fotelu wisiał w powietrzu.

- Proszę mnie ściągnąć!

Kevin Bubier stał na chwiejnych nogach. Widział drogę, wiedział, że powinien natychmiast uciekać. Jednak został. Przytrzymując się prawą ręką schowków na bagaż podręczny, wraz z innym ocalonym pasażerem dotarł do wiszącego mężczyzny.

Gdy wypięli go z pasów, ten runął - na jednego z wybawców. Wstał i wydostał się na zewnątrz nietknięty przez ogień. Kevin Bubier nie ruszył za nim. Został i pomagał innym uwięzionym tu pasażerom.

Ogon samolotu spoczywał na boku, blokując dostęp do drzwi awaryjnych. Wyjść można było tylko przez otwór w kadłubie. Jego dolną krawędź lizały płomienie, całą wypełniał czarny duszący dym. Bijący z niej żar kazał cofnąć się reszcie pasażerów w głąb kabiny.

Minutę potem otwór wyglądał jak jaskinia pełna ognia.

- Musimy przeskoczyć przez ogień! Dalej! - zagrzewał jakiś mężczyzna.

Dwaj skoczyli w płomienie. Potem zniknął w nich trzeci. Bubier słyszał coraz więcej trzasków i stuków - znak, że pożar się rozprzestrzenia. Gdy po raz pierwszy zobaczył płomienie, wyraźnie widział, co jest za nimi -pole i szare niebo. Teraz zmieniły się w nieprzejrzyste, szalejące piekło.

Nie mógł już zwlekać. Wpatrzony w ogień skoczył w płomienie, twarz zakrył rękami. Upadł na ziemię. Jego oczom ukazał się obraz przypominający pole bitwy. Ludzie wołali o pomoc, ich ubrania płonęły.

- Tocz się po ziemi! Tocz! - krzyczała Robin Fech do mężczyzny w ogniu od pasa w dół.

Pomyślała, że gdyby zrzucił buty, mogłaby ściągnąć z niego palące się spodnie, ale gdy spojrzała w dół zobaczyła, że roztopione gumowe podeszwy są przylepione do stóp.

Na polu bezładnie kłębili się ludzie. McCorkell obejrzał się za siebie, gdy wyskoczył z wraka. Zobaczył dym wydostający się z pogiętych szczątków aluminiowego kadłuba. Statecznik pionowy samolotu spoczywał płasko na ziemi, a stożkowy przód nosa był zgnieciony jak puszka po piwie. Otwór, przez który McCorkell się wydostał wypełniały płomienie.

Gdzie się wszyscy podziali? - zastanawiał się. Dostrzegł wreszcie kogoś z drugiej strony samolotu. Młody mężczyzna jak żywa pochodnia - biegł nagi. Pojawili się inni, krzyczeli, zdzierali z siebie płonącą odzież.

- Ratunku! Ratunku! - ich błagania niosły się po całym polu.

David McCorkell się zawahał. Co ja robię? Nawet nie znał tych ludzi. Przed chwilą uciekł przed niebezpieczeństwem, jakie mu się wcześniej nawet nie śniło. Teraz, kiedy najczarniejszy sen się ziścił, McCorkell podjął decyzję. Wrócił biegiem do płonącego samolotu.




 


 
Przegląd Reader's Digest 2003
Tłumaczenie: ADAM ZUGAJ

  • /pisane-noc/292-9-miniut-20-sekund/1383-pomocna-do
  • /pisane-noc/292-9-miniut-20-sekund/1381-pomaraczowe-byski