Czarodziejskie szkiełko

 

 

Minęło przeszło półtora miesiąca, odkąd po raz pierwszy opadła mnie szara mgła, myślę, idąc wolno po schodach do kuchni. W naszym domu wszystko jest na opak. Salon znajduje się na piętrze, byśmy mogli podziwiać widok na ocean. Sypialnie na parterze. Trzeba wejść po schodach - 5 stopni na podest i 9 na piętro - by wypić poranną kawę.

Wymacuję ladę kuchenną, żeby dojść 7 kroków do stołu, na którym czeka moja kawa. Wiem, że Kenny już tam jest. Słyszę szelest gazety.

Mam na nosie okulary. Codziennie po obudzeniu wkładam je i wytężam wzrok.
- Dzień dobry - wita mnie mąż.
Zmiana następuje w najmniej oczekiwanym momencie. Na głos męża podnoszę głowę i widzę jakiś ruchomy cień.
- Kenny! - wołam.

Szary kształt staje się większy, a zbliżając się do mnie, przybiera niebieski odcień.
- Co takiego? Uderzyłaś się?
- Kenny, chyba cię widzę! Obejmuje mnie, ale ja się wyrywam. Chcę zobaczyć coś więcej.
- Kenny, co masz na sobie?
- Ten niebieski szlafrok, który dostałem dawno temu od ciebie. Zawsze go teraz przy tobie noszę.
- Pochodź trochę, pochodź!

Widzę niebieskawy kształt ruszający się w gęstej szarości. Kenny chyba tańczy. Chociaż nie mogę z nim tańczyć, wystarczy mi świadomość, że stalowa ściana zaczyna się rozpływać.

Wtedy do kuchni wchodzi Kelsey. Słyszę ją, ale jej nie widzę. Słyszę, że Kenny mówi jej coś szeptem.
- Ale, tatusiu, nosiłam tę niebieską sukienkę codziennie, odkąd mi ją kupiłeś. Teraz jest w brudach.
- Biegnij po nią! - krzyczymy Kenny i ja chórem, po czym zanosimy się śmiechem. Wreszcie wszyscy śmiejemy się razem.

Proszę Kenny'ego, żeby szybko dzwonił do lekarza. Mój "specjalista" jest zachwycony. Przypomina, że przewidywał poprawę.
- Czyli nawet tak wybitni lekarze lubią powtarzać swoim pacjentom "a nie mówiłem?" - żartuję.

Śmieje się. Po czym znów przybiera poważny ton. Uprzedza, że może minąć wiele miesięcy, zanim odzyskam widzenie. Nie będzie to łatwy okres.

Na razie wytężam wzrok.


Jest marzec 1995 roku. Mój powrót do zdrowia ma swoje wzloty i upadki. W 1993 roku wzrok znów na dwa tygodnie nieco mi się pogorszył. Wprawdzie potem się polepszył, ale nie wróciła zdolność rozróżniania nasilenia kolorów, która pomaga wydobyć kontrasty i poprawić ostrość widzenia. Specjalista uprzedził mnie, że to może nie wrócić już nigdy.

Lekarze nadal nie potrafią ustalić, co spowodowało u mnie utratę wzroku, czy to znów się powtórzy, czy moja ślepota była jedynie objawem innej choroby. Dopiero czas pokaże. Na razie jestem wdzięczna losowi, że wracam do swoich codziennych zajęć. To dla mnie cud.

Kiedy zdobyłam się na odwagę, spotkałam się z Polly, żeby przejrzeć rzeczy Robina tak jak sobie obiecałyśmy. Rozpięłyśmy suwak miękkiej torby, którą miał przy sobie, kiedy wpadł pod samochód.

Poprosiłam starszą siostrę, żeby sięgnęła pierwsza. Wydobyła garść papierów - rozkład jazdy autobusów z Baltimore, karta biblioteczna, karta wyborcy ze stanu Maryland.

Teraz ja wzięłam od niej delikatnie tę torbę. Powiedziałam, że jestem już gotowa przejrzeć do końca zawartość. - Wyciągnęłam ręcznie rzeźbioną, jaskrawożółtą czwórkę z uśmiechniętą twarzą w trójkącie i swój medal.

Zaczerpnęłam głęboko tchu i grzebałam dalej, aż coś ostrego ukłuło mnie w palec. Wyjęłam ciemnożółty, bursztynowy kawałek o ostrych, nierównych kantach. Szkiełko Robina do połowu krabów. ]ak on je zdołał zachować przez tyle lat?

Raptem poczułam, że na ten jeden dzień mi wystarczy.

Później, już w domu, poszłam ze szkiełkiem Robina na górę, żeby zdążyć złapać ostatnie promienie zachodzącego słońca. Popatrzyłam przez szybkę, a kolory stały się wyraźne, niesamowicie jaskrawe.

Zaczęłam chodzić po korytarzach, stale trzymając szkiełko przed oczami.

Zauważyłam, że kiedy patrzę przez nie w półmroku, widzę rzeczy, których przedtem nie widziałam. Zjawiły się cienie, wyostrzyły kolory. Byłam zdumiona.

Podeszłam do biurka Kelsey, która siedziała przy komputerze z monochromatycznym ekranem. Kenny kupił go dla mnie, ale nie mogłam z niego korzystać, bo nie widziałam liter. Przez brak ostrości widzenia. Teraz, trzymając szkiełko Robina przy oczach, widziałam każde słowo.

Przejęta tym odkryciem, zaniosłam szkło wprost do optyka i spytałam, czy mógłby mi zrobić okulary do czytania w tym właśnie odcieniu. Optyk obejrzał szkło pod światło.
- Nie ma problemu - powiedział.
Potem jeszcze dodał, że szkło zabarwione na taki odcień żółci bada się już od 15 lat i że ostatnio używa się go, aby poprawić ostrość widzenia.

Pomyślałam, że mój brat odkrył zalety tego szkiełka prawie 30 lat wcześniej i używał go do łowienia krabów, żeby dostrzec cienie poruszające się w cieniu.


Sądziłam, że ślepota odbierze mi widok wszystkiego, co kochałam, ale myliłam się. We śnie wracały do mnie dawne obrazy z dzieciństwa, zobaczyłam je w innym, łagodniejszym świetle. Te sny dodają mi sił.

Ponownie odnalazłam brata i odnalazłam radość. W sanktuarium mojej pamięci biedny Robin ma twarz z czasów swojego "idealnego wieku".

W dniu jego śmierci mama powiedziała: "Jest teraz tam, gdzie był najszczęśliwszy, z powrotem w Wirginii, na końcu przystani. Z siatką w ręku wypatruje krabów".

I tak go teraz widzę.




Przegląd Reader's Digest 1998
Tłumaczenie: Anna Kołyszko
  • /pisane-noc/279-moje-magiczne-szkieko/1272-patrz-sercem