Co my teraz zrobimy?

 

 

Jessie Bantigue z trudem opanował gonitwę myśli. Był parny ranek we wrześniu 1993 roku -godziny szczytu w Cubao, handlowej dzielnicy Manili, stolicy Filipin. Ten szczupły, 28-letni mężczyzna nerwowo wypatrywał w tłumie przechodniów twarzy, którą ostatni raz widział, gdy zamajaczyła mu w błysku noża. Czy go rozpoznam? - zastanawiał się. - Czy mimo wszystko pojawi się w tłumie!

Po chwili ujrzał dwóch mężczyzn. Jeden był uśmiechnięty i wymachiwał rękami. Drugi miał twarz bez wyrazu, ale Jessie natychmiast go rozpoznał. Nie było wątpliwości, że jest to człowiek, który 8 lat temu zniszczył mu rodzinę i dzisiaj wreszcie miał za to zapłacić.

Tamtego popołudnia w grudniu 1985 roku, gdy zaczęło przejaśniać się. po deszczu, 21-letni Jessie wyszedł z zajęć z inżynierii lądowej w koledżu West Negros w Bacolod City na wyspie Negros na Filipinach. Cieszyła go poprawa pogody. Wieczorem rodzina Jessiego spodziewała się odwiedzin kolędników.

Gdy chłopak czekał na głównym rynku, podjechał 16-osobowy niebieski mikrobus, zwany tu jeepneyem. Jessie rozpoznał taksówkę swojego ojca. Miguel Bantigue od wielu lat oszczędzał na ten samochód, który był źródłem stałych dochodów borykającej się z biedą rodziny. Przykład ojca był największym bodźcem dla Jessie'ego. Udowodniłeś mi, że dzięki wyrzeczeniom i poświęceniu można osiągnąć prawie wszystko - przemknęło mu przez myśl. Był dumny, że jest synem Miguela Bantigue.

Wsiadając do samochodu Jessie ze zdziwieniem zobaczył, że ojciec siedzi za kierownicą, a matka w tyle wozu sprzedaje bilety. Obok Miguela siedziała ośmioletnia córeczka, Jennifer.
- Kierowcy odebrano prawo jazdy - wyjaśnił ojciec.

Wydawało się, że to nie ma większego znaczenia - Miguel z przyjemnością siadał za kierownicą. Był dumny z tego, że jako 40-letni mężczyzna nareszcie decyduje o swoim losie, i Jessie to widział. Ulicę pokrywało błoto, więc Miguel ostrożnie jechał w stronę portowego przedmieścia Banago. Gdy skinął na niego mężczyzna w ciemnej marynarce, Miguel minął go o kilka metrów, po czym zaczął wolno cofać samochód.

Niski, średniej tuszy mężczyzna, który chwiejnym krokiem podszedł do jeepneya, był najwidoczniej pijany. Wściekły, że musiał czekać, obrzucił Miguela przekleństwami, odmówił zapłaty za przejazd, po czym przepchnął się na tył samochodu i zajął tam miejsce. Po kilku minutach jazdy Miguel zatrzymał jeepneya, bo wysiadał jeden z z pasażerów. Pijany mężczyzna, nie przestając kląć, zaczął się przepychać z tylnej części samochodu do kierowcy.

Nagle rzucił się z nożem na Miguela, wbijając mu ostrze w klatkę piersiową. Jessie wykrzyknął głośno imię ojca, a matka, widząc plamę krwi na koszuli Miguela, też zaczęła krzyczeć. Pijany mężczyzna pobiegł w kierunku pobliskiego magazynu. Jessie dogonił go i uderzył pięścią w głowę. Sześciu mężczyzn, którzy stali przed magazynem, rzuciło się natychmiast na chłopca i przewróciło go w błoto. Miguel, mimo że był ranny, słaniając się na nogach podszedł do napastników i zaczął tłuc ich na oślep w obronie syna, aż sam osunął się na ziemię.

W nocnej ciszy rozbrzmiewały okrzyki tłumu obserwującego bijatykę. Słysząc wołanie matki, Jennifer podbiegła do walczących wołając:
- Proszę, przestańcie!

Napastnicy wycofali się. Jessie wciągnął ojca do samochodu i ruszył do oddalonego o ponad trzy kilometry szpitala Bacolod's Riverside. Ale obrażenia były zbyt rozległe i upływ krwi zbyt duży, by można go było uratować. Odrętwiały z rozpaczy Jessie objął wstrząsane szlochem ramiona matki.
- Tata nie żyje - powiedział przez Izy. - Co my teraz zrobimy?

Niczego nie rozumiejąca Jennifer spojrzała im w oczy i zapytała:
- Gdzie jest tatuś? Kiedy wróci?

Tego samego wieczoru policjanci odwiedzili Jessie'ego w szpitalu. Jeden z pasażerów taksówki rozpoznał zabójcę; był nim niejaki Paul Aliguen, bezrobotny murarz. Jessie pojechał z policjantami do domu Aliguena, ale zastali tam jedynie jego żonę.

Przez kilkanaście następnych dni Jessie nie miał żadnej wiadomości z policji. Gdy minęło kilka tygodni, dla chłopaka stało się jasne, że przepracowani policjanci traktują ten incydent jako jeszcze jedną pijacką burdę. Oni uważają, że ponieważ jesteśmy biedni, nie zasługujemy na sprawiedliwość - z goryczą myślał Jessie. - Ale się mylą. Któregoś dnia dopadnę tego człowieka, który tak skrzywdził moją rodzinę. Zapłaci mi za to.

 

 


Przegląd Reader's Digest 1996
Tłumaczenie: Adam BUDZYŃSKI

  • /pisane-noc/283-prywatne-ledztwo-jessiego/1290-bunt-i-rozpacz